Route6612 - blog

Route6612 Dziś dodam już ostatnią część mojej opowieści. Dłużej nie będę Was zanudzać skrzętną historyjką. Poniekąd trochę ją skracam ale po dłuższych namysłach dochodzę do wniosku, że ta Kobieta nie była warta ani jednej litery, ani jednego słowa i zdania, niestety o niektórych sprawach się nie zapomina, Ona tak zrobiła, wymazała mnie ze Swojej pamięci już dawno temu. To były i są tylko zbędne złudzenia. Po mimo wszystko, chciałam Wam podziękować za komentarze, obecność, wyrażone opinie, były one bardzo przydatne, pozwoliły mi dać upust emocją. Tak jak o to prosiła, przyszłam na drugi dzień, gdy odpoczęłam i ustatkowałam swoje myśli i ułożyłam w głowie słowa, które chciałam Jej wtedy przekazać. Wiadomo, że człowiek zawsze układa sobie taki schemat, z którego potem i tak nic nie wychodzi bo w momencie zdarzenia ma pustkę w głowie. Ja właśnie tak miałam. W chwili, gdy szłam przez korytarz w kierunku Jej klasy przemykały mi przed oczami wszystkie dni, które spędziłam z Nią, dni, w których siedziałam w wannie już trzecią godzinę i zastanawiałam się jak ja Jej to wyznam, dni, których żałowałam i myśl o tym, że za sekundę mogę to wszystko definitywnie stracić na zawsze. Na krok nie opuszczała mnie świadomość, że i tak nic z tego nie będzie, że się ośmieszę. Wiedziałam jednak, że w końcu i tak będę musiała się przyznać, więc uznałam, że nie ma sensu tego dalej ukrywać. Pierwsze słowa jakie padły w moim kierunku to znów był przytoczony tekst mojej piosenki, zapytała czy naprawdę tak uważam? Odparłam, że poniekąd tak. Miałam wrażenie, że Ją ta cała sytuacja śmieszy. Ciągłe szyderczy uśmiech na twarzy i takie drwiące spojrzenie.. Zapytała również, czy mam Jej coś więcej do powiedzenia. Zamarłam. Spojrzałam się i wstałam z krzesełka. Nie potrafiłam, nie umiałam, czułam jakby ktoś powiązał mi struny głosowe, wierciłam się przed Nią, kucałam, cholera jeszcze wie co. Wydusiłam z siebie „kocham”..a dopiero po długiej chwili „Cię”.. Odparła, że wiedziała od dawna. Moje maślane oczy mówiły Jej wszystko. Po tych słowach dodała, że napisze mi coś na mailu. Więc pokiwałam głową i wyszłam. Czekałam kilka dni, co chwilę sprawdzałam pocztę, jedyne co mnie na niej odwiedzało to reklamy. W końcu moja cierpliwość się skończyła, poszłam do Niej. Powiedziałam, że miała mi napisać wiadomość na mailu a nic do tej pory nie otrzymałam. Odparła, że nic nie otrzymałam i nie otrzymam, zapytałam dlaczego? Stwierdziła, iż zmieniła zdanie i nie będzie mi nic wyjaśniać, nic pisać, nic mówić. Jedyne co wtedy Jej odpowiedziałam to: „jak uważasz”. Nie rozmawiałam z Nią od czasu tamtego zdarzenia, aż w końcu Ona sama napisała mi wiadomość. Tak rozpoczęła się wymiana zdań. W sumie sama nie wiem czemu, może wymiękła, a może to była tylko prowokacja i gry ciąg dalszy? Od w miarę spokojnej rozmowy przeszło do ostrych słów i ripost. Przez 30 minut nie odpisywała, aż dostałam maila. „Ja Ciebie też……” Zapytałam co Ty mnie też? Odparła, że doskonale wiem i nigdy nie wypowie tych słów do końca, nigdy nie powie mi ich w twarz, że to nie powinno mieć miejsca. Czułam jak umieram przed komputerem, jak uchodzi ze mnie życie, już nie opuszczała mnie myśl o nadchodzącym końcu. Rozmowa ucichła… I znów leżałam jak kłoda w wannie i rozmyślałam, znów analizowałaa, znów próbowałam oszacować czy moje starania przyniosą jakiś rezultat, czy to się uda. Postanowiłam zebrać się na odwagę i „przycisnąć” Ją do ściany. Poszłam po zajęciach, starałam się Jej to wszystko wyklarować, przedstawić wersje, która stworzyłam się w głowie, uświadomić jak bardzo chcę, jak bardzo mi zależy, jak bardzo nie potrafię bez Niej żyć. Ona odrzucała to, nie umiała na poważnie porozmawiać o wszystkim, uznała, że życie w kłamstwie nie ma sensu, nie da mi to szczęścia a Ona ma rodzinę i dziecko, za które jest i będzie odpowiedzialna. Jedyne co mogę otrzymać to przyjaźń. Próbowała ukrócić temat i szybko wyjść z klasy, stałam przy drzwiach, chciała mnie wyminąć i tak po prostu wyjść, złapałam za klamkę wcześniej niż Ona, a Ona w tym czasie złapała mnie za rękę. Zbliżyłam się a Ona uciekła do okna, otworzyła i stwierdziła, że gorąco Jej się zrobiło. Uznałam, że nie będę się narzucać, wyszłam. Zawsze, gdy wychodziłam ze szkoły wodziła za mną wzrokiem ze Swojej klasy, tym razem też tak było ale odwróciłam się tylko raz. Niesamowicie cierpiałam, nie byłam w stanie się pogodzić z tym co usłyszałam. Zbliżał się koniec roku. W dniu zakończenia znów śpiewałam na występie, popłakała się ale jakoś nie zwracałam to na uwagi. Poszłam do Niej, by zamienić dwa słowa, wtedy pierwszy raz objęła mnie ręką na pożegnanie, choć utwierdzała mnie