Mała impresja

IGA
Ale to nie ja szukałam, to samo przyszło.
Poznałam ją w drugim tygodniu roku akademickiego. Miała dwie koleżanki, z którymi wszędzie chodziła, a ja nie znałam nikogo. Poznałam jedną dziewczynę z mojej dzielnicy - Idę. Była świetna, naprawdę. Ale to nie to, co ona. Zastanawiałam się, co powinnam zrobić, by zechciała zamienić towarzystwo swych dwóch przyjaciółek na mnie jedną. Pożyczyłam jej książkę. Pożyczyłam od niej notatki. Usiadłam z nią w ławce. Pojechałam na noc do jej domu, kiedy została sama na święta.
To był listopad, dosyć ponury i deszczowy. Jednak nic nie było w stanie odwieść mnie od raz podjętej decyzji. Pojechałam. Bardzo dobrze nam się rozmawiało, o wszystkim. Oglądałyśmy zdjęcia z dzieciństwa, jej pamiątki z festiwali filmowych. Oglądałyśmy jakiś film i jadłyśmy grzanki o piątej rano. Potem położyłyśmy się spać. Przez cały czas zanim zasnęłam, próbowałam jej nie dotknąć, nie przytulać, ogólnie nie być zbyt blisko, aby jej nie przestraszyć. A miałam na to wielką ochotę. Jakoś wytrzymałam, dotykając tylko jej dłoni. Rano w ogóle nie chciałam jechać do domu. A musiałam napisać pewien tekst. Napisałyśmy go razem. Nie słuchałam, kiedy głośno odczytywała efekt naszej pracy. Patrzyłam. Pojechałam wieczorem, po dwudziestu czterech godzinach.
Rozpłakałam się dopiero na przystanku.
Dziesięć dni później powiedziałam jej, co czuję.
Studiowałyśmy razem, więc widywałyśmy się często. Uwielbiałam ją. Jej włosy, oczy, kolor i smak skóry. Byłam zachwycona, kiedy szeptała, jaka jestem piękna i uwielbiałam jej szeptać to samo. Byłam szczęśliwa, kiedy mówiła, że niczego innego tak nie pragnie jak kochać się ze mną, że marzy o tym, że jest jej ze mną dobrze. Nazywała swoje łóżko "naszym". Bardzo to lubiłam. Moje łóżko było moje, ale jej było "nasze". Spałyśmy w nim, oglądałyśmy filmy, jadłyśmy, kochałyśmy się, rozmawiałyśmy, uczyłyśmy się i płakałyśmy... Nie, nigdy się nie kłóciłyśmy. Była moją pasją, spełnieniem marzeń, objawieniem, rozkoszą. Prawdziwą namiętnością mojego życia. Wybierając ją, wybrałam życie zgodne z jej żywiołem - ogniem.
Czasami zastanawiam się, co nas tak naprawdę do siebie przyciągało. Przyjaźń? Na pewno. Dużo nas łączyło, rozumiałyśmy siebie nawzajem i chciałyśmy poznawać siebie. Byłyśmy różne, ale coś nas łączyło, był jakiś wspólny nam obu element. Podobałyśmy się sobie fizycznie. To nie ulega wątpliwości. Tylko, dlaczego tak na nią spojrzałam? Co sprawiło, że dostrzegłam w niej więcej niż koleżankę? Co sprawiło, że mi się podobała? Nie wiem. I pewnie już nigdy się tego nie dowiem. Zastanawiałam się też, co by było, gdybym nie powiedziała ani słowa o moich uczuciach? Czy ona zrobiłaby pierwszy krok? Czy odważyłaby się powiedzieć mi, że się jej podobam? Nie wiem. Wielokrotnie pytałam o to, ona też nie wie. Musiałybyśmy cofnąć czas, a tego żadna z nas nie chciała, bo co by było, gdyby nas nie było? Wiedziałyśmy, że boimy się przyszłości. Ale jeszcze bardziej bałyśmy się, że to, co nas łączy, mogłoby nigdy nie mieć miejsca.
Sanktuarium naszej miłości był Jej dom. Mój nie mógł być. Za dużo w nim hałasu. Nie może być sanktuarium żadnej miłości, nawet nieszczerej. Hałas nie sprzyja uczuciom. Giną wśród złych słów, tracą sens i pierwotne znaczenie. Tłumi je odgłos przekleństw i klątw. Zabija je krzyk pełen nienawiści oraz ciężkie milczenie, od którego powietrze robi się gęste jak budyń. Nie można w tym budować świątyni, nie w budyniu, nawet najsłodszym.

Nie potrafię zrezygnować z jej oczu, jej dotyku, zapachu, ciała, miękkości, czułości, bliskości fizycznej, zrozumienia, jakie mi daje, zaufania, którego nie zawodzi. I wiem, że nie chcę z tego rezygnować. Kim ona jest dla mnie? Przyjaźnią, wspólnym tematem do rozmów, do rozważań. Wspólną nauką, pasjami i zainteresowaniami. Namiętnością, pomysłowością, gorącym piecem, szczerością, szczęściem, równowagą, bezpieczeństwem. Dzięki niej zapominam o bólu. Na nowo uczę się siebie, która potrafi wiele.

