Moje dwanaście

Massimo Dorota
DZIEŃ PIERWSZY

-Pokaż mi rękę a powiem ci, jaka jesteś.
Uciekła. Słyszałam serce, które biło dziś tak wolno i może właśnie to spowodowało, że spanikowałam, rzucając się na oślep do jakiegoś biegu. Szarość dnia bez pytania weszła w umysł. Lustro. Widzę a raczej przeglądam się. Nie, ja obserwuje dziewczynę podobną do mnie, która stoi naprzeciw. Zbliżyła wargi do samej siebie. Zgiełk wszystkiego, tak bardzo wierny! Ten zgiełk...To jedyna rzecz, wrażenie, które jej nie opuszcza.
Jest aż do końca, do końca jasności. Zawsze, kiedy światło rozbłyska, jest i on, mój zgiełk. Nagle zauważyła, że jej odbicie odkleja się od wizerunku. Zostawia ją. Najgorszy w tym wszystkim był fakt, iż nie potrafiła samej siebie przyciągnąć. Znów idziesz polować i tak zawsze. Zawsze tak będzie. Zawsze będziesz rzucać kolejny świt. Odchodzisz, ale zawsze powracasz. Cholera! Niech cię szlaaag... ciii....

DZIEŃ DRUGI

Naga. Przywarła całym ciałem do zimnej marmurowej posadzki. Kiedy ręce i nogi były już drętwe a całe ciało napinało się w ostatnim akcie desperacji wytrzymałości, powoli podnosiła się. Jakże ciężko, jakże zmęczony wzrok, zwolnione myśli. Ciężko! Starała się przeanalizować postępowanie, wciąż na nowo odtwarzała sytuacje, w których mogła coś zrobić z sobą.
Dochodzi południe. 25 lipiec, pada deszcz, parno. Z podłogi wdrapuję się na łóżko. Zapalam papierosa. Wczoraj przed dwudziestą pierwszą zadzwoniła Miśka ze Sztokholmu, mówi, że podroż się udała i dotarła cało. Miała bardzo radosny głos tak, jakby właśnie tam zaczynała na nowo odżywać po tej pieprzonej Polsce. Powinnam się cieszyć, że jest szczęśliwa, ale nie umiałam tego okazać. Może zmusiłabym się do powiedzenia jej chociaż parę ciepłych słów, ale byłam zbyt pijana i tylko przytakiwałam w krótkiej naszej rozmowie.
Spod poduszki wyciągnęła zdjęcie, które sama zrobiła Miśce, bardzo długo przetrawiała w sobie twarz ukochanej osoby. Chowała je z powrotem, potem znów wyciągała. Trwałoby to tak jeszcze pewnie w nieskończoność, gdyby nie to, że znów zbierało jej się na mdłości. Położyła się spokojnie, gasząc peta.
Mam aż i tylko 30 lat. Krótko obcięte włosy, bladą cerę. Opatulona szczelnie w skórzany, długi czarny płaszcz siedzę na schodach w bloku. Oparta plecami o ścianę, prawie zasypiam ze zmęczenia. Cały czas nadsłuchuje... czekam na ten jeden jedyny ważny dźwięk. Odgłos twoich kroków, potrafię je rozróżnić wśród tysiąca innych. Czekam. Wiem, że kiedyś wrócisz. Uśmiecham się do samej siebie. Jest mi dobrze, tak dobrze, bo zaraz się zobaczymy. Wyjmuje z bocznej kieszeni spodni telefon komórkowy, po raz któryś z kolei czytam sms-y gromadzone z namaszczeniem przez ostatni czas. Czas tak długi. Zaczyna nagle dzwonić. Dzwoni, dzwoni...
Dzwoni coraz głośniej, wręcz przeraźliwie wyrywając mnie ze snu.
-Tak, słucham
Zacharczałam.
-Nie, jeszcze żyję, ale ledwo. Co? Właśnie spałam, śniło mi się, że siedzę na klatce schodowej i... Co? Nie mam siły. A o której? Dobra, jak się pozbieram, to przyjdę. To pa.

Wyłączam całkowicie aparat. Dochodzi godzina szesnasta. Czuję się, jakbym właśnie przeszła odwirowanie w pralce. Śmierdzę.

-Wieczór-
Miałam nie przyjść, ale jestem. Znowu będą pić i palić skręty. Chujowe skręty, bo podróby.
Co ja tu robię?