w przekonaniu, że było to przytulenie.. Obiecała mi, że na koniec roku to zrobi, kilka miesięcy wcześniej napisałam Jej, że jedyne o czym marze to wtulić się w Nią i umrzeć. Chyba się tym nie przejęła. Przez następne kilka dni przeżywałam katuszę, czułam jakby, ktoś wyrywał mi serce, tęsknota pozbawiała mnie oddechu, nocy i dnia. Tak ciężko było sobie uświadomić, że moje życie będzie toczy się bez Niej. Przez trzy dni toczyłyśmy boje na poczcie ale Ona postawiła sprawę jasno, ja nie byłam w stanie zaakceptować Jej wyboru. Nasze ostatnie spotkanie było potworne. Głupie dogryzanie, wymiana zdań, kłótnia i ja, która odwraca się na pięcie i odchodzi.. Po dwóch miesiącach napisała, że tęskni ja Ją postraszyłam, że jeżeli nie zajmie się sobą załatwię to inaczej. Od tamtej pory dudni mi w uszach tylko cisza.. Chciałam, żeby ułożyła sobie życie na nowo, beze mnie, żeby znów miała męża i rodzinę, ja byłam nieistotna, odeszłam dla Jej dobra. Tak męczyłam się przez lata aż w końcu wydusiłam to z siebie właśnie Wam.. Czy kiedyś się pozbędę tej obsesji, tej udręki, tego napiętnowania? Chciałabym. Teraz wiem, że dojrzałam to przyjaźni z Nią, teraz byłabym w stanie. Niestety każda z Nas jest już całkowicie innym człowiekiem, widujemy się czasem ale nigdy nie połączyły Nas spojrzenia, jedynie z daleka. Ja wciąż pamiętam o Jej urodzinach, od 4 lat wysyłam, nie dostaję odpowiedzi, życzeń również. Cóż, wiem, że teraz rodzina się powiększyła a o mojej osobie już dawno zapomniała. Cieszę się Jej szczęściem, ja również poukładałam życie i jest ono stabilne i wypełnione troską mojej Partnerki, która jest nie zastąpiona. Jednak wciąż brakuję małego skrawka prawdy, którą zna tylko Ona. Nigdy się nie dowiem czy była to gra i zemsta za mój występek czy faktycznie było jak dawała odczuć. Wypaliłam się cała, gitara leży i się kurzy, nie pamiętam kiedy miałam ją w dłoniach tak, by czuć to „coś”. Czasem leżę z psem na kanapie w ciemnym pokoju, patrzę w okno i wydaję mi się to wszystko takie nierealne, takie nieprawdziwe, takie obce.. Bo przecież to wszystko, to już odległa przeszłość..

Edyta Bartosiewicz – Italiano.
 KOMENTARZE (2) 
OnaSama3X Może tym akcentem, wyrzuceniem z siebie przeszłości, czas już zamknąć drzwi za przeszłością... żeby nie umknęła Ci terazniejszość... Pozdrawiam i ... powodzenia :)
2014-04-10 20:10
Route6612 Dawno już zamknęłam te drzwi, pozostały tylko blizny, które bolą. Teraźniejszość? Chwytam każdego dnia jak tylko mogę, nie mogę pozwolić na to, by przeszłość mnie ograniczała. Dziękuję za obecność i miłe słowa. Pozdrawiam :)
2014-04-14 17:05
Route6612 Ostatni dni nie są dobrym czasem na pisanie nowych części. Jakaś rozdrażniona jestem.. Może przez natłok spraw. W piątek miałam okazję zobaczyć się z Nią, nie skorzystałam z niej. Może to i dobrze, nic się nie składało na to, bym tam pojechała. Najwidoczniej tak miało być. A wracając..
Cała uwaga szkoły skupiła się na mnie. W kółko jedno i to samo pytanie, jak to możliwe, by wyrażać tyle emocji śpiewając? Dla mnie było to naturalne, przychodziło samo. Czasem chciałam to ukryć na próbach, nie czułam się z tym dobrze ale nie potrafiłam. Najbliższe grono przyjaciół, wiedziało po części, dla kogo ta piosenka, nawet przed nimi nie byłam w stanie się przyznać do końca. Niestety pech chciał, że moja przyjaciółka, z którą byłam za pan brat od podstawówki zakochała się we mnie i wciąż powtarzała mi, że wszystko wie, widzi, że tego nie da się nie zauważyć. Wypierałam się Jej słów rękami i nogami, tak samo jak Ona moich spostrzeżeń odnośnie Jej uczucia. Oddaliłyśmy się od siebie. Coraz gorzej przychodziło mi godzenie się z pewnymi sprawami. W tym samym czasie między mną a Panią X zrobiło się nieprzyjemnie. Po okresie sielanki i pozytywnych emocji uaktywniły się w Nas także negatywne emocje, których nie byłyśmy w stanie sobie oszczędzić. Każda z Nas mocno stąpała po ziemi i w momencie spięcia trudno było odpuścić. Miesiąc przed koncertem poniekąd pękła we mnie bariera a Ona to wykorzystała. Jej dogryzanie odnośnie męża stało się do wytrzymania, na dodatek próbowała we mnie wzbudzić zazdrość szokującym faktem – przyznała się, że ma romans z kimś innym. Mówiąc kolokwialnie opadło mi wszystko co dotychczas mogło, począwszy od szczęki, aż po same nogi. Sposób w jaki opisywała tego kogoś doprowadzał mnie do białej gorączki. Logiczne już wtedy było dla mnie to, że czas zmienić plany, które powstały kilka miesięcy do tyłu. Miałam iść do szkoły, tam gdzie uczęszczała Jej córka – jak Ona to stwierdziła : Mamusia sobie poradzi, teraz Swojego bodyguarda musi oddać Swojej mniejszej kopii żebym o Nią dbała, przy czym częściej