SZKLANY KLOSZ ART

Frau Langstrumpf
Let me start by saying just a few words about my own background

Prześladują mnie kuchenki mikrofalowe. Nie żartuję. Wysyłają takie ultra sygnały, transgresywne, eteryczne, wykonane z najsubtelniejszych tworzyw, z wszelkim zachowaniem falowo - korpuskularnej struktury światła. Wywołują nowotwory, wiążąc się z wolnymi rodnikami. Mało tego. Ingerują w twój umysł za pośrednictwem twojego mózgu i jego podstawowej słabości: że jest on fizyczny. Można mu to i owo wstrzyknąć, zaaplikować. Indoktrynują twoją podświadomość. Jak te fallusy, które pojawiają się na ekranie na ułamek sekundy, tak że nawet tego nie zauważysz, a tu nagle zaczynasz myśleć o świństwach. Kuchenki mikrofalowe wysysają ze mnie energię. Ładują swoje arteciała moimi bioprądami. Faszerują moją głowę zdaniami pod uniwersalnym kwantyfikatorem: " Wszystkie kobiety to dziwki", "Wszyscy faszyści to prostytutki", " Każdy polityk kłamie", " Wszyscy Bushowie to świnie", " Wszyscy ludzie są śmiertelni", " Każde a jest p" itd. Łykam to bez popicia. Dobudowuję szeroki kontekst plus kulturowe uwarunkowania i otrzymuję światopogląd. Sztuczny, bo sztuczny, inferowany, bo inferowany, ale wystarcza jako tymczasowa aplikacja na mój hard ware.
Dokonano na mnie Anschlussu. Terminuję w paradis artificiels, we fraktalnej, samopowielalnej, autoreferencjalnej strukturze, w siatce rzutowań, do której mapy są tylko połowiczne albo celowo wprowadzają w błąd. Nie mogę się rozeznać, ot co, jak w szklanej muchołapce. Każdy milimetr tej przestrzeni jest zminiaturyzowaną kopią jej samej. A węzłami energii w tym izomorficznym środowisku, w które wpadasz jak do gardła rosiczki, są kuchenki mikrofalowe. One mnie niszczą, tłamszą i gniotą, ale wszelka eks - terminacja jest niemożliwa. Bo jestem w nie uwikłana, tak bardzo, że stanowią mój element konstytutywny. Bo to moja the - terminacja. Legitymizujemy nawzajem swoje istnienie. A nie ma żadnego niezależnego obserwatora, który by wstał, rąbnął pięścią w stół i powiedział kto lub co jest pępkiem tego świata.
Tej nocy śniły mi się grzyby i jagody, sznirele perele, a to znamionuje rychły upadek systemu korporacji. Szkoda. Nie mam już żadnego towarzystwa, oprócz towarzystwa coca cola. Usycham z pragnienia w morzu potrzeb. An der See, in der See. Różnice semantyczne są moją zakałą. Skazują mnie na indolencję. Mam upośledzony system decyzyjny przez zbytnią drobiazgowość. Niuanse. New answer & new answer again. Noszę pod kurteczką ze sztucznych strusich piór hollywoodzki zestaw reflektorów, aby prześwietlić każdy fenomen na mojej drodze, zrobić interview, parę zdjęć cyfrowym lomo do dokumentacji. Literalnie. Irrelewantnie. Czasoprzestrzennie. Wiwisekcyjnie. Obrazoburczo. Nie tylko wojujący ateiści piszą "bóg" małą literą i zrozumienie tak prostej kwestii, jaką jest teoretyczny metajęzyk, nie wymaga absolutorium z filozofii.
Powinnam pójść do specjalisty. Kiedyś byłam. Mały promyk nadziei, że nie będą mnie nękać kuchenki i koszmary. Przyniosłam mu kartkę:

MAM NA SOBIE PODSŁUCH. PROSZĘ GO ZNALEŻĆ.

