Syndrom sztokholmski
-
- początkująca foremka
- Posty: 69
- Rejestracja: 22 cze 2018, o 19:54
Syndrom sztokholmski
Czy któraś z Pań cierpi z powodu syndromu sztokholmskiego? Jeśli tak, to czy dalej w nim tkwicie? Czy którejś z Was udało się uwolnić? Jeśli tak, to w jaki sposób? O moim problemie możecie Panie przeczytać na profilu o tej samej nazwie. Chętnie poznam Wasze historie.
Re: Syndrom sztokholmski
A dlaczego to co się z Tobą teraz dzieje określasz właśnie tym syndromem?
Re: Syndrom sztokholmski
Taką postawiono mi diagnozę. Ja żartobliwie mówię o nim, jako spóźnionym syndromie sztokholmskim.
Re: Syndrom sztokholmski
A poradziłam sobie z nim tak: spotkałam nową kobietę, która mnie wyzwoliła ze szponów męża. Po prostu.
-
- początkująca foremka
- Posty: 69
- Rejestracja: 22 cze 2018, o 19:54
Re: Syndrom sztokholmski
Widzisz, KasiuTe, czytałam o spóźnionym syndromie, też mam wrażenie, że u mnie także ujawnił się on po czasie. Pozwoliłam sobie przeczytać Twoje posty i chyba rozumiem na czym polega on w Twoim przypadku. Jednak ja nie czuję się zniewolona przez obecną partnerkę. Na szczęście nie wpadłam z deszczu pod rynnę. Ta dziwna przypadłość dotyczy osoby z przeszłości, której nie ma już w moim życiu. I w zasadzie nie było nigdy tak jak mogłoby sie wydawać. To była ciągła ucieczka. Jak widać - wyszło średnio.
-
- początkująca foremka
- Posty: 69
- Rejestracja: 22 cze 2018, o 19:54
-
- początkująca foremka
- Posty: 56
- Rejestracja: 20 paź 2017, o 11:04
Re: Syndrom sztokholmski
Ja tkwilam w toksycznej relacji z mezem przez 7 lat. Byla przemoc psychiczna i fizyczna, ale nie moglam odejsc. Mialam ( tzn. dalej mam ) dwojke malych dzieci, obcy kraj, uzaleznienie finansowe ( teraz juz nie, wtedy kiedy dzieci byly malutjie tak)...chcialam odejsc. Nie mialam dokad. Nie chcialam wracac do kraju ze wzgledu na dzieci, ktore cale swoje zycie tu mieszkaja. W koncu sie udalo. Uderzyl ostatni raz, przy swiadku. Pomogli mi przyjaciele. Po kilku miesiacach spotkalam moja ukochana z ktora jestem po dzis dzien. Dzieki niej otworzylam oczy na to, w jakim szambie bylam i ile razy wmawialam sobie, ze pewne rzeczy sa OK mimo ze nie byly. Przestalam sie obwiniac, zaczelam zyc. Teraz wiem jak powinien wygladac zdrowy zwiazek oparty na zaufaniu i milosci, a przede wszystkim szacunku. Niestety pewna trauma jeszcze pozostala i niekontrolowane nawyki. Jeszcze mi sie zdarza brac telefon ze soba, kiedy ide np. do ubikacji - wiem to glupie - ale moj byly kontrolowal kazdy aspekt mojego zycia, dletego gdzies - w srodku mnie - jest jeszcze ta obawa, ze znowu ktos odbierze mi wolnosc, a ten nieszczesny telefon byl moim oknem na swiat, namiastka wolnosci. Sama dzis nie dowierzam dlaczego sobie to robilam? Dlaczego godzilam sie na te wszystkie upokorzenia...nigdy sie chyba juz tego nie dowiem. Zamknelam ten smutny rozdzial swojego zycia. Teraz mam nowe, cudowne.
