Prezent urodzinowy

~ nie podpisane
Właśnie zbliżały się moje urodziny. Niespecjalnie miałam ochotę je święcić - za mną była długa, smutna zima i zestresowana, przepracowana na nadgodzinach wiosna. Trudno było mi też pogodzić sie z myślą o uśmiechu, kiedy znajomi będą mi życzyć "wszystkiego najlepszego" ..... Cale moje wnętrze opustoszało po zerwaniu z moją niewierną dziewczyną, aby tę pustkę wypełnić stosowałam sobie terapię zajęciową - dużo pracy, mało przyjemności. Jednak było nie było, towarzystwo z pracy domagało sie torcika. Zaprosiłam ich na piątkowe popołudnie - zarywanie całej soboty dla nich nie wchodziło w rachubę - pierwszy wolny weekend od 2 miesięcy, nie chciałam się nim z nikim dzielić. Przyszły 3 pary, jedna z półrocznym bobasem - przynieśli prezenty tak neutralne, że równie dobrze mogłabym ich nie rozpakowywać i przekazać innemu solenizantowi. Wchłonęli tort, dwie butelki słodkiego wina, pośmiali się, poplotkowali o szefie i jego sekretarce - ot, czysto zawodowa impreza. Zbliżała się ósma, para z dzieckiem w pośpiechu pożegnała się - regularność to podstawa ich wychowania, druga koleżanka z chłopakiem wymówili się kolacją u teściów, a pozostała para oświadczyła, że muszą koniecznie zobaczyć jakiś tam film w telewizji - niech im, nie mają magnetowidu. Tak naprawdę ucieszyłam się, że nie spędzę z nimi całego wieczoru. Patrzenie na ich zakochane twarze nie było dla mnie radosne, bo czy jeszcze istnieje miłość?
Od lat obserwowałam jak dziewczyny się poznawały, przeżywały namiętne uniesienia, aby po kilku lub kilkunastu miesiącach rozstać się w przyjaźni lub złości. I mnie los nie oszczędził - z naiwnością rzucałam się w ramiona chętnym kobietom lub podrywałam chwilowe miłostki, krótko potem zostawiając je albo sama zostając porzucona. Wszystko to w poszukiwaniu tej jedynej. Jedynej, w której istnienie przestałam Wierzyc.
Z zadumy wyrwał mnie telefon. "Hej, to Krystyna! Nie masz ochoty na wyskok do miasta?" "Daj mi spokój, nie jestem w nastroju" - odpowiedziałam oschle, zgodnie z prawdą. "Nie daj się prosić, nie mam ochoty iść tam sama" - glos Krystyny przypominał mi skomlenie szczenięcia. Pomyślałam, niech wpadnie na godzinkę, podpije na odwagę i poleci na podryw. Krystyna mieszkała tylko 5 minut od mnie, wiec szybko zapukała do moich drzwi. Zaproponowałam jej drinka, usiadłyśmy i zaczęłyśmy rozmawiać. Z rozmowy tej wywnioskowałam, że Krystyna nie była w jej zwykłym radosnym nastroju -i naprawdę potrzebowała "przyzwoitki". Kiedy jeszcze raz odmówiłam jej, zauważyłam łzy w jej oczach "Nie kłam, powiedz, że mnie nie lubisz". Zrobiło mi sie żal, w końcu lubiłam tę dziewczynę, mimo jej zwariowanych poglądów i szaleńczych wyskoków. "Dobra, pójdę z tobą" powiedziałam "zakładaj buty, idziemy". Pomyślałam, kiedy zobaczę, że się dobrze bawi, zwinę żagle i tyle.
Weszłyśmy do naszego pubu - nie było jeszcze zbyt tłoczno, większość dziewczyn przychodziła o tej porze, ale już nie miałam szansy na wolne krzesło. Krystyna zauważyła inna koleżankę, a ja podążyłam do baru, nie miałam ochoty natychmiast wychodzić. Kupiłam sobie piwo, przeszłam do części lokalu, gdzie po jednej stronie tańczyły przytulone do siebie pary, a po drugiej kilkanaście dziewczyn okupowało nieliczne stoliki. Oparłam się o ścianę - czułam się dziwnie. Przez kilka lat nauczyłam sie zachowywać image pewnej siebie, selektywnej w wyborze i zdecydowanej w działaniu, i mimo że nie chciałam uczestniczyć w "grze", automatycznie wpadłam w dawną rolę.