będziemy mogły się widywać. Poszłam do Niej po kilku dniach i oznajmiłam, że nie wybieram się do tego liceum. Innej możliwości sobie nie wyobrażałam. Jej zdziwienie było niesamowite, chyba zrozumiała, że nie będę na każde zawołanie tak, jak w ostatnim czasie. Niestety jeszcze w tym samym dniu dotkliwie się „pogryzłyśmy”. Stwierdziłam, że przestanę się odzywać, byłam tym bardzo zmęczona. Poświęciłam się w stu procentach występowi, który nie ubłagalnie się zbliżał. Ona udawała, że nic się nie stało, również milczała. Jedyne na czym Ją kilkakrotnie złapałam to, na dłuższym błądzeniu za mną wzrokiem. Nic więcej nie byłam w stanie wywnioskować, w sumie to nawet nie chciałam. Oprócz koncertu prześladowała mnie również myśl o tym, iż w końcu będę musiała do Niej pójść i się przyznać. Nie miałam odwagi nawet sobie tego wyobrazić. Nim się spostrzegłam rozpoczął się dzień przedstawienia. Od rana szum, zgiełk, wszyscy zalatani i nerwowi. A ja.. melancholicznie odpalałam papierosa za papierosem i przyglądałam się wrzawie, która wystąpiła. Godzina 16. Zaczęło się. Wszyscy goście na miejscach. Dziewczyny ciepłym i rześkim żartem przywitały zgromadzonych. Po chwili słyszę swoje nazwisko i oklaski. Pierwszy utwór grałam z koleżanką, wyszłyśmy, gitary podłączone, mikrofony huczą, odwracam się, patrzę, w pierwszym rzędzie siedzi Ona. Nim zdążyłam wziąć pierwszy głęboki oddech już czułam, że drżę jak osika. Wybrnęłam z tego, po kilku innych piosenkach uspokoiłam nerwy. Trochę to trwało nim reszta zaprezentowała kolejne części występu. Dla mnie niestety czas zamienił się w sypki proszek, w ułamku sekundy zostałam zapowiedziana, do własnego utworu ( dzień wcześniej poprosiła znajomą o to, by przeczytała przy tym utworze dedykację ). Zamieniłam gitarę elektryczną na akustyczną, stanęłam.. Oczy błądziły mi po całej sali, modliłam się żeby nie trafiły na Nią. Pierwszy chwyt.. Spocone ręce, serce w gardle, oddech szybszy niż po biegu na 300 metrów, wciąż nieopanowany ruch ustami.. Zaczęłam. Ona już po zapowiedzi, wiedziała, że to dla Niej. Nie spuszczała ze mnie oczu. W momencie, gdy usłyszałam swój głos, swoją melodie, czułam, że nadszedł czas, że to ta chwila żeby schować swoją nieśmiałość do kieszeni ,wreszcie spojrzeć Jej w twarz i dobitnie wykrzyczeć: to do Ciebie! Przez całe 4 minuty śpiewałam Jej w oczy, pod koniec spuściłam wzrok, końcówka utworu tego wymagała ale ostatnie słowa, te wyszeptane posłałam Jej lekko i bez mrugnięcia okiem. Podziękowałam i spojrzałam się na Nią, doczekałam się, wzruszenia i łez w oczach.. Usłyszałam pisk i brawa, a po chwili, gdy schodziłam ze sceny, padłam i doprowadzili mnie do okna ( w okresie gimnazjalnym miałam problemy z sercem ). Gdy się dusiłam, przybiegła, chwyciła mnie za rękę i krzyczała co się dzieję. Odepchnęła wszystkich, którzy stali obok mnie, zagrodziła mnie ciałem. Wyprowadzili mnie z sali i posadzili na korytarzu. Wicedyrektora już się ubierała i stwierdziła, że odwozi mnie do domu. Wtedy Ona z krzykiem oznajmiła, że to Ona mnie zawiezie. Jej zachowanie wywołało ogromne poruszenie. Moja przyjaciółka, tylko parsknęła śmiechem i wyszła. Pani X zabrała mnie stamtąd i w drodze do domu przytoczyła słowa mojej piosenki oraz dodała, że jutro jak wydobrzeje mam do Niej przyjść, chce porozmawiać. Po chwili urwał mi się film…
 KOMENTARZE (1) 
NamietnyTaniec lubię to! ;)
2014-03-26 12:57
Route6612 Czyżby opowieść utraciła swą dynamiczność? Niestety tak, przez okres kilku miesięcy Nasza relacja nie rozwijała się w żadnym stopniu, smsy, znoszenie nastrojów, wymiana spojrzeń na korytarzu. Trochę mało jak na taka historię. Otóż akcja rozkręciła się w momencie, gdy koniec był już bliski. Czy zdawałam sobie z tego sprawę? Poniekąd tak, czułam to. Ona chyba nie była świadoma tego co Ją czeka. Irytujące była dla Niej moja bariera, którą postawiłam. Próbowała wydusić ze mnie moje uczucia, powód, dlaczego to wszystko. Byłam nieugięta w swoim milczeniu. W końcu odważyłam się zaprosić Ją na spacer. Rzadko kiedy chciała się widywać centralnie poza szkołą. Zgodziła się ale pod warunkiem, iż przejdziemy się u Niej niedaleko domu z Jej psem. Było mi wszystko jedno, po prostu chciałam czegoś odmiennego niż dotychczas. Oczywiście standardowo wkradła się niezręczna cisza, którą starałam się od Nas odgonić. Przełomowym momentem stała się zabawa z futrzakiem, wtedy sytuacja rozluźniła się a Ona przestała być niedostępna. Rzeką słów potoczyła się zwyczajna rozmowa. Z racji mrozu, który wtedy był dostałam zaproszenie na herbatę. Ogarnął mnie lekki dyskomfort. Zgodziłam się. Rozpłaszczyłyśmy się i wygoniła mnie od razu do kuchni, zatem usiadłam i czekałam