DZIEŃ TRZECI

1) Czy jestem kochliwa?
Raczej nie, łatwo się ludźmi fascynuje, ale na krótko.
2) Czy wierzę w Boga?
Nie wiem, chyba tak, jednak zapominam o jego sile działania.
3) Co mnie przeraża?
Ludzki krzyk, trochę Bóg, katastroficzna śmierć-że mnie spotka.
4) Nie znoszę:
Infantylności
5) Skojarzenia:
Związek-odpowiedzialność
Miłość-śmierć
Przyjaźń- cierpienie i dawanie
Rozstanie-ból
Nienawiść-przebaczenie

DZIEŃ CZWARTY

Płakała prawie niepostrzeżenie dla tłumu. Skulona głęboko w swoim "ja" uparcie wbijała wzrok gdzieś daleko w przepływające po błękitnym niebie chmury. Miśka w dzieciństwie samotności kładła się na trawie i obserwowała chmury. Mogła tak godzinami leżeć, widząc tam hen w górze coś, czego ja dziś nie potrafię dostrzec. Czasami żałuje, że nie ma we mnie tyle odwagi, co u niej. Postanawia - realizuje. A ja? Zawsze muszę wszystko długo analizować, rozważać a potem z trwogą w sercu szepczę "zróbmy to". Gdzie jest moje miejsce na ziemi? Zawsze cię szukałam i kiedy wreszcie dotarłyśmy do siebie, kiedy... chciałam mocno ścisnąć za rękę ty... wyjechałaś. Tak nagle, bo....nagle.
Poderwała się, jakby coś ją oparzyło. Zmęczoną twarz dziewczyny malował grymas i pewne niezadowolenie, jakąś złość.
Ja. Przyjeżdżająca codziennie o tej samej porze, tym samym metrem. Ja, czekająca, nie rozumiejąca a raczej niechcąca zrozumieć ludzi. Potrzebuje wielkiej wierności, wielkiej miłości, tej bardzo namacalnej. Potrzebuję kogoś, kto potrafiłby być nagle bardzo gwałtowny, kto umiałby ze mną płakać na widok morza, w którym odbija się granatowe rozgwieżdżone niebo. Krzyknij ze mną w bólu. Chcę, abyś nagle zrywała się ze mną i biegła jak oszalała gdzieś. A potem zasypiała między ziemią a niebem ze mną bez pytań. Wiem, że jestem trudna.
Zielony neon baru naprzeciw odbijał się w jej oczach. Siedziała w niewielkim lokalu przy okrągłym drewnianym stoliku. Obserwowała ludzi, popijając piwo. Ludzie dnia dzisiejszego są tak bardzo zmęczeni. Z jakimś ciężarem przepływają przez chodniki mijając się w ciszy. Im się nie da pomóc, oni nie rozumieją, że wszystko zaczyna się od nich samych. Do stolika po kilkunastu minutach dosiadł się Maks. Maks był facetem o latynoskiej urodzie, wysoki, całkiem nieźle zbudowany podobał się kobietom. On jednak żył we własnym, zakompleksionym świecie. Świecie pokrytym grubą skorupą, z którego nie miał zamiaru się wydostawać.
-Szukam kobiety, takiej jak ty, która zrozumiałaby moje... hm? -Małe wybryki? Zapytałam delikatnie, aby go nie urazić. Przytaknął, zamawiając mnie i sobie wódkę.
Alkohol miło zaczął podrażniać umysł, a raczej sprawiał, że myśli ocierające się o siebie nachodziły jedna na drugą.
-Czasami lubię się przebierać, kiedy siostra wychodzi z domu, przymierzam jej ubrania. Zawsze to robię, kiedy jestem sam. Żadna kobieta tego nie zaakceptuje. Stara! Ja nie wychodzę w damskich ciuszkach na ulicę, ale w domu... Czasami...
I właśnie tu Maks. ma poważny problem. Tak naprawdę jest transwestytą, ale nie mówi tego głośno. Czasami w listach pisze, jak trudno być tym, kim się chce, ale na tym się kończy. Zaczął chodzić do łóżka z facetami, bo boi się wyśmiania przez kobietę. Ach ten nasz XXI wiek.
-Słyszałem, że twoja Miśka wyjechała za granicę.
Zadrgały nieprzyjemne uczucia żalu, tęsknoty i strachu o nią. Przełknęłam ślinę, zmuszając się do jako takiego uśmiechu w kierunku towarzysza od alkoholu.
-Tak, ale wróci.
-Nie obruszaj się, czy ja coś mówię?
-Przepraszam Maks... ale jestem jakoś dziwnie rozdrażniona.
Delikatnie położył dłoń na ręku dziewczyny.
-Wróci...
Szepnął prawie niesłyszalnie.

Zmęczenie, pijackie zmęczenie daje się we znaki. Postanawiam, jak najszybciej wrócić do domu.
Łapię taksówkę.

