Czy te oczy mogą kłamać?

KaTeE
Ten zjazd miał się nie różnić od innych, spotkanie ludzi z netu, piwko, wspólna zabawa? Wyszłam z "Pompona" tylko po to, żeby kupić prezent urodzinowy dla jednej z dziewczyn? Część rozbawionego towarzystwa pozostało w knajpie, część poleciała na dworzec odebrać kolejne dziewczyny? No, tak, zlot ciut inny od poprzednich połączony z urodzinami, nowe twarze przypisane do nickow?
Kiedyś w żartach powiedziałam, że kupimy solenizantce wibrator, a że było za późno na jakiekolwiek zakupy, trzeba było troszkę pokombinować: big rozmiarów cukinia przewiązana wielką czerwoną wstążką, do tego kartka "we dwoje przyjemniej".
Z prezentem w ręku schodziłam po krętych pomponowych schodach? Szybkie rozeznanie w terenie a właściwie w twarzach, kto był a kto doszedł... pomiędzy dziewczynami siedziała nowa osoba, blondynka o intrygujących oczach?? Hmmmmm, niewiele myśląc, podeszłam i przedstawiłam sie? Nigdy ze sobą nie
klikałyśmy, ograniczałyśmy się tylko do powitań na all, tak wiec nie miałyśmy wyrobionej o sobie żadnej opinii? Uścisk dłoni, spojrzenie w oczy mmmmmmm? Impreza rozkręcała się na dobre, towarzystwo powoli wypełniało małe wnętrze knajpki. Trzeba było złączyć stoły, żeby pomieścić tyle rozwrzeszczanych bab. Hehehe, ale pogrom. Gdy wszyscy się już zeszli, przeszedł czas wręczenia prezentu i odśpiewania STO LAT. śiedziałam naprzeciwko niej, stół znaczył swoja obecność, odgradzając nas od siebie..., niewidoczny dystans, ale już wtedy nasze spojrzenia spotykały się, oczy badały nawzajem, uśmiech na twarzy wyrażał akceptacje. Wspólne zdjęcia... nawet nie wiem, kiedy w moich rękach znalazł się aparat? Pstryk i kilka lasek zostało uwiecznionych na kliszy fotograficznej... Nie oddalam aparatu, nawet nie wiem, czyj był.
Automatycznie nakierowałam obiektyw na nią. Uśmiechnęła się - odczytała moje zamiary, wiedziała, że to zdajecie było specjalnie dla mnie. Teraz będę musiała poszukać tego zdjęcia. Sekundę później wstała ze swojego miejsca i podeszła do mnie, siadła na poręczy fotela, przytuliła swoją głowę do mojej, nasz pierwszy
kontakt, bez słowa, sam uśmiech i te oczy... zdjęcie. Wieczór dopiero się zaczynał, noc była młoda. Tak, jak wcześniej było ustalone miejscem docelowym była dyskoteka branżowa. Lekko po 22 towarzystwo zaczęło się zbierać do wyjścia. Straciłam ją wtedy z oczu, poszła z inną grupą.
"Enzym" - już tam była. Tańczyła na podeście z kilkoma dziewczynami. Niewiele myśląc, wskoczyłam do nich... dystans powoli się zacierał. Coraz bliżej i  bliżej, wymiana spojrzeń - uśmiech, zero słów i  jakichkolwiek gestów, zniknęła.
Poszukiwania wzrokiem nic nie dały, nie było jej. Wyszłam na dwór usiąść w klubowym ogródku, aby odpocząć chwilkę, w tej knajpie o tej porze roku jest tak gorąco, nie do wytrzymania a jakby dołożyć wszystkie te rozpalone ciała pląsające w rytm muzyki, tempertura podnosi się do niewyobrażalnych rozmiarów.
Siedziała na oparciu ławki, łokcie delikatnie spoczywające na kolanach, dłonie złączone ze sobą, obok niej jedna z dziewczyn ze zlotu. Rozmawiały. Podeszłam do nich, pytając się, czy mogę się dosiąść. Uśmiechnęła się i znowu to spojrzenie,
Rozmowa, jedna z wielu, standardowa jak przy pierwszym poznaniu, ale spojrzenia i uczucia, jakie wtedy się pojawiały - zaglądając w te oczy, widząc ten uśmiech - były zgoła inne od tego wszystkiego, co czułam podczas swojego dotychczasowego życia?... obawa, aby ten motyl siedzący na kraju ławki nie poderwał się za chwilę do lotu spłoszony jakimś słowem i gestem. Zawsze śmiała w słowach, zawsze wiedząca co zrobić, w tamtej chwili rozważałam najmniejszy gest i słowo. Widziałam akceptacje w jej oczach, ale i tak się bałam, żeby za chwilę nie znikła. Spojrzenia głęboko się przenikały, z ust wydobywały się
