Uwięziona dusza

Dawno, dawno temu, za siedmioma górami, za siedmioma lasami… a tak właściwie to nie wiadomo dokładnie kiedy i gdzie, żyła sobie pewna dziewczyna. Mieszkała w drewnianej chacie, w środku lasu i pędziła spokojny żywot pośród leśnej głuszy, do czasu, gdy niebo zabarwiło się na kolor czerwony, a słońce zgasło. Las wyglądał, jakby płonął, zwierzęta pochowały się, rośliny ze strachu kuliły liście, a drzewa pozginały konary, jakby chciały się ukryć przed wielkim, tajemniczym zagrożeniem. Jedynie dziewczyna nie czuła lęku. Zaskoczona przyglądała się zmianom i próbowała znaleźć wytłumaczenie.
W końcu spakowała odrobinę chleba i suszonych jagód, do pasa przytroczyła bukłak z wodą i ruszyła przed siebie. Szła ścieżkami wydeptanymi przez wilki i sarny, potem skrajem pól i zagajnikami. Starała się nie rzucać w oczy i tylko z daleka spoglądała na ciche i wymarłe ludzkie siedziby. Zewsząd dobiegał ją śpiew kamieni, które zapamiętały, co się działo, a były to straszne rzeczy. Ziemia pogrążyła się w chaosie, wybuchła wojna, ludzie zapomnieli o swoim człowieczeństwie. Ojciec mordował własne dzieci, królowie swoich poddanych, księżne swoje służki, a dzieci ukochane zwierzęta. Rzeki spłynęły krwią, powietrze zostało zatrute bólem, a ludzkie istnienie przestało mieć jakiekolwiek znaczenie.
- Czy to koniec świata? - zapytała dziewczyna zbłąkanego wróbla. Szary ptaszek, ze smutkiem pokiwał głową i odpowiedział:
- Tak, jeśli nie znajdzie się ktoś na tyle czysty i odważny, kto odnajdzie powód tego stanu rzeczy i temu zaradzi.
Dziewczyna westchnęła. Serce coraz bardziej krzyczało na te obrazy, malowane przez śmierć. W końcu postanowiła iść na najwyższą górę i zapytać wiatru, co powinna zrobić.
Droga była bardzo ciężka i pełna niebezpieczeństw. Im bliżej było szczytu, tym więcej krwiożerczych stworzeń starało się ją powstrzymać. Zło zapanowało nad światem i wysłało swoich strażników, by Dobro nie mogło na nowo zagościć na ziemi. Liczne wije, skorpiony, demony i drobne skrzaty raniły jej stopy, kąsały i próbowały dotrzeć do serca, kusiły i zwodziły, byle tylko uśpić czujność i uśmiercić. Na darmo jednak. Okruchy Dobra, niewielkie strzępy i pyłki, ciągle trwały przy niej, starając się chronić i pomagać.
W końcu znalazła się na szczycie. Tylko w tym jednym miejscu, widać było niebo pokropione niezliczoną ilością gwiazd i ozdobione sierpem księżyca. Tutaj mieszkał wiatr.
-Witaj, odważna istotko!- wyszeptał do jej ucha, muskając włosy na karku - wiem, po co przyszłaś. Po swoje szczęście.
- Mylisz się, Królu Wietrze!- odparła dziewczyna - straszne rzeczy dzieją się na ziemi. Przyszłam po Twą pomoc, bo sama zbyt słaba jestem i głupia.
- Sama nie dasz rady, to fakt, ale ja też pomóc ci nie mogę.
- Cóż zatem mi pozostaje?
- Spójrz! O tam! - zaszumiał Król i rozdarł na strzępy krwawą błonę powietrza, odsłaniając skrzącą się taflę wody - Tam pływają wszystkie odpowiedzi. Spiesz się - zaszeleścił jeszcze suchym liściem i uczesał jej włosy - ja też jestem coraz słabszy.
I nastała cisza bulkocząca napięciem. Dziewczyna zbiegła, po stoku góry, upojona odrobiną nadziei, którą podarował jej wiatr i uskrzydlona wiarą w bliskość końca panowania Zła. Nie minęła chwila, a była przy stawie.
Niewielkie oczko wodne było gładkie i nieruchome jak lustro. Kiedy dziewczyna, chciała się w nim przejrzeć, nie dostrzegła swojego odbicia, a jedynie czysty i piękny podwodny świat, mieniący się wszystkimi barwami tęczy. Kiedy chciała zanurzyć w nim rękę, natrafiła na chłodną powierzchnię. Nacisnęła, ale opór nie ustąpił. Zaskoczona uderzyła z całej siły. W odpowiedzi usłyszała głuchy łoskot. Pod wodą zaczęło się coś dziać, a spomiędzy ławicy złotych rybek wyłoniła się twarz. Piękna nimfa zatrzepotała się tuż pod dłońmi dziewczyny i zaczęła poruszać błękitnymi ustami. Wyglądało to tak, jakby chciała coś powiedzieć. Miotała się i rzucała, ale kiedy dziewczyna przyłożyła ucho do szklanej ściany, usłyszała tylko niewyraźny szum.
- Uwolnij swoją duszę, tylko na chwilę… - napisała palcem na niewidzialnej barierze i odeszła. Zaczęła zbierać skrzydła pozostawione przez umierające motyle, bezużyteczne kolie pajęczyn z wyschniętymi kroplami rosy i przywiędłe płatki kwiatów. Oplotła to wszystko nitkami mgły i nadała kształt nimfy. Kiedy rzeźba była gotowa, wyszeptała prośbę i pocałowała pajęcze usta. Ulepiona kobieta na chwilę ożyła. Otworzyła bławatkowe oczy, zatrzepotała rzęsami z motylich skrzydeł i zaczęła swą opowieść.
- Dawno, dawno temu byłam zwykłą dziewczyną, taką jak ty. Mieszkałam nad tym stawem i służyłam Matce Naturze. Piękny żywot pędziłam w tym zakątku, ale pewnego dnia zawitał tu człowiek, król Siedmiu Gór i Siedmiu Lasów, okrutny władca ziemi ludzi. Zażyczył sobie, bym była klejnotem, żyła w komnacie i cieszyła jego oko. Kiedy odmówiłam, wpadł w szał. Zamroził mi serce i uwięził duszę w nędznym ciele nimfy wodnej. Ale to nie ukoiło jego wściekłości. Zaczął mordować i wszędzie siać zło i obłęd. Tak rozpoczął się początek końca.
- Jak można temu zaradzić?- zapytała strapiona dziewczyna.
- Uwolnij mnie.
- Jak?
- Pilnują mnie cztery głowy najwierniejszych sług okrutnego króla. Przelał ich krew, żeby uwięzić mą duszę. Wykop je i spal.
Po tych słowach, pajęczyny wyschły na wiór, a mgła rozwiała się. Pomarszczone płatki kwiatów ułożyły się w cztery kopce, wskazując miejsca pochowania głów martwych i niemych strażników.
Dziewczyna zrobiła to, o co prosiła ją nimfa. Kiedy dym zaczął łechtać niebo zasnute szkarłatną smugą, nagle wyłoniło się słońce. Rozjaśniło okolicę i świat odżył. Drzewa znowu szumiały, woda płynęła, a ptaki wznosiły się ku chmurze, na której mieszkał Król Wiatr.
- Jak pięknie… - powiedziała dziewczyna i odwróciła się w stronę nimfy, która wychodziła z wody już jako kobieta. Potrząsnęła włosami, z których wypadło kilka raków i kijanek, strzepnęła spódnicę, w której fałdach buszowały małe rybki. Z ramienia zgoniła żabę i wyciągnęła dłoń w stronę dziewczyny. Dotknęła jej serca. Biło szybko i nierówno, wprawiając w drżenie opuszki palców, pobudzając krew i napełniając oddech ciepłem.
- Wiele dokonałaś, a ja nadal nie wiem, kim jesteś.
- Zwykłą dziewczyną z lasu.
- Tam też mogę służyć mojej Matce, czy zechcesz przyjąć ode mnie dar w postaci imienia? Jestem ci to winna za uwolnienie mnie.
- Nadaj mi więc imię, ale nie dlatego, że jesteś mi coś winna, tylko dlatego, że będzie od ciebie, a wieloma imionami już wzgardziłam, bo chcieli mi je nadać nieodpowiedni ludzie. A czy zechcesz zamieszkać ze mną? Tylko imię, którego ktoś użyje ma sens.
- Niech więc tak będzie, zamieszkajmy razem, a i ty poznaj moje imię.
Zapadła noc, a one szeptem, niesłyszalnym nawet dla Króla Wiatru, powtarzały swe imiona.
A potem, skryte przed okiem Zła, powędrowały do chatki w lesie. I żyły długo i szczęśliwie, aż po nasze czasy… Może i teraz jeszcze tam żyją, zbyt zajęte sobą i służbą Matce Naturze, byśmy miały szansę je poznać.
Madri
Data publikacji w portalu: 2009-01-14
Podoba Ci się artykuł? Możesz go skomentować, ocenić lub umieścić link na swoich stronach:
Aktualna ocena: ocena: 3.23 /głosów: 13
Zaloguj się, aby zagłosować!
OPINIE I KOMENTARZE+ dodaj opinię  

