O CZŁOWIEKU, KTÓRY SIĘ ZAMORDOWAŁ

ekscentryczka
Miał dość. Wszystko go irytowało. Żona, praca, koledzy. Dosyć tej męczarni… Tego ciągłego lawirowania pomiędzy swoją żoną, a żoną przyjaciela. Wiecznego uśmiechania się w banku do dziadów przychodzących po pieniądze na spłatę kolejnej pożyczki. Tego przyklejonego uśmiechu swoich podwładnych, którzy gdyby mieli noże, to zabrakłoby miejsca na jego plecach na wszystkie ciosy.
Nie miał już ochoty odrabiać lekcji ze swoim tępym pryszczatym synkiem. A jego nastoletnia pusta i durna córka nie pasowała do rodziny. Rzygał sobotnimi grillami, podczas których jego żona, gdy tylko wypiła, wkładała mu pod stołem rękę w rozporek. Ciesząc się, jakby dostała watę cukrowa z wyprzedaży w lunaparku. Nie chciał już jeździć ze swoim przyjacielem na ryby. Gdy ten opowiadał mu, jak to rżnie żonę cztery razy w tygodniu, a to właśnie on ją rżnął, bo przyjaciel był impotentem od kilku lat. Nie miał już ochoty na burdele, gdy żona wyjeżdżała co miesiąc do swoich rodziców.
Cieszył się, gdy okazało się, że jej matka ma raka. Wkurzało go jednak, że choroba niby postępuje, ale teściowa już żyje z nią pięć lat. To oczekiwanie i wieczne pocieszanie żony, stało się nie do zniesienia.
Był zdegustowany awansem na prezesa Royal Banku i gabinetem na najwyższym piętrze wieżowca firmy. Widok był obrzydliwy. Same chmury a na dole małe ludzkie wszy. Musiał co tydzień zasiadać na stadionie w loży z notablami, aby oglądać mecze przygłupów latających po boisku. A co miesięczny golf z innymi prezesami banków w Royal Club był dla niego drogą przez mękę. Zwłaszcza, jak musiał przegrywać z tymi miernotami golfowymi.
Jednym słowem jego życie było do dupy.
Jednak najbardziej wkurzał sam siebie. Nie mógł przejść obok lustra, by na nie napluć, gdy się w nim zobaczył. Nie znosił tych gęstych włosów pomimo swoich czterdziestu pięciu lat. Tej wyprostowanej sylwetki i męskiej urody, której zazdrościli mu wszyscy dookoła. Jego sekretarka w banku śliniła się na jego widok jeszcze bardziej niż jego własny pies. Nienawidził swojej sportowej Corvette i Jeepa, którego kupił za pięciocyfrową premię od zarządu spółki. Jego dom na wzgórzu był jak zamek, a on książę finansjery czuł się w nim jak debil. Jego gust podziwiany i szanowany przez wszystkich mierził go. On z wykształceniem i umiejętnością znalezienia się wśród współczesnego stylu życia wzbudzał w sobie pogardę. Powodzenie i zachwyt innych nad nim, stały się już nie do zaakceptowania. Nienawidził siebie. Czuł do siebie wstręt.
Dlatego podjął decyzje. Pozbędzie się siebie raz na zawsze. Utnie tę nić życia, co go dusiła jak pętla. Musi sam wymierzyć sprawiedliwość, skoro nikt nie ma odwagi tego zrobić.

