Mizoginizm kontra androfobia czyli o powodach istnienia feminizmu.

¦wiête s³owa panie profesorze! Mamy formalny zapis o równouprawnieniu, lecz nie ma w nim ani s³owa o szacunku. Opiera siê on jedynie na pisanych prawach i niepisanych obowi±zkach. Przy czym tych drugich jest jakby wiêcej.
Czas akcji: niedziela. Pó³wczesne godziny poranne. Miejsce akcji: sala wyk³adowa. Aktorzy: Wyk³adowca prawa (zdradzaj±cy sk³onno¶ci do wiecznego samozadowolenia), milcz±cy lub niewyra¼nie popiskuj±cy Chór s³uchaczek (w przewadze blondynek ubranych i ufryzowanych, jak przysta³o na niedzielê, w koronki i ³aszki z pogranicza nocy i dnia) i Ja (ewidentnie jeszcze nie gotowa do podjêcia próby zderzenia siê z otaczaj±c± mnie rzeczywisto¶ci±).
Na biurku przede mn± szklanka w metalowym koszyku (estetyczny koszmarek!), w niej paruj±ca, kawa typu Mike Tyson (czytaj: czarna, diabelnie silna i bardzo niebezpieczna. Stanowi±ca jednak jedyny bodziec, dziêki któremu udaje mi siê z wolna wyci±gaæ w³asne cia³o i mózg ze stanu g³êbokiej hibernacji).
Po sali rozlewa siê aksamitny tenor lektora, przerywany (przez niego zachêcaj±co-wymuszonymi) nie¶mia³ymi staccato Chóru. (Rola Chóru ogranicza siê do skandowania g³osem zdradzaj±cym gotowo¶æ do przej¶cia w nierozumny chichot).
Czas p³ynie. D¼wiêki nad moj± g³ow± przemykaj± bezobjawowo, pozostawiaj±c mnie moim w³asnym my¶lom. Szklanka w metalowym koszyku stoi do po³owy pusta (wybaczcie niedzielny pesymizm). W dodatku ju¿ nawet nie dymi. Na szczê¶cie Tyson ju¿ leciutko wibruje mi pod skór±. P³ynny tenor i chybotliwe staccato zaczynaj± rozbijaæ siê na pojedyncze wyrazy. Chór powtarza monotonne "tak, tak - rozumujemy panie profesorze", "tak, tak wszystko jasne panie profesorze" i "nie, nie, nie mamy pytañ panie profesorze". Profesor z nostalgi± opowiada o tym jak to drzewiej bywa³o. Nagle w precyzyjnie wymierzon± przez tego ostatniego pauzê (tu¿ przed kwesti± Chóru) wkrada siê g³os z za¶wiatów z takim oto tendencyjnym, wrednym, feministycznym stwierdzeniem: "patriarchat owszem, lecz bez znamion mizoginizmu". Ale nie to by³o najgorsze, ¿e ta wredna feministyczna przes³anka, zburzy³a podwaliny do sielankowej atmosfery panuj±cej w¶ród zebranych na scenie. Prawdziw± tragedi± okaza³ siê fakt, ¿e jej autorem okaza³am siê ja. (Zachodz±ca w g³owê jak w ogóle mog³o do tego doj¶æ!?).
Na nic zda³y siê moje w³asne próby odbierania mocy zawis³ym w powietrzu s³owom. Gestykulacja i mimika pod wielorakim imieniem ("och, to nic wa¿nego, nie mówmy o tym, to drobiazg, nieistotne przemy¶lenia, tak mi siê tylko chlapnê³o") ani na moment nie odsunê³a ode mnie konieczno¶ci staniêcia oko w oko ze zdegustowanym z powodu ataku na wizjê jedynego mo¿liwego porz±dku rzeczy wyk³adowc±. Obejrza³am siê na Chór. Jego nag³a zbiorowa potrzeba robienia szlaczków na marginesach kartek utwierdzi³a mnie w smutnej prawdzie. Znowu zasta³am sama na placu boju. (Po tylu latach podobnych do¶wiadczeñ nieszczególnie mnie to zdziwi³o). Ale ¿ebym ja chocia¿ o swoje siê by³a!? Bo, przecie¿ tak na dobr± sprawê za moment przyjdzie mi stoczyæ pojedynek na ¶mieræ i ¿ycie. (Niestety, niezmiernie rzadko zdarza siê, by tego typu potyczki koñczy³y siê wraz z pojawieniem siê u przeciwnika pierwszej krwi. Zasadniczo strona, która uzyska przewagê w dyskusji tak d³ugo ch³oszcze swojego oponenta wszelkiej ma¶ci argumentami, a¿ ten osuwa siê pó³przytomny do stóp zwyciêzcy i ostatkiem si³ prosi go o ³askê, czyli o chwilowe zawieszenie broni. Taki pojedynek rzecz jasna przek³ada siê na "kiedy indziej", a temat sporu nigdy nie zostaje puszczony w niepamiêæ i wraca siê do niego tak d³ugo, a¿ jedna ze stron albo przepadnie bez wie¶ci, albo ucieknie w które¶ ze schorzeñ psychicznych, albo w towarzystwie jedynie najbli¿szej rodzinny wybierze siê w swoj± ostatni± drogê. Szczê¶liwie jestem w tym dobrym po³o¿eniu, ¿e w ka¿dej chwili gotowa jestem pozostawiæ swego interlokutora z jego ostatnim s³owem. A robiê to szczególnie chêtnie gdy ten zaczyna reprezentowaæ poziom dyskusji, do którego, poprzez nabyty szacunek dla samej siebie, nie lubiê siê zni¿aæ). Tyle dywagacji. Czas bym zajê³a swoje miejsce na udeptanej ziemi. Oto jak przebiega³a ta oto potyczka.

