Opowiadanie

Yoolya vel Hexa
Część pierwsza. "Wprowadzenie"

Pozwolę sobie wtargnąć w historię życia pewnej czterdziestoletniej kobiety.
Miała w swoim życiu tyle radości, że nazwała ją szczęściem. W momencie, gdy je zdefiniowała, spotkał ją wielkie nieszczęście.
Lekarze wykryli nieuleczalną chorobę u jej miłości. Po dwudziestu latach wspólnego życia umarła. Opuściła ją. Nie cierpiała. Tylko czasami miała lekkie przypływy bólu. Zachorowała na raka płuc. Został za późno wykryty. To nie była pierwsza osoba, którą straciła. Pięć lat wcześniej zginął jej syn. Na zielonym świetle, gdy przechodził po pasach, potrącił go pijany kierowca. Bardzo długo nie mogła dojść do siebie po tym wypadku. Nie mogła zrozumieć, dlaczego kierowca dostał tylko rok w zawieszeniu. Później się dopiero dowiedziała, że był zięciem sędziego. W sprawie sądowej zostało jej przyznane trzydzieści tysięcy złotych odszkodowania. Wiedziała, że te pieniądze nie przywrócą życia jej syna, dlatego przekazała je na cele charytatywne, aby komuś dodały stearyny w jego świeczce, aby nie zgasła za szybko. Aby nikt nie musiał cierpieć tak jak ona.
Podczas szóstej rocznicy nieudokumentowanej żeniaczki pokłóciły się ze sobą. Powodem kłótni był papieros, których ogromną ilość paliła jej miłość. Wyszła z ich wspólnego mieszkania ogarnięta złością. Poszła do jakiegoś pubu, w którym przyczepił się do niej jakiś facet. Spędziła z nim noc. Tylko raz zdradziła Karolinę. I tego jednego razu zaszła wtedy w niechcianą ciążę. Nawet nie znała imienia mężczyzny, z którym spała. A gdyby nawet się przedstawił, to i tak by nie pamiętała. Była na tyle pijana, że zapomniała o antykoncepcji, to jak miałaby zapamiętać jego imię.
Gdy o jej wyczynie dowiedziała się Karolina, wyszła z mieszkania na dwa miesiące. Gdy wróciła, dowiedziała się, że Matylda jest w ciąży. Zawsze chciały mieć dziecko, ale nie w taki sposób. Chciały to ustalić. W jakiś sposób podjąć wspólną decyzję. Cóż, stało się. Gdy już wszystko wróciło do normy, zajęły się wspólnym wychowywaniem syna. Po tragicznym wypadku wspierały się nawzajem. Karolina okazała się silniejsza i pomagała miłości wyjść z depresji. Matylda znalazła też oparcie w braciach. Jej starszy brat wziął zasłużony urlop i przeniósł się do nich na jakiś czas, by nie stwarzać sytuacji, aby Matylda zostawała w mieszkaniu sama.
Miała poczucie winy, że nie poszła odebrać Kuby ze szkoły. Wtedy miała ważniejsze sprawy na głowie. Przynajmniej jej się tak wydawało. Po wypadku dopiero uświadomiła sobie, że dla niej najważniejsze są dwie osoby. Syn który zginął i jej jedyna prawdziwa miłość.
Gdy odchodziła od niej, Karolina zrezygnowała z pracy i całe dnie spędzała przy niej. Patrzyła, choć nie chciała na to patrzeć. Widziała, jak choroba ją zabiera. Widziała, że nie mam szans, aby ją pokonać. Aby miłość została z nią do końca jej dni.
Często do szpitala przychodzili bracia Matyldy. Przynosili jej jedzenie. Kazali jej jeść, choć ona zawsze się broniła wymówką, że nie jest głodna. Gdy pytali ją, kiedy ostatnio jadła, kłamała, mówiąc, że rano. Zawsze myślała o tym, co będzie, jak zapytają, którego to było poranka.
Jej bracia zawsze dobrze gotowali. Gdy była z Karoliną zapraszana na obiad albo kolację szły z ciekawością, jaką wykwintną potrawę wymyślili tym razem. Bracia byli tolerancyjni i znaleźli sobie też takie żony. Wszyscy żyli w zgodzie. Tylko czasami Karolina miała małe spięcia z żoną młodszego. Ale zawsze szybko albo Matylda, albo Mikołaj godzili je.
Sąsiadom przedstawiły się jako siostry. Może mieli później jakieś podejrzenia, ale to było ich prywatną sprawą.
Karolina chciała, aby znali prawdę o swoich sąsiadkach, lecz Matylda jej wytłumaczyła, że nie chce czytać na drzwiach wejściowych do ich mieszkania jakichś obraźliwych tekstów napisanych przez dzieci wysłanych przez swoich rodziców.
Matylda w pracy miała bardzo ciekawską szefową, która musiała o każdym wiedzieć wszystko. Czasami zadawała jej pytania w sprawach prywatnych. Bardzo chciała dociec, dlaczego jedna z jej najlepszych pracownic nie mówi nic o  facetach. Nie miała żadnych podejrzeń co do Matyldy. Była zbyt tępa, aby wpaść na to, że jeśli nic nie opowiada o mężczyznach to znaczy, że woli kobiety. Dobrze było z tym Matyldzie. Nie była w żaden sposób dyskryminowana. Nie myślała o spojrzeniach swoich kolegów z pracy. Gdyby wiedzieli o jej naturze, byłoby jej ciężej. Nie lubiła spojrzeń ludzi, którzy przyłapywali ją i jeszcze wtedy Karolinę w ciepłym uścisku albo gorącym pocałunku. Starała się unikać takich sytuacji. Dlatego też nie przyznała się w pracy.
Kiedyś jej szefowa zaprosiła ją i jeszcze pięciu pracowników na kolację w restauracji. Gdy zapraszała Matyldę dodała, że z chęcią poznałaby osobę towarzyszącą kogoś tak wspaniałego jak Matylda. Na szczęście dwa dni przed uroczystą kolacją Matylda musiała odwołać swoje przybycie. Rozchorowała się na grypę, której nie wyleczyła do końca. Że była ambitna szybko po zwolnieniu poszła do pracy i rozłożyła się na zapalenie oskrzeli, które potem bardzo długo leżało jej na płucach. Po przebytej chorobie jeszcze przez miesiąc męczył ją kaszel.
Któregoś dnia, gdy Karolina z Matyldą z okazji dziesiątej rocznicy kupiły sobie obrączki, które zaczęły nosić i do końca życia nie przestały. Szefowa Matyldy nie wytrzymała i żartem zadała jej pytanie, dlaczego nie została zaproszona na ślub. Matylda była zaskoczona pytaniem, odpowiedziała jej, że to obrączka jej matki, którą dostała od niej na łożu śmierci. Nosi ją na palcu, aby mieć poczucie, że matka jest przy niej cały czas.
Życie Matyldy często ograniczało się do kłamstw. Musiała chronić swoją prywatność, aby nie odczuć tego, czego tak bardzo nie lubiła.