na dalszy ciąg wydarzeń. Nie przypuszczałam, że zrobienie herbaty będzie tak wyczerpujące a przy okazji stresujące. Głowę podparłam dłonią i z zaciekawieniem przyglądałam się co robi. Otworzyła lodówkę, za chwilę wyjęła mleko, następnie zastanawiała się po co je wyjęła, a gdy chciała je schować, to upuściła i wylała całe na podłogę. Po uratowaniu podłogi, cytryna okazała się być nie posłuszna i również upadła Jej na ziemię. Łyżeczka natomiast nie chciała za żadne skarby dać się wyjąć z szuflady. Przez cały czas siedziałam w milczeniu i jeszcze oberwałam, że przez moje patrzenie nie może się dziś skupić. Zapomniałam w tym momencie słów ale przemilczałam i z uśmiechem na twarzy odparłam: no widzisz jaka niedobra jestem. Przeszłyśmy do salonu( mnie się udzieliło od Niej, w momencie, gdy szłyśmy wylałam herbatę) i siedząc przy kominku obserwowałam jak zajada krówkę, po chwili dała mi papierek i kazała przeczytać..pisało na niej: Nie ma takiej drugiej.. Nie musiałam nic mówić, tylko zerknęłam. Ta błoga chwila nie trwała długo, zadzwonił Mąż, że zaraz przyjedzie. Odparła, że szybko coś załatwi i będzie na Niego czekać. Tym czymś, byłam niestety ja. Postanowiła, że mnie odwiezie, po mimo moich protestów. I oto tak zakończył się dzień, długo przeze mnie wyczekiwany. Nie marudziłam, próbowałam wyciągnąć z niego pozytywy, które niewątpliwie wystąpiły. Jednak wszystko runęło już następnego dnia, okazało się, że nauczyciele zadają Jej dziwne pytania, dlaczego wciąż ze mną rozmawia, dlaczego poświęca mi tyle czasu. Dobrze, że nie wspomnieli o tym, że czasem z Nią przyjeżdżałam i odjeżdżałam. Byłyśmy ostrożne, może dlatego do tego nie dotarli. W każdym bądź razie zaczęły pojawiać się plotki, wśród grona nauczycielskiego jak i wśród uczniów. Na szczęście nie okazały się one groźne. Wszyscy zajęliśmy się koncertem, który miał się odbyć niedługo przed egzaminami gimnazjalnymi. Z racji tego, iż w pewnym stopniu uzdolnione muzycznie ze mnie stworzenie to grałam i śpiewałam na każdej imprezie szkolnej. Miałam znajomych, którzy podzielali mój zapał do instrumentów. Organizatorzy (czyt. Jedna z przyjaciółek Pani X.)poprosiła mnie o zaprezentowanie czegoś swojego, osobistego. Pomyślałam, że będzie to znakomita okazja, by po części przekazać Jej swoje skrywane uczucia. Nie chodziło tu tylko o te dobre, ciepłe ale również o żal, który nagromadzał się we mnie od dłuższego czasu. Kilka miesięcy wstecz stworzyłam coś specjalnie dla Niej ale nie przypuszczałam, że nadarzy się okazja, by Jej to zaprezentować. Nie długo po tym odbyła się pierwsza próba. W ostatnim momencie nie stchórzyłam i zdecydowałam, że zaśpiewam. Piosenka zrobiła ogromne wrażenie, ludzie, nauczyciele zaczęli wypytywać do kogo skierowany jest ten utwór, ja odpowiadałam, że to tajemnica i nie zdradzę niczego prócz przekazu, którym został w nim zawarty. Po godzinie cała szkoła dudniła tylko o tym co zaśpiewałam. Już nie było odwrotu, finał czas zacząć…
 KOMENTARZE (3) 
OnaSama3X Końcówka, jak z Loving Anabell ;)
2014-03-18 22:36
Route6612 To jeszcze nie końcówka, to dopiero próba przed nią. :)
2014-03-19 00:40
OnaSama3X miałam na myśli końcówkę, tego "odcinka" ;) Pozdrawiam
2014-03-20 12:38
Route6612 Drogie Panie, odstępy, które występują pomiędzy moimi wywodami, nie są spowodowane złośliwością, czy też niecnym planem zniecierpliwienia Was do granic możliwości. Staram się tu zaglądać za każdym razem, gdy wyrwę się, choć na chwilę z ogromu codziennych spraw. Myślę, że dziś ukoję Wasze nerwy w minimalnym stopniu.
Ciągłe smsy? Może i tak, ale wydawały się takie obce, takie nieznane, takie pozbawione lekkości. Poznała mnie na wylot, a po mimo tego zaczynałyśmy wszystko od nowa. Zadawała wiele pytań, które wiązały się z moim domem, przyjaciółmi, sprawami, o których nie chciałam mówić tak otwarcie. Bo kto zakochany w swoim domniemanym wtedy ideale przyzna się, że pochodzi z trudnego domu, z ojcem alkoholikiem, z matką, która wiąże koniec z końcem? W takich momentach ciężko nabrać dystansu do siebie i otoczenia, które jest wokół. Stwierdziłam, że jeżeli ma zaakceptować mnie jako osobę realną musi wiedzieć o takich rzeczach, po mimo tego, że nie należały one do przyjemnych. Czy się wstydziłam? Tak. Nawet bardzo. Ludzie z reguły nie potrafią pojąć takich problemów, podczepiają to pod patologię, tylko jest mały mankament w tym wszystkim – nie każdego ta patologia dotyka w dosłownym znaczeniu. Nie miałam pojęcia jak zareaguje ale cóż innego mi pozostało jak tylko czekać na pierwsze słowa, które padną z Jej ust. Skomentowała bardzo neutralnie i delikatnie ale nie potrafiła do końca ukryć wzburzenia jakie Ją ogarnęło. Dowiadując