JAK NAJDALEJ STĄD

Evelinkha
Spojrzałam beznamiętnie na zegarek. Diana spóźniała się dwadzieścia minut. Odpaliłam więc kolejnego papierosa i pociągnęłam solidny łyk szkockiej. Czekanie na nią kiedyś doprowadzi mnie do szału. Tłum przewijał się tam i z powrotem, po całym barze. Przekrzykiwali się, potrącali, rozlewali na siebie nieumyślnie piwo. Speluny tego pokroju to nie miejsce dla grzecznych dziewcząt. Jednak jedyne, w którym Jesus nie będzie jej szukał.
Dogaszając papierosa dostrzegłam blond koronę, odznaczającą się w bezbarwnej rzece przeciętności. Miała na sobie czerwoną, krótką sukienkę, obnażającą wszystkie zalety jej ciała. W końcu odnalazła mój wzrok, mrugnęła do mnie dyskretnie i kiwnęła głową, bym poszła za nią. Schodami za barem, na samą górę. Diana miała tu przyjaciółkę. Dziwkę wynajmującą pokój od właściciela. Płacisz i nie słyszysz pytań. Bezpieczny układ.
Trzymałam się jakieś pięć metrów za nią, dopóki nie zgubiłyśmy za sobą ciekawskich spojrzeń. Musiałyśmy uważać, gdyby Jesus dowiedział się, co jego żona robi podczas jego nieobecności, obie straciłybyśmy głowę.
Gdy znalazłyśmy się w pokoju, zamknęłyśmy drzwi na trzy spusty. Diana leniwie opadła na wielkie łóżko i macając w torebce, odszukała papierosa.
- To nie może tak dalej trwać – rzuciłam.
- Nie rozwiodę się z nim. Ciebie też nie mam zamiaru nikomu oddawać – powiedziała tonem znudzonej kurwy i spojrzała na mnie dziko. – Po prostu nikt nie może się dowiedzieć. Wtedy wszyscy będą zadowoleni. – wypuściła powoli dym z ust, zostawiając na filtrze czerwony pocałunek.
Poznałyśmy się na jednej z imprez jaką organizował Jesus w swojej rezydencji. Po śmierci mojego ojca przejęłam interes i bywanie na takich spotkaniach było obowiązkowe. Tam zobaczyłam Dianę pierwszy raz. Siedziała znudzona przy barze, sączyła drinka i udawała, że podrywa kelnera. Nie zapomnę tego, jak się pocił ze strachu, że może dostać za jej wygłupy kulkę. Podeszłam do niej, zamówiłam whisky i zagadałam. Od razu wpadłyśmy sobie w oko. Zamieniłyśmy wtedy parę zdań, jednak do końca przyjęcia szukałyśmy swego wzroku i czekałyśmy na okazję. W końcu udało nam się. Gdy towarzystwo oddawało się orgiom, zamknęłyśmy się w toalecie dla personelu. Szalone piętnaście minut przerodziło się w rok. Rok potajemnych spotkań i obietnic, że to już ostatni raz. Jednak nie potrafiłyśmy żyć bez siebie. To było silniejsze niż koka.
Rozpięłam kurtkę i niedbale rzuciłam na poręcz łóżka. Berrettę spod pachy położyłam na łóżku. Życie nauczyło mnie, aby zawsze mieć ją pod ręką. Potem zdjęłam resztę ubrań i usiadłam okrakiem na Dianie.
- Nigdy tobie nie dorówna – zaśmiała się kpiąco, ciskając niedopałek za okno.