Postanowił to zrobić rano, gdy biegał jak zawsze po okolicznym lesie. Nad strumieniem zaatakował, próbował walczyć. Jednak był silny i wysportowany, nie dał rady. Uderzenie kamieniem było zbyt silne, a poprawka w skroń dała pewność. Stał nad sobą kilka minut. Z trudem łapał powietrze. Musiał przyznać, że walczył dzielnie. Drugi cios kamieniem jednak był śmiertelny. Czuł to. Zrobiło mu się dziwnie chłodno. Ciało wrzucił do dołu wcześniej wykopanego za groblą strumienia. Przykrył je gałęziami. Nie chciał kopać i brudzić się ziemią. Dół był wystarczająco głęboki i ciemny, aby nikt go tu nie zobaczył. Wiedział, że nikt tam nigdy nie zaglądał. Nie ma ciała, nie ma zbrodni. Pomyślał przewrotnie.
Przyszli do niego do pracy późnym popołudniem jeszcze tego samego dnia. Żona zgłosiła zaginięcie, gdy nie wrócił z porannego joggingu. Byli ubrani jak zawsze, szaro i buro. Jeden miał brudne paznokcie, a drugi zepsute zęby. Łajzy z odznakami detektywów policyjnych.
Byli grzeczni i mili. Zadali parę rutynowych pytań. Kiedy widział się ostatni raz? Jaki miał nastrój? Czy miał wrogów, kłopoty w pracy, może długi? Jak mu się układało w małżeństwie? Odpowiadał na nie rzeczowo i spokojnie. Widział, że obserwują jego reakcję. On jednak był niczym pokerzysta. Był przecież mordercą z zimną krwią. Potem zaczęli rozpytywać wszystkich pracowników. W banku zawrzało, jak w kotle dla ubogich. Co pracownik to inna opinia. Teraz się okazało się jednak, że wszyscy go lubili, podziwiali, a nawet kochali. Księgowy przyznał się, że jest gayem i zawsze pragnął swojego szefa. A jedna pani z archiwum przyznała się nawet do seksu oralnego z zaginionym, co było wierutną bzdurą. Nigdy mu się ta kobieta nie podobała. Jednak nie mógł jej zdemaskować, bo nie żył już od kilkunastu godzin.
Wrócił do domu. Żona płakała, a dzieci siedziały w swoich pokojach jak małe żywe trupki. Atmosfera w domu była jakaś pusta. Podszedł do żony. Chciał ją pocieszyć. Może nawet przytulić, ale go zignorowała. Nie próbował więcej. Wziął prysznic, zjadł kolację i się położył. Nie mógł spać. Bolała go głowa. Znów poczuł chłód. Myślał o tym, co zrobił rano. Jak się zamordował. Jak upadał na ziemię i bladł szybciej, niż się spodziewał. Czy miał wyrzuty sumienia? Nie. Był z siebie dumny. Pierwszy raz od dłuższego czasu. Podziwiał się i nawet zaczął to lubić. Zrobił coś wreszcie dla siebie. Nad ranem stwierdził, że fajny z niego gość.
W pracy wszyscy już mówili o nim. Krążyły kosmiczne historie. Łącznie z tą, że uciekł z jakaś prostytutką na Bahama. Policjanci ponownie go nawiedzili. Nie byli jednak już tak mili i grzeczni. Zaczęli być nachalni, ostrzejsi, bardziej dociekliwi. Obejrzeli jego skrytkę bankową i dowiedzieli się o polisie na życie, która opiewała na niewiele ponad 100 tys. dolarów. Co jak na prezesa banku było kwotą śmieszną. Wersja o morderstwie dla polisy więc upadła. Kilka razy zadawali te same pytania. Z powodu wizyty stróżów prawa, musiał przełożyć parę ważnych spotkań na inny termin. Po kilku godzinach wyszli. Wiedział, że nic nie mają na niego.
Minęło kilka dni, a on nadal przesiadywał w biurze i chodził na zebrania, oraz podpisywał dokumenty bankowe. Policja przestała go nękać. Wszystko jakby ucichło. Jak co rano biegał po lesie, lecz nigdy nie tam, gdzie leżał zamordowany. Nie będzie wracał na miejsce zbrodni jak inni zabójcy. Przecież był inny.
Zaczął jednak czuć się nie dziwnie. Pobladł i jakoś tak się skurczył. Pewnego dnia w lustrze zauważył zakola na głowie i siwe włosy. Zarost nie chciał ustąpić pod najlepszymi maszynkami do golenia. Jego zapach był nieprzyjemny. Zmarszczki zaczęły być coraz głębsze. Oczy straciły blask, a zęby pożółkły. Mimo letniej pory był przemarznięty. Żona jednak dalej podczas imprez wkładała mu rękę pod stołem w rozporek i podniecała go perwersyjnie. On jednak nic nie czuł, stracił apetyt, zasypiał nie wiadomo kiedy i budził się jak w zegarku, żeby wstać i jechać do pracy. Dzieci nagle stały się bystre i miłe. W pracy gapił się na swoje zdjęcie, które po zamordowaniu siebie wywieszono w głównym holu i jego gabinecie. Sekretarka jak co rano przynosiła kawę, jednak nie patrzyła już na niego z uwielbieniem. Żona przyjaciela znalazła sobie innego kochanka, a i on sam już nie chciał z nim jeździć na ryby.
Zaczął tęsknić za sobą. Coraz bardziej. Nie mógł się odnaleźć. W lustrze to nie był on. Ten facet był jakiś obcy i starszy.