Część druga. "Wyjaśnienie"

Wkraczam w jej życie w momencie, gdy straciła wszystko, co było dla niej najważniejsze. Chcę zobaczyć, czy poradzi sobie sama na tym świecie. Czy będzie na tyle silna, że pokona wszystkie spotkania z pamięcią o Karolinie. Czy gdy wejdzie do ich mieszkania, to czy na widok osamotnionych miejsc Karoliny rozpłacze się czy zacznie kontynuować swoje codzienne zajęcia.
Czy pójdzie do firmy, w której do tej pory pracowała i poprosi o rozpatrzenie jej podania o ponowne jej zatrudnienie. A może zajmie się firmą Karoliny.
Czy będzie chciała pozbyć się wszystkich materialnych przedmiotów związanych z jej miłością.
Po śmierci ich syna jego pokój przerobiły na gabinet. Zerwały tapetę. Pomalowały ściany na błękitno. Zmieniły wykładzinę. Wstawiły biurko, jakiś stolik i kilka krzeseł. Dorobiły kilka półeczek, na których postawiły obszerne segregatory i mądre książki.
Ubrania Kuby przekazały do pobliskiego domu dziecka. Jego zabawki, których miał całą masę, też oddały. Stwierdziły, że tak będzie łatwiej. Ale tym razem Karolina nie da jej żadnych wskazówek, aby było łatwiej.
Przez tydzień po śmierci ukochanej Matylda mieszkała u starszego brata. Potem pojechał z nią do mieszkania. Chciał być przy niej, jak będzie kogoś potrzebować. Jak będzie musiała się do kogoś przytulić.
Filip, brat Matyldy zaproponował, że jeśli chce, to może jeszcze nocować u nich. Jednak ona stwierdziła, że musi stawić czoła samotnym nocom. Zdarzało się, że spała sama w mieszkaniu, jak Karolina wyjeżdżała z powodu jakiś spraw służbowych. Matylda wiedziała tylko, czym zajmuje się firma. Od czasu do czasu słyszała o jakiś problemach, którym Karolina nigdy się nie dawała i szybko rozwiązywała. Ale takie noce były inne od tych, które teraz miały nastąpić. Wtedy wiedziała, że za dzień albo dwa jej miłość wróci. Przytuli się do niej i pocałuje na dobranoc.
Na razie życie Matyldy przedstawiłam jako pasmo nieszczęść. Tak naprawdę było udane i wiele osób jej zazdrościło takiego życia. Miała szczęśliwą miłość. Poznała uczucie miłości macierzyńskiej. Ma ładne, widne mieszkanie, szansę powrotu do pracy, w której się sprawdziła i czuła się w niej jak ryba w wodzie. Na pieniądze też nie narzekały i Matylda nadal nie narzeka. Konta w banku dają jej trochę czasu na spokojne życie. Ma dwóch cudownych braci, którym ufa i na których nigdy się nie zawiodła. Kochała i była kochana.


Część trzecia. "Wtorek"