słowa... Wejście do klubu, głośna muzyka, masa ludzi poddających
się dźwiękom i znowu taniec. Wymieniające się spojrzenia, uśmiech na ustach i te myśli krążące po mojej głowie.
Gdzieś w tle słyszę hasło - Kaśka, idziemy do "Pompona" - byłam wtedy poza klubem... Dziewczyny już się zbierały, siedziały na alejce prowadzącej do "Enzo". Spojrzałam na zegarek, wielkie zdziwienie, przecież dobiła dopiero 2. Impreza rozkręcała się w najlepsze, świetna muzyka, pełno ludzi i rezygnacja - ciekawe jakie były powody? Kurczę, panika, co z moją torbą, co z moimi ciuchami? Przecież klucz od szatni miała moja przyjaciółka a jeśli one już poszły??? Jeśli poszły - to gdzie???... ech, porażka. Dziewczyny są, torba jest, ale gdzie właścicielka intrygujących oczu???...
Była już w "Pomponie", wyszła z pierwszą ekipą, siedziała miedzy dziewczynami, gdy już tam dotarłam i znowu nasze oczy się spotkały, gdy schodziłam ze schodów, tysiące mrówek przebiegło po moim karku. Siadłam obok niej, uśmiechnęła się, zaczęłyśmy rozmawiać. Chwile później przeniosłyśmy się na fotele. Ramię w ramię, tak blisko siebie. Rozmowa, niby zwyczajna, jednak emocje rosły, niewidzialne napięcie powoli zwiększało swoje rozmiary. Strach, podniecenie, jedna wielka niewiadoma co za chwile nastąpi... Z każdą minuta rozmowy coraz bardzie pogrążałam się w niej... wygląd grzecznego dziecka, a w środku tej niewinnej osoby - diabeł. Taki sam diabeł jak we mnie. To same dzikie spojrzenie, z błyskiem w oku, to samo mierzenie wzrokiem z delikatnym przymrużeniem powiek i ten kolor... bezkresny błękit - powalający na kolana, każący wielbić ziemię po której się stąpa. Tak samo błękitne, tak samo głębokie jak morze, które wielbię, w które mogę się wpatrywać godzinami, to samo jest z jej oczami - nigdy nie nastąpi nasycenie, zawsze będzie mało. To spojrzenie przenika na wskroś, powodując napływającą falę gorąca, przebiegająca gwałtownie przez całe ciało, by za chwile powrócić i zacząć swój bieg od nowa. Podobne wizje, podobne plany, podobne zamierzenia. Taka sama maniaczka kolczyków niekoniecznie w  miejscach konwencjonalnych, szalona a zarazem spokojna.
Znowu ktoś nas rozdzielił, kilka osób siadło pomiędzy nami, każdy chce zamienić kilka słów, poznać się bardziej... wprowadzić element urealnienia tego wszystkiego, co działo się w świecie wirtualnym, doprowadzić do konfrontacji kolorowych literek z twarzą i cechami realnymi wszystkich tych osób siedzących teraz w ciasnym pomieszczeniu, śmiejących się, gadających o wszystkim i o niczym. Nagle pada hasło "kostki lodu" - zabawa, o której kiedyś rozmawialiśmy,
śmiejąc się i obiecując, że wdrożymy ją w życie, nie wiadomo skąd pojawił się lód. Kostka lodu ląduje w ustach solenizantki, która przekazuje ja dalej. Trochę śmiechu, lekkie skrępowanie.
Zabawa skończona, w którymś momencie kostka wypadła, alkohol szumi w głowach uczestników zabawy, brak koordynacji ruchowej. Zabawa popadła w zapomnienie, ale lód został. Szklanka z lodem stała tuż obok mnie, z uśmiechem na ustach biorę kostkę zamrożonej wody do ręki, bawię się nia, niewielkich rozmiarów bryłka ślizga się pomiędzy moimi palcami, krople wody spadają na podłogę, światło padające z halogenów rozszczepia się, tworząc ciekawą paletę barw. Tak bardzo skupiłam się na tym widoku, że oprzytomniałam w chwili, gdy poczułam jej dłoń na mojej. Wzięła kostkę lodu z moich palców, położyła na  swojej, spojrzała mi głęboko w oczy. To spojrzenie było tak głębokie, mające w sobie tyle wyrazu, dające do zrozumienia tak wiele, mówiące - podaj mi swoją dłoń - teraz ja Cie poprowadzę. To było piorunujące uczucie, dwie dłonie, dwa osobne ciała połączone