AniaMac Dzisiejszy dzień ssie, poranny ból głowy z niewyspania
nie zdawał się zwiastować żadnych niespodzianek,
wprawdzie nie zjadłam śniadania, ale to jeszcze nie tragedia,
kawa była całkiem pyszno-zimna, kot przytulał się jakoś niechętnie,
złapany w sidła moich niedelikatnych dłoni i nawet jego zgrzytliwe miauuuuu
nie wwiercało się w uszy jak zwykle,sąsiad mnie zagadał,
nie wiedziałam kiedy czas minął, a już byłam spóźniona,
I zaczęło się, w biegu ubłociłam całe trampki,
Szybko je jednak przetarłam wilgotną trawą, która jak się okazało potem,
nie chciała się odkleić od brudnej powierzchni buta,
Myślę, a guzik! z tym, zdążę, oczywiście zielonego nie było,
ludzie witali mnie posępnymi wyrazami twarzy, jest!
na przystanek zajechał autobus, szkoda, że nie mój
Było niewiele po czasie, chciałam poczekać na inny,
Nie przyjechał, podjęłam szybką decyzję zmiany przystanku,
Dzisiaj miałam kolokwium, nie mogłam się spóźnić...
5 minut do zajęć, pisze smsa do koleżanki, nie dam rady, spóźnię się
przesiadłam się w centrum, potem jeszcze na przedmieściach...
Wypadłam z autobusu jak poparzona, zgubiłam 4 zł i dwa długopisy,
Winda zdawała się latami sunąć w górę, jakbym ważyła co najmniej tonę,
Weszłam do klasy, wrzucam na luz, mam 23 minuty straty,
nauczycielka mówi, że zdążę, uwierzyłam jej, wzięłam kartkę i!
Długopis, który mi się ostał przestał pisać, jakaś dobra dusza użyczyła mi swojego,
Myślę, zła passa się skończyła, dam radę, wzbudzam sobie poczucie pewności...
nie na długo jednak, ze zdenerwowania nie mogę się skupić, robię błędy
Za 2 zadania całkiem nie wiem jak mam się zabrać, rozglądam się po klasie
część już opustoszała, wytrwali piszą dalej, zdecydowanie dziś nie zaliczam się do tej grupy,
z poczuciem klęski, wychodzę, nikt na mnie nie czeka, koleżanki już pojechały,
jestem sama, jest zimno, nie wzięłam szalika, zagaduję do kolegi,
zajęty jedzeniem kebaba i swoją dziewczyną, ignoruje mnie
Skinam głową, babce od algebry, zauważam, że znów jest smutna,
Zachodzę w głowę czemu, czy jest samotna? A może ma problemy w rodzinie?
Wchodzę za nią do autobusu, muszę skoczyć na pocztę, jadę do galerii
Ale tam nie ma poczty, pomyliło mi się, piechotą 3 przystanki wracam do domu,
mijam go i szukam poczty dalej, znajduję sklep monopolowy, ośrodek dla uzależnionych
oraz punkt pomocy dla problematycznej młodzieży... zaczynam czuć się nieswojo,
jest! w oddali majaczy obskórny budynek poczty, zachodzę witam się z paniami,
i już, 2zł i po sprawie, list został wysłany, jestem zadowolona, że chociaż tyle dzisiaj załatwiłam,
Myślę sobie, zasłużyłam, kupię sobie coś do jedzenia, ale tak na szybko
wybór padł na zupki chińskie, barszcz czerwony, całkiem dobre jak ktoś
jest na tyle leniwy, że nie używa patelni, garnka czy lodówki,
Zalewam to cudo, makaron mięknie i... okazuj się, że ma chyba z dwieście lat,
zupka smakuje jak kapeć... jem dalej, to całe 1,69!
Przecież nie będę reklamować jednej zepsutej zupki!
Mój humor się pogarsza, ale liczę na to, iż fatum przestało nade mną ciążyć,
pisząc tą wiadomość, słyszę brzdęk z kuchni... Really?! Kot wskoczył na lodówkę
i stłukł butelkę po piwie, z magicznym korkiem... Nie! Znowu sprzątanie, pomijając, że
po powrocie zdążyłam już wyprać kawałek dywanu i odkurzyć pokój...
Zamknęłam kota w transporterce i zastanawiam się, co mnie jeszcze dziś czeka,
Jest dopiero 13.36... Padam na łóżko. Może nie wpadnę razem z nim do sąsiada z dołu.
Może...