Wdrapała się z Filipem na trzecie piętro. Z każdym schodkiem było jej coraz ciężej. Czuła się, jakby wdrapywała się na Mount Everest. Gdy doszli do drzwi nie mogła trafić kluczem do dziurki. Filip zabrała jej klucze. Otworzył drzwi. Łzy zaczęły same płynąć. Nie mogła ich powstrzymać. Filip przytulił ją i zaczął z nią rozmawiać. Wydawało jej się, że już wypłakała wszystkie łzy. Niestety, łzy to nie odkryte perpetum mobile. Mogą płynąć wiecznie. Musi być tylko realny powód do opłakiwania. Matylda czuła się taka bezsilna, widząc wszystkie rzeczy Karoliny pozostawiane tak, jakby wyszła tylko na chwilę do sklepu po mleko.
Różne papiery, ubrania i ten zapach. To nie był zapach należący do Matyldy. To były perfumy, które wypadły Karolinie z ręki i stłukły się na kafelkach podłogi w łazience. Zapach tak silny. Tak piękny. Należał tylko do szyi miłości.
Matylda nie wiedziała, do czego ma się dotknąć. Musiała usiąść, gdy zobaczyła na parapecie ulubiony zielony, wysoki kubek Karoliny. Tak, wszystkie obrazy kłuły jej delikatne serce.
Bała się zostać sama na noc, ale nie chciała o tym mówić bratu. Chciała pokonać lęki. Tak nie lubiła samotnych nocy a teraz czeka ją ich cała masa.
Nagle usłyszała dzwonek do drzwi. Matylda zaczęła rękawem wycierać twarz, pozbywając się śladów rozpaczy. Filip powiedział ,aby siedziała, że on otworzy. Tak dobrze czytał w jej myślach. Otworzył drzwi a w nich stała sąsiadka. Matylda dała jej klucz do skrzynki pocztowej, aby żaden złodziej nie pomyślał, że nikogo nie ma w domu. W rękach trzymała całą stertę listów, rachunków, prenumerat i wyciągów z kont. Połowa poczty była do Karoliny. Choć często Matylda otwierała jej listy, teraz czuła się jakoś nieswojo w momencie, jak je tylko zobaczyła. Cała prenumerata była do niej. Matylda wolała tradycyjne kupowanie gazet w kiosku. Było to o wiele ciekawsze doświadczenie a w dodatku zdrowsze, bo wymagało większej ilości ruchu niż zejście do skrzynki, przekręcenie kluczyka i wyciąganiu gazety.
Filip spojrzał na siostrę. Matylda kiwnęła głową na zgodę i tylko dlatego brat wpuścił Anię do środka. Była bardzo ciekawa reakcji Matyldy. Chciała jej współczuć utraty siostry, ale jakoś zmieniła temat na Filipa i nie mogła przestać. Matylda wstała i poszła do sypialni, gdzie rzuciła się na łóżko małżeńskie i zaczęła płakać. Filip chwilę porozmawiał z Anią i poszedł do siostry dalej ją pocieszać. Choć kiepsko mu to wychodziło, robił to dalej.
Matylda nadal kochała swoją miłość. Choć minęło tyle lat ,nadal była dla niej tą drugą jedyną połówką. Miłość była wielka i wspaniała i taka pozostała w jej sercu. Karolina była jedyna w swoim rodzaju i należała tylko do Matyldy.
Ania wyszła przestraszona z mieszkania. Poczuła się, jakby przyszła nie w porę. Filip przebrał pocztę i wybrał z niej listy zaadresowane do Matyldy. Zaniósł jej do sypialni. Był w nich list od Karoliny, który wysłała z ostatniej podróży służbowej, którą odbyła dzień przed pójściem do szpitala. Wystarczyło, że zobaczyła charakter pisma miłości, od razu poczuła dziwne gorąco w całym ciele. Karolina nic jej nie powiedziała o liście. Matylda po chwili zastanowienia postanowiła, że go nie otworzy. Kiedyś, jak bardzo będzie chciała pójść do Miłości, to dopiero wtedy go otworzy. A tak będzie go nosiła zawsze przy sobie. Filip nie mógł jej teraz zrozumieć, on by otworzył ten list tak szybko jak stwierdził ,że to od Karoliny.
Miłość zawsze, jak wyjeżdżała, pisała list do Matyldy. Jeśli podróż trwała dzień, przychodził jeden. Jak jej nie było dwa dni, przychodziły za każdy dzień po jednym. Choć była zapracowana zawsze znajdowała czas na napisanie kilku słów i wysłanie.
W mieszkaniu Matylda miała całą półkę, którą poświęciła na listy od niej. Przez te dwadzieścia lat zdążyła urosnąć duża sterta poczty. Karolina nigdy nie zaglądała do tych listów. Dokładnie pamiętała treść ich wszystkich. Nawet pierwszego, który wysłała, jak jeszcze nie mieszkały ze sobą.
Matylda tylko raz napisała list. Karolina poprosiła, aby nigdy więcej tego nie robiła. Powiedziała jej, że woli usłyszeć jej głos w telefonie niż potem czytać o tym, co się wydarzyło. Karolina, jak wyjeżdżała dzwoniła do Matyldy co dwie godziny na kilka minut, aby usłyszeć głos, który tak bardzo kochała. Wieczorem dzwoniła na dłuższą chwilę. Mogły rozmawiać godzinami, ale zawsze wkraczał zdrowy rozsądek i na wzajem się powstrzymywały przed podaniem kolejnego tematu do rozmowy. Choć miały dość wysokie dochody, bardzo nie lubiły płacić rachunków.
Matylda widziała, że jej miłość uwielbia pisać, w dodatku uwielbiała czytać każdy jej list. Nie byłaby w stanie poprosić jej o zrezygnowanie z czegoś, co uwielbiała.
-Teraz zapewne siedzi sobie na chmurce. Przygrywa jej amorek na harfie i pisze najdłuższy list do mnie. - Powiedziała Matylda przez łzy do brata. Co słowo łamał jej się głos.-Tak naprawdę nie chcę płakać. Ona by tego nie chciała. Tak bardzo bym chciała, aby jeszcze kiedyś było nam dane się zobaczyć. Filip, proszę Cię, zrób coś, aby ona wróciła. Ja tak nie mogę. Ta pustka. Jak odszedł Kubuś, ona była przy mnie. Wiem, ty też byłeś, ale ty jesteś bratem i mam Ciebie od urodzenia. A ona tak nagle się pojawiła i tak szybko znikła. Filip najchętniej bym się zamknęła w mieszkaniu i bym stąd nie wychodziła. Ale tak też nie mogę. Muszę zobaczyć, co z firmą Karoliny. - Zajmowała się pośrednictwem sprzedaży maszyn chłodniczych. Dla Matyldy był to temat, za którym nie nadążała. Teraz będzie musiała się tym zająć.
Filip usiadł naprzeciwko siostry i słuchał jej. Były momenty, że to Matylda pomagała mu się podnieść z małych depresji. Teraz znowu przyszła kolej na nią. Filip wiedział, że nie może jej pocieszać za pomocą słów. Podczas smutków wolała się zamknąć w świecie ciszy. Wolała zostać przytulona. Dotknięta. Wolała sobie sama poukładać myśli. Mogły pocieszać ją tylko osoby bliskie. Jeśli pocieszała ją obca kobieta, wyczuwała w tym podtekst seksualny a dotyku mężczyzn nie lubiła.
Filip patrzył na jej ciężkie łzy smutku. I nagle się odezwał.
-Idź do pracy, zrób coś z sobą. Tak nie można. Bądź silna. Karolina na Ciebie patrzy. Teraz pójdę do kuchni i zobaczę czy masz odpowiednie składniki do naleśników, ale wątpię, więc zobaczę, co masz i pójdę do sklepu na zakupy. Tak lubisz naleśniki i nie oprzesz się im. Mam taką nadzieję.
Matylda milczała, kiwnęła tylko głowową i poszła do łazienki przemyć twarz zimną wodą.
Z łazienki usłyszała trzaśnięcie drzwiami. Filip wyszedł. Nie minęło dziesięć minut i był z powrotem. Gdy otwierał drzwi, usłyszał od razu na przywitanie.
-Wiesz co. Jednak pójdę do pracy. Jutro pójdę do mojej byłej roboty i pogadam z szefową. A pojutrze pojadę do firmy Karoliny. Będę musiała sprzedać jej samochód. - Pojawił się na jej twarzy bolesny uśmiech.
-Filip otworzę ten list. - Filip nie był zaskoczony. Wiedział, że to kiedyś nastąpi. Może i dobrze że teraz. Będzie miała to za sobą. Wyjął chusteczki jednorazowe i dał Matyldzie.
Usiadła spięta na kanapie. Z kieszeni spodni wyjęła kopertę. Otworzyła ją. Rozłożyła kilka kartek ściśle zapisanych drobnym drukiem.
Filip zajął się przygotowaniem posiłku. Co jakiś czas słyszał przekładanie kartki oraz szelest opakowania od chusteczek.
Gdy wszedł do pokoju, Matylda wzrokiem śledziła słowa na ostatniej stronie. Postawił porcję przeznaczoną dla siostry na stoliku a z własną usiadł na fotelu.