przez zimny kryształek lodu, coraz bardziej roztapiający się. Woda zastygająca na naszych dłoniach, płynąca dalej, kreśląc kształt nadgarstków, kolejne krople lądujące na ziemi, jeszcze inne skupiające światło a potem rozczepiające je niczym pryzmat. W tych kroplach zawarte były wszystkie myśli, wszystkie pragnienia i oczekiwania. Oczy lekko przymknięte, żadnych zbytecznych słów, wzrok mówił wszystko, oczy uśmiechały się, lekko rozchylone usta, z których padały nieme słowa. Słowa, które nie dotarły do naszych uszu, znalazły inna drogę wprost do naszych serc. Pokaż mi swoje oczy a ja powiem Ci wszystko. Powiem Ci, co w nich widzę. Moje oczy powiedzą Ci, co czuję. Nasze oczy mówiły wszystko, zero słów, żadnej mowy o uczuciach, gdy próbowałam cokolwiek powiedzieć, z jej ust padało tylko słowo "ciiiiiiiiiiiiiiiiiiii, nie mów nic, nie trzeba". To wszystko utkwione gdzieś głęboko, skrywane przez długi czas, wychylające się nieśmiało na powierzchnie, bojąc się, że jak tylko ujrzy światło dzienne, znowu zaboli, ktoś znowu okaże się draniem, kpiącym z uczuć podważający ich wiarygodność, zacznie znowu punktować. Ten strach paraliżował, paraliżował, ale jakaś niewidzialna siła pchała do przodu, mówiła, że tym razem będzie inaczej. Inaczej, bo to, co utkwione jest w tych oczach naprzeciw mnie jest szczere, nieskażone niczym. Te oczy tak samo jak moje ukazują pragnienie, które jeszcze w pełni nie potrafi przebić się przez to wszystko, co stało się kiedyś. Przez to, że kiedyś, ktoś zawiódł, w chwili całkowitego obnażenia uczuciowego - wyśmiał. Strach!!!, nie padły żadne słowa, pozostało spojrzenie, pozostał dotyk. Wszystko tak bardzo werbalne, tak bardzo prawdziwe, bez żadnego przekłamania... Lekko przymknięte oczy, dłonie poznające siebie nawzajem, pieszczące delikatnie palce,
walczące o niewidzialną kontrolę, poznanie najmniejszego skrawka dłoni, pobudzenie każdego nerwu. To wszystko powodowało, że po ciele przebiegały dreszcze, oddech ulegał przyspieszeniu, serce co chwila zmieniało prędkość pompowania krwi. Zatopienie się w sobie, zachłanne chłonięcie każdej pieszczoty, każdego dotyku, każdego spojrzenia, najmniejszego uśmiechu, słowa padające
co chwila, przerywające co jakiś czas to wszystko, co się dzieje. Doskonale współgranie ze wszystkim, co istniało w nas i wokół nas, skomasowana energia, zawarta w najmniejszym geście, pokazywała to wszystko, co siedziało na dnie serca. To uczucie, które z sekundy na sekundę opanowywało ciało i myśli, kostka lodu sunąca teraz coraz śmielej, opanowała już całą rękę, by za chwilę znaczyć wilgotny ślad a szyi i linii brody. Woda płynąca spokojnie w połączeniu z rozgrzanymi ciałami dawała piorunujące wrażenie, słowa przeistaczający się w szept, pieszczący nasze uszy. Całkowite odcięcie się od świata i tego, co dzieje się wokół nas. Czas płynął z zawrotną prędkością. Nie zwracałyśmy uwagi na to, co się działo, na to czy ktoś właśnie się pożegnał, no, chyba że brutalnie przerwał tą niewidzialną więź, która i tak po chwili nawiązywała się znowu w spojrzeniach, dotyku i słowach. Palce próbujące poznać każde zagłębienie twarzy, odcisnąć w pamięci jej formę, zrobić wirtualny odlew. Gra słów, na pograniczu wyrafinowanego flirtu, walka o zachowanie kontroli, co chwila ciszę przerywał nasz śmiech, czasami wygłupy dochodzące do miary sił. Nie, jeszcze nie teraz, nie w tym momencie, jeszcze nie tak śmiało, jeszcze za wcześnie na to. Sekunda szaleństwa a za chwilę ponowne całkowite oddanie się sobie, utonięcie w oczach, wyczulone zmysły reagujące na najmniejszy dotyk. Kropla wody zastyga na jej ustach, lekko rozchylone wargi pochłaniają resztkę lodu, usta powoli zaczynają się muskać, padają słowa, których nie jestem w stanie sobie teraz przypomnieć. Stop!!! Czas ostudzić sytuacje. Żarty, nasz śmiech, przecinany siłą wzroku - kto wygra, kto wytrzyma????. Nie było wygranego, nie było przegranego... ta sama pozycja, ta sama miara, te same myśli,to samo spojrzenie wyrażające strach i pragnienie. Pragnienie zatopienia się w końcu w ustach, poznania ich smaku,