się o wszystkim poznała do końca moje życie i moją osobę. Już nie miałam nic do ukrycia. Prócz jednego.. Uczucia, które narastało z każdą sekundą, minutą, godziną, dobą i tak w nieskończoność. Wszystkie dni zlewały się w całość, a noce tak samo się rozpoczynały i kończyły. Po mimo, iż wreszcie dogrzebała się do mojej prywatnej porażki jakim stał się ojciec wciąż czegoś było brak. Nie mnie, a Jej. Chyba nie potrafiła pogodzić się z myślą, że ja to ja a nie męska wersja przyjaciela w jakiej poniekąd się zadurzyła. Wreszcie nadszedł dzień, w którym spotkałyśmy się poza szkołą. Były rekolekcje, napisała mi wiadomość czy nie pojechałabym z Nią na obiad. Wtedy wracałam z przyjaciółmi z kościoła. Odparłam, że oczywiście, nawet z wielką przyjemnością. Odpisała, że będzie czekać na parkingu nie daleko szkoły. Tak więc porzuciłam moją grupę i udałam się w umówione przez Nas miejsce. Z daleka widziałam stojący samochód a w środku z uśmiechem czekała Ona. Wsiadłam i zamarł mi dech w piersiach. Sądziłam, że to sen, Ona zauważyła moje zszokowanie i zapytała czy niepotrzebne mi leki na uspokojenie bo przecież mnie nie zje. Odwróciłam głowę w stronę szyby i cicho w myślach przemknęło mi przez głowę – a to pozostanie tajemnicą :) Będąc twarzą w twarz nie było już tak swobodnie. Mimo tego, iż starała się zachować pozory wyluzowanej widziałam, że była spięta, o sobie nie wspomnę. Natomiast zdziwienie, które dopadło mnie po obiedzie przebiło zdecydowanie to wcześniejsze. Okazało się, że mojej Zołzie czasem włącza się syndrom nastolatki, a z racji tego, że auto miała z najwyższej półki to przewiozła mnie tak, że miałam zapięte wszystkie pasy, które były możliwe. W połączeniu ze śpiewem, który zaprezentowała w momencie rozpadł się na kawałki mój stereotyp o nauczycielkach, które są poukładane i spokojne. Były oczywiście momenty, w których nie byłyśmy w kontakcie, nawet dość często. Wciąż miała rodzinę, męża i dziecko. Chwile ciszy za każdym razem przypominały o tym, że już ma ułożone życie a moje buciory nie są tam potrzebne. Więc dlaczego dawała mi odczuć, że wcale tak nie jest, a moja obecność jest Jej potrzebna do tego, by normalnie funkcjonować? Najmniejszy gest, słowo stawiało mnie do pionu jak szkolonego żołnierza. Często zadawałam sobie pytanie czy to właśnie na tym polega relacja między ludźmi, którzy są sobie bliscy. Gdzieś w środku wiedziałam, że jestem takim czasoumilaczem ale skrupulatnie odganiałam tę myśl, która nie dawała mi spokoju. Można powiedzieć, że Ona była takim moim Uzależnieniem i Tunelem bez końca. Nieraz w czasie rozmowy była w stanie napisać, że kończy bo czas na wspólne picie winka z mężem a następnie noc.. Czy choć przez chwile zastanowiła się jak to boli, jaki chaos wywołuje w głowie? Wątpię. Miałam wrażenie, że wręcz Ją to bawi, a zarazem cieszy moja reakcja. W momencie, gdy moja Nadzieja, moje Motyle, moje Światełko, raczyło się winem ja siedziałam i tylko odczuwałam zimno kolejnych, powoli skraplających się łez. Czy się użalałam nad sobą? Można to interpretować na wiele sposobów. Do mnie nie była w stanie dotrzeć informacja, jakim cudem dałam się tak złamać w pół. Byłam jak zapałka.. Ona pocierała mną i rozpalała, a następnie łamała i wedle nastroju - wyrzucała lub chowała z powrotem do pudełka. Bo przecież każda kolejna zapałka to tylko marny kawałek drewna, taki sam jak ten poprzedni..
 KOMENTARZE (0) 
Route6612 Początek? Można tak powiedzieć, ale czy oby na pewno?
Dużo myślałam czy odważyć się i pójść do Niej. Nie miałam innego wyboru jak tylko udać się po zajęciach do Jej klasy. Podjęłam decyzję, że zaryzykuję. Stwierdziłam, że i tak nie mam już nic do stracenia bo dół, który pod sobą wykopałam był tak duży, że jeśli się powiększy to nie poczuję większej różnicy. Stałam w holu przez 15 minut i biłam się z myślami, ze wstydem, ze strachem, paraliżem przy Jej osobie no i nieszczęsnymi motylami.. Ostatnia myśl jaka przemknęła mi przez głowę to : Idźże już, nie rób z siebie sieroty. Zapukałam. Usłyszałam tylko głośne – „proszę”. Na początku musiałam „obadać teren”. W szczelinę od drzwi wsadziłam tylko głowę i się rozejrzałam czy nikogo innego, prócz Jej nie ma a następnie cichym głosem przywitałam się z Nią standardową formą uczniowską. Spojrzała na mnie tak jak zawsze – oschle i nieprzyjemnie po czym spuściła głowę i zaczęła coś przeglądać w książce. Zapytałam o tą bzdurę z dnia wcześniejszego, by jakkolwiek zacząć rozmowę. Nagle odłożyła to co trzymała w ręku, założyła nogę na nogę, skrzyżowała ręce i zapytała czy oby na pewno po to przyszłam. Westchnęłam i odparłam, że nie. Wtedy miałam pewność, że wiadomość od nieznajomego była