Chwyciłam ją gwałtownie za ramiączka sukienki i przyciągnęłam ku sobie, ściągnęłam z niej czerwoną szmatkę jednym ruchem. Zatopiłam niczym wampir swe usta w jej wargach i poczęłam ssać i kąsać. Przygryzłam ją delikatnie, by poczuć jej smak. Poczułam jej dłoń wdzierającą się we mnie na siłę. Nigdy nie potrafiłyśmy się sobą bawić. Wszystko musiało być takie szybkie, gwałtowne. Pot, krew i intymny zapach mieszał się w powietrzu ze sobą. Ryki z ulicy i barowy gwar ucichły. Kochałyśmy się zażarcie, niepohamowanie, bez granic, dając siebie i biorąc, co się nam należy. Gdy to ja leżałam pod Dianą, chwyciłam ją mocno za pośladki i przysunęłam ją do twarzy. Spijałam spragniona jej soki. Wsunęłam w nią język i z lubością nasłuchiwałam jak jęczy z rozkoszy. Po chwili oderwałam ją gwałtownie od siebie i posadziłam okrakiem na swoich kolanach. Przytuliłam mocno, wchodząc w nią jednocześnie. Szybko dokończyłam to, co zaczęłam i pozwoliłam, by zapaliła kolejnego papierosa. Leżała na lewym boku, leniwie puszczała dym z ust i szperała wzrokiem w moim ciele.
- Niedługo muszę lecieć na parę dni do Paryża. – powiedziałam, głaszcząc jej jędrne udo.
- Ojej – udała smutek – kto będzie mnie pieprzył?
- Proponuje niebieskie pastylki i szybką kąpiel dla Jesusa. Dasz sobie radę. Rozchyl nogi – rozkazałam i gdy tylko uniosła nogę, weszłam w jeszcze mokre wnętrze.
- Na pewno poradzi sobie lepiej niż ty – warknęła, nie lubiła, gdy mówiłam o tym spasionym kutafonie podczas naszych spotkań.
- Nie śmiem wątpić, ale dla pewności przypomnę ci kilka moich trików, byś miała dobre porównanie.
Wbiłam mocno w jej wnętrze trzy palce, patrząc jak przygryza z bólu wargi do krwi. Uniosłam się i władczo przewróciłam ją na plecy. Nogi rozchyliła tak mocno, jak tylko mogła, dając mi wolną rękę w posuwaniu jej. Robiłam to szybko i stanowczo. Patrzyłam jak jej piersi podskakują w ryt mojej ręki.
- Ugryź mnie – krzyknęła.
Usłuchałam. Ugryzłam raz, potem kolejny i następny, za każdym razem mocniej. W końcu Diana złapała moją głowę i mocno przycisnęła do piersi. Wrzasnęła i rzuciła wiązankę przekleństw pod adresem moich umiejętności i siły jej orgazu.
Leżałam z głową na jej piersi wsłuchując się w niesłabnące bicie serca, gdy Diana uniosła się w poszukiwaniu fajek.
- Odpal mi też – mruknęłam i już za moment tlący papieros znalazł się w moich ustach.
Gdy już obie uspokoiłyśmy krew w żyłach, zaczęłyśmy się powoli ubierać.
- To kiedy spotkamy się ponownie? – spytała zakładając szpilki.
- Nie wiem. Przed wylotem nie będę miała czasu. Co do powrotu to pewnie ze cztery dni posiedzę w Paryżu.
- Przywieź mi brelok z wierzą Eiffla – zaśmiała się – Bym zapomniała, jak odnajdę na tobie ślady jakiejś paryskiej szmaty to zabije! – pokiwała palcem.
- Spróbuj – uniosłam jedną brew i ostentacyjnie wsadziłam berrettę do kabury pod pachą.
Podeszła do mnie przeciągając się jak tygrysica i położyła dłonie na moich ramionach.
- Nie lubię, gdy ktoś bawi się moimi zabawkami. – spojrzała głęboko w moje oczy – a gdy jestem wściekła, potrafię być niebezpieczna. Nawet ta pukawka nie uratuje ci dupy – pocałowała mnie namiętnie i zaraz opuściła pokój.
Zabrałam wszystkie swoje rzeczy i również wyszłam z knajpy. Wezwałam taxi i udałam się do swojego domu. Spakowałam torby i położyłam się spać. Postanowiłam wyjechać wcześniej, kierując się kobiecą intuicją, wolałam załatwić wszystko szybciej.