Akt II, czyli zwrot akcji. Miejsce akcji jak wy¿ej. Aktorzy: Wyk³adowca prawa i ja - S³uchacz prawa. Czas akcji: oko³o 30 sekund od chwili gdy w sali wyk³adowej rozbrzmia³o owo nieszczêsne, wymierzone w wizjê jedynego mo¿liwego porz±dku rzeczy: "patriarchat owszem, lecz bez znamion mizoginizmu".
WYK£ADOWCA (przyjmuj±c postawê z gatunku "patrzcie j± /czyli mnie/, jaka ¶mieszna!"): Mog³aby nam pani powiedzieæ co dok³adnie ma pani na my¶li?
S£UCHACZ czyli ja (graj±c na zw³okê): Dok³adnie to co powiedzia³am panie profesorze. W pe³ni zgadzam siê z pañsk± opini±, ¿e pod wieloma wzglêdami patriarchat dobrze spe³nia swoj± rolê w spo³eczeñstwie. (Przyznanie racji oponentowi jest zawsze dobrze widziane. Poza tym daje czas na dok³adne wymierzenie zanim po¶lemy w jego stronê jaki¶ bardziej lub mniej ¶mierciono¶ny argument). Jednak, panie profesorze, nie mo¿e pan chyba twierdziæ, ¿e w tej formie jest on do przyjêcia? (Kolejny zabieg taktyczny. Nie do¶æ, ¿e W. bêdzie zmuszony do odbicia pi³eczki, to jeszcze, jak dobrze pójdzie, zacznie argumentowaæ na moj± stronê).
WYK£ADOWCA (d³ugo milcz±c i próbuj±c wwierciæ siê wzrokiem w masê modzelowat± mojego mózgu. Pó¼niej ostro¿nie, jakby macaj±c)
: A pani zdaniem co takiego z³ego jest w dzisiejszym uk³adzie partnerskim pomiêdzy kobiet± i mê¿czyzn±?
S£UCHACZ (u¶miechaj±c siê s³odko): Panie profesorze, je¶li to mo¿liwe wola³abym nie zawê¿aæ tego zagadnienia do uk³adów pomiêdzy panem a pani± X. Chcia³abym, je¶li pan pozwoli, spojrzeæ na problem z szerszej perspektywy. (Zawieszam g³os, w nadziei, ¿e W. wpadnie z jak±¶ uwag±, do której - krótko mówi±c - bêdê siê mog³a przyczepiæ. Nadaremnie. W. posy³a mi jedynie lakoniczne: "S³ucham, s³ucham..." Brnê wiêc dalej, staraj±c siê przy tym unikaæ jakichkolwiek konkretów). Wspó³czesny uk³ad niesie za sob± wiele, nawarstwiaj±cych siê od wieków, nieprawid³owo¶ci. Wyobra¿enie roli kobiety i mê¿czyzny, pocz±tkowo narzuconej przez naturê, a pó¼niej sztucznie podtrzymywanej, doprowadzi³a do powa¿nych antagonizmów. (I rzutem na ta¶mê, bardziej stwierdzaj±c ni¿ pytaj±c) Pan oczywi¶cie wie, co mam na my¶li.
WYK£ADOWCA (bli¿szy prawdy ni¿ rozumu): A! To o to chodzi! Mili pañstwo! (tu z teatraln± poz± zwraca siê do Chóru) Zdaje siê, ¿e mamy przyjemno¶æ go¶ciæ w naszych progach FEMINISTKÊ! (i rozp³ywa siê w b³ogim u¶miechu).
S£UCHACZ (z akcentowanym lekkim rozbawieniem)
