AniaMac Nie wiem czy macie podobnie, siadacie do wigilijnej kolacji, jest godzina 17.00.
Obiecywaliście sobie, nie przeżerać się, przecież to tylko trochę bardziej niezwykła kolacja.
Ale! Patrzycie na karpia. I on na Was patrzy... albo chciałby patrzeć, ale nie może.
Więc chwytacie kilka kęsów, potem pierogi w śliskiej szacie z cebulki ponętnie się kołyszą,
więc też, nadziewacie na widelec i do paszczy, jeden, drugi, trzeci... tracicie rachubę.
Zrobiliście tylko swoją sałatkę, bo te wigilijne Wam szkodzą, więc szkoda by było nie spróbować...
Już łyżką zaznaczacie doliny w kolorowej misce, na Waszym talerzu piętrzą się ości,
spychacie je na bok i podczas przeżuwania Wasz wzrok przesuwa się na rybę po grecku...
Nie wiecie co to dokładnie za ryba, ale jeszcze nikt nie ruszył, chcecie być pierwsi, więc nie
zastanawiając się długo już nurkujecie w wilgotnej marchewce i wyławiacie kilka kawałków,
Smakuje całkiem wybornie, ale zaczynacie już być syci, jednak to jeszcze słaby sygnał więc...
Połykacie prawdziwki w occie w całości, są małe więc! Na pewno nie przejecie się. Ale!
Jest jeszcze ciasto... keks i coś z toffi... 12 potraw to 12 potraw a Wy zjedliście dopiero 5.
Statystyka nie kłamie. Liczby mówią same za siebie. Nakładacie sobie po jednym kawałku ciasta,
mimo, że wcale nie jesteście jego zwolennikami. Nagle przypominacie sobie, że potraw było 6!
Bo przecież wypiliście talerz barszczu z 7 potężnie wyglądającymi uszkami. Robicie sobie drinka,
Wasz brzuch wygląda... właściwie nie wygląda, nie możecie oddychać, mówić. Więc piszecie.