zapanowania nad wzrastającym pragnieniem bliskości, ale nie tej całkiem fizycznej, tej o wiele wyższej, tej. która szepcze ci cichutku w środku, tylko dla niej. Tylko to sie liczy, ta chwila, ona, nikt inny, reszta jest mało ważna. Inni nie dadzą ci tego, co może dać mi ona. Nie podziwiaj balonów w ich rękach, nie mów, że jej balon ładniej świeci w słońcu, że jego jest bardziej wytrzymały, znajdź swój i nie wypuszczaj. Nie sztuką jest znaleźć w życiu igłę do przebijania balonów?, sztuką jest położyć ją na dnie szuflady i nie stwarzać powodów do jej użycia. Właśnie to szalone uczucie, które zawładnęło wtedy moim sercem, uświadomiło mi tak wiele. Te kilka godzin spędzonych z nią. Pojawienie się czegoś wielkiego, czegoś, czego jeszcze nigdy nie doświadczyłam. Owszem, kochałam, wydawało mi się, że ta miłość, która była ostatnia, jest wielka i powalająca, ale każda miłość jest inna, każda daje nam cos innego, inne wartości, inne uczucia. Ta miłość nie wymaga, przyjmuje Cie takim, jakim jesteś, nie żąda,nie mówi, nie czuje potrzeby. Całkowita rezygnacja i poświecenie sie tylko jej i strach przed powiedzeniem tego, strach, że każde słowo może wywołać panikę - spłoszyć, przecież znamy się tak krotko!!!... ale to, co się wydarzyło w chwili, gdy nasze spojrzenia spotkały się w jednym punkcie, te wszystkie uczucia, które w tej jednej chwili się pojawiły, były gwarantem tego, co zaczęło kiełkować na dnie mojego
serca, tego, że zapominam o bólu, jaki mnie spotkał i otwieram sie na otaczający świat, na twarzy pojawia się uśmiech a oczy nie są już martwe, nie chcące widzieć wszystkiego tego, czym obdarza brutalny świat i egoistyczni ludzie, osaczający uczuciami, powodując jeszcze większe zamknięcie. Ludzie się zmieniają, zmieniają się wartości i cele w życiu.
Pojawia się we mnie złość, gdy za plecami słyszę "weźcie się do roboty, a nie tylko ten dotyk" - jesooo, jakie to banalne i proste, qrwa mac!!! gówno wiecie, co czuje w tej chwili człowiek, chcący celebrować każda sekundę, cieszyć się tym, co najmniejsze i najdrobniejsze, poczuć zabarwienie tego wszystkiego, co się dzieją a później delektować się tym, niczym czymś najcenniejszym. Dotyk, pragnienie bliskości, każde muśniecie jest inne, dające poznać to wszystko od innej strony, od tej strony, która najbardziej się liczy.
- O czym myślisz??? Co czujesz???... - co jakiś czas padają z moich ust te pytania?...
- Ciiiiii, nie mów nic... - usta w końcu się spotykają, odnajdują na swoje drodze tak, jak wcześniej odnalazły się spojrzenia, łakną swojej bliskości... smakują się i zatrącają w sobie. Najpierw nieśmiało a później coraz gwałtowniej. Myśli ulatują, świat wiruje a wszystko, co otacza, staje się mało ważne. Dźwięki, ludzie, zapachy, dłonie złączone, wargi muskające się delikatnie, podobnie jak wcześniej dłonie poznające teraz wszystko - wszystko to co jej, wszystko to co moje. Pierwsze docierające do nas sygnały, przywracają nas do stanu rzeczywistego.
- Czas się zbierać - sprawdzam godzinę, wskazówki zegara wskazują ósma. Hehehe i kiedy ten czas tak szybko zleciał. Mówie sama do siebie w myślach, uśmiecham się do niej.Wstajemy powoli z naszych miejsc, szykujemy się do wyjścia. Jak zwykle rozdzielamy się dziewczynami, zostało ich naprawdę niewiele a i tak wszystkie razem nie zabierzemy się na camping, na którym jest baza noclegowa. Krótka wymiana pożegnań, standardowego "miło było poznać", czas jechać...
