Gwałty i mity

Pojęcie gwałtu randkowego pojawiło się w historii 14-latki z Lublina, której próbowano uniemożliwić aborcję. Czy coś takiego w ogóle istnieje? – pytano. Istnieje i jest o wiele bardziej powszechne, niż mogłoby się zdawać.
Rys. Miosław Gryń.
Rys. Miosław Gryń.
Poszłam na imprezę z nowym chłopakiem i co tu dużo gadać, przedawkowałam alkohol, on też, ale mniej. Rano już nie byłam dziewicą. Nic nie pamiętałam – opisuje Ewelina. – Długo byłam przekonana, że to ja jestem winna, bo go nie dopilnowałam. Najgorsze jest to, że potem byłam z nim jeszcze prawie trzy lata. To wracało, ale byłam od niego przedziwnie uzależniona. Teraz go nienawidzę, to największy skurwysyn, jakiego spotkałam.

Bo bluzka była za krótka

W powszechnym mniemaniu do gwałtu dochodzi wtedy, gdy ubrana, najlepiej w zapięty pod szyję kożuch, kobieta zostaje wciągnięta przez obcego zboczeńca do lasu, broni się do upadłego, a ulega dopiero ogłuszona łomem. W innych przypadkach włączają się mechanizmy obciążania winą ofiary: może kusiła los, szwendając się nie tam, gdzie trzeba. Może była seksownie ubrana. Może za dużo wypiła, a może prowokowała, bo tak naprawdę sama tego chciała. Te same mechanizmy włączają się w głowie ofiary: mogłam nie iść, nie pić. Dlatego najczęściej nie mówią o tych sytuacjach nikomu.

– Przecież wiedziałaś, po co tu idziesz. Jest impreza, bawimy się – usłyszała po fakcie 16-letnia Ania. To były urodziny jej starszego brata. Chłopcy jej imponowali, przystojni, fajni. A najlepszy przyjaciel brata naprawdę jej się podobał. Dlatego, kiedy zaproponował, żeby poszli do pokoju obok, zgodziła się. Myślała, że trochę się poprzytulają, nie miała obaw, w końcu znali się od lat. Kiedy zaczął być natarczywy, protestowała, ale on nie słuchał. Zaczęła się bronić, dostała w twarz, wykręcił jej ręce. Nawet nie przyszło jej do głowy, żeby to zgłosić na policję. Przecież to przyjaciel, przecież naprawdę sama poszła do tego pokoju, wcześniej wypiła kilka piw. Nie powiedziała rodzicom, nie powiedziała nawet bratu. Miała świadomość, że nikt jej nie pomoże. Do telefonu zaufania zadzwoniła tylko po to, żeby się wygadać. Przyjaciel brata do dziś bywa u nich w domu, jakby nigdy nic.

Według Wandy Paszkiewicz z Centrum Pomocy Stowarzyszenia Niebieska Linia, dziewczyny, które się zgłaszają, rzadko mówią, że doświadczyły gwałtu na randce. Skarżą się na zaburzenia psychosomatyczne. Dopiero potem okazuje się, że ich podłożem jest szok związany z przemocą seksualną. Nie nazywają tego gwałtem, bo przecież gwałciciel to ktoś obcy, a nie chłopak, narzeczony. Zgwałcenie przez obcego napastnika ma zwykle bardziej brutalny przebieg, ale skutki psychiczne, gdy robi to ktoś bliski, są te same: szok, zespół stresu pourazowego, myśli samobójcze. Bo wchodzi tu jeszcze w grę okaleczone zaufanie. Alicja Długołęcka, psychoterapeutka i seksuolożka, potwierdza, że rozmowy z nastolatkami na ten temat to wyjątki.

– Do gwałtów randkowych bardzo często dochodzi na imprezach, gdzie jest alkohol czy narkotyki. Dziewczyna jest zakochana, w fazie romantycznej, i zostaje przez swojego chłopca siłą zmuszona do seksu. Jak się do tego przyznać? Bo przecież czegoś chciała, ale nie tego – opowiada. – Te historie wychodzą później, w pracy z dorosłymi kobietami, które dopiero po latach potrafią sobie uświadomić, co je tak naprawdę spotkało, i leczą traumę.

