smaku Znalazłam niechcący poprzez testy i zabawy i poznawanie świata, jak działa - genialny sposób na miłość i niekończące się przyjemności, chociaż na początku to może być straszne cierpienie i wyrzeczenia... ale warto to przemęczyć, zaręczam...
Otóż kiedyś już opowiadałam, że wytrzymałam 32 dni bez orgazmów... to jest kosmos rekord, nie do zrobienia przez nikogo na świecie, oczywiste, hmm...
No więc musiałam sobie odznaczać każdy jeden dzień, że wytrzymałam, ale dopiero rano, po przebudzeniu, żeby było bez oszukiwania. Każde 8 dni skreślałam, że zaliczone i następna ósemka... i tak do 32 i potem już nie dałam rady, padłam i koniec...
No trudno... potem już nie miałam ochoty tego powtarzać, więc wydaje mi się, że to musi być rekord wszechświata, oczywiste...
No i teraz spróbowałam dla zabawy jeszcze raz i już mam chyba 20 dni, ale wymyśliłam inny sposób na zabawę, otóż zakazałam sobie absolutnie wiecznie! orgazmów. To mnie tak podnieciło, że aż prawie dostałam orgazmów na samą myśl, że nie mam prawa mieć orgazmów już nigdy wiecznie! To mi dało takie uczucie, że kurde! Aż padłam w dreszczach miłości na skutek tylko pomyślenia, że mogłabym sobie podjąć taką decyzję, hmm...
No więc to tak na mnie zadziałało, że mogłabym naprawdę tak zdecydować, że na razie daję radę, już mam 20 dni...
... i w tym czasie rozmyślam sobie, jaki to może mieć efekt życiowy i wieczny potem, dla mnie, hmm...
No więc zaczynam sobie uzasadniać filozoficznie mądrość decyzji i zasadność logiczną, hmm... że to ma sens dość, a może duży sens nawet, hmm...
No bo:
- cały czas czuję teraz, codziennie, tylko miłość (kiedyś opowiadałam, jak to działa, że prawie czułam się potem Bogiem)
- radość dreszczy miłości mam teraz na co dzień i non stop chodzę, jak pół zaspana w ekstazach i aż ciało mi się robi jędrne, jak guma, albo sztuczne, normalnie, jak terminator - dokładnie tak miałam wtedy, kiedy zaliczałam sobie na próbę 32 dni... no więc to musi być jakaś zasada naukowa chyba, hmm... bardzo to jest ciekawe, naprawdę, hmm...
- potem czuję, że non stop i codziennie coraz bardziej uwielbiam kobiety i mam ochotę kochać i chyba kocham każdą, normalnie, którą zobaczę... i to nie mija, ale jest coraz gorzej, że niedługo będę chodziła po świecie i wszystko chyba będę kochała, co zobaczę i mijam po drodze... naprawdę, hmm...
- potem naprawdę, zaczynam wszystko kochać, samą siebie, przedmioty, rzeczy wszystkie, wszystko zaczyna być cudowne, seksualne, piękne, delikatne, takie genialne, normalnie, że aż miłość, no kurde!...
... no i właśnie...
I to ciągle idzie w górę, taki proces, że to postępujący proces w kierunku pozytywnym, czyli w kierunku super genialnie przyjemnych odczuć i miłości, hmm...
No więc... muszę wytrzymać i kontrolować się... to jeśli przejdę liczbę 32 dni, to po prostu zdecyduję, że już nigdy, nigdy wiecznie w przyszłości nie mam prawa szczytować... mogę tylko czuć miłość i podniecenie i przyjemności wszystkie możliwe, ale mam ZAKAZ! orgazmów, w sensie szczytowania, że potem znowu bym spadła na samo dno, jak zawsze po orgazmach, oczywiste...
No i właśnie... kurde, jakie to genialne...
Najtrudniejsze w tym zadaniu jest to, żeby nie doprowadzić się do szczytowania - to jest ZAKAZ! kategoryczny i na zawsze... no i wtedy to straszne cierpienie... bo już prawie, prawie, jeszcze odrobinka i koniec... ale NIE WOLNO!... lepiej uciekać od orgazmów, żeby nie dostać, oczywiste...
No i właśnie... straszne wyrzeczenie i cierpienie, bo jeszcze tylko troszkę, troszkę... ale UWAGA!, aby tylko nie szczytować, kurde...
No i jeśli to się udaje, to potem naprawdę... kosmos! Kurde... :))p...
Niedługo będę Bogiem... wierzę w to... przecież to czuję, oczywiste...
~~
Jeszcze dodatkowe coś odkryłam:
1. miłość świetlistą (w nocy, lub wieczorem, lub za dania, ale w świetle jakoś tak, że widzę, że wszystko śliczne i widoczne i świetliste, piękne i prawdziwe, jak miłość...)
2. miłość szarą (nad ranem, w szary dzień, bez światła...)
Obie miłości są genialne, ale inne...
W miłości (2) czuję się jak mięso jakieś zwyczajne... szare byle co, jak rzecz, lub przedmiot zbędny, normalnie, nic nie warty, hmm... ale jakie to przyjemne za to...
W miłości (1) to boskie uczucie jakby prawdziwej, pięknej, żywej, seksualnej miłości.
No i teraz wiem, że przynajmniej mam dwa rodzaje miłości, które znam. To jest super genialne odkrycie. Oba rodzaje uwielbiam, kurde... jakie to genialne wszystko na tym świecie, kurde...