: Feministkê? Panie profesorze czy potrzebna nam tutaj podobna nomenklatura? A mo¿e wystarczy "kobieta znaj±ca swoj± warto¶æ i domagaj±ca siê stosownego traktowania"? (W terminologii erystycznej nazywa siê to "wilczymi do³ami". Im bardziej rozjuszysz przeciwnika, tym wiêksze prawdopodobieñstwo, ¿e we w¶ciek³ej szar¿y po³amie sobie nogi"). Poza tym s±dz±c z tonu w jaki wypowiada pan s³owo "feministka" nie ma pan szczególnie dobrego zdania o takich paniach. (¦wiadome odciêcie pêpowiny, s³u¿±ce wytr±ceniu W. z rêki szeregu argumentów wykorzystywanych zazwyczaj w podobnych sporach. Przy okazji refleksja - dlaczego antyfemini¶ci tak chêtnie siêgaj± po wszelkie odmiany nienawi¶ci? "Bo wy - feministki NIENAWIDZICIE : kobiet, mê¿czyzn, dzieci, psów, kotów, polityków, pañ z kiosków ruchu etc, etc").
WYK£ADOWCA (ostro¿nie, lecz ju¿ lekko z górki)
: Sk±d pani przysz³o do g³owy, ¿e mam co¶ przeciwko feministkom. Proszê pani - ja jestem tolerancyjny! Martwi mnie tylko czasami agresywna postawa tych pañ. Ja naprawdê nie widzê powodu, dla którego mia³yby robiæ tyle szumu. Chcia³y równouprawnienia? Maj±! Chcia³y wys³aæ kobiety do pracy? Wys³a³y. Chcia³y siê kszta³ciæ? Nikt im tego nie broni. Kobiety bior± siê nawet za pi³kê no¿n± i typowe dla mê¿czyzn zawody - jak kierowca na przyk³ad. I nikt im nic nie mówi. Wiêc w czym problem? Z jakiego powodu ten ca³y krzyk?
S£UCHACZ (przyjmuj±c postawê "no teraz to sobie pogadamy"): ¦wiête s³owa panie profesorze! Mamy formalny zapis o równouprawnieniu, lecz nie ma w nim ani s³owa o szacunku. Opiera siê on jedynie na pisanych prawach i niepisanych obowi±zkach. Przy czym tych drugich jest jakby wiêcej. I zgadza siê - kobiety ju¿ od kilku pokoleñ wykonuj± prace zarobkowe, lecz na tych samych posadach op³acane s± w porównaniu z mê¿czyznami o wiele gorzej. I tak, kobiety nareszcie mog± siê kszta³ciæ I kszta³c± siê. Co widaæ na za³±czonym obrazku (wredne wykorzystanie oniemia³ego nagle Chóru). Coraz wiêcej kobiet uzyskuje wysokie kwalifikacje zawodowe. Wskazuj± na to dane statystyczne mówi±ce o tym, ¿e wysoko wyspecjalizowanych pracowników naukowych i technicznych jest na dzieñ dzisiejszy o 15 % wiêcej w szeregach kobiet, ni¿ mê¿czyzn. Tylko ¿e te kwalifikacje i odnoszone sukcesy w ¿aden sposób nie wp³ywaj± na mo¿liwo¶ci ich zawodowego awansu. Czasami jest wrêcz przeciwnie. Torpeduje siê wysi³ki w³a¶nie takich kobiet. Dlaczego? Najczê¶ciej wykorzystywanym argumentem jest "potencjalne macierzyñstwo", które mia³oby w przysz³o¶ci uniemo¿liwiæ sprostaniu obowi±zkom na kierowniczych stanowiskach. (Jakby sekretarki i asystentki i tak nie odwala³y po³owy roboty za swojego szefa - dodajê w duchu). Co pan na to?
WYK£ADOWCA ( coraz bli¿ej "wilczych do³ów", lecz posuwaj±cy siê wci±¿ zbyt wolno, by odnios³y one wiadomy skutek). Pani pozwoli, ¿e co¶ pani uzmys³owiê (przytakujê i u¶miecham siê do s³ówka "uzmys³owiê". W. kontynuuje, ze s³owa na s³owo popadaj±c w coraz g³êbsz± nostalgiê). Moja babka urodzi³a jedena¶cioro dzieci. Dziewiêcioro prze¿y³o, ale ona nigdy, przez 60 lat ma³¿eñstwa nie musia³a martwiæ siê o ¶rodki do ¿ycia. Kiedy babcia zaczyna³a stawiaæ na stole coraz rzadsze zupki, dziadek