Jak mam to powiedzieć mojej przyjaciółce?

Gogol Ruth
Otworzyła drzwi. Zobaczyła za nimi Annę, jak zawsze.
- Cześć - przycisk na "sc" zawisł w powietrzu.
- Cześć! - krotko, z akcentem na "cze" padło w odpowiedzi. Po prostu radosne powitanie.

Anna pochyliła się ku niej i chciała pocałować. Odwróciła głowę. Pocałunek, którego przeznaczeniem były usta, wylądował na policzku, prawie na szyi. Obróciła się szybko, aby uniknąć uścisku, który musiał nastąpić. Czuła na plecach rozczarowane spojrzenie, a wraz z nim lęk i udrękę.

No, i jak jej to powiedzieć? - pomyślała - chyba po raz setny w ciągu ostatniego tygodnia. Ale ona musi przecież coś przeczuwać! Traktuje ją tak chłodno i okrutnie, jak żadnego innego człowieka w moim otoczeniu.

Wiedziała jednak, że bezsensowne jest takie myślenie. Anna nie chce czuć. Więc do niej należało wypowiedzenie tego, o czym obie już wiedziały. Nie potrafiła jednak zdobyć się na odwagę. Podejmować takie decyzje, ale ich nie artykułować, zmuszając w ten sposób drugą stronę do przejęcia inicjatywy, stanowiło część jej mechanizmu obronnego. System, który do teraz zawsze działał.

Ale tutaj, przy niej, przy kobiecie, która przez dwadzieścia lat małżeństwa i jeszcze wcześniej nauczyła się, że musi wiele wytrzymać, zanim po długim, długim czasie - może! - coś się opłaci, zmieni, cały system zawiódł. I będzie zawodził dalej. Stało się to dla niej jasne i nienawidziła świadomości, przez którą po raz pierwszy będzie zmuszona zadecydować o rozstaniu.

Anna weszła do środka, odstawiła swoje rzeczy, zdjęła kurtkę i powiesiła ją na krześle. Za chwilę usiądzie. Oczywistość ta odebrała jej prawie oddech. A jednak - na początku podobało się jej nawet zniewolenie obecnością Anny, co teraz było częścią problemu .

Zniewolone - może nie było to wcale źle określenie, może nie miało tylko przenośnego znaczenia. Anna była kobieta, która brała w niewolę, zniewalać chciała, nawet jeśli sobie tego nie uświadamiała.

Dla niej to wszystko potoczyło się za szybko. Nie chciała aż tak dużo bliskości - nie tak dużo naraz. Ale nagle wszystko się zdarzyło. Noce, dni, tylko we dwie, tak często. Jakie było uczucie na początku, czy mogła sobie jeszcze przypomnieć? Nie wiedziała. Jedno było w tym piękne: że miała w końcu człowieka tylko dla siebie. Kobietę, która po paru upojnych godzinach, nie odchodziła do swojego związku, do powszedniego dnia i nie zostawiała jej samej z problemami i samotnością.

Ale czuła się także całkowicie zaskoczona. Ona - właśnie ona, spodziewała się po sobie o wiele więcej, zanim jeszcze pierwszy raz poszły ze sobą do łóżka. Zależało jej bardziej na rozmowach. Nie, żeby nie mówiła, myślała o seksie, czy kochała się chętnie z kobietą - wręcz przeciwnie. Poszła do Anny, ponieważ raz jeszcze chciała się czuć bezpiecznie, ponieważ pragnęła czuć się chciana.

I wtedy spostrzegła w niej to samo, co już wcześniej zauważyła u wielu innych. Po nie było tak samo jak przed i dla wielu wspólnie spędzona noc znaczyła tyle samo, co obietnica wspólnego spędzenia życia. Potem nie było nic. Jak często to przeżywała .

Kobieta siedząca przed nią, wahająca się, czy jeszcze raz spróbować ją objąć, czekała. Czekała na spojrzenie, na pocałunek , na dotyk. I może na to, co potem mogło nastąpić. I czego jej już tak długo odmawiała, odmawiać musiała, żeby tylko zachować dystans, który ją chronił przed pożarciem przez tę miłość .