właśnie od Niej. Usiadłam, splotłam dłonie i zapytałam jak się czuję. Stwierdziła, że dobrze ale bywało lepiej. Nie potrafiłam na Nią spojrzeć, za to Ona patrzyła na mnie przez cały czas bez minimalnego zażenowania. Trudność sprawiało mi nawet przełknięcie śliny. Wydusiłam z siebie pytanie: Jak poukładała sobie to wszystko co było. Odpowiedziała, że ułożyła sobie to w głowię i jest coraz lepiej. Usłyszałam również, że mam się nie martwić bo już nie jest na mnie zła ale jeszcze kilka miesięcy do tyłu zepchnęła, by mnie ze schodów ( tu pozwolę sobie wtrącić uśmiech) :). Nie ukrywam wtedy spojrzałam się na Nią i po prostu się roześmiałam. Zapytała również co u mnie słychać. Po chwili namysłu byłam tylko w stanie powiedzieć, że nic ciekawego.. Powiedziała, że musi się zbierać, więc wstałam, wtedy Ona podała mi dłoń i stwierdziła, że mogę czasem wpadać pogadać z Nią jak ma konsultację. Po chwili zastanowienia dodała, iż nie będziemy rozmawiać tylko podszkoli mnie z przedmiotu, z którego kuleje odkąd mnie nie uczy. Tak skończyło się Nasze pierwsze spotkanie. Przez następne pół dnia analizowałam każde Jej i moje słowo, ciężko było mi w to uwierzyć. Nieznajomy zaś zamilkł na jakiś czas, po kilku dniach zapytał jak poszło. Odparłam, że lepiej niż się spodziewałam. Byłam w ogromnym szoku, gdy następnego dnia rano weszłam do szkoły i w momencie zetknięcia się Naszych spojrzeń ujrzałam lekki uśmiech. Z dnia na dzień znikła kamienna twarz i lodowaty wzrok w moim kierunku. Przyznam, iż po mimo moich uczuć i pragnień próbowałam utrzymywać dystans, również przemknęło mi się przez głowę, że może nie mieć tak czysty zamiarów jak sugeruję i daje odczuć. Tak szczerze mówiąc, nie chciałam przyjąć do wiadomości, że coś może być nie tak. Może znów to tlące się wcześniej światełko zabłysło silnym ogniem na nowo? Trudno jest się poddać próbie – serce lub rozum. Mijały dni a My wciąż byłyśmy zawieszone. Raz wyczuwalne gesty a następnie cisza. Któregoś dnia wracałam ze szkoły na około, musiałam się przejść. Ona zawsze tą drogą jeździła do domu. Nim się spostrzegłam, minęła mnie. Uznałam, że bez ryzyka „nie ma zabawy”. Napisałam do Niej w smsie : widzę Cię :). Natomiast Ona na to: Ja Ciebie też :). Tak rozpoczął się kolejny etap pojednania. Ciągle smsy to po miesiącu było coś normalnego. Niestety konsultacje to wszystko oddzielały. Z racji moich maślanych oczu nie byłam się w stanie skupić, a Ona mnie niczego nauczyć. Złościła się aż po tygodniu odpuściła, chyba również uznała, że łatwiej jest Nam porozmawiać, pośmiać się niż uczyć.
A do końca jeszcze daleko..
 KOMENTARZE (0) 
Route6612 Dziś część trzecia..
W momencie, gdy pękło we mnie wszystko zrozumiałam, że to już czas.. Czas na to, by wziąć odpowiedzialność za siebie a przede wszystkim za człowieka, który mi zaufał, który potrzebował mojego wsparcia i zrozumienia, a którego ja okłamywałam. To niesamowicie trudne, uświadomić sobie jakim się jest gówniarzem. Ona nalegała na spotkanie, ja się zgodziłam . Wiedziałam, że będzie oczekiwać kogoś innego. Wiedziałam również, że nie ma odwrotu. Stwierdziłam, że skoro umiałam zdobyć się na tak naganny krok, by napisać do niej tamtego dnia, to będę w stanie również przyznać się do błędu. Nie liczyłam na wyrozumiałość, na nic w sumie nie liczyłam. Czułam, że Ją stracę, a przy tym upokorzę Ją do granic możliwości. Nie miałam sumienia tak po prostu zerwać kontaktu, wyrzucić karty i udawać, że nic się nie stało. Poczucie winny każdego dnia piętnowałoby mnie bardziej na Jej widok. Nadszedł „dzień sądu”. Przez całą noc nie mogłam zmrużyć oka. Ona wciąż pisała, że nie może się doczekać, że wreszcie zobaczy na własne oczy człowieka, który potrafił podać Jej pomocną dłoń w każdej kryzysowej sytuacji. Z każdym kolejnym słowem czułam coraz gorszą pustkę. Dochodziłam godzina spotkania.. Szłam wolnym krokiem w umówione miejsce. Z daleka już widziałam, że siedzi. Nogi miałam jak z waty. Serce nie nadążało pompować mi krwi do mózgu. Oddech był szybszy niż kiedykolwiek. Podeszłam. Spojrzała na mnie i zapytała czy żartuję.. Odpowiedziałam, że nie. Zamilkła. Stałam a moje czy z każdą sekundą były coraz większe. Nie wiedziałam co mam ze sobą zrobić, najchętniej zapadłabym się pod ziemię. Po chwili, widziałam, że zebrała myśli. Zaczęła mnie straszyć, że Ona od samego początku wiedziała, że powiadomiła odpowiednie władze i dostanę za swoje. Zabrała mi telefon, z którego korzystałam. Wstała i jakby nigdy nic, zapytała czy mnie odwieźć bo już wystraczającą nauczkę dostałam, a kolejna czeka mnie już niebawem. W sumie czułam, że moje usta zamarły, nie wydusiłam z siebie ani jednego słowa tylko podążałam za