Specjalista wysłał mnie na tomografię. Niczego nie znaleźli. Prosta sprawa. Podsłuch w postaci płynu krąży w moim ciele. Niewykrywalny. Wpływa na moją grupę krwi, a więc mnie identyfikuje. Porzuciłam sprawę podsłuchu. Za bardzo ingerowała w moją tożsamość. Wykrywając podsłuch, zanegowałabym samą siebie. Poza tym moja koleżanka zaszła w ciążę i zjawisko to wchłonęło mnie bez reszty. Co powinna jeść? Co czuje? Czy ma przez TO problemy z oddychaniem? Czy orgazmy są dozwolone? Czy będą jej ustępować miejsce w tramwaju? Czy jej wagina ulegnie całkowitej, nieodwracalnej defenestracji? Czy TO dostaje czkawki? Gdzie mieści się żołądek? Czy wyczuwa już atawizm macierzyństwa? A gdzie będzie spało? Imię? Płeć? Genotyp? Planowany fenotyp? Ontogeneza? Rzutowanie na filogenezę? Orientacja seksualna? Rodzaj przedszkola? Talenty? Kariera? Zabawy z bronią? Pierwszy pocałunek? Jaki rodzaj antykoncepcji? Zamiłowanie do hazardu? Ulubione lektury? Krąg zainteresowań? Chwile samotności? Poglądy polityczne? Sesja w playboyu? Jego / jej życie? Jego / jej śmierć...?
Właściwie nie powinnam wchodzić w takie szczegóły. Nie podaję tutaj nawet mojego prawdziwego imienia. Dla uproszczenia, żeby nie opatrywać mnie za każdym razem wiązką deskrypcji, przyjmijmy, że ich bin die fesche Lola, ich habe ein Pianola. Można by oczywiście korzystać z pomocy indeksykaliów i opatrywać mnie zaimkiem jakże określonym: ona. Ale wtedy trzeba by i tak wypowiedź obudować kontekstem, by nadać jej znaczenie. Zresztą, możecie na mnie mówić nawet Mała Mi, czy Pani Łyżeczka. Obojętne. A rose by any other name would smell as sweet...
Nie ukrywam swego zamiłowania do bristolskiej muzyki, upostaciowionej, czy antycypowanej nawet przez Portishead, go ahead. Zarabiam na siebie miotając ogniem. Wymaga to opanowania kilku tanecznych kroków, upięcia włosów, szczypty zręczności. Poza tym wszystko jest banalnie proste, bramki są dwie. Nuży mnie to zresztą coraz bardziej. Teraz marzę o miotaniu wodą, co przy obecnych prawach fizyki jest prawie niemożliwe. Ale nad zmianą T - ej konwencji pracuje już cały sztab naukowców, więc prawdopodobnie wkrótce przypnę się z moją praktyką do ich teorii.
Jem tylko niełuskane warzywa i owoce. W ogóle mam zamiłowanie do wszystkiego, co razowe, przaśne, siermiężne, konopne.... Nic prawie nie jem. To znaczy jem prawie nic. Żołądek mój ma już średnicę grafitu ołówka. Boję się nawet przechodzić obok fast food uff. One. Kuchenki. Zżerają cały prąd przeznaczony dla naszych kochanych żaróweczek, aby świeciły, świeciły, świeciły, i żeby nam było wesoło i raźno. Przeklęte mikrofale. Bombardują moją głowę diabelskim nasieniem. Duchowni bryczka ciągnięta woły a wasze śamańskie naczynia. Religijna papka. Ten człowiek w sari, o tam. To może jest jezus christus ha - pravi. Jeśli nawet ktoś kiedyś dostąpił religijnego upojenia, to teraz wy tylko spijacie nektar z jego czułków, co stanowi głęboko zapośredniczoną, symboliczną opowieść idioty, kąsanego przez kleszcze, wijącego się w ukropie własnych wspomnień z zaświatów, o których wy możecie wiedzieć jedynie ze słyszenia. Z powyższego wynika jasno, że cała tajemnica boskiej istoty tkwi w umiejętnym formułowaniu odpowiednio długich zdań podrzędnie złożonych.
Pan bóg tymczasem kule nosi, i owszem, ale się im nie kłania.

