Post
autor: Albowiem » 14 lut 2017, o 01:08
Być może, Was zaskoczę, ale wiecie Co.? ;-)
Długo czekałam na "miłość"... Różnie bywało, ale to zazwyczaj ja, nie odwzajemniałam "uczuć" innych, nie żebym była, jakąś "gwiazdą", czy też "vip-em". Nie, prosta kobieta jestem. ;-)
Nie twierdzę, że nie byłam zakochana/zauroczona, być może, gdzieś podświadomie wybierałam takie osoba, które nie odwzajemniały moich uczuć. Ja z kolei, poprzez pewne, trochę traumatyczne przeżycie, nie chciałam ranić i oszukiwać, innych. W dodatku brak mi wrachowania.I zwyczajnie, nie będę z kimś, by nie być sama...
I mimo dojrzałego wieku, a także szczypty żalu do losu...
Dla niektórych z Was, będzie to być może śmieszne, dla innych niemożliwe...
Otóż spotkało, mnie TO szczęście, by poczuć coś niezwykłego /niesamowitego / czego nawet nie umiem opisać... I TO, nie była tylko "chemia... Czułam, jakbym; po latach, całych wiekach, ponownie ją spotkała. Jakby moja dusza, tęskniła właśnie za jej duszą.
1 Rozśmieszę, zapewne teraz co niektóre z Was... ;-)
Nie spodziewałam się tego uczucia, nigdy wczesniej, nic takiego nie czułam...
To ona pierwsza do mnie napisała, zwyczajnie widziała mój profil na K&K(który aktualnie już usunęłam). Zanim otworzyłam pierwszy e-mail od niej, już poczułam "coś" dziwnego... I czytałam pewną wypowiedź, na tym forum, że ktoś rzekomo zakochał się w kimś od pierwszego @. ;-) Głupi przypadek/zrządzenie losu/przeznaczenie etc.? To na pewno, nie ja byłam, tą osobą z wątku. Długo trwało, nim ośmieliłam się jej napisać, że nie jest mi obojętna.
Nie wiem, jak to opisać, ale ja naprawdę to czułam, całą sobą. Ona mówiła mi, że czuje" moje myśli... Nie rozumiałam tego... Naszym ulubionym filmem z tzw. branży, był film pt."Elena Undone". Czasem nazywała mnie swoją Eleną.
Pierwsza (realnie) powiedziała mi "kocham"...
Dla mnie, to było wszystko tak oszałamiające, tym bardziej, że w okresie spotykania się z nią , byłam fizycznie i psychicznie przepracowaną /zmęczona /niewyspaną..., mimo tego, gotowa byłam w środku nocy, pędzić na spotkanie z nią. Zdobyłabym, każdy szczyt, na ktorym siedziała, by ONA.
I to jest chyba?, piękne w miłości, że stać nas na dużo i jeszcze więcej... Dla tej konkretnej osoby.
I nie ukrywam, mam trochę "żal" do "losu"... Odeszłam od NIEJ, ponieważ wciąż mieszkała za swoją "byłą" z którą rzekomo się przyjaźniła, spędzając z nią, każdy weekend, który nie spędzała za mną (na wyjazdach), w dodatku miały przed sobą wspólny urlop . A nasze ostanie zresztą spotkanie, było krótkie, ponieważ śpieszyła się na ur. znajomej, na które zabierała swojego ukochanego psa. Który na co dzień, mieszka z jej rodzicami. I wspomnę tylko, że gdy pierwszy raz, jechała na spotkanie ze mną, to powiedziała, że "znajoma ma ur.".
Nie jestem w tym wszystkim bez winy...
Nie wiem, czy istnieje, miłość jedyna... Mimo to, mam jakąś pewność w sobie, że istnieje ostatnia.
Czego Wam życzę :-) , bo najważniejsze to CZUĆ i CHCIEĆ.
I chyba o to chodzi" w miłości, by być z kimś, bo chcę, a nie z jakiegoś obowiązku" i docenianie/wspieranie etc.etc tej drugiej osoby. I bynajmniej, nie mam na myśli poświęcania się dla kogoś, kosztem siebie, ale o wzmacnianie sobą. "Będę dbał o siebie dla Ciebie i Ty dbaj o siebie dla mnie". Gdzie nie tylko, jest ja i ty, ale właśnie MY.
Niby proste, naturalne, a jednak nie dla wszystkich zrozumiałe.
Szczęście...
Ps.
Wszystkie moje wypowiedzi na forum są zlepkiem przypadkowo naciśniętych znaków, przez paradującego po klawiaturze mojego kota.