Objęcia Anny były jak kajdany, w których po jakimś czasie sama nic nie czuła. Mogła jej to powiedzieć? To by ją zraniło - zresztą, jak wszystko inne, co miała jej do powiedzenia. Chętnie wzięłaby ją w ramiona i wyznała, jak bardzo ją lubi - ale wiedziała, ze to by tylko pogorszyło sytuację. Anna nie potrafiła dostrzec różnicy między gestem sympatii, a tym, co nazywała miłością. Miłością, przeznaczona tylko dla jednej osoby, która mogłaby być fundamentem małżeństwa, ale nie partnerskiego związku, który powinien pozostać otwarty .

Powróciła do punktu wyjścia. Partnerski związek - czy istnieje w ogóle coś takiego? Czy nie jest to tylko miraż, życzenie nie do spełnienia? I nie były to jedyne pytania, na które nie potrafiła znaleźć odpowiedzi. Czy ludzie, którzy się kochają, mogą żyć ze sobą bez stawiania tych wszystkich wymagań?

Cały czas stała przed Anna i choć patrzyła na nią, zdawała się wcale jej nie zauważać. Zapaliłaby chętnie, ale papierosy leżały na stoliku, przy którym siedziała Anna. Jeszcze przez chwile chciała utrzymać dzielącą je odległość, żeby nie stracić dystansu, który nosiła w sobie. Spróbowała się uśmiechnąć.

- Chcesz kawy ? - zapytała , próbując znaleźć neutralny temat rozmowy.

- Tak, chętnie - Anna skinęła głowa, podnosząc się z miejsca.

- Nie, proszę, usiądź!

Cała Anna nie pozwalająca sobie usługiwać! Matka, będąca na każde skinienie któregokolwiek ze swoich dzieci.

- Proszę, usiądź i pozwól mi to zrobić. - powiedziała, czując wzrastający gniew, którego już po chwili zawstydziła się. Czy mogła mieć pretensje do Anny, że jest opiekuńcza? Szkopuł w tym, że ona nie chciała tej troski, tego traktowania siebie jak dziecko.

Przygotowując kawę, odwróciła się do Anny plecami, zadowolona, że przez chwile nie musi patrzeć w jej twarz. Ledwo uświadomiła sobie własne myśli, poczuła wyrzuty sumienia. Przecież Anna nic jej nie zrobiła, jak może ją tak traktować. Nic, oprócz tego, że ją kochała i próbowała tą miłością zadusić. Włożyła filtr do ekspresu i podparła się ciężko. Anna szybko znalazła się przy niej.

- Źle się czujesz ? Co ci jest ? - Anna stała za nią, oplatając ją ramionami.

Znowu napad cynicznych myśli, znowu poczucie winy. - Jestem niesprawiedliwa - myślała, wyplątując się z objęć, które niechętnie i powoli zwracały jej swobodę.

Popatrzyła na dzbanek, w którym zbierała się brązowa ciecz. Odetchnęła głęboko i odwróciła się. Stanęła z Anna twarzą w twarz. Strach sprawił, że przez moment czuła się niezdolna do jakiegokolwiek ruchu. Zwalczyła go i wymknęła się Annie w stronę stołu. Chwyciła papierosa i zapaliła go. Anna stała osłupiała przy ekspresie. Cynicznie pomyślała, że nie wykorzystała okazji, pozwoliła się objąć, usiłowała zdobyć się na surowość, ale jakoś nie dawała rady. Paliła siedząc, podczas gdy Anna napełniała kubki kawą. Postawiła je na stole.

- Dziękuję - wzięła kubek i upiła jeden łyk, obserwując znad jego krawędzi Annę, która zdawała się wcale tego nie zauważać. Patrzyła przez okno i wyglądała, jakby była nieobecna.

Jak zacząć? W jednej ręce trzymała papierosa, w drugiej kubek z kawą. Nie ma sensu dalej tego ciągnąc. Popatrzyła na Annę i uśmiechnęła się.

- Nie chciałam... Cholera! Dlaczego to jest takie trudne? - przemknęło jej przez myśl.

- Przepraszam - cicho powiedziała.

Anna zamknęła jej dłoń w swojej.

- Nie musisz przepraszać, to nic... już dobrze...

