Abby168 pisze: ↑1 sty 2021, o 20:17
Żebym nie zabrzmiała pretensjonalnie, albo jak ktoś, komu się w dupie przewraca: mam lat 44, jestem matką, żyję od czterech lat w bardzo trudnym związku z kobietą, która jest lata świetlne za mną - jeśli chodzi o akceptację swojej orientacji. U mnie też to trochę trwało, ale w końcu się wyklarowało. Związek i tak stoi nad przepaścią, ale wciąż jest.
Pisałam na różnych forach/grupach/portalach. I jedno jest pewne: nie ma w necie miejsca dla... normalności. Są albo kółka wzajemnej adoracji. Albo agresywne, z poważnymi zaburzeniami osobowości/nastroju lesby (wybaczcie określenie, ale to po prostu bije z każdego zdania). Albo biseksualne poszukiwaczki przygód. Albo wszelkiej maści borderline/dwubiegi/narcyze, które powinny regularnie siedzieć na kozetce u psychoterapeuty i brać lit. Albo maniaczki seksualne. Itd., itp.
Ile jest normalnych, 'ogarniętych' lesbijek - czasem z dziećmi - które mają zwyczajne problemy i radości? Że związek trwa i się układa, że dziecko zdało maturę; że auto się psuje i nie wiadomo, jakie kupić? Że straciło się pracę? Że ciężko z kasą? Itd, itp. Nikogo nie interesują takie tematy?
Brakuje takiego miejsca, już nie wspomnę, że brakuje takiego miejsca w realu.
No tak to bywa w internetach. Da się poznać fajnych ludzi, natomiast jest to trudne, a znalezienie takiego miejsca jest trudne. Kk teraz jest dużo bardziej wyludnione, urok forum jest taki, że trzeba sprawdzać czy ktoś coś odpisał, nie ma odpowiedzi z automatu i konwersacji płynących szybkim nurtem jak to bywa na fb. Co jest i wadą i zaletą.
Też mam wrażenie, że grupy les zbierają desperatki różnego rodzaju a normalne konwersacje o życiu nie pasują do kreowania wizerunku, przynajmniej ja to tak odbieram. Laski wolą wypisywać bzdury i puszyć piórka jak koguty niż porozmawiać o normalnych sprawach.
Zgadzam się z jedna z koleżanek, że od spraw życiowych powinni być ludzie w realu a nie na forum, natomiast są rzeczy o których lepiej pisze się z obcymi, choćby ze względu na obiektywizm czy zupełnie inny sposób myślenia.
Rozstrzał wiekowy to dla mnie nie problem w górę, w dół mam wrażenie, że bywa porażką.
Co do bycia w fazie braku akceptacji dla siebie- jest to coś, co jest dla mnie personalnie trudne do zrozumienia i nie dałabym rady.
Byłam przez 8 lat w związku z kobietą starszą ode mnie o wiele lat. Od dnia 1, choć kosztowało to nas sporo, nie było ukrywania się czy życia w szafie. I kiedy się wprowadziłam może nie obnosilysmy z tym, ale każdy w pewnym momencie zajrzyl, choć była to wioska. I to, że zylysmy normalnie nie robiąc wokół siebie szumu i akceptując siebie i swoją sytuację, inni też traktowali nas normalnie włącznie z informacjami w przychodni, odbieraniu poczty itd. i co dziwne to ludzie zaczęli nas zaczepiać "pani X, bo ja mam receptę/przesyłkę dla pani y, weźmie Pani?"
Za to często ludzie się kryją i jest fatalnie.
Robienie z siebie tajemnicy i cyrku takie właśnie reakcje wywołuje, choć tajemnicę się robi, żeby tego właśnie uniknąć. Efekt przeciwny do zamierzonego.
Po tylu latach życia jak człowiek, jak teraz spotykam dziewczyny udające przed sobą, przed rodziną, przed przyjaciółmi: nie brnę w ogóle w sytuację, bo nie zamierzam żyć udając i chowając się przed światem.