Nie znaczy nie

W Stanach Zjednoczonych przełomem w definiowaniu gwałtu była sprawa Mike’a Tysona z 1991 r. Młoda kobieta, która umówiła się z nim na randkę i dobrowolnie poszła do pokoju hotelowego, oskarżyła go o gwałt. Sąd orzekł, że jej swobodne zachowanie nie jest jednoznaczne ze zgodą na seks i skazał Tysona za napaść seksualną.

Prawo, również polskie, definiuje gwałt dość szeroko. Każde wymuszenie seksu przy użyciu przemocy lub groźby jej użycia jest gwałtem. Także gdy ofiara jest pijana, odurzona czy niezdolna do decydowania o sobie (np. upośledzona). Nieważne, czy seks wymusza osoba bliska, choćby i mąż. „Nikt, nigdy i wobec nikogo nie jest zobowiązany do świadczeń seksualnych” – podsumowują autorki książki „Gwałt na randce” Susan Mufson i Rachel Kranz. Kobieta zawsze ma prawo powiedzieć: nie, i wszystko, co po tym następuje wbrew jej woli, to przemoc seksualna.

Gwałt randkowy jest jednym z najbardziej kontrowersyjnych przestępstw seksualnych. Chłopcy często nie czują, że zrobili coś złego. I to jest największy problem – przekonuje Mike Hardcastle w brytyjskim poradniku dla nastolatków. Tego typu gwałt często bywa wynikiem niezrozumienia i braku komunikacji, a nie przestępczych intencji. „Dlatego pierwszą i najważniejszą rzeczą, którą chłopcy powinni zrozumieć, to że nie znaczy nie. To nie podlega negocjacjom” – zaleca Hardcastle.

Tyle teoria. Praktyką często rządzi patriarchalny mit, że kobiece nie w istocie znaczy tak. To tylko kokieteria, bo naprawdę kobieta lubi być zdobywana. Jest postrzegana jako istota, która w gruncie rzeczy sama nie wie, czego chce. Mężczyźni często traktują zmuszanie kobiet do seksu jako rzecz normalną. Nie traktują serio odmowy. „Gwałcą dziewczyny w przekonaniu, że wyświadczają im przysługę, ośmielając je i oswajając z seksem” – piszą Mufson i Kranz.

Cnotki i szmatki

Gwałty randkowe czy takie, w których gwałciciel jest osobą znajomą, zdarzają się częściej, niż mogłoby się zdawać. Ponad 80 proc. zgwałconych kobiet znało wcześniej napastnika. Jedne z największych badań, dotyczące gwałtów na randce, przeprowadzono wśród kilku tysięcy studentek uniwersytetu w Massachusetts. 13 proc. ankietowanych przeżyło gwałt na randce, a kolejnych 10 proc. usiłowano zgwałcić. Inne badania potwierdzają te dane. Socjolog Michael Shiveley podaje, że 26 proc. ankietowanych przez niego kobiet doświadczyło przemocy seksualnej. O podobnej skali mówi prof. Mary Koss, specjalistka medycyny rodzinnej i społecznej, która prowadziła badania w 32 uniwersyteckich miasteczkach, przy czym jej zdaniem są to dane zaniżone, bo nie wszystkie kobiety chcą ten fakt ujawniać, nawet anonimowo. Wolą o wszystkim zapomnieć, wyprzeć z pamięci. Tylko 5 proc. zgłasza się na policję. Pisarka Naomi Wolf ujmuje rzecz dosadnie: „Gwałt zdarza się częściej niż leworęczność, alkoholizm i ataki serca”.

Czy w Polsce jest podobnie? Badań brak, ale nie ma powodu, by sądzić, że nie.