Re: Syndrom sztokholmski
Iskierka, cudownie czytać, że Ci się udało! Trzymam kciuki, by było Wam już tylko lepiej . Jak dzieci?iskier89ka pisze: ↑30 cze 2018, o 11:42Ja tkwilam w toksycznej relacji z mezem przez 7 lat. Byla przemoc psychiczna i fizyczna, ale nie moglam odejsc. Mialam ( tzn. dalej mam ) dwojke malych dzieci, obcy kraj, uzaleznienie finansowe ( teraz juz nie, wtedy kiedy dzieci byly malutjie tak)...chcialam odejsc. Nie mialam dokad. Nie chcialam wracac do kraju ze wzgledu na dzieci, ktore cale swoje zycie tu mieszkaja. W koncu sie udalo. Uderzyl ostatni raz, przy swiadku. Pomogli mi przyjaciele. Po kilku miesiacach spotkalam moja ukochana z ktora jestem po dzis dzien. Dzieki niej otworzylam oczy na to, w jakim szambie bylam i ile razy wmawialam sobie, ze pewne rzeczy sa OK mimo ze nie byly. Przestalam sie obwiniac, zaczelam zyc. Teraz wiem jak powinien wygladac zdrowy zwiazek oparty na zaufaniu i milosci, a przede wszystkim szacunku. Niestety pewna trauma jeszcze pozostala i niekontrolowane nawyki. Jeszcze mi sie zdarza brac telefon ze soba, kiedy ide np. do ubikacji - wiem to glupie - ale moj byly kontrolowal kazdy aspekt mojego zycia, dletego gdzies - w srodku mnie - jest jeszcze ta obawa, ze znowu ktos odbierze mi wolnosc, a ten nieszczesny telefon byl moim oknem na swiat, namiastka wolnosci. Sama dzis nie dowierzam dlaczego sobie to robilam? Dlaczego godzilam sie na te wszystkie upokorzenia...nigdy sie chyba juz tego nie dowiem. Zamknelam ten smutny rozdzial swojego zycia. Teraz mam nowe, cudowne.
-
- początkująca foremka
- Posty: 56
- Rejestracja: 20 paź 2017, o 11:04
Re: Syndrom sztokholmski
Widuja się ojcem raz na tydzień. Ciągle z nim wojuje. Opiekę na mnie naszła itp. Twierdzi że rujnuje dzieciom życie tym jaki sposób na szczęście znalazłam. Nie obchodzi mnie to. Jesteśmy razem szczęśliwe. Ona też ma córkę w wieku moich. Świetnie się dogadają. Spędzamy razem urlopy, wakacje. Mi je życie teraz to bajka mimo że zdarzają się czasem kłótnie i nieporozumienia, ale to raczej wynika z naszych charakterów i różnicy kultur. Teraz wiem że nie jestem nienormalna jak to raczył mnie uświadamiać mój były przez cały nasz związek. Niedługo wspólny urlop. Nie mogę się doczekać i uwierzyć że to co teraz mam to nie sen;)
-
- początkująca foremka
- Posty: 70
- Rejestracja: 11 cze 2018, o 21:34
Re: Syndrom sztokholmski
Jestem zdania że jak nie mam danym temacie zielonego pojęcia to się o nim nie wypowiadam.
-
- początkująca foremka
- Posty: 69
- Rejestracja: 22 cze 2018, o 19:54
Re: Syndrom sztokholmski
Słusznie.Brunetka27 pisze: ↑30 cze 2018, o 17:12Jestem zdania że jak nie mam danym temacie zielonego pojęcia to się o nim nie wypowiadam.
Gratuluję odwagi i samozaparcia! Cieszę się, że udało się przezwyciężyć ten straszny okres w Twoim życiu. Mam nadzieję, że ojciec dzieci kiedyś zrozumie swoje błędy i przestanie uprzykrzać Wam (dzieciom także) życie.iskier89ka pisze: ↑30 cze 2018, o 15:03Widuja się ojcem raz na tydzień. Ciągle z nim wojuje. Opiekę na mnie naszła itp. Twierdzi że rujnuje dzieciom życie tym jaki sposób na szczęście znalazłam. Nie obchodzi mnie to. Jesteśmy razem szczęśliwe. Ona też ma córkę w wieku moich. Świetnie się dogadają. Spędzamy razem urlopy, wakacje. Mi je życie teraz to bajka mimo że zdarzają się czasem kłótnie i nieporozumienia, ale to raczej wynika z naszych charakterów i różnicy kultur. Teraz wiem że nie jestem nienormalna jak to raczył mnie uświadamiać mój były przez cały nasz związek. Niedługo wspólny urlop. Nie mogę się doczekać i uwierzyć że to co teraz mam to nie sen;)
-
- początkująca foremka
- Posty: 56
- Rejestracja: 20 paź 2017, o 11:04
Re: Syndrom sztokholmski
Obawiam sie ze on nigdy nie odpusci i nie zmieni zdania. Jest bardzo ograniczonym czlowiekiem pod tym wzgledem, a ja nie zamierzam go umoralniac na sile. Najgorsze jest to, ze on chyba jeszcze mnie kocha... na cale szczescie ja jego nie. Co to za milosc??? Absurd jakis. Wydaje mi sie ze przez niego przemawia bol utraty kontroli i panowania nad sytuacja i moim zyciem. Nie ma nic do gadania, a to ze teraz radze sobie swietnie dobija go podwojnie. Zapewne czeka na moja kleske, kiedy to przyjde do niego sie wyplakac jaka ta kobieta zla i niedobra byla. Na szczescie on jest ostatnia osoba na ziemi do ktorej bym z tym poszla a po drugie nie wydaje mi sie ze do tego dojdzie taka jestem sobie optymistka a coPaniFejkowa pisze: ↑2 lip 2018, o 18:39Gratuluję odwagi i samozaparcia! Cieszę się, że udało się przezwyciężyć ten straszny okres w Twoim życiu. Mam nadzieję, że ojciec dzieci kiedyś zrozumie swoje błędy i przestanie uprzykrzać Wam (dzieciom także) życie.