wyci±ga³ pieni±dze i dawa³ je babci ze s³owami "kobieto! widzê, ¿e grosz ci siê skoñczy³. Id¼ jutro na targ i kup co trzeba". Dziadek by³ w stanie utrzymaæ z jednej robotniczej pensji ca³± rodzinê. W tym dziewi±tkê dzieci i ca³y dobytek. Dzisiaj by³oby to niemo¿liwe. A wie pani dlaczego? (na szczê¶cie W. nie czeka na moj± odpowiedz). Poniewa¿ w chwili, gdy do zak³adu, gdzie pracowa³ dziadek, zaczê³y przyjmowaæ siê kobiety, w³a¶ciciel móg³ wybieraæ ju¿ nie tylko pomiêdzy mê¿czyznami.
S£UCHACZ (wpadaj±c w s³owo): No dobrze, ale to nie t³umaczy zani¿onych stawek p³acowych dla kobiet.
WYK£ADOWCA (lekko zbulwersowany, ¿e przerwano mu bliski sercu i wyra¼nie czêsto powtarzany monolog): Jak to nie t³umaczy! Przecie¿ kobieta nigdy w ¿yciu nie zrobi³aby tyle co móg³ zrobiæ mê¿czyzna!
S£UCHACZ (kuj±c ¿elazo póki gor±ce): Panie profesorze - dwie sprawy: je¶li kobieta nie by³aby w stanie wykonaæ tego co móg³ zrobiæ ka¿dy mê¿czyzna, to na miejscu pracodawcy wola³abym chyba zatrudniæ mê¿czyznê. Dwa: nie wydaje mi siê, by w dzisiejszych czasach, przy technice jak± dysponujemy i osi±gniêciach logistyki kobieta nie mog³a podo³aæ takim samym obowi±zkom jakie maj± mê¿czy¼ni. Przyk³ad: Gronkiewicz- Walz, Bochniarz, Kwa¶niewska, Rapaczyñska. To tylko nazwiska z pierwszych stron gazet, ale proszê mi powiedzieæ czym ró¿ni± siê wyk³ady pañskie od wyk³adów pani docent Górczyñskiej? (posuniêcie wielce ryzykowne na przysz³o¶æ, lecz skuteczne usadzaj±ce W. w danej chwili. Musia³by byæ niespe³na rozumu, by wysun±æ jakiekolwiek zastrze¿enia wobec ogólnie szanowanej docent Górczyñskiej). Mo¿e mi wiêc pan profesor wyt³umaczy, dlaczego w sferze nie publicznej kobiety wci±¿ jeszcze za t± sam± wykonan± pracê otrzymuj± ¶rednio 70% przys³uguj±cego im wynagrodzenia? A teraz inna kwestia - co z samostanowieniem? Co z napiêtnowaniem kobiet, które zdecydowa³y siê na aborcjê lub oddanie urodzonego dziecka do adopcji. (Przy cichej akceptacji na skazywanie 60% dzieci z rodzin wielodzietnych na wegetacjê na marginesie spo³eczeñstwa?). Dlaczego, skoro pañstwo prowadzi tak± pro rodzinn± politykê, matkom odbierane s± i ucinane wszelkiego rodzaju ¶wiadczenia? Czemu to ma s³u¿yæ? I ostatnie pytanie z tej tematyki, dlaczego w orzecznictwie s±dowym tak sztywno trzyma siê zasady przynale¿no¶ci dzieci do matki? Dzieje siê to czêsto ze szkod± dla dzieci, ich ojców, jak i samych matek. Co to za zasada, ¿e rodzice s± równi, ale matki s± równiejsze? Feminizm...
WYK£ADOWCA (przerywaj±c i wpadaj±c w smyczkowe appassionato): Ale¿ droga pani! Pani zupe³nie odbiega od tematu. Co wspólnego ma feminizm z patriarchatem! (Ups! W. zorientowa³ siê, ¿e wpad³).
S£UCHACZ (z rozmy¶lnie kiepsko tajon± satysfakcj±)
