OPOWIADANIE

Wredny motylek
Wracałam dzisiaj, jak gdyby nigdy nic, z uczelni. Wlałam się razem z tłumem ludzi do wagonu metra, z ogromnymi słuchawkami na uszach i upajałam się zremiksowaną przez jakiegoś DJ-a Edith Piaf. Usiadłam, poprawiłam włosy i jechałam dalej spokojnie myśląc o szkole, pracy i o mojej dziewczynie. Obok mnie siedział jakiś staruszek z bąblem na nosie i w brunatnej czapce, a naprzeciwko mnie jakaś spalona na solarium czterdziestka, która nie wpadła na to, że sztuczne słońce wcale nie odmłodzi jej skóry, a wręcz przeciwnie. Usadziłam sobie na kolanach wypełnioną książkami torbę. Przetłumaczeni na polszczyznę ukraińscy pisarze ciążyli mi przyjemnie. Zabużko, Żadan, Lewycka i niewspółczesny Symonenko. Przygryzałam w znudzeniu dolną wargę, marzyłam o szybkim powrocie do domu, kiedy nagle coś się stało.

Pociąg zatrzymał się na stacji metra Stokłosy. Zobaczyłam, jak ona wchodzi. Dziewczyna mniej-więcej mojego wzrostu, nie zdołałam się zbyt dokładnie przyjrzeć. Drzwi się otworzyły, ona wsiadła i zajęła miejsce pięć osób ode mnie po mojej prawej. Kiedy przechodziła obok mnie, serce mi podskoczyło. Miała takie ekstrawaganckie, czarno-różowe dredy. Taka fryzura strasznie mi się podobała, ale nigdy bym sama się na taką nie odważyła. Może jestem zbyt ułożona. Ona na pierwszy rzut oka wyglądała na taką ostrą laskę, żyletę, niezłą sztukę. Zbyt kobieca i mająca zbyt wiele uroku na butch, za twarda na femme. Z wyglądu mój typ, chyba słuchała punkabilly. Umiała podkreślić swój koci, pełen powabu kształt oczu odpowiednim cieniem do powiek. Policzki mi zapłonęły. Chyba zjarana na solarium czterdziestka i dziadek z bąblem na nosie zauważyli moją ekscytacje na jej widok. Jezu, ona była piękna. Słuchała muzyki i patrzyła na swoją empeczwórkę w ogóle nie zwracając uwagi na resztę tego nudnego, szarego, zapyziałego świata, w tym i na zachwyconą jej czarem lesbę. Ciekawe, ile miała lat. Siedemnaście? Dwadzieścia pięć? Nie wiem, kobiety potrafią się tak umalować, że czternastka wygląda na studentkę a trzydziestka na gimnazjalistkę. Miałam milion myśli na sekundę. Musiałam coś zrobić. Natychmiast. Wysiadałam na Imielini, a przecież... Przecież nie mogłam jej po prostu minąć tak, jakby była po prostu zwykłym, szarym człowieczkiem. Na przykład takim dziadkiem z bąblem na nosie albo zjaraną na solarium czterdziestką. Ona była piękna, po prostu piękna, i tak bym jej jeszcze bardzo długo nie zapomniała. To chyba moja podświadomość działała w tej chwili za mnie. Wygrzebałam natychmiast z torby kołonotatnik i długopis z napisem “Bank PKO SA”. Nabazgrałam szybko słowa “Wybacz, ale nie mogłam nie zwrócić uwagi na tak piękną kobietę”. Nie napisałam ani numeru telefonu, ani swojego mejla, ani żadnego innego kontaktu. Chyba będę jeszcze tego żałować. Ale jak to, zrobiłabym to, i co potem? Przecież mam dziewczynę... Wiktoria, jakby się dowiedziała, że podrywam laski w metrze i rozdaję im numer telefonu, to by mnie na sznurówkach za oknem wywiesiła. Albo gorzej. Zerwałaby ze mną. A przecież tego bym nie chciała. Może zachwycam się inną, ale to i tak ją kocham. Chyba. No, przynajmniej jestem w naprawdę stabilnym związku. Regularne kłótnie też świadczą o stabilizacji. Gdybyśmy się nie kochały, nie planowałybyśmy wspólnego wyjazdu do Montrealu na stałe i ślubu cywilnego wedle prawa Kanadyjskiego. To ona za godzinę miała pojawić się w naszym mieszkaniu. I to z nią i z Mają jadłam codzienne, prawie że godzinne obiadki. Ale to nie Wiktoria sprawiła w tej chwili, że serce łomotało mi mocniej niż na porządnym japońskim horrorze. Dziadek z bąblem na nosie i zjarana na solarium czterdziestka chyba na mnie patrzyli, jak nerwowo pisałam na kartce w kratkę. Schowałam zabawki i złożyłam kartkę na pół. Policzki mi płonęły. Zadredowana laska nie patrzyła na mnie. Co ja wyprawiałam? Pociąg się zatrzymał. Wstałam. Podeszłam do niej. Spojrzała na mnie na sekundę, kiedy podawałam jej papierek i mówiłam “proszę”. Jezu, co za porażka. Gdybym mogła zatrzymać czas i tak szybko skoczyć do domu. Założyłabym coś seksownego, ułożyła włosy, umalowała się. Jak ja w ogóle się ośmieliłam przed taką laską pokazać w takim stanie? W trampkach, w tiszercie i do tego potargana. Ona miała na sobie balerinki. W swoich czarnych kozakach z czaszką na boku, spódnicy a'la cheerleaderka, wydekoltowanej bluzce od Lucky 13, podkreślonych na czarno oczach, czerwonej szmince, kitce i jakiejś pasującej do tego opasce to co innego. Wtedy bym mogła się uśmiechnąć i podrywać. No, i gdybym miała mniej sadła na brzuchu, więcej na cyckach i dłuższe nogi. Natychmiast przy niej poczułam się jak ostatni frajer z pryszczami i łupieżem. Wiedziałam, że na pewno coś przed nią mnie skompromituje. Mój głos, wygląd albo zachowanie. Zresztą, pewnie i tak tą akcją totalnie się zbłaźniłam. Pewnie była hetero. No, ale te włosy, te kolory były wyjątkowo queerowe. Różowy i czarny to ukochane kolory wojujących lesbijek i anarchofeministek.

