AniaMac Chciałabym mieć swojego własnego człowieka do przytulania, ale żeby był puszysty, miękki i żeby było go dużo, tak żeby nigdy się nie kończył, żeby zawsze był kiedy go potrzebuję, na każdy chłodny, ciemny i pusty dzień, żeby był pod ręką, żeby był obok, zawsze gdzieś w mojej przestrzeni. Czasem chowała bym go do szafy, wtedy kiedy już było by mi ciepło, do następnego razu, ale chowała bym takiego czystego, wypranego, nie że w pralce, w rękach, żeby ten mój własny człowiek mi się nie pomechacił, a nawet jeśli by się tak zdarzyło, to miło byłoby tego dotykać i wspominać te wszystkie momenty, kiedy nie zachowało się ostrożności z tym ludzkim kocykiem i nauczyć się jak postępować by uniknąć tego na przyszłość, bo nie chciałabym mojego człowieka wyrzucać, chciałabym go mieć, tak, żeby czuć jego obecność jako poczucie bezpieczeństwa, że jest i, że mogę się nim okryć w każdej chwili i nie wymagała bym od niego rzeczy niemożliwych, żeby mnie pocieszał czy dawał rady, tylko żeby był, żebym miała świadomość, że jest, tuż obok, na wyciągnięcie ręki, na samą myśl o nim, że jest bezpiecznie. Nie wiem czy są tacy ludzie, którzy chcieli by po prostu być z drugim człowiekiem i się przytulać, otulać wzajemnie, być obok siebie i jednocześnie razem, właśnie z tą świadomością, że razem to jest właśnie bezpiecznie, że jest to oparcie i można zawsze na nie liczyć i je dostać, właśnie w takiej cichej obecności i świadomości, że to zawsze będzie i nie odejdzie, że można do tego wrócić, a nawet jeśli ludzki kocyk wyszedł by pewnego dnia z szafy i odszedł to pozostał by po nim właśnie jego zapach i nigdy by już nie odszedł, pozwalał powracać do ciepłych, czułych chwil spędzonych razem i cieszył by inne ramiona, koił inne nerwy, otulał inne ciała, bo jak można nie dzielić się ciepłym, puszystym kocykiem, jak można nie dzielić się miłością, mnożąc ją. Ludzie odchodzą, ale kocyki ich emocji zostają, albo zapomniane albo właśnie już kująco drażliwe albo właśnie ciepłe i radosne.