Nią do samochodu. Wsiadłam, rozległa się cisza, która trwała do samego końca. Koniec.. Miałam wrażenie, że od tamtego po południa byłam wyłączona, nieobecna, nie było mnie. W środku nocy, siedząc na kanapie ocknęłam się i zaczęłam płakać. Po tylu godzinach dotarło do mnie co zrobiłam, co albo kogo straciłam i jak go skrzywdziłam. Brzydziłam się sobą. Wtedy potrzebowałam właśnie Jej. Tej Bratniej Duszy, której mogłabym o tym opowiedzieć, nie było Jej. Próbowałam sobie z tym poradzić, niestety bezskutecznie, zamknęłam się jeszcze bardziej. Spotkanie odbyło się w czasie wolnym od szkoły. Na moje nieszczęście zaczęła się kolejna klasa, już ostatnia. Rok szkolnym rozpoczął się okropnie. Widziałam Ją, a Ona mnie. Spostrzegłam tylko jedno, przeszywające zimnem spojrzenie. Już wtedy wiedziałam, że będzie to rok schodzenia Jej z drogi. Nikt nie poznał po Nas, że coś się wydarzyło. Posiadała niezawodną umiejętność – kamienną twarz. Ja zaś nie wyjmowałam słuchawek z uszu, nie byłam w stanie funkcjonować. Nawet nie chodziłam po korytarzu bo każde spotkanie z Nią twarzą w twarz dodawało mi większego poczucia winy i wstydu. Po dwóch miesiącach nie wytrzymałam presji, która spadła na mnie z dnia na dzień. Napisałam Jej list. Zawarłam w nim wszystkie myśli, które krzątały mi się po głowie od spotkania. Głównie był to żal wyrażony z racji mojego dziecinnego postępowania oraz wyrazy głębokiej skruchy, dania i w krótkim czasie zabrania Jej przyjaciela, którym mnie nazywała. W momencie dania listu, krzyknęła tylko na mnie czy już nie wystraczająco napsułam Jej krwi. Odparłam owszem, a Ona wyszarpnęła mi list z ręki i uciekła do klasy. W tym samym ułamku sekundy, gdy krzyknęła poczułam się jakbym dostała w twarz.. Ile nocy Jej poświęciłam, by wysłuchać wszystkich problemów, niepoukładanych myśli, obaw, rozterek. Ile rad przewinęło się przez te telefony, ile słów pociechy, ile poczucia, że o każdej godzinie dnia i nocy ja jestem. Jednakże, wiedziałam, że ma do tego słuszne prawo i nie mogę mieć o to pretensji nawet we własnej głowie. Zrozumiałam to i odeszłam. Całkowicie odpuściłam i schodziłam z drogi. Mijały dni, skrycie łudziłam się gdzieś tam w środku, że to wszystko nie poszło w niepamięć. Nie dawałam po sobie poznać, że coś jest nie tak. Trzymałam fason. Po trzech miesiącach napisał do mnie nieznajomy. Z racji tego, że ciekawskie ze mnie stworzenie, odpisałam i ciągnęłam tego kogoś za język, by się dowiedzieć kim jest i czego chce. Po miesiącu korespondowania z tym człowiekiem dostałam wiadomość. „Idź do Niej, Ona na Ciebie czeka”. Nie zrozumiałam przesłania, w tym samym dniu, rankiem Ona zaczepiła mnie pod pretekstem jakieś bzdury. Dopiero wieczorem połączyłam fakty. Dała mi znak, a tajemniczy nieznajomy to właśnie Ona. To nadało wszystkiemu początek..
 KOMENTARZE (3) 
OnaSama3X Będzie ciąg dalszy? Bardzo fajnie piszesz :)
2014-02-28 03:19
Route6612 Postaram się dodać kolejny fragment. Wciąż mam za mało czasu,by z klecić to wszystko w jedną calość. Dziękuję za miłe słowa. :)
2014-02-28 09:26
lulubel Niech sprawdzi Pani maila.
2014-03-02 22:45
Route6612 Odkąd zamieściłam wpis na forum i dodałam mój wywód na forum minęło trochę czasu. Wciąż zastanawiam się czy dobrze robię, że opowiadam to i wrzucam do sieci.. W końcu obiecałam milczenie. Nie potrafię chyba inaczej. Mija już 5 rok a ja nadal wspominam, nadal myślę, nadal analizuję każde posunięcie albo jego brak. Papieros za papierosem a konkretów dalej brak. To już nie miłość a ogromny sentyment, którego nikt nie jest w stanie pojąć. Zgodnie z tym co napisałam wcześniej.. kontynuuję..
Wiedziałam, że ma męża i dziecko a w momencie mojego przyjścia do szkoły miała poważne problemy ( z racji moich obaw nie zdradzę jakie to były utrudnienia ). Niespodziewanie wróciła nie długo po swoim „urlopie”. Wszystko toczyło się w mojej głowie, próbowałam nie interesować się niczym co mogło być z Nią związane. Mijały miesiące a ja coraz gorzej znosiłam swoje wahania nastrojów, siedziałam pogrążona w muzyce, która dawała mi odpocząć. Nikt nie wiedział o tym co kryje w sercu, a tym bardziej w głowie. Nie wyobrażałam sobie, że mogę się komuś zwierzyć. To było niezwykle przerażające. Samotność w uczuciu doprowadzała mnie do obłędu. Zaczęły się wakacje. Z jednej strony cieszyłam się, uważałam, że to będzie czas na przemyślenia, czas na wyleczenie się. Wyjechałam do Chorwacji. Niestety wakacje zamieniły się w jedną, wielką udrękę.
Zabawne – abstrahując.. Nawet teraz siedzę i myślę jaką kolejną piosenkę wybrać, by dobrze ująć w słowach moje zarysy opowieści. Nie jestem w stanie niczego pisać w ciszy, jednak coś pozostało mi z dawnych lat.