Część czwarta "Wtorek"

-To niemożliwe. Nie wierzę. Nie mogła mi tego zrobić. - Pogięła kartki i rzuciła przed siebie. Odbiły się od ściany i przyturlały wprost pod nogi Matyldy.
-I jeszcze tak bezczelnie do mnie wracasz. - Kopnęła kulkę przypadkowo w stronę Filipa, który uważnie się przyglądał całej sytuacji. Popatrzył na list, ale nie miał odwagi go podnieść.
-Co się stało. W co nie wierzysz. - Zapytał siostrę, która zajęła się jedzeniem słonych od łez naleśników z dżemem.
-Zdradziła mnie. Chciała przed śmiercią zobaczyć, jakie to uczucie. Nie mogę w to uwierzyć. Zdradziła, tak po prostu. Dlaczego ona mi to zrobiła. Przecież wiedziała, że ją kocham i że zdrada jest czymś dla mnie najgorszym. Wiem, że Kuba był wynikiem zdrady. Ale ona zdradziła mnie z kobietą, a to boli o wiele bardziej. Choć mężczyzny też bym nie wybaczyła. Jezu, ona mnie zdradziła. Jeszcze dowiaduję się o tym teraz ,gdy nie mogę z nią porozmawiać. - Zajęła się oburzona kontynuacją jedzenia. Filip nie wiedział, co powiedzieć. Był zaskoczony. Podniósł list ,wyprostował go, potem zgiął i włożył do koperty.
-Nie wyrzucaj, przecież to od Karoliny. Przecież żadnego nie wyrzuciłaś. Tego też nie możesz. To jej pożegnanie.
-Dziękuję za takie pożegnanie. Wolałabym pocałunek na ustach, a nie nóż w plecach. Może i dobrze, że odeszła, bo jeśli bym się o tym dowiedziała jakby żyła, musiałaby się wyprowadzić.
-Nie możesz tak mówić. Przecież ją kochasz i będziesz nadal kochać. Jedna mała zdrada po dwudziestu latach. To się nie liczy. - Położył kopertę na stoliku.
-Wcale nie jedna mała, tylko jedna duża. Trwało to już dwa miesiące. Przez dwa cholerne miesiące mnie okłamywała. A zdradzała mnie z tamtą kobietą, bo miała dziecko.
-Nocować u Ciebie. Zadzwonię do Izy i powiem, że zostaję z Tobą.
-Nie. Wracasz do domu i żony. Poradzę sobie. Wiem, napiszę do niej list. Tak nie chciała, abym to robiła. Jutro wstanę rano i na dziewiątą pójdę od biura. A w czwartek pojadę do jej firmy.
-Dobrze. Daj talerz. Pozmywam i idę do siebie. Jak coś będzie się dziać, to dzwoń niezależnie od godziny.
-Dziękuję. Położę się spać. W szafce nad telewizorem są jej klucze, zamkniesz?
-Nie ma problemu. Śpij dobrze. - Poszedł do kuchni a Matylda do sypialni. Zdjęła sweter i spodnie i położyła pod kołdrę. Nie zasnęła. Miała zamknięte oczy, ale cały czas myślała o Karolinie. Dobrze wiedziała, że nie wyrzuciłaby jej z mieszkania tak jak teraz nie może wyrzucić jej z serca. Usłyszała trzaśnięcie drzwiami i zgrzyt zamka zamykanego przez Filipa. Leżała długo. Za oknem zrobiło się ciemno a sen nie chciał przyjść. Wstała. Poszła do kuchni. Na kuchence nastawiła mleko, które kupił jej brat, z szuflady z lekami wyjęła dwie tabletki waleriany. Mleko z rondelka przelała do czerwonego kubka. Obie rzeczy wzięła ze sobą do sypialni. Tabletki połknęła i popiła mlekiem. Potem zaczęła liczyć owce.
-Jedna biała puchata owieczka, druga biała puchata owieczka, trzecia .... sto sześćdziesiąta dziewiąta bi. - Zasnęła.


Część piąta. "Środa"

