Wyjście dla obu

Nie potrafiła powiedzieć Marcie, że to już koniec. Nie umiała. Bała się, że to wszystko spowoduje, że Ona coś sobie zrobi. Przecież już kiedyś próbowała się zabić. Przez nią. Teraz też się tego bała. Więc wolała nie odzywać się do Niej. Może zapomni. Może nie zadzwoni. Może nie przypomni, jak było cudownie... Może nie będzie tego żałowała, chociaż i tak czuła, że już zaczyna żałować. Ale nie mogła inaczej... Musiała... Tym razem nie było odwrotu. Musiała przerwać to, co i tak zabrnęło już zbyt daleko... Za chwilę nie będzie odwrotu. Teraz jeszcze mogła się wycofać... Dlatego tak postanowiła niezależnie od wszystkiego... Długo biła się z myślami. Ale za każdym razem to wyjście okazywało się najwłaściwsze. Postanowiła więc skończyć z Nią ten rodzaj znajomości. Może na innym polu, już zupełnie przyjacielsko-koleżeńskim im się jeszcze uda... Nie chciała zrywać z Nią kontaktu... Jednocześnie wiedziała, że w ten sposób chce oszukać samą siebie...
Tak, teraz i Ewa wróciła wspomnieniami do tych niedawnych jeszcze chwil...
Marta miała męża i dziecko. Ewa tylko dziecko. Poznały się jak to zwykle bywa, zupełnie przypadkowo, w szkole swoich dzieci. Zaprzyjaźniły się A jednak stało się tak jakoś, że pewnego dnia o czwartej nad ranem równocześnie wysłały do siebie sms-a. I kilka dni później, gdy syn Ewy ostał na noc u dziadków, zaprosiła ją na kawę. Marta została u niej. Prawie na całą noc. I kochały się do utraty tchu. Same nie wiedząc do końca jak to się stało. Potem obie szukały okazji, żeby jak najczęściej, jak najdłużej być ze sobą. Zdarzało się, że były ze sobą rano, potem wracały do swoich rodzin, żeby spotkać się jeszcze wieczorem...
Wróciła pamięcią do tamtych czasów i miejsc...
Ewa kochała Martę. Nie taką miłością, jak ona ją, ale kochała po swojemu. Jak przyjaciółkę, jak kochankę. Jak kogoś bardzo, bardzo bliskiego. Pamięta doskonale tamten dzień, gdy Marta poprosiła, żeby powiedziała, że ją kocha... Nie powiedziała. Cicho wyszeptała, że jest dla niej kimś naprawdę ważnym. Czuje do niej więcej niż przyjaźń, ale mniej niż miłość. To taki pomost pomiędzy. Marta nie rozumiała. Wiele razy jeszcze wracała w rozmowach na ten temat, ale Ewa nigdy nie powiedziała jej, że kocha. A przecież kochała. Na swój sposób kochała ją całym sercem. Ale nie mogła jej tego powiedzieć. I tak miała wyrzuty sumienia, że mąż, dziecko...
Za to nie mogła zapomnieć ich wspólnych spotkań... Ich pierwszego spotkania... Nieśmiałe, delikatne wzajemne zdejmowanie z siebie ubrań. Przy okazji dotykanie każdego ledwie odkrytego miejsca. Żaden z jej dotychczasowych kochanków nie miał takich delikatnych ust jak ona. I takich namiętnych. Spragnionych jej ciała. Nawet teraz, do tej pory czuje dreszcz rozkoszy na samo wspomnienie tych pocałunków.