A wracając.. Nie dość, że same wakacje dopiekały z każdej możliwej strony to jeszcze ta natura „młodego romantyka bez kształtu”. Plaża, noc, morze, z dala widoczne odrębne, podświetlone wyspy i ja. Na szczęście dwa tygodnie minęły i czas do domu, a razem z wypoczynkiem minął czas wolny od szkoły. Wróciłam, a razem ze mną Ona. Wtedy zrozumiałam, że się nie uwolnię od tego - jeżeli czegoś nie zrobię. Uważałam, że jestem bardziej dojrzalsza niż byłam wcześniej a moje uczucie przeszło próbę czasu, która jest niezbędna, by zrozumieć istotę zadurzenia. Nie byłam jednak w stanie ocenić tego czy Ona chociaż w minimalnym stopniu dostrzega moje uczucie. Postanowiłam więc wejść na forum i komuś „wygadać” moje bóle. Znalazła się Duszyczka, która była w stanie wysłuchać i spróbować doradzić mojej bezradności. Poleciła mi film „ Loving Annabelle”. Obejrzałam go z ultra dokładnością. Do dziś ten film traktuję bardzo personalnie. Cały ten jakże przez większość katowany film idealnie odwzorowuje mnie i relację, która wyniknęła w ostatniej klasie szkoły. Jedyny mankament, który wystąpił w mojej historii i jest nie zgodny z filmem to cielesność, która daje cudowny finał. Po obejrzeniu już wiedziałam, że nie odpuszczę i będę walczyć. Wiem to egoistyczne.. Mąż, dziecko a mnie się zachciewa romansów. Otóż nie.. „Zachciało” mi się związku. Postanowiłam się odezwać. Co prawda nie zrobiłam tego jak trzeba.. bałam się.. Dopadłam numer telefonu i zaczęło się. Napisałam jako mężczyzna. Chciała przez chwile poczuć, że mogę zamienić z Nią parę słów. Wszystko potoczyło się jak pomyłkowa rozmowa ale Ona ciągnęła to dalej.. Okazało się, że jest nieszczęśliwa i samotna. Przywykła do mojego telefonicznego towarzystwa i ujrzała we mnie przyjaciela, którym pragnęłam być. W ten o to karygodny sposób byłam Jej bratnią duszą. Trwało to trochę czasu a ja z każdym dniem czułam się bardziej beznadziejnie. Wiedziałam, że nie tego chcę, a to co się dzieję, to jedno wielkie, obrzydliwe kłamstwo. Głównie to moja tożsamość, cała resztą to moje uczucia, mój charakter, który połączył się z Jej naturą jak dwa ogniwa. Niesamowite było to jak jesteśmy w stanie się porozumiewać. Dla Jej dobra próbowałam zakończyć tą znajomość, dać na wstrzymanie, ale Ona z uporem maniaka nie dawała za wygraną.. W pewnym momencie powiedziałam sobie dość…..
 KOMENTARZE (1) 
Conni1 I co wydarzyło się dalej?
2014-02-24 09:39
Route6612 Puk.. Puk..
Nie wiem od czego zacząć. Profil założyłam jakiś czas temu ale nie mogę zebrać myśli do dziś. Szukając wytchnienia znalazłam się tu, gdzie wypowiadacie się i otwarcie mówicie o tym co czujecie do osób tak naprawdę niedostępnych dla większości zatraconych. Moja historia odnośnie uczucia do nauczycielki jest dość długa i do obecnej chwili niesamowicie skomplikowana. Chciałabym ją wyznać, by być może Wam pomóc, dać natchnienie w działaniach, lub ostrzec przed decyzją, która może okazać się błędna.
Więc do dzieła..
Wszystko zaczęło się, gdy zaczęłam kolejny etap mojej edukacji. Nowa szkoła, nowi ludzie, nowe otoczenie. Byłam zamkniętym człowiekiem, miałam przy sobie najlepszego przyjaciela, jeszcze wtedy chłopaka i grupkę ludzi, z którymi czas płynął szybciej i przyjemniej.. Po omacku poznawałam każdego dnia nowe rzeczy, starałam się zaaklimatyzować. Wszystko wydawało się być w porządku, starałam się uczy, by nie podpaść. Niestety moją pięta Achillesa zawsze był jeden, znienawidzony przeze mnie przedmiot ( pozostanie on tajemnicą). Nauczycielka była młoda, dowcipna ale zołzowata do potęgi. Co najlepsze w tym wszystkim ubóstwiała taka być, a pocący i jąkający się uczeń przy tablicy to była prawdziwa rozkosz dla jej oczu i uszu. Przyznam się bez bicia, że byłam jedną z ofiar tych męczarni  Nie trawiłam dni, gdy budziłam się rano i patrzyłam na plan, na którym widniał napis : 4 lekcja – ...
Nie tylko przedmiot był irytujący, jej osoba doprowadzała mnie nieraz do białej gorączki. Choć gdy pierwszy raz zobaczyłam ją na korytarzu rozległy mnie takie dziwne dreszcze na plecach, a motyle chciały mi wywiercić dziurę w brzuchu. Nie potrafiłam tego zrozumieć co się ze mną dzieje. W mojej głowie rozległ się taki wielki huk…jakby ktoś strzelił, w momencie, gdy się uśmiechnęła a następnie posłała niesamowitego pioruna spojrzeniem. Było w niej coś dziwnego, co ciągnęło mnie każdego dnia bardziej. Nawet zaczęłam pilniej się uczyć, by za każdym razem jak zacznie tortury przy tablicy, umieć z sytuacji wybrnąć. Dałam radę, semestr skończyłam z oceną dobrą. Dla mnie to osiągnięcie jest szokujące, zwłaszcza, że wtedy moja natura była typem : leniwiec pospolitus. Zbliżały się Święta Bożego Narodzenia, siedziałam przy oknie i oglądałam powolnie spadające płatki śniegu..wtedy uzmysłowiłam sobie, że zakochałam się w tej wrednej, wcześniej znienawidzonej Zołzie.. Nie wiedziałam co mam ze sobą zrobić. Nie potrafiłam się w tym odnaleźć. Pierwszą próbą wyparcia się tego było patrzenie na nią i uzmysławianie sobie, że to pomyłka, to nie prawda, a motyle, które mnie gnębią to ból brzucha. Z miłej i spokojnej dziewczyny przeobraziłam się w niesamowitego buntownika przy czym potajemnie rozwijałam swoją bardziej delikatną, romantyczną stronę natury, której z resztą się wstydziłam. Reasumując, po pierwszym półroczu nie można było sobie ze mną poradzić w żaden możliwy sposób. Wyostrzyły mi się zmysły, potrafiłam dostrzec wiele rzeczy, które kiedyś przemykały mi koło oczu. Każdego dnia obserwowałam jaki ma nastrój, patrzyłam na grymas, który pojawiał się na twarzy, słuchałam uważnie tego co mówi. Po prostu biernie próbowałam wyczuć co u niej słychać. Być może to był błąd i już wtedy trzeba było się zatrzymać..
Cdn.
 KOMENTARZE (0) 

Witaj, Zaloguj się

Artykuły zoologiczne na Ceneo

Route6612 w portalu

© KOBIETY KOBIETOM 2001-2024