-
- Posty: 1
- Rejestracja: 13 kwie 2020, o 07:23
Re: Syndrom sztokholmski
Dzień dobry wszystkim w lany poniedziałekPaniFejkowa pisze: ↑23 cze 2018, o 18:14Czy któraś z Pań cierpi z powodu syndromu sztokholmskiego? Jeśli tak, to czy dalej w nim tkwicie? Czy którejś z Was udało się uwolnić? Jeśli tak, to w jaki sposób? O moim problemie możecie Panie przeczytać na profilu o tej samej nazwie. Chętnie poznam Wasze historie.
Mój byly mąż był psychopatą i narcyzem. Mam z nim dwie córki. 12 lat temu udało mi się odejść.
NIESTETY ZNOWU WESZŁAM W TAKI ZWIĄZEK. WCZORAJ Z BYLE POWODU AWANTURA POZABIERAL SWOJE RZECZY I WYSZEDŁ. KAZAŁ ODDAĆ KLUCZE DO JEGO DOMU. MOJE MI ODDAŁ. OPRÓCZ KLUCZA DO GARAŻU. WIEM ŻE POTRZEBUJĘ POMOCY PSYCHOLOGA I JUŻ ZAMÓWIŁAM SOBIE SESJE.
Zwracam się z prośbą o informację jak Panie sobie z tym radzą? Odejście to rozumiem. Ale on szuka kontaktu. Nic mnie z nim nie łączy oprócz PRZERAŻAJĄCEGO UCZUCIA/UZALEŻNIENIA NIE WIEM CO TO JEST
Re: Syndrom sztokholmski
Siła nas
-
- początkująca foremka
- Posty: 10
- Rejestracja: 2 wrz 2012, o 16:38
- Lokalizacja: Warszawa
Re: Syndrom sztokholmski
Żeby to było takie proste....
-
- Posty: 1
- Rejestracja: 24 lis 2021, o 12:10
Re: Syndrom sztokholmski
Witam,nie wiem czy jeszcze ktoś tu zagląda,ale może... Od 4 lat jestem z facetem,który "uratował" mnie z jednego związku (teraz wiem,że tamten był zdecydowanie lepszy) i zaczął się mój koszmar. Narcyz,który jest uzależniony krzyżowo. Mam z nim synka (9 miesięcy), zauważyłam u siebie syndrom sztokholmski jak jest źle,to postanawiam,że ucieknę,ale jak tylko sytuacja się uspokoi, to nie jestem w stanie tego dotrzymać. Bardzo mocno obwiniam się za to, wiem z wcześniejszych sesji z psychoterapeutą,że to nie do końca moja wina (jestem dda, po depresji z nerwicą i stanami lękowymi). Całe swoje "opanowanie i zdrowie psychiczne" kieruje do opieki nad synem i w tej kwestii,nic sobie nie zarzucam (z wyjątkiem fatalnego przykładu ojca). Nie rozumiem siebie i swojego zachowania, jestem na siebie wściekła,że strach i poczucie bezsilności mnie paraliżuje.. nie radzę sobie. Czuję się bardzo samotna. Jak nigdy wcześniej. W domu wszystko robię sama z synem na rękach (jest wysoko wrażliwy i czując mój stres potrzebuje mnie jeszcze bardziej) mąż robi awantury o dosłownie wszystko, ale nigdy nie wiem kiedy nastąpi wybuch więc ciągle czuję się jak na tykającej bombie bez zegara. Był raz na "myjce" co jest mi wypominane co jakiś czas. Niestety mieszkamy z jego rodzicami,którzy stwierdzili,że to mój problem,bo widziałam co biorę i mam sobie radzić sama. Na dodatek wina spada na mnie,bo mu pobłażam i na to pozwalam. Mąż usłyszał też od nich,że pewnie nie jest ze mną szczęśliwy skoro pije. Teoretycznie mam gdzie odejść (moja mama mieszka sama), do domu rodzinnego. A mimo tego,jakoś nie umiem wstać, spakować nas i uciec. Mąż straszy zabraniem syna wszelkimi sposobami, również przekupstwem świadków na moją niekorzyść (palenie marihuany, brak warunków u mamy), dodatkowo znajomością szemranych osób i tych wpływowych też. Nie mam możliwość wrócić na terapię a wiem,że bez niej sobie w ogóle nie poradzę psychicznie.. Marzę o tym,żeby ktoś tu przyjechał, po prostu pomógł mnie spakować (po prostu był żeby on mi nie odebrał syna i pozwolił w spokoju się spakować), wywiózł do domu i przypilnował żebym nie wróciła wiem,że to głupie, ale po rozstaniu z poprzednim facetem,który był dla mnie dobry,nawet pomógł mi się pakować, dochodziłam do sobie pół roku, boje się co to będzie,kiedy mąż będzie szalał i straszył. Jestem zagubiona, zastraszona i zła na siebie za te słabości,bo wiem że powinnam uciec zwłaszcza dla syna... Drogie Uwolnione/Uwięzione Kobiety, jak sobie z tym radziłyście/radzicie?