Rano obudził ją głośny dźwięk budzika. Poderwała się momentalnie.
Idąc do kuchni, zajrzała do gabinetu. Włączyła komputer.
Zrobiła sobie śniadanie i razem z herbatą i talerzykiem z kanapkami poszła do gabinetu. Usiadła przed komputerem. Zaczęła kierować myszką, dwa razy kliknęła i połączyła się z internetem. Od wielu lat przyjaźniła się z kobietą z Wrocławia. Bardzo często pisały do siebie maile. Teraz przez chorobę Karoliny Matylda przerwała kontakty z wszystkimi znajomymi. Chciała jak najwięcej czasu spędzić z miłością. Póki jeszcze mogła.
-Moniko, tyle maili napisałaś, a ja Ciebie tak zaniedbałam. - Skasowała reklamówki i zaczęła przeglądać wiadomości od innych znajomych. Maile od Moniki zawsze zostawiała na deser. Gdy skończyła czytać resztę, wydrukowała wszystkie jeszcze nie przeczytane wiadomości od Moniki. Wyłączyła komputer. W jednej ręce trzymała talerzyk, na którym stał kubek a w drugiej plik tak około dwudziestu kartek. Złożyła je i włożyła do plecaka.
Umyła się, ubrała i wyszła. Było wpół do dziewiątej. Zawsze jej podróż do pracy trwała pół godziny. Tak jak planowała o dziewiątej była przed biurem. Wjechała na piąte piętro. Przeszła długim korytarzem. Zatrzymała się przed zamkniętymi drzwiami, na których lśniła złota tabliczka z czarnymi napisem " Agata Frączak dyrektor".
Matylda poprawiła fryzurę. Zdjęła kurtkę, która powiesiła na wieszaku. Zapukała, usłyszała ciche "proszę", nacisnęła, klamkę, popchnęła drzwi i weszła.
-Matylda? Witam Cię. Co się stało.
-Dzień dobry. Przyszłam do pani, aby wytłumaczyć swoją nieobecność.
- Siadaj i opowiadaj. - Wcisnęła guzik w telefonie i powiedziała
-Basiu, poproszę kawę. A dla Ciebie, Matyldo?
-Ja poproszę herbatę.
-I herbatę. - Puściła guzik.
-Matyldo, chciałam abyś wróciła. Firma bez Ciebie to zupełnie inna firma. Co się stało, że poprosiłaś mnie, abym Cię zwolniła.
-Sprawy rodzinne. - Do gabinetu weszła pani Basia, która na tacy niosła dwa kubki cukierniczkę i łyżeczki, które rytmicznie dźwięczały. Postawiła tacę i przy drzwiach zapytała czy coś jeszcze podać.
-Nie, Basiu, dziękuję. - Basia zamknęła za sobą drzwi. Gdy Matylda wróciła wzrokiem na szefową, zdejmowała akurat żakiet. Matylda pierwszy raz dostrzegła w Agacie jakiś rodzaj piękna.
-Powiem Ci prawdę, którą bardzo dokładnie kryłam przed wami. Półtora tygodnia temu umarła moja miłość. Byłyśmy ze sobą dwadzieścia lat. - Łzy zaczęły znowu Matyldzie płynąć po policzkach. Otwarła plecak w poszukiwaniu chusteczek, lecz Agata była szybsza. Podsunęła jej pudełko.
-Dziękuję. Zrozumiem, jeśli nie będziesz chciała mnie zatrudnić.
-Matyldo. Jestem osobą tolerancyjną. Miałam, co do Ciebie takie podejrzenia. Jestem Ci wdzięczna, że mi powiedziałaś. Jutro zapraszam o godzinie dziewiątej na spotkanie przy Twoim biurku. Czekało na Ciebie. Ogłoszę wszystkim Twój powrót.
-Czy mogłaby ta rozmowa pozostać tylko między nami.
-Jeśli chcesz. Dobrze nie ma problemu. Od tej pory to nasza mała tajemnica.
-Mam jeszcze jedną prośbę. Czy mogłabym zacząć za dwa dni w piątek. Muszę jeszcze pozałatwiać kilka spraw mojej miłości.
-Dobrze. Tylko powiedz mi jak miała na imię.
-Karolina. - Łzy znowu wróciły. Dopiła herbatę podziękowała i wyszła.
Poszła do kawiarni napić się dobrej kawy i przeczytać wiadomości od Moniki. Przez cały czas korespondencji nie widziały się ani razu. Choć dzieliła je mała odległość, ustaliły, że spotkają się, jak w życiu obydwu coś się zdarzy nieodwracalnego. Pisały do siebie o wszystkim. Od tego, jak przygotować kurczaka po sprawy łóżkowe. Wiedziały, jak wyglądają, bo kiedyś wysłały sobie zdjęcia.
Matylda usiadła przy stoliku, wyjęła z plecaka kartki i zielony zakreślacz. Gdy podszedł kelner, poprosiła dużą mocną kawę. Zabrała się za lekturę. Co jakiś czas zaznaczała pytania, które zadała jej Monika.
Zanim przeczytała wszystko, zdążyła wypić jeszcze dwie herbaty i mrożoną kawę. Poprosiła o rachunek. Zapłaciła, ubrała się i wyszła. Pojechała do mieszkania. Wyjęła z skrzynki listy. Po drodze do drzwi zatrzymała się przerażona na schodach. W dłoni trzymała rachunki i list od Karoliny. Weszła do mieszkania.
-Przecież to niemożliwe. Stempel został przybity dwa dni temu w Warszawie. Przecież nie żyjesz. A może ja o czymś nie wiem. Czyżby kolejne kłamstwo. Byłam przy Tobie, jak odeszłaś. Czy wymyśliłaś sobie całą chorobę, aby odejść i być z tamtą kobietą. Przepłaciłaś lekarzy, aby bezczynnie na mnie patrzyli i od czasu do czasu pocieszyli. - Matylda w złości podarła list i położyła na stole. Wzięła drugą kopertę, którą dzień wcześniej na stoliku położył jej brat. Zgarnęła na cały list ten podarty i położyła na półce z listami od Karoliny.
Poszła do gabinetu, aby odpowiedzieć na maile od Moniki. Zaczęła od słów ''Przykro mi, że umarł Twój ojciec. Nie pisałam dlatego, że siedziałam z Karoliną w szpitalu. Odeszła."
Potem odpowiedziała na pytania, które wcześniej zakreśliła. A na końcu umieściła pytanie "Może się spotkamy? Zapraszam do Warszawy". Wcisnęła przycisk: wyślij i rozłączyła się.
Zaczęła sprzątać mieszkanie. Trochę zaniedbane z powodu nieobecności Matyldy. Zrobiło się późno. Postanowiła przed snem jeszcze sprawdzić wiadomości. Znalazła wiadomość od Filipa i od Moniki. Brat przysłał jej jakiś śmieszny filmik a Monika jak zwykle się rozpisała. Matylda tradycyjnie wydrukowała jej mail. Kartkę położyła na stoliku w salonie a sama poszła do kuchni zrobić herbatę. Przyniosła ją ze sobą do salonu. Usiadła na fotelu, który dzień wcześniej zajmował Filip. Zaczęła czytać.
Większość treści maila dotyczyła spotkania i opis, kiedy i jak przyjedzie. Następnie wyrazy współczucia. A na koniec kolejne pytania. Matylda ucieszyła się z pozytywnej odpowiedzi. Monika miała przyjechać w weekend. To za trzy dni. Przyjedzie w sobotę, przenocuje i w niedzielę będzie wracać do Wrocławia. Odpisała jej krótko i poszła spać. Dziś zasnęła bez większego problemu.