O nie! Znowu źle zrozumiała. Podałam jej jeden palec, a ona od razu chwyta całą rękę. Inaczej nie potrafi. Każdy przyjazny gest w jej kierunku interpretuje jako ugruntowanie związku. Westchnęła.

- Muszę!!! - patrzyła Annie prosto w twarz, bez cienia uśmiechu. Tego było już za wiele.

- Nie jest dobrze, sama wiesz, ze od długiego czasu nie jest dobrze.

Wysunęła dłoń spod dłoni Anny.

- Jest jakąś inna? - spytała boleśnie Anna

- Taaaak! - wrzasnęła z wściekłością, jakby o to chodziło. Anna znowu ją zapędziła w kozi róg . Znowu znalazła się na defensywnej pozycji i choć niczego tak naprawdę jeszcze nie zaczęła, czuła się zmęczona . Anna potrafi być przekorna jak dziecko.

- Tak - powtórzyła i poczuła się nieco pewniej. Wiedziała, ze musi tę rozmowę popchnąć we właściwym kierunku. Anna jej tego nie ułatwi, ale i nie zdoła już przeszkodzić.

- Być może, ale nie o to chodzi.

- Czyżby? Masz wszystko, czego chcesz. To twoje życie, jesteś wolna. Od dawna niczego mi nie dajesz . Niczego!!! Odepchnęłaś mnie!!!

Przestraszyła ją gwałtowność reakcji Anny. Zazwyczaj była tak opanowana, że nic nie było w stanie jej poruszyć. Załamywała się jedynie w sytuacjach, w których nie potrafiła znaleźć wzorca zachowania.

- Nie odepchnęłam cię - zaprotestowała - po prostu to koniec naszego związku !!!- wyrzuciła z siebie .

Następna reakcja Anny była jeszcze gwałtowniejsza niż poprzednia.

- Ale przecież jesteśmy razem od ponad roku - zabrzmiało nieodwołalnie.

- Być może nasz związek istniał przed rokiem, być może jeszcze zeszłego lata, ale teraz to koniec!

Anna była zupełnie załamana. Próbowała pojąc to, co właśnie usłyszała, ale nie potrafiła.

- I tylko ty tak postanowiłaś?

- Nie, takie są fakty. Do tego, żeby istniał związek, potrzeba minimum dwóch osób. Inaczej nie da rady. Dwóch osób, które tego samego chcą - dodała.

Jak mogła wyjaśnić Annie coś, czego sama nie rozumiała? Powolne umieranie uczuć pod naporem zbyt wygórowanych oczekiwań. Przeczucie, że coś nie jest dobrze i nieumiejętność wyrażenia tego słowami. Ciągła niepewność. Czy musiało do tego dojść? Nie będzie abstrahować. Liczy się tylko konkretna sytuacja.

Anna wyglądała jak trafiona nokautującym ciosem.

- Tak bardzo mnie boli, kiedy widzę, jak cierpisz. Miała ochotę się rozpłakać.

- Już dawno chciałam z tobą porozmawiać, ale ciągle przekładałam to na później. Myślałam, że sama się domyślisz, zauważysz... Ale ty nie ... - przesłoniła dłonią usta, żeby powstrzymać potężny szloch, który zbierał się w jej gardle.- Tak źle cię traktowałam.

Anna popatrzyła na nią tak, że trudno to było znieść.

- Może to tylko etap przejściowy, tylko kryzys ?

Nadzieja w oczach Anny była jak cios w serce.

- Może to tylko kryzys, przez który trzeba przejść, żeby związek dojrzał, stał się głębszy. A kiedy już wszystko przejdziemy, obejrzymy się za siebie i będziemy się z tego śmiać. - patrzyła w jej stronę szukając potwierdzenia.

- Po wspólnych dwudziestu latach?

- Czemu nie?

- Czemu nie!? - nie potrafiła już ukryć rozpaczy w glosie - Ponieważ ja się do tego nie nadaje, ani teraz, ani nigdy, ponieważ robię się chora na samą myśl o takiej przyszłości!!!