Nie zawsze zdążyły do łóżka. Bywało, że opadały na podłogę i tam Marta pokrywała pocałunkami każdy skrawek jej ciała. Ewa długo musiała namawiać swoją kochankę na pocałunki w usta. Marta zawsze uchylała się, pocałunkami pokrywała każdy skrawek ciała, ale nie usta. Ewa próbowała nieraz, ale mogła swoimi ustami sięgnąć tylko jej policzka. Wreszcie Marta powiedziała jej dlaczego. I zaraz później pokazała, że też potrafi pocałować w usta. Pierwszy pocałunek Marty pamięta do tej pory. Marta bardzo pragnęła smaku ust Ewy, ale miała swoje powody, żeby tego nie robić... Ewa też bardzo tego pragnęła, a jednak musiała na to czekać. Kilka długich miesięcy. Ale to, co dostała... Marty usta były piękne, namiętne, wilgotne, porywające. Cała była „całuśna”. Ewa tak ją zaczęła nazywać. Odkrywała Martę za każdym spotkaniem od nowa. Marta też, zaledwie skończyła całować jej usta, już zaczynała całować jej policzki, oczy, czoło, uszy. Ewa zawsze w tym momencie wyginała najdalej jak tylko mogła głowę w tył, ukazując jedno z najczulszych swoich miejsc. Nigdy nie mówiła Marcie, że ten malutki skrawek skóry pomiędzy uchem a karkiem jest bardzo czuły na jej pocałunki. Nie musiała tego mówić. Marta bezbłędnie, jakimś szóstym zmysłem nieodmiennie odnajdywała to miejsce i za każdym razem poświęcała mu dużo czasu. Pieczołowicie całując, pieszcząc dokładnie tak, jak ona lubiła... Następnie pocałunkami schodziła do karku, a Ewa za każdym razem już wtedy przeżywała pierwszy malutki dreszczyk rozkoszy. Marta umiała całować. Jej język niestrudzenie błądził najpierw z karku na mostek, następnie znajdował szlak ku Ewy piersiom. Tam nie odpuszczała ani na minutę, dopóki Ewa nie odciągnęła jej głowy prawie siłą do góry, scałowując jej namiętność i studząc swoją już mocno rozbudzoną rozkosz... Marta jednak uparcie wracała ku jej wzgórzom unoszącym się szybko pod swoimi piersiami. Ponownie zaczynała taniec ustami, językiem, nie dając chwili odpoczynku piersiom Ewy. Wreszcie, jak już widziała, że Ewa jest gotowa na wszystko, co na dzisiaj zaplanowała, zaczynała powolutku całować każdy skrawek jej ciała poniżej piersi. Nie, nie zostawiała ich tak samych sobie na pastwę ochłodzenia emocji! Nigdy nie dopuściła, żeby były samotne... Głaskała stwardniałe sutki, dręczyła namiętnie spragnione, dojrzałe, czerwone z oczekiwania brodawki. Marta zawsze wiedziała, że w takich chwilach ma przewagę, to Marta dyktowała warunki. Marta doprowadzała do szału oczekiwania, zniecierpliwienia, niemego żądania, żeby już, żeby teraz, natychmiast wsunęła się w nią i pozwoliła jej osiągnąć ten moment, kiedy wzlatuje wysoko, bardzo wysoko i nagle spada w dół tracąc wszelkie zmysły... Marta doprowadzała ją pocałunkami do ostateczności. Pieszczotami brodawek nie kończyła swojej wędrówki po jej ciele. Nigdy nie dawała jej możliwości pokazania, że już... Poznała jej pragnienia. I Ewa pozwalała jej na to. Za każdym razem czekała, aż zacznie swoją drogę do spełnienia. A ona całowała. I całowała. I całowała. Jej sutki niemo prosiły o Marty usta. A Marta nigdy ich nie zawiodła. Zawsze potem jej usta znajdowały drogę niżej. Ewa zamykała oczy i czuła tylko jej usta, jej język na swoim brzuchu. Potem niżej, i jeszcze niżej... Rozchylała szeroko nogi, dając jej drogę do najgłębszej swojej tajemnicy. Ale Marta nie chciała iść na skróty. Nigdy nie szła, chociaż