: Co ma wspólnego? My¶lê, ¿e tyle samo co prawica z polityczn± lewic±. Jedna bez drugiej traci racjê bytu. Tak samo feminizm nie mia³by powodów do istnienia, gdyby nie wyniszczaj±ce spo³eczeñstwo antagonizmy pomiêdzy paniami a panami. Przy czym w tym uk³adzie mamy siln± koalicjê panów kontra wci±¿ nieliczne grupy sprzeciwu pañ. A czy równouprawnienie nie mówi przypadkiem o wspó³pracy na równych prawach?
WYK£ADOWCA (wyra¼nie ju¿ podirytowany): Kto pani broni startowaæ do parlamentu? Albo do w³adz ni¿szych? Drzwi s± otwarte dla ka¿dego! Wystarczy tylko odpowiednie spo³eczne poparcie.
S£UCHACZ (z ostentacyjnym westchnieniem): Czyli poparcie mê¿ów i ich pos³usznych ¿on. Pan wybaczy, ale w tym uk³adzie nie mam raczej wiêkszych szans. (Ciê¿ka bateria. Salwa pierwsza). Sytuacja kobiet w dzisiejszej Polsce jest w zbyt du¿ej mierze dyktowana sytuacj± ich mê¿ów. To zale¿no¶æ nie tyle emocjonalna, materialna czy zawodowa, co ugruntowane spo³eczne normy obyczajowo¶ci. (Salwa druga). Brak spo³ecznej akceptacji dla postaw feministycznych zniechêca gro kobiet do wykonania najmniejszego choæby ruchu w celu poprawy swojej sytuacji (w oderwaniu do sytuacji mê¿a). (Kanonada!) Kobieta zwyczajnie siê boi, a mê¿czyzna (i kobiety - orêdowniczki mêskich rz±dów) pilnuj± by jej ten strach nie przeszed³! Takie s± fakty. Niestety. A obserwuje siê je na wielu, wielu p³aszczyznach ¿ycia. Moja babka ba³a siê dziadka. Matka dyga przed ojcem, siostra skacze przy moim szwagrze. Wszystko po to by ci panowie, tak jak kiedy¶ w³a¶ciciele fabryk, nie wymienili ich na tañsz± (a wcale gorsz±) si³ê robocz±. A najgorsza jest spo³eczna akceptacja dla takich postaw.
WYK£ADOWCA (z podkre¶lanym zniesmaczeniem): Czy pani aby nie przesadza?
S£UCHACZ (³aduj±c odpryskowe): Z czym panie profesorze? Z dyskryminacj± w miejscu pracy? Z ignorowaniem niezbywalnego prawa kobiet do samostanowienia o sobie i swoim ciele? Z niedopuszczalnym uprzedmiotawianiem kobiet? Z lêkiem kobiety przed mê¿czyzn±? Z jej bezsilno¶ci± wobec mêskich praw rz±dz±cych ich ¿yciem? A mo¿e z brakiem poszanowania kobiet ze strony mê¿czyzn?
WYK£ADOWCA (ironizuj±c): Kobiety same sobie zgotowa³y taki los.
S£UCHACZ: (niemal triumfalnie, niczym seria z KBKM-u): ZGADZA siê! Kobiety same zgotowa³y sobie taki los! Tyle, ¿e kobiety robi³y to pod dyktando i pod pe³n± kontrol± mê¿czyzn. (Pierwszy strza³ z bliska) Mê¿czyzn lêkliwie umacniaj±cych swoje i tylko swoje miejsce na ziemi. (Drugi strza³ z bliska) W dodatku kobiety robi³y to przez kilka tysiêcy lat! (Trzeci i ostatni strza³ z bliska) Nic wiêc w tym chyba dziwnego, ¿e dzisiejsza szablonowa Polska to ¶wietnie funkcjonuj±cy robot. Taki zdalnie sterowany, chodz±cy na baterie s³oneczne i zaprogramowany na samounicestwienie (czytaj bezimienn± wegetacjê). (Nowy magazynek. Stojê nieruchomo nad znieruchomia³ym W. Czekam).

