siegel pisze:Dziękowanie i przepraszanie jest wyrazem hojności. Daję, ponieważ mam. Przepraszam, ponieważ mnie na to stać.
Wszystko fajnie, tylko z tym dawaniem, hojnością, ponieważ "masz" to dasz, to różnie bywa. Można mieć i można dawać, tylko co jeśli obdarowywany tego nie potrzebuje? Dawać na siłę, jak nietrafione bożonarodzeniowe prezenty, z którymi nie wiadomo co zrobić? Ale ten który dał cieszy się, że zrobił komuś (wątpliwą) przyjemność, bo coś dał
Bez sensu.
Jeśli coś w relacjach międzyludzkich szwankuje, to zwykle na głębszych poziomach - czynów, a nie słów. I dorzucenie wtedy trzech słówek do codziennej egzystencji problemów nie rozwiązuje.
A słowa się dewaluują. Np. we Francji i USA mają taki zwyczaj mówienia na odchodne "lov you", "Je t'aime". Za tymi słowami nie idą oczywiście żadne emocje, ot taki nawyk słowny, który (wg nich) jest miły dla odbiorcy, fajnie komponuje się wraz z "do widzenia". Ktoś, kto nie zna tych zwyczajów, przyjedzie sobie z takiej Polski i jest mocno zdezorientowany co się dzieje, że nagle wszyscy go kochają? I niby problemu nie ma, dopóki z kimś takim nie zwiąże się, bo wtedy już za cholerę nie rozróżni kiedy ten nawyk słowny coś znaczy, a kiedy jest pustym hasłem rzuconym na odchodne.
Z dziękowaniem, proszeniem, a przede wszystkim przepraszaniem jest trochę inaczej, ale w sumie podobnie. Po jakimś czasie ciągłego klepania tych słówek do każdego, przy każdej okazji, one już nie będą miały żadnego znaczenia. Kiedyś zrobisz coś naprawdę niewłaściwego, przyjdziesz przeprosić i Twoje przepraszam może zostać uznane za nic niewarte hasło, którym obdarowywałaś każdego i za którym nic się nie kryje i w które nikt juz nie uwierzy.