W niedzielę rano przyszła do jego domu policja. Znajomi detektywi pokazując nakaz aresztowania zakuli go w kajdanki i zawieźli do aresztu. Tam przedstawiono mu zarzut morderstwa. Rozpoczęło się przesłuchanie. Zaczęli na zmianę go wypytywać.
- Wiemy, że był pan ostatni, który siebie widział żywego, że wyszedł pan ze sobą tamtego ranka, gdy żona go widziała po raz ostatni. Mamy świadków, którzy widzieli was razem.
Zaczął się lekko denerwować. Gorączkowo starał się sobie przypomnieć jakieś fakty. Nic nie pamiętał. Jacy świadkowie? Kto? Gdzie? Przecież był sam. Zaprzeczył wszystkiemu. Cały czas powtarzał sobie, że nie mają jego ciała. Nie znaleźli go.
- Co zrobiłeś ze sobą? Gadaj. Gdzie się ukryłeś? Nawet Twoja żona Cię nie poznaje. Nikt już nie wierzy, że ty, to ty. Znamy twoje życie od podszewki. Wiemy kogo pieprzyłeś i kto pieprzył ciebie. Co się wydarzało tamtego dnia? Pokaż nam miejsce, gdzie się ukryłeś? Minął dopiero tydzień, a my już cię mamy. Nie wywiniesz się nam. Popatrz na siebie.
Podali mu lusterko. Zobaczył w nim zarośniętego gościa z zapadniętymi oczodołami. Jego sine usta i zielona bladość wskazywała, że odnaleźli go. Tak to był on. Pojawiła się krew z nosa. Wpadł. Już go mają, zaraz zdemaskują i oskarżą. Kurwa, mają moje ciało. Niech to szlag - pomyślał. Przecież to był doskonały plan. Zaczął nerwowo się drapać. Jego długie paznokcie raniły go, robiąc czerwone pręgi. Stracił pewność siebie.
- Co mi grozi za zamordowanie siebie? - Spytał cicho.
- Zależy, dlaczego to zrobiłeś, jak to zrobiłeś i czy zaczniesz współpracować. Zbyt długo nas zwodziłeś, nie będzie lekko.
- Zamordowałem siebie, bo się pogrążałem we własnym bezsensie. Nie mogłem znieść tego, że to znoszę. Bo się prowokowałem i drażniłem z sobą. To było w afekcie. Byłem silnie wzburzony. Nie wytrzymałem napięcia. Kłamał. ratował się jak umiał.
Powiedział głosem, którego sam nie rozpoznawał, bez emocji. Gdy przyznał się na piśmie do morderstwa, pojechali po niego. Pokazał gdzie leży. Policjanci zaczęli odrzucać gałęzie. Patrzył na nich z dziwnym uczuciem obojętności. Gdy poświecili latarkami w głąb dołu, zobaczyli przedziwny widok.
W dole siedział mężczyzna ubrany w dres, nienagannie ogolony , schludny i zadbany. Popatrzył na nich wzburzony i wrzasnął :
- Nareszcie ! Ile można czekać !


Data publikacji w portalu: 2014-07-26
« poprzednie opowiadanie następne opowiadanie »

Witaj, Zaloguj się

Artykuły zoologiczne na Ceneo

KONTAKT

Wyślij swój tekst! - napisz do Namaste
podpisz swoja pracę nickiem lub imieniem
(jeśli chcesz: nazwiskiem), jeśli chcesz napisz swój e-mail, podamy go w podpisie.

NASZA TWÓRCZOŚĆ

Jest jak delikatny kwiat. Każda jej forma zawiera ślady głębokich wzruszeń i emocji, przenosi pamięć o czasie minionym, chroni od zapomnienia chwile.

Tutaj jest miejsce dla Ciebie. Jeśli pisałaś, piszesz lub pisać zamierzasz, nie chowaj efektów swojego natchnienia do szuflady, podziel się nimi.

Tu nikt nie ocenia, nie krytykuje. Możesz przysyłać teksty podpisane imieniem bądź pseudonimem, o dowolnej tematyce i formie. Może to dobre miejsce na debiut i nie tylko.

Zdecyduj się.
To właśnie od Ciebie będzie zależał kształt tej strony. Zapraszam do jej współtworzenia.

Namaste

© KOBIETY KOBIETOM 2001-2024