Akt III. Miejsce akcji: korytarz uczelni, ulice miasta, klatka schodowa kamienicy w której mieszkam, zajmowane przeze mnie M4. Czas akcji: dzieñ, w którym pad³y nieszczêsne "patriarchat owszem, lecz bez znamion mizoginizm" do +nieskoñczono¶ci. Aktorzy: Rzesze (kobiet i mê¿czyzn) G³osz±cych Wizjê Jedynego Mo¿liwego Porz±dku Rzeczy i ja - Wredna, Tendencyjna Feministka.

RZESZE (milcz± drwi±co, z domieszk± agresji):
WREDNA FEMINISTKA (milczy ¿a³obnie /nad w³asnorêcznie wykopanym grobem/ z domieszk± niestosownego na tê chwilê rozbawienia).

KURTYNA.
De_Monik
Data publikacji w portalu: 2004-01-14
Podoba Ci siê artyku³? Mo¿esz go skomentowaæ, oceniæ lub umie¶ciæ link na swoich stronach:
Aktualna ocena: ocena: 0 /g³osów: 0
Zaloguj siê, aby zag³osowaæ!
OPINIE I KOMENTARZE+ dodaj opiniê  

adamB.2004-12-13 08:50
zabójczy wstêp - tak dobry, ¿e przeszed³em przez ca³± mêcxz±c± procedurê rejestracji, ¿eby to wyraziæ. Pozdrawiam

menochio  menochio@interia.pl2005-10-26 13:37
"Dopisywanie opinii, TYLKO dla zarejestrowanych U¯YTKOWNICZEK portalu"- dlaczego tylko dla u¿ytkowniczek? Czy nie jest to forma dyskryminacji?

menochio2005-10-26 13:48
I jeszcze jedno, czy szacunek ma zostaæ nakazany ustawowo? De_Monik uprawia my¶l utopijn± i woluntaryzm: chcê aby ¶wiat by³ sprawiedliwy, tak chcê!!!Osobi¶cie widzê niewielkie szanse na przezwyciê¿enie mêskiej dominacji w kszta³cie w jakim ¿yczy sobie tego De_Monik. Ukojeniem Twego niepokoju by³oby chyba tylko ponowne urodzenie siê, tym razem jako mê¿czyzna. Twoja egzaltacja i satysfakcja z retorycznych autopopisów jest tak ra¿±ca ¿e, nie chcia³ bym ¿yæ w ¶wiecie gdzie dominuj± kobiety o podobnym zacietrzewieniu.

oskar2009-08-07 04:42
Dziêkujê. Znowu zasta³am sama na placu boju. "Bo wy - feministki NIENAWIDZICIE : kobiet, mê¿czyzn, dzieci, psów, kotów, polityków, pañ z kiosków ruchu etc, etc").Wszystko siê zgadza. Pozdrawiam ciep³o :)


Dopisywanie opini, tylko dla zarejestrowanych u¿ytkowniczek portalu

Zaloguj siê

Nie masz jeszcze konta? Zarejestruj siê!

© KOBIETY KOBIETOM 2001-2023