Przeciwnie, są powody, by sądzić, że może być nawet gorzej. To u nas słychać było obleśny chichot Andrzeja Leppera, który powątpiewał, czy można zgwałcić prostytutkę. Gdy do komisariatów zgłaszają się kobiety zmuszane do seksu przez mężów, policjanci są zdziwieni: Jaki gwałt? – pytają – przecież to pani mąż.

Polki, zwłaszcza nastoletnie, nie są świadome swoich praw. Jak opowiada Aleksandra Józefowska z Grupy Edukatorów Seksualnych Ponton, wiele pytań kierowanych do prowadzonego przez nich telefonu zaufania brzmiało: Czy jeśli mój chłopak nalega na seks, mam prawo odmówić? Wreszcie silniejsze niż na Zachodzie są u nas mity i stereotypy związane z kulturą podporządkowania kobiet, które sprawiają, że gwałt nie jest postrzegany jako gwałt, bo równie łatwo znajduje się usprawiedliwienia dla napastnika, jak winy po stronie ofiary.

Pierwszy z tych mitów sięga korzeniami historii, która rozegrała się w rajskim ogrodzie. To Ewa była kusicielką, Adam nie potrafił się oprzeć. Jej wina jest ewidentna. Zgwałcone kobiety i dziewczyny są szczegółowo wypytywane, jak były ubrane, czy aby nie nazbyt prowokująco; tak jakby to miało coś do rzeczy. To, że bogata osoba ma drogie ciuchy i jeździ luksusowym samochodem, nie znaczy, że chce być obrabowana. Kobieta, która atrakcyjnie się ubiera, nie robi tego po to, by ją zgwałcono – przekonują Mufson i Kranz. Towarzyszy temu mit drugi, według którego mężczyzna w pewnym momencie nie może się wycofać. Jeśli nie rozładuje seksualnego napięcia, może zachorować. Wielu nastolatków jest przekonanych, że może to się skończyć nawet pęknięciem jąder.

Korzenie kolejnego mitu to, zdaniem Alicji Długołęckiej, syndrom madonny i ladacznicy, funkcjonujący tam, gdzie brak partnerstwa między płciami i przekonania, że kobieta ma prawo do wytyczania granic. Dziewczyny dzielą się na porządne, które nie dają się nawet dotknąć, i łatwe, które właściwie „same się proszą”. Lustrzanym odbiciem jest stereotyp dzielący chłopców na łowców okazji i frajerów, którzy z nich nie korzystają.

– Aby wyplątać się z tej dychotomii cnotki i szmaty, bo obie etykiety postrzegane są źle, nastolatki zyskują pozycję w grupie, pozując na ostre laski, które mają rozliczne doświadczenia seksualne, choć nikt nie wie z kim – mówi Długołęcka. – Ale to też ryzykowna gra.

Wreszcie, na koniec, stereotyp randki jako wymiany usług: mężczyzna zaprasza i płaci, kobieta w zamian oferuje seks. Jak głęboko sięgają korzenie tych stereotypów, pokazują badania przeprowadzone przez Andreę Parrot wśród nastolatków z koledżów przy Uniwersytecie Kalifornijskim w Los Angeles. 54 proc. nie widziało nic niewłaściwego w użyciu przemocy, jeśli dziewczyna wcześniej zgodziła się na seks, a potem zmieniła zdanie. Podobnie, gdy wcześniej zgodziła się na pocałunki i pieszczoty. Prawie 40 proc. uznało, że wymuszanie seksu jest w porządku, jeśli chłopak wydał na randce dużo pieniędzy. Ponad połowa uważała, że chłopak ma prawo wymagać stosunku, jeśli to dziewczyna go podrywała. Jedna trzecia uważa, że mężczyzna musi uciec się do przemocy, gdy jest tak pobudzony, że nie może się powstrzymać.