DZIEŃ PIĄTY

Zapisuje się do psychoanalityka od uzależnień alkoholowych
Zaczynam pisać opowiadanie "Moje dwanaście..."
Zadzwonić do domu.

DZIEŃ SZÓSTY

Wilgoć osiada na twarzy. Czekam na wiatr.

DZIEŃ SIÓDMY

Czasami myślę o nim i wtedy dziwnie się czuje, jest mi źle. Zwłaszcza teraz w nocy, myślę o nim.
Nie sypiam zbyt dobrze. Jest mi za gorąco. Kiedy jest parne powietrze, oddycham ciężko, on wtedy wstawał i robił mi owocową herbatę. Nie, jego nie da się po prostu wymazać z pamięci. Był dobry, traktowałam go jak ojca, ojca, który czasami staje się mężczyzną. Uciekłam, tak nagle wyślizgnęłam mu się z rąk, właśnie wtedy, wtedy, kiedy pragnął fizyczności. Zawsze w tym momencie uciekam. Mężczyźni...

-Wiesz, chyba zostanę tam na zawsze-
Jej słowa przechodzą granicę mojego bólu tego najbardziej prywatnego
Jestem Romeo i Julią... nic po nas nie zostanie.

DZIEŃ ÓSMY

Straciłam ból. Dziwne. Czuję tylko, jak powieki lekko drgają, a poza tym nic. Wchodzę do wanny.

KOLEJNE TRZY DNI

Zapomniałam nalać wody na kąpiel, nawet nie pomyślałam o odkręceniu kurków (śmiech). Ile tak siedziałam? Dwa, trzy dni? Zimno mi. Moje ciało z powrotem nareszcie obleka się w odczucie bólu. Wychodzę powoli z wanny, prawie natychmiast uderzam głucho ciałem o chłodne kafelki posadzki. Dzwoni telefon.
Zakładam skarpetki, majtki, koszulkę i spodnie. Zbieram się do wyjścia do apteki. Rozsadza mi głowę. Pieprzony kac!
Otwieram drzwi od mieszkania, ostre światło dzienne wdziera się do środka. Listonosz?

DZIEŃ DWUNASTY

Lotnisko. Polska. Warszawa. Stoję oparta o balustradę tarasu widowiskowego. Rumieniec oblał mi twarz, a może to odbicie od jasno-czerwonego zachodzącego słońca. Czas dał nam tylko dwanaście godzin bycia razem. Dziś, zaraz Miśka wraca z powrotem do Sztokholmu... już na stałe. Zaczynam być skazana na samotność. Chciałam stać się niewidzialną poręczą, a nawet jej nie dopędzam. Słaba, słaba, moja głupia słabość. Tak bardzo szarpię się z myślami, czy potrafię za nią podążyć. Chcę, żeby była szczęśliwa i wolna, jeśli właśnie tam jest jej brzeg, cóż mogę zrobić? Jeszcze piętnaście minut, piętnaście minut i wszystko zniknie, nagle się skończy. Nie zapomnę, jak nagle przyjechałaś, stanęłaś w drzwiach. Myślałam przez sekundę, że to listonosz, bo ostre światło oślepiało mnie. Jeszcze dziesięć minut, żeby wytrzymać, wytrzymać...

EPILOG

Uczę się tego cholernego szwedzkiego, gdybym ja nie była taka tępa do tych języków, byłoby łatwiej (śmiech)
Data publikacji w portalu: 2003-07-29
« poprzednie opowiadanie następne opowiadanie »

Witaj, Zaloguj się

Artykuły zoologiczne na Ceneo

KONTAKT

Wyślij swój tekst! - napisz do Namaste
podpisz swoja pracę nickiem lub imieniem
(jeśli chcesz: nazwiskiem), jeśli chcesz napisz swój e-mail, podamy go w podpisie.

NASZA TWÓRCZOŚĆ

Jest jak delikatny kwiat. Każda jej forma zawiera ślady głębokich wzruszeń i emocji, przenosi pamięć o czasie minionym, chroni od zapomnienia chwile.

Tutaj jest miejsce dla Ciebie. Jeśli pisałaś, piszesz lub pisać zamierzasz, nie chowaj efektów swojego natchnienia do szuflady, podziel się nimi.

Tu nikt nie ocenia, nie krytykuje. Możesz przysyłać teksty podpisane imieniem bądź pseudonimem, o dowolnej tematyce i formie. Może to dobre miejsce na debiut i nie tylko.

Zdecyduj się.
To właśnie od Ciebie będzie zależał kształt tej strony. Zapraszam do jej współtworzenia.

Namaste

© KOBIETY KOBIETOM 2001-2024