- Zauważyłam

- Wiem, że zauważyłaś, po tym, jak przestałam z tobą sypiać. Zauważyłaś, ale nie zareagowałaś. Po prostu cierpiałaś. Nie mogłam znieść twojej obecności w łóżku, kiedy tu nocowałaś. Sto razy lepiej byłoby, gdybyś spała na kanapie, ale nie chciałam ci tego powiedzieć, żeby cię nie zranić - jak fale wyrzucała z siebie od dawna nagromadzone słowa.

- Przecież bez przerwy mnie raniłaś - Anny glos drżał, nie potrafiła już dłużej powstrzymać łez.

- Tak, wiem - czuła się tak podle, że ledwo zdołała mówić - Ale nie chciałam, nie robiłam tego specjalnie.

- Nie robiłaś tego specjalnie?!!! Chcesz powiedzieć, że to wszystko było niechcący?

- Tak ..., nie..., ach sama nie wiem! Nie chciałam sprawiać ci bólu, nie chciałam cię skrzywdzić - a jednocześnie widziałam, że ranię cię każdym słowem, każdym gestem. Co miałam zrobić? Nie odzywać się, nie poruszać? - przez moment spojrzała na swoje argumenty oczami Anny, które zdawały się mówić - Kochaj mnie po prostu i wszystko stanie się łatwe. - Żeby to było takie proste !

- Anno, tak bardzo cię lubię, nawet jeśli teraz w to nie wierzysz lub nie możesz doszukać się dowodów. Nie chcę, żebyś nienawidziła mnie tylko dlatego, ze nie kocham cię tak jak ty mnie . - Mówiąc to ujęła dłoń Anny, która ją szybko cofnęła .

- Ale ja ciebie tak bardzo kocham - powiedziała zrozpaczona i kryjąc twarz w dłoniach wybuchnęła płaczem.

- Tak, wiem i tego właśnie nie potrafię znieść.

Anna podniosła nieco głowę.

- Ale ja mogę przecież się wycofać, będę przy tobie, jeśli naprawdę będziesz mnie potrzebować. Zostawię cię w spokoju i będziesz mogła zdecydować, czy masz ochotę mnie widzieć - rozpaczliwie szukała rozwiązania, które oddaliłoby ostateczny koniec.

- Przecież żyjemy tak przez cały czas i ty przez to cierpisz. Biernie na mnie czekasz, a ja nie chce, żebyś na mnie czekała! Nie mogę tego wytrzymać, zrozum w końcu! Ja tez cierpię. Czuje się nie w porządku, wobec ciebie i wobec innych. Wobec siebie też.

- Wobec innych? Jakich innych? - podchwyciła Anna

- Wiesz dobrze, że ci tego nie powiem, a zresztą tu chodzi wyłącznie o nas. Dla przykładu : przeszkadza mi, kiedy na spotkaniach z grupą w piątki, każdy myśli, że jesteśmy ze sobą, że ciągle ze sobą sypiamy.

- A co to ma do rzeczy?- Anna uspokoiła się nieco i starała się nad sobą panować -A może jest w grupie jakaś inna kobieta, z którą chciałabyś się pokazywać?

- Nie o to chodzi. Nie chcę wywierać fałszywego wrażenia, nie chcę, żeby inni myśleli, że coś robię, kiedy tego nie robię.

- Świetnie, to powiedz wszystkim, że mnie odstawiłaś i kokietuj sobie nową panienkę, ile tylko chcesz!

- Na pewno bym to zrobiła, gdyby o to mi chodziło. Mogłabym też się z tobą kochać, gdybyś wszystkiego nie odbierała jako uświęcenie związku miedzy nami.

- Chcesz powiedzieć, że nie robisz tego tylko dlatego, że tak się zachowuję?

- Tak, to podstawowy powód....

- Nie rozumiem - Anna wyglądała na coraz bardziej zmieszaną.

- Wiem, że nie rozumiesz, do teraz nie wymagałam od ciebie, żebyś rozumiała. Nie potrafisz tego pojąc, prawda? - wypowiedziała coś, co nawet dla niej było zupełnie zakręcone, ale uważała, że było normalne, dla niej, dla innych nie musiało. Jednak kobieta, która chciała z nią być, musiała to zaakceptować. Anna nigdy nie będzie do tego zdolna. Za długo żyła w monogamicznym związku, żeby teraz zaakceptować inny styl życia. Musiała dostrzec, że dla satysfakcjonującego życia potrzebuje mężczyzny, nawet jeśli zakochiwanie się w kobietach stało się u niej powszedniością. Istnieje duża różnica pomiędzy zakochaniem a wspólnym życiem. Anna nałożyła swoje doświadczenia z mężczyzną na życie z kobietą . Dlaczego miało nie zadziałać, skoro znalazła tę właściwą? Za tę jedyną uznała pierwszą, w której się zakochała. To był prosty system, który jednak tym razem nie zadziałał.