Przepłakać traumę

– Umówiłam się z kolegą na randkę, wybraliśmy się do klubu, żeby się napić i potańczyć. Do tańczenia chyba nie doszło. Ostatnie, co pamiętam, to jak siedzieliśmy i piliśmy drinki. Nie wypiłam dużo, jednego drinka kupiłam sobie sama, a drugiego kupił mi kolega – opisuje Ania. – Po czym obudziłam się u niego w  łóżku, bez jakichkolwiek innych wspomnień z tej nocy, przerażona. Zostałam zgwałcona? Wydaje mi się, że tak, choć przez okropne poczucie winy i złość na siebie myślałam, że może sama jestem sobie winna. Byłam w  szoku, jeszcze u niego próbowałam zmyć krew z bielizny, a gdy wróciłam do domu, poszłam spać na kilka godzin. Dopiero potem uświadomiłam sobie, że może padłam ofiarą pigułki gwałtu.

Pigułki gwałtu, czyli GHB, Rohypnol i Ketamina, dotarły już do Polski. To bezwonne i bezsmakowe substancje, powodujące utratę świadomości i amnezję. Na Zachodzie jest to poważny problem. Brytyjskie statystyki mówią o 12 tys. przypadków rocznie, a to z pewnością tylko ułamek. Gwałt jest przestępstwem o najniższym współczynniku zgłoszeń. U nas trudno oszacować skalę zjawiska. Policja odnotowuje pojedyncze przypadki. Ofiara najpierw musi uświadomić sobie, co się tak naprawdę stało, a niektóre z tych substancji można wykryć w moczu tylko przez 12 godzin od podania. Musi być gotowa na naruszające intymność badanie ginekologiczne, na serię niedyskretnych pytań. – Po traumie włączają się mechanizmy obronne. Ofiara ma przede wszystkim ochotę, by się schować w kącie i to przepłakać – opowiada Alicja Długołęcka. – Natychmiastowe zgłoszenie gwałtu na policję wymaga ogromnej determinacji. To nie jest na psychikę młodej osoby.

W Polsce jest kłopot nawet z przypadkami ewidentnie brutalnych gwałtów. Wandzie Paszkowskiej szczególnie utkwił w pamięci przypadek dziewczyny, która poszła ze swoim chłopakiem na imprezę. On zgwałcił ją pierwszy, a potem zaprosił do wspólnej zabawy kolegów. Dziewczyna opowiedziała o wszystkim matce, zgłosiły się na policję. Zebrano konieczne dowody, ale zanim doszło do procesu, dziewczyna została tak zaszczuta przez sprawców, że musiała się wyprowadzić do innego miasta.

Z jednej strony procedury dowodowe są konieczne, z drugiej mogą być zbyt raniące dla nastolatki. Terapeutki pracujące ze zgwałconymi przyznają, że często odradzają dziewczynom zgłaszanie sprawy na policję, by nie pogłębiać koszmaru; nawet za cenę tego, że sprawca pozostanie bezkarny.

Kwestia języka

Sytuacja nie jest zupełnie bez wyjścia. Poza skrajnymi przypadkami gwałty randkowe często wynikają z nieporozumienia, braku komunikacji między parą. Wychowanie dziewczynek promuje takie cechy jak bierność, uległość, delikatność i liczenie się z uczuciami innych. Gdy odmawiają, starają się to robić tak, by nikogo nie urazić. Ich nie w języku wychowywanego w innym duchu chłopca brzmi: może jednak tak.

– Polskie nastolatki są skrajnie nieasertywne – twierdzi Joanna Piotrowska, szefowa Feminoteki i trenerka Wendo, kursów samoobrony dla dziewczynek i kobiet. Tłumaczy, że małym dziewczynkom pozwala się na więcej, bo jeszcze są dziećmi. To się zmienia w gimnazjum, gdzie zaczyna się społeczna tresura dziewczyn na małe kobietki, które mają się przede wszystkim podobać. Tracą wiarę we własne siły i możliwości. – Ale nawet wtedy, gdy odgrywamy scenki relacji z chłopcami, one dokładnie wiedzą, czego nie chcą, ale nie potrafią odmawiać bez poczucia winy i nie potrafią tego jasno zakomunikować – mówi Piotrowska.