Ale mniejsza z tym. Wcisnęłam zdezorientowanej dziewczynie wiadomość do ręki i wysiadłam z pociągu. Ludzie za moimi plecami wlewali się do wagonów. Nie wiem, czy patrzył na mnie dziadek bąblem na nosie i czterdziestka zjarana na solarium. Nie wiem, czy patrzyła na mnie ona. Nie wiem, czy zdążyła przeczytać liścik i podążyć za mną wzrokiem. Nie wiem.

Kiedy szłam do domu, zastanawiałam się, co ona teraz myśli. Czy się ze mnie śmieje. Czy nie zaintrygowało jej to. Czy kiedyś ją jeszcze spotkam. Czy ona by tego chciała.

Jak ma na imię? Może jakoś banalnie, przeciętnie, jakaś Ewa czy jakaś Ania. Ale do takiej kobiety pasowałoby imie równie urokliwe jak ona. Na przykład Amelia, Gloria, Wiktoria. Tak, Gloria zdecydowanie do niej by pasowało.

Dotarłam do mojego bloku, stanęłam przed drzwiami od mieszkania. Wyjęłam z kieszeni klucze z breloczkiem z napisem “Jadę-nie piję”. Drzwi zaskrzypiały. Odstawiłam moją torbę i moich ukraińskich pisarzy. Nastawiłam w kuchni wodę na herbatę. Myślałam o niej. Miałam zamiar opowiedzieć Mai o tej zadredowanej lasce. Wypiłam spokojnie kubek liptonki. Wyobraziłam sobie, jak spotykam tą dziewczynę przypadkiem, na przykład na manifie i stoję jak wryta, wpatrzona w jej twarz...

Wtedy weszła Wiktoria. Miała dla mnie bukiet róż. Były moje imieniny. Odstawiłam na razie kwiaty na bok, by ją przytulić. Stała, biedna, malutka, w kurtce, a ja otaczałam ją ramionami z całą czułością, jaką dla niej miałam. Potem od razu pocałunki, w szyję, w policzek, w usta. Wspólny obiadek. Moja wpadka przy gotowaniu. Kłótnia, złość, wąty, wypominanie sobie nawzajem. Zanim Maja zdążyła wrócić ze swoich zajęć, Wiktoria przykleiła się do telefonu i zaczęła opowiadać swojej psiapsiółce, jak to jej fajnie minął dzień, a ja dopadłam tą klawiaturę. I pisałam, pisałam. Tak, regularne kłótnie chyba oznaczają jakąś rutynę, jakąś stabilizację, ale nie zawsze wiem, czy tego chcę. Czy chcę miłości nudnej, ale bezpiecznej.

Odstawiam klawkę. Kładę się obok niej na łóżku. Ona odkłada słuchawkę. Wtulam się w jej ciepłe ramiona. I wiem, że ją kocham, kocham inaczej, niż pokochałam od pierwszego wejrzenia Amelię czy Anię czy Wiesię czy jak ona miała w sumie na imię. Wiem, że kocham inaczej niż kochałam wszystkie moje eks. Nie bardziej, nie mniej. Inaczej. I jak na razie, chociaż nie łatwo, jest całkiem przyjemnie.
Data publikacji w portalu: 2008-07-11
« poprzednie opowiadanie następne opowiadanie »

Witaj, Zaloguj się

Artykuły zoologiczne na Ceneo

KONTAKT

Wyślij swój tekst! - napisz do Namaste
podpisz swoja pracę nickiem lub imieniem
(jeśli chcesz: nazwiskiem), jeśli chcesz napisz swój e-mail, podamy go w podpisie.

NASZA TWÓRCZOŚĆ

Jest jak delikatny kwiat. Każda jej forma zawiera ślady głębokich wzruszeń i emocji, przenosi pamięć o czasie minionym, chroni od zapomnienia chwile.

Tutaj jest miejsce dla Ciebie. Jeśli pisałaś, piszesz lub pisać zamierzasz, nie chowaj efektów swojego natchnienia do szuflady, podziel się nimi.

Tu nikt nie ocenia, nie krytykuje. Możesz przysyłać teksty podpisane imieniem bądź pseudonimem, o dowolnej tematyce i formie. Może to dobre miejsce na debiut i nie tylko.

Zdecyduj się.
To właśnie od Ciebie będzie zależał kształt tej strony. Zapraszam do jej współtworzenia.

Namaste

© KOBIETY KOBIETOM 2001-2024