Może to wina napatrzenia się na lukrowane, cukierkowe, tunningowane panny z romantycznych komedii hollywoodzkich (myślałam, że nie mam tego syndromu wymogów higieniczno-fizjonomicznego ideału w obsadzie dzieła kinematograficznego, które oglądam), ale wszystko napawało mnie w stosunku do nich uczuciem odrazy. Dekadencka atmosfera towarzysząca akcji owszem, była ciekawa, ale wyłącznie do patrzenia z boku, nie chciało mi się wskoczyć tam, przebijając głową ekranrozi pisze: cały wic polega na tym, że o ile syd nie podobała mi się ani trochę (nie lubię tej aktorki), o tyle lucy (ally scheedy) jest absolutnie w moim typie podobnie jak jej kochanka greta, byłaby mniam mniam, gdyby nie była tak zaćpana
Córkę botanika warto, moim zdaniem, obaczyć. Film trochę rozczarowuje, ale lubię to uczucie upewniania się, że istnienie homoseksualizmu na świecie ma też swoje egzotyczne z naszego punktu widzenia, terytorium - że nie jestem jednynym okazem życia na Marsie. I choć też preferuję coś ambitniejszego od łatwo przyswajalnych komedyjek branżowych, obejrzenie po Córce choćby Imagine me and you jest dobrą przeciwwagą - to wszak też pozytywne zjawisko, że o naszym środowisku mówi trochę więcej gatunków, choćby były to SF czy romantyczne bajki, niźli tylko tragedie podzielone na akty: zapoznanie, rozkwit uczucia, ujawnienie, śmierć obojga niewiast.annabelle sciagam, bo nie widzialam corke botanika jakos omijalam do tej pory, ale moze tez w koncu zobacze.
natomiast cukierkowe komedie romatyczne nie sprawiają mi już takiej frajdy.
A Loving Annabelle to nie taki zły film, jak się wydaje, jeno potrafi robić wodę z mózgu. Przynajmniej przeciera szlaki kolejnego tematu, o którym nawet to forum świadczy, że jest powszechny.