***

Była już noc, gdy samolot z Paryża lądował na lotnisku. Zaraz po odprawie wypożyczyłam samochód i już jechałam do hotelu z paczką, gdy zadzwonił telefon. Niecierpliwa Diana. Odebrałam z uśmiechem.
- Tęskniłaś! – mruknęłam zadziornie i umilkłam. Po drugiej stronie słuchawki słychać było płacz Diany i jakiś niezrozumiały bełkot.
- Co się stało? – zwolniłam trochę i wsłuchałam się w jej słowa.
- Jesus chce mnie zabić – wyjąkała. – dzwonię z budki.
- Co?! – krzyknęłam zdziwiona.
- Przyłapał mnie.
- Jak to cię przyłapał? Wie o nas!? – czułam, jak robi mi się gorąco.
- Nie, nie o tobie! Nakrył mnie, jak robiłam laskę ogrodnikowi – wyrzuciła ze szlochem – odstrzelił mu głowę.
Świat zawirował mi przed oczami. Krew wzburzyła się, a słowa z ust wypadały szybciej niż pociski z karabinu.
- Ty pierdolony lachociągu! Ty szmato! Za długo mnie nie było? I co teraz? Pomyślałaś o tym, jak obciągałaś frajerowi? Kurwa! – uderzyłam z całej siły pięścią w deskę rozdzielczą. – I niby co ja mam teraz zrobić? Narażać się? Dla jebanej szmaty?! Jak Jesus dowie się, że ci pomagam, a co gorsza, że cię pieprze, to zrobi z mojej czaszki durszlak!
- Mam tylko ciebie… - usłyszałam, jak drżącym głosem powtarza w kółko te trzy słowa.
Zjechałam na pobocze. Zgasiłam światła i słuchałam majaczenia Diany. Nie wiedziałam, czy Diana zdawała sobie sprawę z wielkości kontaktów Jesusa, wolałam jej teraz o tym nie mówić, jednak sama dusiłam się z myślą, że tylko w niebie nas nie odnajdzie. Nerwowo skanowałam mapę kraju, szukając miejsca, w którym mogłybyśmy się ukryć. W końcu znalazłam.
- Gdzie jesteś? – przerwałam majaczenie kochanki.
- W parku, niedaleko centrum handlowego. – jęknęła.
- Będę tam za dwadzieścia minut. Wyglądaj czerwonego forda. – rzuciłam pospiesznie i się rozłączyłam.
Przyspieszyłam gwałtownie, przejeżdżając niekiedy na czerwonym. W międzyczasie przypomniałam sobie o paczce, którą miałam dostarczyć. Na szczęście miałam tylko zostawić ją w wynajętym pokoju hotelowym, a nie oddać osobiście. Ale najpierw Diana.
Widziałam już park. Rozglądałam się nerwowo po krzakach i ławkach. Póki co, nic. W końcu zobaczyłam ją. Siedziała skulona pod gazetami, na ławeczce. Zatrzymałam samochód na postoju taksówek. Wysiadłam i poszłam w kierunku Diany. Zauważyła mnie dopiero, gdy byłam dziesięć metrów od niej. Nadal była w szoku. Spojrzała na mnie jak na ducha. Na jej twarzy malowało się cierpienie i nieprawdopodobna udręka. W ciągu jednego wieczoru postarzała się o kilka lat.
- A więc jesteś…- szepnęła. Głos miała słaby, drżący.
- Myślałaś, że cię zostawię? – wyrwałam z jej dłoni kurczowo trzymaną gazetę. – Chodź, nie możemy tracić czasu. – podałam jej rękę.
Będąc już w samochodzie, Diana jakby zapadła się w fotel pasażera. Skurczyła ramiona, podkuliła kolana. Martwy wzrok wbiła w deskę rozdzielczą.
- Muszę zahaczyć o jedno miejsce – powiedziałam spokojnie, gdy ruszyłyśmy już przez miasto.
Na te słowa zareagowała jak diabeł na święconą wodę. Wyprostowała się w fotelu i spojrzała na mnie.
- Nie zostawiaj mnie – tylko głos jej się nie zmienił. Nadaj przepojony był strachem. – Nie możesz mnie zostawić! Nie możesz mnie rzucić jak zabawki! – wpadła w panikę.
- Diana!- krzyknęłam, spoglądając na nią. – Uspokój się! Mam interes do załatwienia. Jeżeli i ja zniknę bez wieści, to nabiorą podejrzeń. Muszę też jechać do domu na chwilę. Nie mam przy sobie nic! I jeszcze, kurwa, mam samochód z wypożyczalni! – beznadziejność sytuacji i mnie powoli wytrącała z równowagi. Umilkłam.
Starałam się uspokoić. Tym razem jechałam przepisowo. Zatrzymywałam się na skrzyżowaniach i starałam się stworzyć plan doskonały. I jeżeli Diana nie zacznie w niego ingerować, wszystko powinno się udać.
Sprawę paczki z Paryża załatwiłam szybko. Diana stawiała opór przy moim wyjściu, ale w końcu zapłakana, poddała się.
- Na ile jesteś w stanie prowadzić samochód? – zapytałam, gdy dojeżdżałyśmy do mojego domu.
- Nie wiem, myślę, że powinnam dać sobie radę – brawo, zaczęła współpracować.
- Dobrze. Zrobimy tak, wejdziemy do mnie. Spakujemy kilka rzeczy, wezmę broń i hajs. Potem ja poprowadzę forda, a ty pojedziesz toyotą. Musimy oddać samochód. Dopiero później możemy uciekać.
- Dokąd?
- Jeszcze nie teraz. Zresztą, lepiej, żebyś nie wiedziała.
Z domu zabrałam najpotrzebniejsze rzeczy. Berette i zapas naboi. Zapas gotówki z sejfu, laptopa i dysk zewnętrzny. Choć na razie nie widniałam na liście podejrzanych, wolałam nie zostawiać po sobie żadnych śladów. Nie mogłam wykluczyć, że zaczną mnie śledzić. Na sam koniec wzięłam klucze do domku w górach. Jest to jedyna posiadłość, na której papierach nie widnieje moje nazwisko. Jest to prezent od jednego dłużnika, który zaraz po oddaniu mi wszystkiego, trafił do piachu. Nikt nie wiedział o istnieniu tego domku.