ona pokazywała jej drogę: tędy, szybko, szybciej, bo już nie wytrzymam, bo już chcę! Ona powolutku, jakby pastwiąc się nad swoją ofiarą, powoli scałowywała każdy centymetr wewnętrznej strony jej uda, potem drugiego. Delikatnie musnęła ustami najczulsze miejsce pomiędzy nimi, i jak Ewa już, już chciała przyciągnąć ją do siebie, nagle Marta podnosiła głowę i wracała pocałunkami do jej oczekujących niecierpliwie piersi. Jej usta szukały drogi na oślep znowu. I znowu Ewa mogła tylko czekać i szybkim oddechem zdradzać zniecierpliwienie... I czekała gotowa. Szybko, już teraz! Zrób to, proszę! Błagam! Bądź we mnie, bo już nie mogę! Jestem ciebie tak bardzo spragniona! Chcę tego!!! A Marta całowała. Gorąco, namiętnie. Z premedytacją odmierzała każdy pocałunek. Wolno, szybko. Delikatnie i przygryzając. Jej język tańczył na skórze Ewy. Szukał najbardziej spragnionej drogi do jej wnętrza. Śledził swoją poprzednią ścieżkę, ale nigdy nie szedł tym samym śladem. Zawsze jakoś tak obok. Nieuchronnie przedzierał się do brzucha, dłużej zawitał pieszcząc jej pępek. I Ewa zawsze niespodziewanie, zaskoczona odczuwała jego wizytę znowu na udzie. Jednym, potem drugim. Znowu szeroko zapraszała go do swojego środka. Marta dłońmi sięgała do jej piersi. Nie pozwalała im zapomnieć o swojej obecności. Palcami bawiła się brodawkami, językiem pieszcząc jej pachwiny. Czuła podniecenie Ewy. Jej gotowość na wszystko. Wargami podszczypywała wrażliwą skórę pomiędzy udem, a cudownie pachnącym kobiecością wzgórkiem. Chciała tam już być, ale masochistycznie przedłużała tę chwilę, kiedy zagości już w tym najpiękniejszym dla jej ust miejscu. Marta uwielbiała to miejsce. Dlatego tak długo pozwalała sobie na pieszczoty tego, co było poza jaskinią rozkoszy. Ale i ona już nie mogła wytrzymać. Ewa prosiła, Marta spełniała. Swoje i Ewy marzenia. Ale swoje przede wszystkim. Delikatnie ustami dotykała najpierw samego wzgórka. Potem językiem powolutku zaczynała krążyć wokół wilgotnego, niesamowicie pachnącego twardego miejsca, które na początku schowane, nagle ukazywało się jej oczom w pełnym rozkwicie. Ewa zaczynała tańczyć pod jej dłońmi. Marta musiała mocno trzymać ją pod sobą. Lubiła te chwile. Wiedziała, że Ewa czuje tę siłę, którą miała dla niej. Zawsze była silna. Nie krzywdziła jej. Dawała jej rozkosz. Krzyk. Łzy pod powiekami i to spojrzenie. Tak, takie spojrzenie, jakiego nie widziała u nikogo. Oddanie. Zaufanie. Miłość, której nie mogła nigdy wypowiedzieć. Marta wiele razy próbowała to z niej wyciągnąć. Ewa nigdy jej tego nie powiedziała. Mówiła: patrz sercem. Więc Marta patrzyła. Uczyła Ewę uczucia miłości. Uczyła zaufania. I uczyła tego, co właśnie w takich chwilach jej ofiarowywała.