- Wiem, że to mój problem. Nie chce cię zmuszać, żebyś akceptowała coś, czego nie rozumiesz. W ogóle do niczego nie chcę cię zmuszać. Ale sama też nie chcę się do niczego zmuszać - nie potrafiła wyartykułować swoich myśli, choć tak bardzo się starała.

- Ale przecież nikt cię do niczego nie zmusza - Anny czoło zmarszczyło się pytająco.

Odetchnęła głęboko .

- Masz racje. Nikt mnie nie zmusza, żeby mieć szczęśliwy związek czy też go nie mieć, spać z przyjaciółka czy tez nie, zastanawiać się nad tym, czy kogoś ranię czy nie. To mój problem. I może sama sobie najbardziej przeszkadzam. Ale teraz nie potrafię tego zmienić. Nikt nie potrafi. Ty też nie. I nie chcę, żebyś dłużej przez to cierpiała. Po prostu nie chce.!!!

Anna była teraz bardzo blada na twarzy, ale spokojna.

- Czyli chcesz, żebym sobie poszła i zostawiła cię w spokoju ?

Popatrzyła na Annę i przypomniała sobie jej twarz z innych sytuacji, z bardzo przyjemnych sytuacji, które nie miały nic wspólnego z tą, która się właśnie rozgrywała.

- Tak, tego właśnie chcę - jej glos zabrzmiał jak opadające ostrze gilotyny.

- Dobrze - Anna podniosła się. Trochę się chwiała na nogach, ale szybko jej przeszło. Wzięła swoja kurtkę z krzesła i ubrała ją w zwyczajny opanowany sposób. - Wiec wychodzę.

Chciała ją chwycić za ramię, powiedzieć, jak bardzo jest jej przykro. Ale to doprowadziłoby znowu do nieporozumień, więc spasowała. Proszę, nie bądź na mnie zła, przynajmniej niedługo, nie na wieczność. I proszę nie znienawidź mnie za to, że nie mogę ci dać tego, czego potrzebujesz - rozbrzmiewało w jej glowie. Ty też nie możesz mi tego dać, a jednak nie robię ci wyrzutów. Jest, jak jest. Miałabym to wszystko jej teraz powiedzieć? Rozglądnęła się wokół siebie. Widocznie całkowicie pogrążyła się we własnych myślach, bo Anny już nie było, jej rzeczy także zniknęły. Usłyszała tylko trzaśniecie drzwiami. Usiadła na krześle, objęła głowę rękami i rozpłakała się.
Data publikacji w portalu: 2003-07-29
« poprzednie opowiadanie następne opowiadanie »

Witaj, Zaloguj się

KONTAKT

Wyślij swój tekst! - napisz do Namaste
podpisz swoja pracę nickiem lub imieniem
(jeśli chcesz: nazwiskiem), jeśli chcesz napisz swój e-mail, podamy go w podpisie.

NASZA TWÓRCZOŚĆ

Jest jak delikatny kwiat. Każda jej forma zawiera ślady głębokich wzruszeń i emocji, przenosi pamięć o czasie minionym, chroni od zapomnienia chwile.

Tutaj jest miejsce dla Ciebie. Jeśli pisałaś, piszesz lub pisać zamierzasz, nie chowaj efektów swojego natchnienia do szuflady, podziel się nimi.

Tu nikt nie ocenia, nie krytykuje. Możesz przysyłać teksty podpisane imieniem bądź pseudonimem, o dowolnej tematyce i formie. Może to dobre miejsce na debiut i nie tylko.

Zdecyduj się.
To właśnie od Ciebie będzie zależał kształt tej strony. Zapraszam do jej współtworzenia.

Namaste

© KOBIETY KOBIETOM 2001-2024