To fascynujące, a nawet zachwycające, jak z dość banalnego tematu wyłoniły się tak głębokie dywagacje

Jeśli chodzi o miłość do siebie i drugiej osoby to fajnie to wszystko w mojej opinii podsumowuje cytat, że "miłość się mnoży gdy się ją dzieli (z innymi)". Zatem aby umieć kochać drugą osobę trzeba najpierw pokochać (i polubić) siebie samą. Z pustego to i Salomon nie naleje

Ale z drugiej strony nie można siebie zawsze stawiać na pierwszym miejscu. W chwili kiedy podejmujemy decyzję, że chcemy dzielić życie z drugą osobą, musimy oddać jej cząstkę swojej niezależności, wolności, życia. W przestrzeni związku jesteśmy już my, a nie dalej tylko ja. Jeśli prawdziwie kochamy to zależy nam na opinii i szczęściu drugiej osoby. Dalej mamy swoje pasje, cele, zainteresowania. Ale powinniśmy także mieć te wspólne plany i aktywności. Jeśli uporczywie przechylamy szalę miłości w jedną tylko stronę to albo stajemy się egocentryczni i niczym wampir czerpiemy z drugiej osoby, albo rezygnujemy z siebie i uzależniamy się toksycznie od partnerki. Balansowanie w miłości jak w tańcu z partnerką pozwala obu rozwinąć skrzydła, pomnażać miłość i rosnąć jako jednostkom.
Co do głównego tematu to zawsze śmiałam się, że lubię te kobiece kobiety czyli wiadomka, długie kasztanowe włosy, zadbana, pachnąca, korzystająca z usług fryzjera nie barbera

Ale tak serio to to co mnie przyciąga w kobiecych kobietach to mowa ciała. Gestykulacja, mimika, poruszanie się, ton i barwa głosu niezaprzeczalnie mówiąca "jestem kobietą, jestem świadoma swoich deficytów i zalet i czuję się z tym bardzo dobrze". Taka kobieta nie potrzebuje być przebojowa i głośna czy arogancka aby można było wyczuć jej wewnętrzną kobiecą moc. Nie musi mieć piersi, krągłości, sukienek czy makijażu. Nie musi być grubsza, chudsza, wyższa, niższa, ona nic nie musi. Tak samo będzie z niej biła kobiecość w roboczym kombinezonie czy gumofilcach jak w wieczorowej sukni
Tak na marginesie Sinéad O’Connor za młodu nie miała wcale włosów, a ileż kobiecości w niej było