Usta Marty nie opuszczały wzgórka Ewy. Jeszcze nie teraz. Niech poczeka cierpliwie, aż ona nasyci się jej zapachem. Zamykała oczy. Teraz. Delikatnie, powolutku jej język zagłębiał się w wilgoć Ewy. Zawsze była wilgotna. Spływała Marcie do ust. Najpiękniejszy smak kobiety. Jej kobiety. Spijała wszystko, każdą jedną kroplę, którą napotkała na swojej drodze. Językiem zbierała to, co ona jej z głębi siebie oddawała. Zawsze myślała, że to jest najpiękniejszy smak, jakiego może spróbować człowiek. I nie myliła się. Była w niej i czuła, że jest w samym niebie. Tak wyobrażała sobie niebo. Gdzieś w zakamarkach świadomości przemknęła jej myśl, że bluźni. Ale przecież i sam Bóg mówił, że jest miłością. A miłość niebem. A ona wiedziała, że kocha. Kocha całą sobą. Każdą komórką swojego ciała. Każdym drgnieniem mięśni. Każdym oddechem. Każdym uderzeniem serca. Dotykała środka Ewy. Delikatnego. Aksamitnego. A Ewa jej pragnęła. Czuła, że jej pragnęła. Przecież Marta była w niej i to czuła. Ewa rzucała się pod nią w rozkoszy. Marta czuła każde drgnienie jej mięśni. Czuła jak wzbiera w Ewie rozkosz. Czuła zaciskanie się wokół jej języka, gdy Marta była w niej głęboko, jak najbardziej głęboko mogła się wsunąć... Czuła jak Ewa skręca się z rozkoszy. Słyszała jej szybki, chrapliwy szept: chodź, chcę cię, już nie mogę! A Marta dalej całowała. Wracała do góry tą samą drogą, którą zeszła na dół. Całowała i nie przestawała. Pieszcząc piersi powoli wsuwała palce w jej środek. Drażniła się z nią. Wreszcie docierała do ust. Całowała ją i wsuwała się w nią. W sam wilgotny, pulsujący tunel miłości. Wchodziła i wycofywała się. Powoli i gwałtownie. Na zmianę. Wiedziała, jak w nią wchodzić. Nie spieszyła się. Znała jej rytm. Miały taki sam temperament. Obie wiedziały, kiedy chcą szybciej, a kiedy wolniej. Wsuwała się w nią, potem gwałtownie wykonywała kilka ruchów, żeby delikatnie ponownie ją pocierać. Kończyły zawsze szybko i gwałtownie. Już obie nie umiały się powstrzymać. Musiało być szybko i mocno. Bez chwili na złapanie oddechu. Mocno i długo. Wreszcie zmęczone, spocone opadały ciężko na podłogę lub łóżko. Dysząc, śmiały się z siebie, a Ewa nachylała się nad jej ustami i długo, namiętnie całowała dziękując za spełnienie... Marta znowu scałowywała z jej ciała pot. Uwielbiała to. A Ewa próbowała znaleźć w sobie siłę na jej pocałunki i czekające ją kolejne chwile rozkoszy...
Tak, tego będzie jej brakowało.
Marcie też. Znała ją. Na pewno będzie jej tego brakowało.
Ale tak trzeba.
To najlepsze wyjście.
Wyjście dla obu.
Aleksandra
Data publikacji w portalu: 2009-03-31
Podoba Ci się artykuł? Możesz go skomentować, ocenić lub umieścić link na swoich stronach:
Aktualna ocena: ocena: 2 /głosów: 13
Zaloguj się, aby zagłosować!
OPINIE I KOMENTARZE+ dodaj opinię  

Bette_692009-04-03 11:11
smutna historia... ale zarazem piękna ... mnie urzekła :)

majusia212012-11-19 23:56
Też tak miałam z moją była miłością...nie ukrywamy brakuje nam tego lecz nie mogę Jej tego dać...zraniła mnie i już nie dam Jej tego uczucia/nie potrafię:(


Dopisywanie opini, tylko dla zarejestrowanych użytkowniczek portalu

Zaloguj się

Nie masz jeszcze konta? Zarejestruj się!

Witaj, Zaloguj się

Artykuły zoologiczne na Ceneo

KONTAKT

Wyślij swój tekst! - napisz do Namaste
podpisz swoja pracę nickiem lub imieniem
(jeśli chcesz: nazwiskiem), jeśli chcesz napisz swój e-mail, podamy go w podpisie.

© KOBIETY KOBIETOM 2001-2024