ekscentryczka452009-01-26 11:30
A imię jej Greenpeace było ;-)...ale żarty na bok...Bardzo ciepły, subtelny barwny styl...nawet trochę okrucieństwa nie razi...za mało jednak przygód...lakoniczne opisy wędrówki...pomysł na historię dobry ale baśń za krótka i trochę trąciła mi hobbitem...możesz pisać ale nie baśnie to nie twój gatunek...daję ***

alopecosa2009-03-19 20:32
"Dawno, dawno temu, za siedmioma górami, za siedmioma lasami… a tak właściwie to nie wiadomo dokładnie kiedy i gdzie" pierwsza czesc mowi sama z siebie o drugiej:)

k_n2009-08-25 13:37
magiczny klimat :) gdybyś napisał dłuższą wersję byłoby jeszcze lepiej :)


Dopisywanie opini, tylko dla zarejestrowanych użytkowniczek portalu

Zaloguj się

Nie masz jeszcze konta? Zarejestruj się!

Witaj, Zaloguj się

KONTAKT

Wyślij swój tekst! - napisz do Namaste
podpisz swoja pracę nickiem lub imieniem
(jeśli chcesz: nazwiskiem), jeśli chcesz napisz swój e-mail, podamy go w podpisie.

© KOBIETY KOBIETOM 2001-2024