gusto pisze:Cóż, nie ma nic pewnego i nic nie jest dane na zawsze. Orientacja seksualna ma to do siebie, że jest płynna i tak ludzie, którzy przez całe życie uważali się za heteroseksualistów zakochują się w osobie tej samej płci albo przeciwnie - homoseksualiście może się zdarzyć zakochanie w osobie płci przeciwnej.
A co ma miłość do orientacji? Przez lata to utożsamiano, ale teraz wiadomo, że dwa oddzielne mechanizmy odpowiadają za to, że się w kimś zakochujesz, i za to, co (która płeć) cię pociąga seksualnie (choć ofkorz jak się w kimś zakochasz, to zaczyna cię ten ktoś również pociągać seksualnie - ale z małym wyjątkiem, o czym niżej).
Ten pierwszy jest gender blind (ofkorz wpływają na niego różne uwarunkowania, ale prawdopodobnie nie są one wrodzone - ot np. dwóch facetów wie, że nie powinni okazywać sobie zbyt wiele uczuć, bo zostaną uznani za gejów - i mała uwaga - kobiety mają więcej oksytocyny, hormonu miłości). Po prostu w razie niekompatybilności w drugim aspekcie, jest to jakby bardzo głęboka przyjaźń.
I właśnie masa lesbijek się na to łapie - zakochują się w bliskich przyjaciołach płci męskiej, a gdy ten odwzajemnia uczucia, jako że "naturalne" w tym wypadku powinno być małżeństwo i pożycie seksualne, decydują się na to, bo to uszczęśliwi ich ukochanego, mimo że one same nadal nie czują żadnego pociągu seksualnego do niego czy jakiegokolwiek innego faceta.
To naprawdę bardzo częsta sytuacja. Na zagranicznych forach czy grupach dyskusyjnych pełno jest kobiet, która historia przebiega dokładnie według tego wzorca - nigdy nie czuły żadnego pociągu do mężczyzn, zakochały się w bliskim przyjacielu, wyszły za mąż mimo że nic do niego nie czują seksualnie, podczas seksu cały czas myślą o kobietach, zastanawiają się nad zostawieniem męża.
Nie można natomiast w jednej chwili być 100% homo a potem czym innym. Orientacja jako to, która płeć cię pociąga seksualnie nie jest płynna. Dowodzą tego np. (paradoksalnie) bardzo słynne (na zachodzie, bo tutaj jeszcze nie widziałam kogoś, kto by o tym słyszał) badania Lisy Diamond, które lubię przytaczać. Ona sama notabene jest wielką popularyzatorką koncepcji płynności seksualnej (co jest zresztą w tytule jej książki:
Sexual Fluidity: Understanding Women's Love and Desire), ale IMO to jest tak naprawdę kolejna nazwa biseksualizmu - bo jak wyszło z tych badań, kobiety 100% homo są takie cały czas (nie mylić z biseksualistką, która tylko chwilowo czuje, że akurat w danym krótkim okresie czasu mężczyźni jej nie pociągają - te badania były 10 letnie i trwają zresztą do dziś), zaś te w jakimś stopniu biseksualne (ogromna większość w jej grupie badawczej - nazwane jako "women with non-exclusive attractions") są trochę bardziej płynne w znaczeniu, że zdarzają im się momenty, w którym wolą to czy tamto, ale z długotrwałej perspektywy czasu mają też swoje preferencje - niektóre tylko okazjonalnie czują pociąg do mężczyzn, inne vice versa, a jeszcze inne mają z grubsza po równo. Tak więc nawet ta
płynność jest stała i do przewidzenia przez występowanie - choćby niewielkiej - "non-exclusive attraction", a jak nie ma "non-exclusive attraction", to nie ma i płynności, co zauważyła sama Diamond (czemu zaś mimo tego obstaje przy nomenklaturze płynności seksualnej, zamiast nazwać to po prostu różnymi stadiami biseksualizmu, jak u Kinseya, zrozumiałam, gdy z jakiegoś wywiadu wyszło, że ona sama uważa się za lesbijkę - w badaniach jako biseksualistki uznała te, które z grubsza czują całościowo równy pociąg do kobiet i mężczyzn, więc dodajcie sobie dwa do dwóch).
I to się pięknie komponuje z cazusami tych kobiet, o których wspominałam - nawet miłość nie potrafi u nich wywołać pociągu seksualnego do mężczyzn, którego po prostu w nich nie ma.