Zlustrowałam wzrokiem dziewczyny obecne w pubie; wiele znajomych twarzy, wiele nowych, pary, które widziałam wielokrotnie, nowe pary - wynik krzyżówek w zamkniętych klikach. Zobaczyłam JĄ. Niewysoka, ciemnowłosa, uśmiechnięta. Siedziała w grupce dziewcząt i żywo dyskutowała. Rozpoznałam jedną z jej towarzyszek, dobrą znajomą Krystyny. Pomyślałam jednak "daj sobie spokój, to tylko zawracanie głowy", udało mi się zdobyć wolne miejsce i zaczęłam przyglądać się tańczącym. Nagle ktoś trącił moje kolano - "cześć mam na imię Gośka a ty?". Głos uwiązł mi w gardle, to była ONA. Odpowiedziałam jej na pytanie i zaczęłyśmy rozmawiać. O podróżach, o środowisku, o mnóstwie innych rzeczy. Nagle ogarnęła nas fala światła - pub zamykano i właścicielka zaczęła krzyczeć głośno, że mamy się przenieść do innego pubu. Była pierwsza w nocy, nawet nie zauważyłam, jak ten czas zleciał. Krystyna podbiegła do mnie i krzyknęła - "chodź z nami, idziemy do Sebastiana" - oszołomiona, nie zauważyłam mojej rozmówczyni i szybko wyszłam z Krystyna i kilkoma innymi dziewczynami. Wśród nich była znajoma Krystyny, która siedziała przy stoliku Gosi -zapytałam ja o Gosię. "Jedno jest pewne - nie jest wolna". Zrobiło mi się przykro, ale ogarnęła mnie odwaga - "kochanka, to nie przeszkoda!" - "Życzę wiec powodzenia!" zaśmiała się znajoma Krystyny.
Kiedy doszłyśmy do pubu, stal przed nim ogonek gejów -"o, nie mam na to ochoty" oświadczyłam moim towarzyszkom i podążyłam w stronę nocnego autobusu. Jadąc wśród podpitej młodzieży, myślałam, jak bardzo byłam oczarowana Gosią, i co za pech - kiedy w końcu spotykam kogoś, kto mi odpowiada... Zawsze byłam przeciwna odbijaniu dziewczynom ich kochanek, a już zwłaszcza po przeżyciach z moją byłą, ale nie mogłam się pogodzić z myślą, że mam odejść z niczym.
Kiedy obudziłam się następnego dnia, zadzwoniłam do Krystyny - "Krycha, daj mi numer telefonu Kasi", Krystyna się zdziwiła, ale podyktowała mi go. Zadzwoniłam do niej - nie chciała mi dać numeru Gosi - w porządku, niech więc zadzwoni do mnie. Jeśli zechce...
Przez cały weekend i poniedziałek chodziłam jak struta - telefon milczał uparcie, a ja nie miałam spokoju ducha. W końcu powiedziałam sobie - "finito, nie zadzwoni, przestań gonić za mrzonką". Położyłam się do łóżka, zaczęłam czytać książkę, środek na bezsenność. Nagle odezwał sie telefon - "kto u licha może dzwonić tak późno"? "Hej, to Gosia" - przez moje ciało przeszła fala prądu. "Kaśka powiedziała mi, że czegoś ode mnie chcesz" - "Shit." pomyślałam "idiotka, jak mogłam myśleć...". "Nic specjalnego" zaczęłam sie jąkać "tylko myślałam, że tak nam się dobrze rozmawiało, może chciałabyś przedłużyć tę rozmowę". Gadałyśmy przez ponad godzinę. Powiedziałam jej, że mam urodziny w środę -pewny chwyt- jeśli jest zainteresowana, będzie pamiętać, jeśli nie...
W dniu moich urodzin przyszłam z pracy i wysłuchałam sekretarki telefonicznej
"Sto lat! Masz ochotę na kino w sobotę?"
Data publikacji w portalu: 2003-07-29
« poprzednie opowiadanie następne opowiadanie »

Witaj, Zaloguj się

Artykuły zoologiczne na Ceneo

KONTAKT

Wyślij swój tekst! - napisz do Namaste
podpisz swoja pracę nickiem lub imieniem
(jeśli chcesz: nazwiskiem), jeśli chcesz napisz swój e-mail, podamy go w podpisie.

NASZA TWÓRCZOŚĆ

Jest jak delikatny kwiat. Każda jej forma zawiera ślady głębokich wzruszeń i emocji, przenosi pamięć o czasie minionym, chroni od zapomnienia chwile.

Tutaj jest miejsce dla Ciebie. Jeśli pisałaś, piszesz lub pisać zamierzasz, nie chowaj efektów swojego natchnienia do szuflady, podziel się nimi.

Tu nikt nie ocenia, nie krytykuje. Możesz przysyłać teksty podpisane imieniem bądź pseudonimem, o dowolnej tematyce i formie. Może to dobre miejsce na debiut i nie tylko.

Zdecyduj się.
To właśnie od Ciebie będzie zależał kształt tej strony. Zapraszam do jej współtworzenia.

Namaste

© KOBIETY KOBIETOM 2001-2024