Wyoutowałam się ostatnio przed człowiekiem,którego uważałam za przyjaciela.Powiedział,że jemu to nie przeszkadza,że po prostu jestem z innej branży.Potem porobił sobie trochę głupich uwag.Nie wiem,czy to,że teraz się nie odzywa to wina tego,że mu powiedziałam,czy może tego,że wali mi focha z innego powodu.Ehh,faceci...
Wczoraj znowuż,pod wpływem głębokiego żalu z powodu rozstania z kimś dla mnie bardzo,bardzo ważnym,i tego,że nie mogłam już dłużej kłamać,powiedziałam o sobie mamie.Jej reakcja totalnie mnie zaskoczyła,obawiałam się burzy z piorunami i strasznych jęków.Mama odrzekła,że się domyślała,i zapytała czy naprawdę myślałam,żę wyrzuci mnie za to z domu.Zapewniła,że zawsze będę jej dzieckiem.Ale to ta miła,lajcikowa część.Potem zaczęło się uświadamianie mnie,że to nie życie,że ją boli że nie będzie mieć ni zięcia,ni wnucząt.Wymogła na mnie obietnice,że zacznę poznawać facetów,i spróbuję tych smaczków.W ogóle uważa,że mi się tylko ubzdurało,że wolę kobiety.I na nic moje tłumaczenia.Rozumiem ją,że to trudno zaakceptować,i że nigdy tego pewnie nie zrobi.Jestem jej wdzięczna,że przyjęła to ze spokojem (choćby tym udawanym).Przykro mi,że przeze mnie nie spała pół nocy.I że wróży mi samotne,smutne życie,choć ono już takie jest w zasadzie.Boję się,co będzie dalej.Zastanawiam się nad powiedzeniem o tym bratu,ale obawiam się,że on może to opacznie zrozumieć,albo w ogóle nie zrozumieć.Czuję się trochę jak ktoś,kto niszczy drugiemu marzenia.Ehh...Ale z drugiej strony ulżyło
Dziękuję za uwagę.