Drzwi otwierają się z głuchym piskiem, nasze oczy oślepia światło dzienne. Jesooo, ludzie idą do pracy a my wracamy z imprezy... ŻYJ CHWILO. Pókiś młody. Cztery wymęczone kobiece ciała lokują się taksówce, podają adres i popadają w zadumę, każda milczy. Albo nie maja sił, albo uciekają gdzieś myślami do sytuacji, które miały miejsce tego wieczoru. Ciszę przecina jedynie warkot silnika i dźwięki dochodzące z radia. Cisza. Tak dojechałyśmy na camping, każda zatopiona w swoich myślach.
Mały błękity trzyosobowy namiot stający na skraju pola namiotowego, miał dzisiejszej nocy a właściwie dzisiejszego dnia, bo godzina, która właśnie pojawiła się na cyferblacie zegarka, nie wskazywała już nawet na poranek, pomieścić sześć ciał. Hhmm, znalazłyśmy się w bardzo komfortowej sytuacji, miałyśmy możliwość wybrania miejsc bo póki co, było nas cztery. Resztką sił wpełzlyśmy do namiotu, oczywiście, nie obyło się bez śmiechu, krzyku podczas walki o miejsce i śpiwory.
Totalna masakra, resztką sił opadłyśmy wszystkie na ziemię. Dwa ciała wtulone w siebie i dwa leżące całkiem osobno. Sen nadszedł nie wiadomo kiedy. Obudziłam się w tej samej pozycji, w jakiej zasnęłam, wtulona w nią a ona we mnie, za mną leżały jeszcze dwie inne dziewczyny. Komenda na raz, dwa, trzy i przewracamy się na boki. Zaśmiałam się ironicznie, bo spałyśmy jak sardynki w puszce... SKARB się obudził, delikatnie obrócił się w moją stronę, bo miejsca było naprawdę mało, spojrzał na mnie znowu tym swoim cudownym wzrokiem, na ustach zagościł ten sam uśmiech co wczoraj. Chwilę później nasze usta złączyły się w cudownie namiętnym pocałunku, który odzwierciedlał wszystkie uczucia, jakie w tej chwili targały moim sercem - radość i smutek, szczęście i panika, że za kilka chwil zniknie i może minąć sporo czasu zanim ponownie się zobaczymy. Plany związane z wyjazdem do Szkocji w tak łatwy sposób mogą przekreślić wszystko,oddalić. Przekreślić na pewno nie przekreśla, bo to, co się stało, jest czymś wielkim i wyjątkowym, przynajmniej ja tak czuję, ale oddalą. Niesamowite poczucie niesprawiedliwości, totalna bezsilność, wszystko to przesłonięte przez niesamowite ciepło rodzące się na dnie serca i łzy płynące z oczu niewidziane przez nikogo.
Ciało przy ciele, dłonie poznające większą jego część, pieszczące i celebrujące z namaszczeniem wszystko to, co jej. Muśnięcia tak zwiewne, że prawie niewidoczne, oszalałe serce chcące wyskoczyć ze swojego miejsca i spocząć obok jej serca.
Nadzieja kiełkująca powoli, gdy z jej ust padają słowa "może teraz będę mieć powody żeby zostać". To krótkie zdanie, dało mi taką nadzieję a jednocześnie znowu osaczył mnie strach, przygniótł swoim ciężarem, pokazał to, co złe?..- "odrzuć złe myśli" powtarzam sobie cicho w myślach "ona jest tu i teraz, ciesz się nią, każdą chwilą, każdą sekundą, spoglądaj jej w oczy, chłoń każde jej słowo, każdy jej gest, nawet to, gdy co chwila łapie Twoją dłoń w swoją i miażdży ją". Jesooo, skąd w takim chucherku tyle siły? Siła jej dłoni mnie zachwyca, podobnie jak długie smukłe palce, głębia oczu rozczula, pocałunek sprawia, że widzę nowe barwy, których do tej pory nie widziałam. Nawet głupie żarty podczas napadów głupawki dają tak wiele.
Spojrzenia spotykające się nad kubkiem parującej kawy, rozmowa o tym, co boli, o tym, co przeraża,o tym, kto kiedyś zranił i jak bardzo. Ukradkowe zerkniecie na zegarek. Czas powoli dobiega końca. Jeszcze wtedy nie czuję jego rozmiarów, nie czuje, że tak nieubłaganie się kurczy. Rozmowa o planach, pasjach. W tak krótkim czasie pada tak wiele wartościowych stwierdzeń, które powodują, że staje mi się coraz bardziej bliższa. I te oczy? CZY TE OCZY MOGĄ KŁAMAĆ??? Głęboko utkwiony w nich strach przed tym, żeby nie mówić, żeby się nie obnażyć z tym, co czuje. Tak wiele dostrzegam w nich siebie, ten sam rodzaj bólu, ten sam rodzaj strachu to samo "COŚ", o czym obie boimy się głośno powiedzieć. Oczy nie potrafią skłamać, słowami można przekłamać, ale nie oczy. One są zwierciadłem duszy, mówią o uczuciach, dobrych i złych.