I had the dream. Stoję i przemawiam nad Potomakiem. Nadal będziemy walczyć. Zabijemy każdego wszarza sukinsyna, który stanie na naszej drodze i ośmieli się sprzeciwić mojej aryjskości swym unikalnym kolorem butów albo skóry. Tłum wznosi pięści do góry. "Ukrzyżuj go!" krzyczą. "Wypuść Barabasza!". Agitują. Bios politikos aż kipi w ich żyłach. Żyłach, które oplatają ich ciała, więżą przeguby dłoni, pętają szyję plątaniną podskórnych korzeni, rozrzuć, obróć w pył tę twierdzę! Ich żyły nabrzmiewają szaleństwem common sense. Ich gardła spowija jednolity skand. Pięści w górze. Zaimki osobowe tylko w pierwszej osobie liczby mnogiej. Ich krew krąży w żyłach jednakowym rytmem, jak wtedy gdy przyjaciółki dostosowują do siebie swoje menstruacje. Język żył, język zaciśniętych pięści, aż bieleją knykcie.
To, co nazywa się wolnością, nie może zaistnieć w tej przestrzeni, przestrzeni wszystkiego, co publiczne. Język, owszem, upublicznione narzędzie. Ale moi zwolennicy nie znają namysłu nad wolnością, bo ona przychodzi do nich bezpośrednio i przedjęzykowo, w zaciśniętych pięściach.
Krzyczą. Przemawiam. Przemawiam. Krzyczą. Wiwatują. Wznoszą okrzyki. Czuję się z nimi komfortowo, jak prezes firmy GmbH. "Ludzie! Kocham Was! Dziękuję wam za poparcie!". Próbuję ich nie zawieść, w końcu głosowali na mnie. Chcę, naprawdę chcę zabić dla nich te tysiące niewinnych kobiet i dzieci. Unieszczęśliwić naszych wrogów, żeby umarli, żeby ich nie było. What are u talkin' about? Złoża wysokokalorycznych surowców naturalnych są już nasze i mówię wam to ja, krwiożercza, żylasta, ogłupiała z nienawiści i szczęśliwych dla mojej kadencji koincydencji faktów, ikona popkultury: Jerzy Wędrowniczek Krzak.

I budzę się zlana potem. Potem. Potomakiem. Rzeka wolności spłynęła rzeką krwi. Ludzi i zwierząt. Reelekcja. Dokonało się. W izbie reprezentantów drzwi pancerne rozpadły się na dwoje. Bardzo mi przyjemnie z państwem. Jestem prezydentem - mordercą. Czy to, że po przebudzeniu okazało się, że to jednak nie ja jestem faszystką, pociesza mnie w najmniejszym stopniu? No comments, wybieram vita contemplativa. Dobra woda, bogata w magnez i wapń.
Data publikacji w portalu: 2004-12-12
« poprzednie opowiadanie następne opowiadanie »

Witaj, Zaloguj się

KONTAKT

Wyślij swój tekst! - napisz do Namaste
podpisz swoja pracę nickiem lub imieniem
(jeśli chcesz: nazwiskiem), jeśli chcesz napisz swój e-mail, podamy go w podpisie.

NASZA TWÓRCZOŚĆ

Jest jak delikatny kwiat. Każda jej forma zawiera ślady głębokich wzruszeń i emocji, przenosi pamięć o czasie minionym, chroni od zapomnienia chwile.

Tutaj jest miejsce dla Ciebie. Jeśli pisałaś, piszesz lub pisać zamierzasz, nie chowaj efektów swojego natchnienia do szuflady, podziel się nimi.

Tu nikt nie ocenia, nie krytykuje. Możesz przysyłać teksty podpisane imieniem bądź pseudonimem, o dowolnej tematyce i formie. Może to dobre miejsce na debiut i nie tylko.

Zdecyduj się.
To właśnie od Ciebie będzie zależał kształt tej strony. Zapraszam do jej współtworzenia.

Namaste

© KOBIETY KOBIETOM 2001-2024