**

Świtało już, gdy skręcałam w leśną dróżkę. Diana spała jak zabita na tylnym siedzeniu. W trakcie podróży zrobiłyśmy zakupy w przydrożnym markecie. Kupiłyśmy trochę jedzenia, jakieś ubrania. Resztę dokupię, jak zrobię rozeznanie w tym, co jest w domku. Kupiłam też dla Diany farbę do włosów i ostre nożyczki. Pora na zmiany.
Obudziłam kochankę, dopiero gdy wypakowałam wszystko z samochodu i rozpaliłam w kominku. Przebiegła szybko kawałek drogi dzielący samochód od domu. Tu, w górach, jest już zima. Ubrania, w których przyjechałyśmy, na nic się zdadzą. Zaparzyłam herbatę i podałam Dianie, która kuliła się właśnie przy kominku.
Patrzyłam na jej drżące dłonie trzymające kubek gorącej herbaty, trzymające go tak, jakby był ostatnią realną rzeczą na świecie. Jej spierzchnięte usta zawieszone nad parującą cieczą. Cała moja złość uleciała niczym spłoszony ptak.
- Co byś zrobiła, gdybym była jeszcze w Paryżu? – spytałam, siadając obok niej. Mimo upływającej złości, chciałam mimo wszystko, by Diana miała świadomość, komu zawdzięcza życie.
- Chyba bym skoczyła z mostu – westchnęła. – wolę nie wiedzieć, do czego zdolny jest Jesus. – spojrzała na mnie, bym nawet nie wspominała o egzekucjach, pod którymi podpisywał się jej mąż. Nie miałam zamiaru jej zastraszać.
- Na razie będziemy musiały się tutaj ukrywać. Potem znajdę jakieś długoterminowe rozwiązanie. Będę musiała też pojawić się w mieście. Żeby nie wzbudzać podejrzeń i przy okazji zorientować się, jak duża jest determinacja Jesusa.
- Podejrzewam, że nie spocznie, dopóki nie wbije mojej głowy na pal. – zaśmiała się gorzko.
- Przesadzasz. Myślę, że szybko przestanie cię ścigać.
Diana niespodziewanie wstała i podeszła do okna. Postawiła kubek na parapecie i wsparła dłonie na biodrach. Poczułam się nieswojo, ale Diana chyba wracała do świata. W jej oczach widziałam znajomy błysk. Kąciki jej ust uniosły się w triumfalnym uśmieszku. Spojrzała na mnie.
- Mogło być gorzej. – wciągnęła głęboko powietrze i głośno wypuściła, a jej piersi zakołysały się apetycznie pod obcisłym golfem.
- Mogło – przyznałam i podeszłam do niej. Objęłam mocno w tali i wciągnęłam zapach jej włosów.
Pocałowałam płatek ucha. Przebiegłam palcami wzdłuż kręgosłupa i cieszyłam się jej obecnością. Położyłam dłonie na jej ramionach i lekko naciskając, zmusiłam, by klękła przede mną. Zrobiła to bez wahania. Rozpięła mój rozporek i zsunęła jeansy. Oparłam się placami o ścianę i zamknęłam oczy. W końcu mogłam mieć ją tylko dla siebie. Uśmiechnęłam się w duchu i popłynęłam falą rozkoszy wprost do sypialni, w której spędziłyśmy kilka następnych godzin.
Data publikacji w portalu: 2010-10-03
« poprzednie opowiadanie następne opowiadanie »

Witaj, Zaloguj się

Artykuły zoologiczne na Ceneo

KONTAKT

Wyślij swój tekst! - napisz do Namaste
podpisz swoja pracę nickiem lub imieniem
(jeśli chcesz: nazwiskiem), jeśli chcesz napisz swój e-mail, podamy go w podpisie.

NASZA TWÓRCZOŚĆ

Jest jak delikatny kwiat. Każda jej forma zawiera ślady głębokich wzruszeń i emocji, przenosi pamięć o czasie minionym, chroni od zapomnienia chwile.

Tutaj jest miejsce dla Ciebie. Jeśli pisałaś, piszesz lub pisać zamierzasz, nie chowaj efektów swojego natchnienia do szuflady, podziel się nimi.

Tu nikt nie ocenia, nie krytykuje. Możesz przysyłać teksty podpisane imieniem bądź pseudonimem, o dowolnej tematyce i formie. Może to dobre miejsce na debiut i nie tylko.

Zdecyduj się.
To właśnie od Ciebie będzie zależał kształt tej strony. Zapraszam do jej współtworzenia.

Namaste

© KOBIETY KOBIETOM 2001-2024