Część szósta. "Czwartek"

Rano znowu obudził ja budzik. Czasami chciałaby go wyrzucić przez okno, ale zawsze szkoda jej było szybki w nim się znajdującej. Wstała, ale już nie tak szybko jak dzień wcześniej. Zanim się podniosła, leżała jeszcze jakiś czas. Myślała o Karolinie, o liście, który podarła. Zastanawiała się też, jaka jest Monika naprawdę. Choć już dawno temu wymieniły się numerami telefonów, nigdy z nich nie skorzystały. Nie znały swoich głosów. Ciekawa była, jaka będzie ich reakcja, gdy się zobaczą. Czy podadzą sobie dłoń na przywitanie a może wpadną w przyjacielski uścisk. Znały się tyle, co Matylda z Karoliną a nawet jakieś dwa tygodnie dłużej. Miłość na początku była o nią zazdrosna, ale potem z czasem zobaczyła, że nie ma o co.
Matyldzie wcale nie chciało się jechać do firmy jej kobiety. Musi pojechać, co na to poradzi. Zjadła coś i wyszła. Jadąc do firmy, trafiła na gigantyczny korek, w którym straciła ponad pół godziny. Gdy już była blisko, zaczęły nękać ją dziwne myśli.
-A jeśli Ciebie tam spotkam. Co wtedy zrobię. Matylda, głupku przecież ona nie żyje. Przestań tak myśleć. Nie spotkasz jej. Ale jak to możliwe, że ten list został wysłany dwa dni temu. Na kopercie był jej charakter pisma. Z tyłu jej imię i nazwisko. - Dojechała do bramy wjazdowej. Stał tylko jeden samochód pracownika. Żadnego obcego. Zaparkowała, wysiadła i poszła do budynku. W środku spotkała jednego z dwóch pracowników. Cała firma zatrudniała tylko dwie osoby. Dwie do biura i na tym koniec. Karolina otoczyła się w firmie dwoma facetami. Panem Wojtkiem i panem Markiem. Obydwaj w sumie przystojni. Miłość specjalnie zatrudniła mężczyzn, aby Matylda nie miała powodu do zazdrości. Wiedzieli, że nie mają szans u Karoliny, znali jej prawdziwą naturę. Już na samym wstępie zapytała ich, czy nie będzie im to przeszkadzać.
Karolina była bardzo atrakcyjną kobietą i zdarzały się sytuacje, że zagadywali ją obcy mężczyźni. Raz zdarzyło jej się, że jakiś zagwizdał za nią na ulicy. Zawsze reagowała na to obojętnie. Gdy wracała do domu, opowiadała o kolejnych palantach, którzy dali się nabrać na jej urodę, nie znając jej wnętrza.
Jej pracownicy znali Matyldę. Czasami przyjeżdżała po Karolinę, gdy ona się źle poczuła albo jak po prostu chciała ją wcześniej zobaczyć. Gdy wchodziła do firmy, zawsze witały się pocałunkiem na przywitanie. Skoro panom to nie przeszkadzało, nie czuły skrępowania przed nimi. Na początku patrzyli zaskoczeni, potem już się przyzwyczaili.
Dziś po raz pierwszy weszła do firmy, wiedząc, że nie spotka w niej Karoliny. Było kilka przypadków, jak przyjeżdżała i dowiadywała się od panów, że szefowa pojechała do jakiegoś urzędu. Gdy zobaczył ją Marek, poderwał się na równe nogi.
-Dzień dobry pani. - Podszedł do Matyldy.
-Bardzo mi przykr. - Przerwała mu Matylda.
-Proszę nie. Przyjechałam się dowiedzieć, czy mam w czymś pomóc. Coś załatwić.
-Radzimy sobie. Wojtek pojechał do klienta pokierować montażem. Chciałbym się z panią rozliczyć. Nazbierało się trochę pieniędzy. Pozwoliliśmy sobie z Wojtkiem wziąć z nich pensję.
-Dobrze. Przepraszam, że nie mogłam wcześniej przyjechać. Proszę mi pokazać ostatnie umowy od momentu jak Karolina przestała przyjeżdżać do firmy. - Marek z szafy pancernej wyciągnął segregator, na którym było napisane "załatwione".
-Wszystkie, na których nie ma podpisu pani Karoliny, były podpisywane jak już szefowej nie było.
-Widzę, że załatwiliście trochę spraw. Wezmę dziś ze sobą ten segregator i kasetkę. Jutro po pracy przyjadę do was.
-Dobrze. Jutro ja jestem do piątej a Wojtek do czwartej, potem jedziemy do klientów.
-Będę po czwartej. - Wzięła segregator i pieniądze. Pojechała do mieszkania. Zadzwoniła do Filipa wyżalić się z wszystkich spraw, które ją spotkały od momentu ich ostatniej rozmowy. Gdy skończyła rozmowę, zajęła się studiowaniem segregatora. Znalazła kalkulator. Z drukarki wyjęła czyste kartki do notowania. W plecaku znalazła ulubione pióro. Co jakiś czas wciskała przyciski na kalkulatorze, potem pisała. Gdy kończyła herbatę, szła do kuchni zrobić kolejną. Zajęło jej to sporą część dnia. Gdy skończyła przeglądanie umów, na których widniało logo "Karmad" zaczęła sprawdzać swoje obliczenia. Potem odjęła jednorazową pensję panów i uzyskała wynik. Następnie zajęła się liczeniem pieniędzy. Jakoś dziwnym cudem wszystko się zgadzało co do złotówki. Matylda była zaskoczona, że to tak łatwo jej wyszło. Zawsze była trochę roztrzepana i gubiła jakieś rzeczy a teraz nie zgubiła ani jednej najmniejszej cyfry. Była dumna z siebie. Poukładała papierki na kupkę, pieniądze włożyła z powrotem do kasetki. Wzięła prysznic i położyła się spać. Zasnęła jeszcze szybciej niż dzień wcześniej.


Część siódma. "Piątek"