Ostanie spojrzenie na fale rozbijające się o brzeg morza, dziewczyny gdzieś daleko za nami, czas wyruszyć w znaną nam wszystkim drogę. Drogę na dworzec. Egoistycznie modlę się w myślach, żebyśmy nie zdążyły na pociąg, żeby oddalić czas odjazdu o tych kilka chwil. Idąc, co jakiś czas spoglądamy na siebie. Te oczy - utonąć w nich. Ten uśmiech niech zagości na stałe na Twojej twarzy. Ten uśmiech, który przywraca mi chęć do życia i wywołuje podobny obraz na mojej buzi. Rozmawiamy, mijamy ludzi zaciekawionych naszym widokiem. Hehehehe, oj, jaki wy macie problem sami ze sobą?
Stacja... yupiiiiiiiiiiiiii, spóźniłyśmy się 2 minuty, pociąg już dawno odjechał, zresztą, to i tak był ekspres a wiec odpada. Kolejny za półtorej godziny, kupuję bilet, wychodzimy ze stacji. Chwilę później siedzimy już z dziewczynami w "Mc Kwaku" i ustalamy dalsze plany, co będzie się działo, gdy wszystkich już wsadzimy do pociągu. Ech, powróci szara rzeczywistość. Wyłapuję szczątki rozmowy, uciekając myślami gdzie indziej. Ech, życie.
Uciekamy przed całym światem, mamy jeszcze czas. Zamykamy za sobą dotąd nieznane mi uliczki Sopotu. Wchodzimy na most, olbrzymi kasztanowiec wznosi sie ponad naszymi głowami, pod nami kilkumetrowa przepaść a pod nią alejka, ciekawe, dokąd prowadzi? Nie znam tego miejsca, jestem tu pierwszy raz. Ja i ona. Spoglądamy w dół, liście kasztanowca są na wyciągniecie reki, zrywam jeden i wręczam jej. To, co wtedy zobaczyłam w jej oczach... to, co poczułam w jej pocałunku, dodało mi wiary, że nie zniknie, że gdyby trzeba było czekać, będę czekać. Porażające uczucie, które towarzyszy mi od tak niedawna. Przecież to dopiero niespełna 24 godziny. Nigdy dotąd nie wierzyłam w miłość od pierwszego spojrzenia, zawsze to były dla mnie wyświechtane banialuki z książek typu "a potem żyli długo i szczęśliwie", ale wtedy tam na moście, to, co zobaczyłam... pozostawię tylko dla siebie. Zobaczyłam to COŚ, co pozwoliło mi uwierzyć w taki rodzaj uczucia - szalonego, z porywem serca a zarazem dającego poczucie bezpieczeństwa tak jak w chwilach, gdy leżałyśmy przytulone do siebie. Tam, wtedy stojąc na tym moście, wierzyłam, że to jest TO. ż drugiej strony nigdy nie mogę przewidzieć, co się stanie jutro, wiem, że życie zaskakuje, już raz mi pokazało jak bardzo. Jak bliska Ci osoba staje się dla ciebie kimś obcym, do kogo czujesz niesamowity żal a nawet niesmak. Jak wiele potrafi zadać bólu, a jednak.
Tam, wtedy, mając świadomość, że mogę po raz kolejny upaść, ze upadek byłby niczym skok z tego właśnie mostu, oddałam jej wszystko, co mam, mając świadomość, że to, co czuję nie musi być odwzajemnione?
Skoczyłam po raz kolejny i po raz kolejny okaże się czy będzie to upadek bolesny, czy opadnę delikatnie i nie zaznam żadnego cierpienia. Czy będzie bolało, czy przetrwam. Życie pokaże.
Peron, wskazówki zegara nieubłaganie wskazują czas odjazdu, dwie sylwetki przytulone do siebie, nie zwracające uwagi na otaczający je świat, strzępki słów.
- Co czujesz? - pytam i po raz pierwszy dostaje odpowiedź
- Czuję niesamowity żal,to boli.
- Zostań!!!
- Przecież wiesz, że gdyby nie obrona magisterium, zostałabym do końca tygodnia.
Wiem, że musi jechać, ale te słowa, że zostałaby do końca tygodnia dają mi małą nadzieję, że czuje podobnie jak ja, że pragnie tego samego?.