Nawet nie pamiętam grudniowych chłodów. Miesiąc ten jest dla mnie pasmem radości, nie pamiętam, że marzłam na przystankach. Przecież było nasze ciepłe łóżeczko, książka, jaką dostałam na święta, osiołek i sylwestrowe telefony. Styczeń to perfumy, które dostałam na urodziny, luty to wspólny wyjazd, czas wolny, owoce i czekoladki. Nie pamiętam tegorocznej zimy, była wiosną. Wydaje mi się, że to wszystko trwa od zawsze, a przecież tak naprawdę to moment, noc świętojańska twoich ramion. Noc świętojańska - tylko jedna taka w roku, najkrótsza, ale magiczna.

Leżę w wannie i gapię się w sufit. Woda opływa mnie całą, jest dookoła, w moich włosach, we mnie, pode mną. Łagodnymi falami muska moje plecy, doprowadza je do drżenia, jest dla mnie czuła i delikatna, jak ty. Płynę w granatowym jeziorze pod czarnym niebem oprószonym gwiazdami. Na nim srebrny król nocy uśmiecha się i oświetla mój szlak, jakim jest Droga Mleczna. Zawsze uważałam, że księżyc jest chłopcem, Słońce dziewczynką, a gwiazdy to ich dzieci. Dzisiaj nie jestem tego już taka pewna. Woda jest gorąca, parzy, muszę płynąć coraz szybciej i silniej uderzam ramionami. Chcę uciec, czuję strach, ból, ciepło, wilgoć, rozkosz i rozkosz i rozkosz... Muszę krzyczeć. A potem nagle jest mi zimno, jestem sama i musisz mnie przytulić, przykryć, osuszyć pokazać, że jesteś i nie odejdziesz za chmury, jak księżyc. I ty zostajesz.

Jakie będą kolejne lata z nią? Pokochałam ją za to, jaka jest wspaniała i czarująca. Chciałam, żeby uwierzyła w swoją wyjątkowość i piękno. Dzisiaj myślałam o naszym pierwszym pocałunku. Doszło do niego, zanim powiedziała mi, że mnie kocha. Zanim cokolwiek wiedziałam. Kocham ją. Szalenie. Tęsknię nawet, kiedy jest obok. Widzę w jej oczach, jak śliczna jestem i czuję, że ona jest dla mnie najpiękniejsza na ziemi. I nie chcę tego zmieniać. Kto chciałby zamienić bezpieczną przystań, troskliwego kapitana i mięciutką koję na niepewne fale i ciszę przed burzą? Jestem żeglarzem, który lubi mocne i godne zaufania łodzie. Jeśli uszkodzenie jest pod linią wody i go nie widać, nie znaczy przecież, że nie zatoniemy.
Nazwałam cię, bo jesteś całym moim światem. Moja miłość do ciebie uczy się spokoju, leczy z histerii, próbuje przestać się miotać. Nie chce już żadnych rozpaczliwych krzyków, płaczu, nieodebranych telefonów, nocnych rozmów w towarzystwie białego i czarnego kota. Chcę cię kochać czule i dobrze, spokojnie, czerpać z naszej miłości siłę do walki o przyszłość, dawać ci siłę i czułość. Razem z tobą naiwnie pielęgnować w sobie zażartą na ten świat niezgodę i wierzyć, że możemy zmienić świat. I zmienimy go. Pokażemy im wszystkim, jak bardzo ważne jest, kim jesteśmy a nie to jak wyglądamy. Jakiej jesteśmy płci, koloru. Ważne są uczucia, system wartości i ty - moja Keta.
Data publikacji w portalu: 2003-10-05
« poprzednie opowiadanie następne opowiadanie »

Witaj, Zaloguj się

Artykuły zoologiczne na Ceneo

KONTAKT

Wyślij swój tekst! - napisz do Namaste
podpisz swoja pracę nickiem lub imieniem
(jeśli chcesz: nazwiskiem), jeśli chcesz napisz swój e-mail, podamy go w podpisie.

NASZA TWÓRCZOŚĆ

Jest jak delikatny kwiat. Każda jej forma zawiera ślady głębokich wzruszeń i emocji, przenosi pamięć o czasie minionym, chroni od zapomnienia chwile.

Tutaj jest miejsce dla Ciebie. Jeśli pisałaś, piszesz lub pisać zamierzasz, nie chowaj efektów swojego natchnienia do szuflady, podziel się nimi.

Tu nikt nie ocenia, nie krytykuje. Możesz przysyłać teksty podpisane imieniem bądź pseudonimem, o dowolnej tematyce i formie. Może to dobre miejsce na debiut i nie tylko.

Zdecyduj się.
To właśnie od Ciebie będzie zależał kształt tej strony. Zapraszam do jej współtworzenia.

Namaste

© KOBIETY KOBIETOM 2001-2024