Rano znowu ten sam dźwięk.
-Wiesz, Karolino - Odwróciła się w stronę miejsca, gdzie zawsze spała - Ano tak, przecież ty nie żyjesz. Chciałabym się teraz do Ciebie przytulić a Ciebie tu nie ma. Dlaczego mi to zrobiłaś. Na samym początku powiedziałaś, jeszcze dwie paczki i rzucam palenie ale i tak nie rzuciłaś. Świat bez Ciebie stał się taki pusty. Brakuje mi Ciebie.
Podniosła się i zaczęła wykonywać czynności związane z porannym zbieraniem się do pracy. Zanim wyszła, włożyła segregator i pieniądze do szafki obok TV.
W pracy została przywitana gorącymi brawami. Usiadła przy swoim starym biurku. Wszystko stało tak, jak zostawiła. Nie było jej ponad miesiąc a z biurka nic nie znikło.
Obok niej tylko że na biurku usiadła szefowa. Położyła jej rękę na ramieniu i powiedziała.
-Cieszę się, że wróciłaś. - Mrugnęła lewym okiem.
-Też się cieszę, że jestem tutaj z powrotem.
Agata wstała i poszła do swojego gabinetu. Dzień w biurze minął jak ich setki. Czyli praca od rana do popołudnia.
Wybiła trzecia. Pora się zbierać. Matylda zaczęła pakować plecak i kierować się do wyjścia. Gdy wzywała windę, usłyszała głos.
-Poczekaj na mnie. - To była Agata. -Też już wychodzę.
Wsiadły obydwie do windy. Dobrze, że winda jeździła szybko. Matylda już nie mogła znieść spojrzenia Agaty na sobie. Choć patrzyła na drzwi, kątem oka widziała, jak szefowa przygryza dolna wargę. Matylda przepuściła jeszcze Agatę w drzwiach i już była od niej wolna.
Pojechała do mieszkania, zabrała segregator i kasetkę. Po drodze wpłaciła pieniądze na wspólne konto Karoliny i Matyldy. Potem już pojechała do Karmadu. Tak, jak powiedziała, była po czwartej...
-Dzień dobry. - Powiedział do niej Marek. Wziął od niej ciężki segregator i położył na biurku. Włożył do niego trzy kolejne kartki. -Czy wszystko się zgadza.
-Tak, wszystko w porządku. Mam prośbę, czy mógłby pan podać mi swój numer konta i poprosić też o to samo pana Wojtka.
-Oczywiście. - Wyjął portfel i zapisał na kartce swoje imię i nazwisko oraz numer. Wręczył Matyldzie razem z gotówką z kolejnych umów. - Jutro porozmawiam z Wojtkiem i wezmę od niego.
-Bardzo dobrze. Od tej pory będziecie mieli stały przelew na konta. Ja będę przyjeżdżać raz na tydzień i będę sprawdzać wszystkie dokumenty. Jak coś będzie się działo pozaplanowego, oto numer na moją komórkę oraz do mieszkania.
Zapisała obydwa numery na kartce w swoim kalendarzu a następnie ja wyrwała. Dała ją Markowi. Pieniądze włożyła do portfela. Pożegnała się i wyszła. Pojechała zmęczona do mieszkania. Wzięła gorącą kąpiel. Gdy wyszła z wanny, zadzwonił domofon. Podniosła słuchawkę.
-Kto tam. - Zapytała zdziwiona.
-Przesyłka dla pani Matyldy Marczak. - nikogo się nie spodziewała w w dodatku jeszcze przesyłka do niej.
-Proszę.- Wcisnęła guzik otwierający drzwi. W szlafroku otworzyła drzwi. Pojawił się w nich młody chłopak. W dłoniach trzymał ogromny bukiet kwiatów. Wręczył je Matyldzie, wziął jej podpis i zaczął schodzić po schodach.
-Poczekaj. - Krzyknęła Matylda. -Od kogo to.
-Ja nie wiem. Ja jestem tylko doręczycielem.
Matylda zamknęła drzwi. Bukiet położyła na stole i poszła do kuchni szukać wazonu. Gdy już znalazła, napełniła go wodą i zaniosła do salonu. Wstawiła do niego drobne czerwone różyczki, potem piękne pąki tulipanów, następnie goździki.
-Ktoś nie ma gustu w doborze kwiatów. - Gdy to mówiła, z reszty bukietu, którego jeszcze nie włożyła do wazonu, wypadł liścik. Zaskoczona odłożyła kwiaty i wyciągnęła małą karteczkę z koperty. Zaczęła czytać.

"Zapraszam Cię na kolację przy świecach w poniedziałek, o ósmej będzie czekać na Ciebie samochód z kierowcą. Odmowy nie przyjmuję.
W"
Zaczęła się zastanawiać, od kogo to. Nikt nie przychodził jej do głowy. Była oszołomiona liścikiem i zapachem kwiatów. Włożyła je do końca i jeszcze starannie poukładała.
Poszła odebrać pocztę internetową. Znalazła mail od Moniki z dokładną godzina przyjazdu i odjazdu. Zaplanowała wyjazd od razu po śniadaniu. Matylda pokrzątała się jeszcze po mieszkaniu. Obejrzała film i położyła się spać.


Część ósma. "Sobota"