- Jesooo, żeby ten pociąg się spóźnił - mowię sama do siebie...

Ledwie zdążyłam to powiedzieć, ze stacyjnych głośników padają słowa
- Pociąg pospieszny relacji Poznań coś tam, coś tam, blablabla, z przyczyn technicznych ulegnie opóźnieniu o około 10 minut. Serdecznie państwa przepraszamy za zaistniałe niedogodności.

Yupiiii, prawie że odtańczyłam tam taniec dziękczynny. Jakie niedogodności? Ludzie patrzyli na mnie z dziwnymi minami a Agata się śmiała.
- No, ładnie, ciekawe, o której tam będę??? - powtarzała pod nosem? - Ech, mamy jeszcze chwilkę?.
- Czego pragniesz?
- Szczęścia...

Kiedy odprowadzałam ją na peron, nogi odmawiały mi posłuszeństwa, w żołądku miałam dziwny ucisk. Każdy mięsień mnie bolał. Dziwne uczucie, kiedyś myślałam, że pożegnania bolą, ale to, co działo się tam wtedy ze mną, było dziwne, zgoła inne od doświadczeń, które już były elementem mojego życia, bolesnym, ale jednak były. A teraz wszystko okryte milczeniem wyrażone tylko przez wzrok. Takie niepisane słowa. Przecież my nie jesteśmy razem? Przecież mogę ją widzieć po raz ostatni? Przecież może wyjechać i już nie wrócić? Bleeeeee, ja tak nie chce!!! Nie mogę na to pozwolić!!!... nie mogę na to pozwolić!!!
Czasami wystarczy swoją dłoń zamknąć w czyjejś dłoni, to tak niewiele a jednak tak dużo. Moja dłoń zamknięta w jej dłoni... moje serce w jej sercu, oddałam wszystko.
Kolejny komunikat przerywa moje myśli, rozdziera je niemiłosiernie, sądziłam, że zada cios. Jednak chyba jestem w czepku rodzona tak, jak mówi Agata?