Żeby ustalić granice, trzeba rozmawiać, a żeby rozmawiać, trzeba posługiwać się wspólnym językiem. I nie chodzi tu tylko o różnicę płci. Chodzi o to, że polskie nastolatki często nie posługują się żadnym językiem, w którym mogłyby mówić o tym, co się między nimi dzieje. – Niedawno miałam telefon od 14-latki, która mówi: proszę pani, poznałam na dyskotece fajnego chłopaka, on się chce ruchać i co ja mam zrobić? – opowiada Aleksandra Józefowska z Pontonu. – To prosta dziewczyna, nie umie tego inaczej powiedzieć, skąd ma umieć? W takich momentach czuję, że przed nami jeszcze lata świetlne pracy u podstaw – mówi. Jej zdaniem, nastolatki są poddawane tak skrajnym presjom, że czują się kompletnie zagubione. Z jednej strony presja popkultury, która nadaje przekaz: bądź sexy, wyzwól w sobie kusicielkę, z drugiej presja religii, domu na restrykcyjne zachowanie dziewictwa do ślubu. Na to nakłada się paniczny lęk przed ciążą.

Dla polskich nastolatków głównym źródłem wiedzy o życiu erotycznym są dziś obrazki z Internetu, na których seks to zestaw szybkich czynności, zakończonych kosmicznym przeżyciem. W połączeniu z brakiem podstawowej wiedzy daje to efekt w postaci rozpaczliwych pytań – czy można zajść w ciążę poprzez połknięcie spermy, wspólne korzystanie z toalety albo seks analny? – z którymi młodzi zwracają się do telefonu zaufania. Brak rzetelnej edukacji seksualnej staje się coraz większym problemem. W szkołach jest nieobowiązkowa, ale nawet, gdy się pojawia, to często w dziwacznej formie.

Alicja Długołęcka była pierwotnie autorką podstaw programowych, ale potem zostały one przetłumaczone na inny język, tak że sama ledwo poznała, co napisała. Zamiast antykoncepcji jest naturalna metoda poczęć, mnóstwo mglistych sformułowań w stylu „integralna wizja seksualności”. Już sama nazwa przedmiotu: przygotowanie do życia w rodzinie, jest nieadekwatna. Można uznać, że nastolatkom wszystko kojarzy się z seksem, ale rodzina chyba w ostatniej kolejności.

– Edukacja seksualna w Polsce zamyka się w dwóch opcjach: beretowej, która straszy, bo pilnuje moralności, i laickiej, która straszy zagrożeniami zdrowotnymi – mówi Długołęcka. – Nikt nie uczy młodzieży tego, czym naprawdę jest seksualność, poczucia szacunku do własnego ciała, sztuki mówienia nie, budowania związków partnerskich.

Bez tego nie da się ograniczyć zjawiska gwałtów randkowych. Nie ma innego wyjścia, jak wreszcie zacząć nadrabiać te lata świetlne pracy u podstaw.
Joanna Podgórska
Data publikacji w portalu: 2008-10-24
Joanna Podgórska, 28 lipca 2008
POLITYKA
Podoba Ci się artykuł? Możesz go skomentować, ocenić lub umieścić link na swoich stronach:
Aktualna ocena: ocena: 5 /głosów: 2
Zaloguj się, aby zagłosować!
OPINIE I KOMENTARZE+ dodaj opinię  

Salamandra882011-09-02 08:08
popieram Cię loneliness...są różne sposoby rozładowania napięcia seksualnego...chociażby onanizm...


Dopisywanie opini, tylko dla zarejestrowanych użytkowniczek portalu

Zaloguj się

Nie masz jeszcze konta? Zarejestruj się!

Witaj, Zaloguj się

Artykuły zoologiczne na Ceneo

NAPISZ DO NAS

Masz uwagi, zauważyłaś błędy na tej stronie?
A może chciałabyś opublikować swój tekst?
- Napisz do nas!

FACEBOOK

Zapraszamy na nasz profil Facebook
© KOBIETY KOBIETOM 2001-2024