Rano zamiast usłyszeć dźwięk budzika, usłyszała głos Filipa.
-Wstawaj śpiochu. Śniadanie na stole.
-Co ty tutaj robisz. Jak wszedłeś.
-Zapomniałaś już. Przecież mam klucze Karoliny. O której przyjeżdża Monika. Wstawaj i opowiadaj. - Wyszedł z sypialni.
-Monika przyjeżdża dziś pociągiem. W Warszawie ma być o wpół do pierwszej. Zabieram ją ze stacji i zastanawiam się, czy pokazać jej trochę Warszawę czy od razu przywieżć do mieszkania. To już ustalę z nią.
-Ja bym zabrał na przejażdżkę po stolicy. Kiedy ostatnio tu była. - Zapytał Matyldę, która teraz szła do łazienki. Gdy już wyszła, zapytała.
-Filip, co ja mam zrobić z tym drugim listem.
-A gdzie on jest.
-Leży podarty na reszcie listów od Karoliny. Boję się go przeczytać.
-Ja bym przeczytał. Nic do stracenia. I tak już niczego nie zmienisz.
-Ale on został wysłany w poniedziałek. Jak to mi wytłumaczysz.
-Może na poczcie spadł im na podłogę albo zaczepił się gdzieś w skrzynce. Nie wiem. Nie mam pojęcia.
-A jeśli ona żyje.
-Oj, nieźle Ciebie pogrzało. Wytłumaczę to szokiem po utracie bliskiej dla Ciebie osoby. Przecież sama wezwałaś pielęgniarkę, gdy przestała z Tobą rozmawiać, bo straciła przytomność.
-Faktycznie głupio pomyślałam. - Chwyciła się za głowę, odkrywając swoją bezmyślność. Zjedli śniadanie. Była dziesiąta, kiedy Filip stwierdził, że musi iść do pracy. Jego praca polegała na wykonywaniu zleceń. Robił różne projekty oraz grafiki komputerowe. Siedział w biurze albo przy własnym komputerze w domu. Dziś miał jakieś rozliczenie z pracy.
-Czy mogę wziąć klucze. Może za tydzień też znowu zrobię Ci niespodziankę.
-Bierz, mi nie są potrzebne. Na razie nie planuję współlokatorki.
-To dobrze. To znaczy niedobrze. Ale dobrze dla mnie, bo teraz będę mógł robić Ci niespodzianki. Dobra, idę, bo bredzę. Trzymaj się siostrzyczko. I miłego spotkania z Moniką. Jutro czekam na sprawozdanie. Jestem ciekaw, jaka jest naprawdę.
-Dobrze zadzwonię.
-Bym zapomniał. Bardzo ładne kwiaty kupiłaś.
-Dzięki, też mi się podobają. - Założył kurtkę i wyszedł.
Matylda zaczęła się zastanawiać, czy powinna skorzystać z zaproszenia. Ciekawiła ją kolacja z nieznajomą osobą. Nigdy nie miała takiej sytuacji. Podjęła już decyzję, że pojedzie. Już na przykład z samej ciekawości, kto jest tak fatalny w doborze kwiatów.
Zabrała się za sprzątanie mieszkania. Musi jakoś wyglądać na przyjazd gościa. Gdy skończyła porządki, zaparzyła sobie herbatę, którą niechcący wylała na blat kuchenny, więc stwierdziła, że los chce, aby nie napiła się herbaty, więc zaaplikowała sobie trochę kofeiny w postaci mocnej kawy. Wypiła ją podczas oglądania jakiegoś programu rozrywkowego w telewizji.
Zaplanowała sobie wyjść punktualnie o dwunastej albo kilka minut wcześniej. Nie chciała się spóźnić.
Gdy na zegarze było wpół do dwunastej, zaczęła się zbierać. Przebrała się, aby odpowiadać opisowi, jaki wysłała Monice w mailu. Ona też napisała, jak będzie wyglądać. Dojechała na czas, nie spóźniła się. Gdy wchodziła na peron, akurat pociąg się zatrzymywał. Poszła do środkowej ławki, na której usiadła. Tak się umówiły. W ręku trzymała plecak, na sobie miała czarne dżinsy, czerwony sweter, którego tylko kawałek wystawał spod zielonej kurtki. Długie włosy miała długie spięte w kucyk. Nie lubiła chodzić w rozpuszczonych, zawsze się gdzieś plątały. Jak były związane, były w jakiś sposób uporządkowane.
Nagle jej oczom ukazała się osoba, której twarz wyglądała jak ta ze zdjęcia, które kiedyś dostała w wiadomości, strój też się zgadzał.
Matylda wstała z twardej ławki i zaczęła iść do osoby.
-Przepraszam, Monika? - zapytała niepewnie, chcąc usłyszeć pozytywną odpowiedź.
-Matylda. Witaj, miałam nadzieję, że to ty mnie wyłapiesz z tego tłumu. Ostatnio w stolicy byłam rok temu. W dodatku taki tłum w pociągu. - Objęła Matyldę, stawiając małą walizkę na ziemi. Zaskoczona Matylda odwzajemniła objęcie. Nie wiedziała jak się zachować w tym momencie i była bardzo wdzięczna Monice, że to ona zadecydowała nad rodzajem przywitania.
-Jak byłaś rok temu, to zapraszam na spacer po Starym Mieście. - Zaproponowała Matylda. -Jeśli jesteś zmęczona, to możemy pojechać do mnie. Wtedy zamiast zjeść w knajpie, zjemy jakiś obiad, upichcony przeze mnie.
-Chętnie spróbowałabym Twojej kuchni. Tak wiele wiemy o sobie, a jednak tak mało. Znamy tylko słowa i żadnych rzeczy namacalnych.
-Dobrze, w takim razie, do mnie. -Schyliła się chwyciła za ucho od walizki. Dźwignęła i zaczęła iść do wyjścia.
-Co ty robisz? -Zapytała Monika. -Wiesz co. Walizek to ty nie będziesz za mnie nosić. To moja walizka i ja ją noszę.
-Dobrze. Sorry. Takie przyzwyczajenie. Jak odbierałam Karolinę z jakiś wyjazdów, wtedy pozwalała nosić mi jej rzeczy. Żebyś wiedziała, jaka na początku była walka. Ludzie się gapili jak na dwie wariatki. Potem zauważyła, że nie ma ze mną szans i już nie było walk o bagaż.
-Rozumiem. Ale ze mną nie walcz i oddawaj walizkę. To ja lubię nosić rzeczy. Wyniosły się z peronu i stacji. Matylda wpakowała Monikę do samochodu i zawiozła do mieszkania. Zanim weszły, Matylda zaprowadziła Monikę do sklepu i kazała powiedzieć, co chce zjeść. Znała jej ulubione potrawy, ale nie wiedziała, na co teraz ma ochotę.
Monika wybrała długi makaron pomidorowy, sos do makaronu i mielonkę. Kupiły jeszcze dwa wina i jakiś sok. Jeszcze chleb na śniadanie. Z zakupami poszły prosto do mieszkania. Po drodze wzięły jeszcze rzeczy Moniki z samochodu.


Data publikacji w portalu: 2003-10-05
« poprzednie opowiadanie następne opowiadanie »

Witaj, Zaloguj się

OPOWIADANIA YOOLYA VEL HEXA

KONTAKT

Wyślij swój tekst! - napisz do Namaste
podpisz swoja pracę nickiem lub imieniem
(jeśli chcesz: nazwiskiem), jeśli chcesz napisz swój e-mail, podamy go w podpisie.

NASZA TWÓRCZOŚĆ

Jest jak delikatny kwiat. Każda jej forma zawiera ślady głębokich wzruszeń i emocji, przenosi pamięć o czasie minionym, chroni od zapomnienia chwile.

Tutaj jest miejsce dla Ciebie. Jeśli pisałaś, piszesz lub pisać zamierzasz, nie chowaj efektów swojego natchnienia do szuflady, podziel się nimi.

Tu nikt nie ocenia, nie krytykuje. Możesz przysyłać teksty podpisane imieniem bądź pseudonimem, o dowolnej tematyce i formie. Może to dobre miejsce na debiut i nie tylko.

Zdecyduj się.
To właśnie od Ciebie będzie zależał kształt tej strony. Zapraszam do jej współtworzenia.

Namaste

© KOBIETY KOBIETOM 2001-2024