- Pociąg relacji Poznań itd. itd...zwiększa swoje opóźnienie do 15 min...

Teraz faktycznie zaczynam wierzyć w jej słowa, może coś w tym jest, tylko oby spełniło się moje życzenie, które wymówiłam, idąc na stacje. Życie pokaże...

- Nie znikaj, nie teraz, gdy Cie poznałam, nie teraz, gdy przed chwilą widziałam to wszystko w Twoich oczach. Nie teraz, gdy tak wiele poczułam, nie teraz, nie teraz, nie teraz...!!! nie!!!

Pociąg powoli wtacza się na stacje, ostatni pocałunek, ostatnie spojrzenie w jej oczy. Odwraca się, tyłem podchodzi do drzwi wagonu, łapie ją w ostatniej chwili za rękę... jeszcze jeden pocałunek. Jedyne, co zdołałam wykrztusić z siebie w tamtej chwili, to słowa:

- Nie wyjeżdżaj...

MIŁOŚĆ OD PIERWSZEGO SPOJRZENIA ISTNIEJE. TERAZ W TO WIERZĘ...

Data publikacji w portalu: 2003-10-05
« poprzednie opowiadanie następne opowiadanie »

Witaj, Zaloguj się

Artykuły zoologiczne na Ceneo

KONTAKT

Wyślij swój tekst! - napisz do Namaste
podpisz swoja pracę nickiem lub imieniem
(jeśli chcesz: nazwiskiem), jeśli chcesz napisz swój e-mail, podamy go w podpisie.

NASZA TWÓRCZOŚĆ

Jest jak delikatny kwiat. Każda jej forma zawiera ślady głębokich wzruszeń i emocji, przenosi pamięć o czasie minionym, chroni od zapomnienia chwile.

Tutaj jest miejsce dla Ciebie. Jeśli pisałaś, piszesz lub pisać zamierzasz, nie chowaj efektów swojego natchnienia do szuflady, podziel się nimi.

Tu nikt nie ocenia, nie krytykuje. Możesz przysyłać teksty podpisane imieniem bądź pseudonimem, o dowolnej tematyce i formie. Może to dobre miejsce na debiut i nie tylko.

Zdecyduj się.
To właśnie od Ciebie będzie zależał kształt tej strony. Zapraszam do jej współtworzenia.

Namaste

© KOBIETY KOBIETOM 2001-2024