- gimmeeverything
- super forma
- Posty: 4848
- Rejestracja: 25 lut 2012, o 16:14
- Lokalizacja: ha-ha-Hardcorowo :)
Re: Syndrom sztokholmski
skoro znalazłaś w necie lesbijskie forum, zarejestrowałaś się na nim i dokopałaś się do wątku, który zdechł grubo ponad rok temu, to raczej bez trudu namierzysz instytucje/organizacje, które udzielają wymiernej, kompleksowej pomocy kobietom w podobnej do Twojej sytuacji -
powodzenia.
...i nawet jak upadnę, to wstanę - a wtedy TY masz przejebane
-
- uzależniona foremka
- Posty: 969
- Rejestracja: 25 lut 2017, o 09:54
Re: Syndrom sztokholmski
Poszukaj na Fb grupy zero kontakt. PolecamLiliaBiala pisze: ↑24 lis 2021, o 12:33Witam,nie wiem czy jeszcze ktoś tu zagląda,ale może... Od 4 lat jestem z facetem,który "uratował" mnie z jednego związku (teraz wiem,że tamten był zdecydowanie lepszy) i zaczął się mój koszmar. Narcyz,który jest uzależniony krzyżowo. Mam z nim synka (9 miesięcy), zauważyłam u siebie syndrom sztokholmski jak jest źle,to postanawiam,że ucieknę,ale jak tylko sytuacja się uspokoi, to nie jestem w stanie tego dotrzymać. Bardzo mocno obwiniam się za to, wiem z wcześniejszych sesji z psychoterapeutą,że to nie do końca moja wina (jestem dda, po depresji z nerwicą i stanami lękowymi). Całe swoje "opanowanie i zdrowie psychiczne" kieruje do opieki nad synem i w tej kwestii,nic sobie nie zarzucam (z wyjątkiem fatalnego przykładu ojca). Nie rozumiem siebie i swojego zachowania, jestem na siebie wściekła,że strach i poczucie bezsilności mnie paraliżuje.. nie radzę sobie. Czuję się bardzo samotna. Jak nigdy wcześniej. W domu wszystko robię sama z synem na rękach (jest wysoko wrażliwy i czując mój stres potrzebuje mnie jeszcze bardziej) mąż robi awantury o dosłownie wszystko, ale nigdy nie wiem kiedy nastąpi wybuch więc ciągle czuję się jak na tykającej bombie bez zegara. Był raz na "myjce" co jest mi wypominane co jakiś czas. Niestety mieszkamy z jego rodzicami,którzy stwierdzili,że to mój problem,bo widziałam co biorę i mam sobie radzić sama. Na dodatek wina spada na mnie,bo mu pobłażam i na to pozwalam. Mąż usłyszał też od nich,że pewnie nie jest ze mną szczęśliwy skoro pije. Teoretycznie mam gdzie odejść (moja mama mieszka sama), do domu rodzinnego. A mimo tego,jakoś nie umiem wstać, spakować nas i uciec. Mąż straszy zabraniem syna wszelkimi sposobami, również przekupstwem świadków na moją niekorzyść (palenie marihuany, brak warunków u mamy), dodatkowo znajomością szemranych osób i tych wpływowych też. Nie mam możliwość wrócić na terapię a wiem,że bez niej sobie w ogóle nie poradzę psychicznie.. Marzę o tym,żeby ktoś tu przyjechał, po prostu pomógł mnie spakować (po prostu był żeby on mi nie odebrał syna i pozwolił w spokoju się spakować), wywiózł do domu i przypilnował żebym nie wróciła wiem,że to głupie, ale po rozstaniu z poprzednim facetem,który był dla mnie dobry,nawet pomógł mi się pakować, dochodziłam do sobie pół roku, boje się co to będzie,kiedy mąż będzie szalał i straszył. Jestem zagubiona, zastraszona i zła na siebie za te słabości,bo wiem że powinnam uciec zwłaszcza dla syna... Drogie Uwolnione/Uwięzione Kobiety, jak sobie z tym radziłyście/radzicie?