cycolinaxxl pisze:A ja myśle, że po tym, co napisałam, ze les bardziej mnie rajcują niż bi pod względem seksualnym, to już żaden biseks się nie może przyczepić, że mam
bifobię.
Samo mówienie
nie lubie facetów ,są dla mnie obleśni, nie potrafię się zakochać w facecie działa na mnie jak afrodyzjak. A jak ktoś się deklaruje jako bi, działa to na mnie jak zimny prysznic. Jeżeli czuje, że mam już się zakochać w dziewczynie, a ona nagle wyskoczy, że jest bi, to może tym wyznaniem osłabić mój pociąg do niej i do wielkiego zakochania nie dojdzie.
Może, może. I przyczepi ;D
No, może nie do końca przyczepi, ale jakoś mnie tak naszło. Choć wnioski wcale nie będą odkrywcze (wybacz, Babette ;D).
Jakieś to wszystko cholernie płaskie. Boleśnie płaskie. Przeglądam to forum i czytam tu różne cuda... I czasem naprawdę nie wiem, o co w tym wszystkim chodzi.
Bo oto mamy trzy obozy, dość antagonistyczne: hetero, bi i homo. Z tym, że nie do końca wiadomo, kto jest w którym obozie. Ortodoksyjne lesbijki grzmią o kobietach nieskalanych męską ręką. Znów wiele dziewczyn wspomina o swoich partnerkach, które były hetero - ale związały się z kobietą i jakoś trochę z nią były. Prawdziwa lesbijka nie ogląda gejowskiego ani heteryckiego porno, prawdziwa lesbijka nie używa zabawek fallusopodobnych, prawdziwa lesbijka brzydzi się mężczyzn. Jak się nie brzydzi, to bi. Jak sobie cokolwiek wsadza, to też bi. Palec się nie liczy, choć kształt ma bardziej fallusowaty niż niektóre kosmiczne wibratory.
Bi - to czasem te, które są z kobietami, ale miały udane przygody z facetami. Innym razem to ten, które są z facetami, ale raz całowały się z koleżanką na imprezie i było super. W innych wątkach i przez inne foremki nazywane są już heterycami. Próby ustalenia kto jest kto wydają się równie bezsensowne, co odwieczny spór o te okropne butche... Które zresztą w opinii niektórych foremek są transami k/m, tylko jeszcze o tym nie wiedzą.
Ale po coś w końcu cytowałam cycolinaxxl, więc się wreszcie odniosę do jej wypowiedzi.
"Nie lubię facetów", "Faceci są dla mnie obleśni" i "Nie potrafię się zakochać w facecie" to trzy różne zdania. Czy można być les i nie brzydzić się facetów? Czy można być les, brzydzić się facetów, ale mimo to zakochać się w jednym z nich (coś pokrewnego dylematowi Crystall sprzed kilku tygodni)? Czy można być les, która jednak nie brzydzi się facetów i jest w stanie ich oglądać, a nawet jarać się gejowskim/heteryckim porno, a mimo to nie być w stanie się w żadnym zakochać? Czy uczucie może powstać wbrew seksualności? Albo czy uczuciowość jest aż tak mocno powiązana z seksualnością, że nie może obejmować węższego niż ona zakresu? Czy bycie lesbijką implikuje mizoandrię? Czy czynienie słowa "lesbijka" tak elitarnym jest naprawdę potrzebne? Czy ludzka seksualność naprawdę da się sprowadzić do trzech grup? I to grup, które - posługując się skalą Kinseya wyglądają mniej więcej jak: 0 - hetero, 1-5 bi, 6 - homo bądź 0-2 hetero, 3-5 bi oraz 6 - homo? Przecież od 1 do 5 droga daleka... Czy nagle ta heteronorma nie staje się bardziej w tym wszystkim liberalna niż homonorma?
I dalej - nie czepiam się konkretnej osoby, tylko ta konkretna wypowiedź mnie zastanowiła - czy opieranie związku na płci eks* naszej partnerki nie jest trochę... Dziwnie? Czy zamiast szukać uczucia nie zaczynamy okazywać tu nadmiernego przywiązania do grup, etykiet? Czy ta miłość, która ma pokonywać wszystkie przeszkody, na czele z rodziną, społeczeństwem, religią, etc. - naprawdę nie jest w stanie wygrać z tym, że nasza kobieta kiedyś kochała z wzajemnością faceta? Czy nie da się zbudować szczęśliwego związku bez sakramentalnego pytania "ej, ten, a czy ty przypadkiem nie jesteś bi?" z adnotacją "a może jesteś, tylko o tym nie wiesz?" Czy to nie jest już przeginanie, że zamiast skupiać się na człowieku, przeżywamy nadmiernie sporne etykiety? I czy ten afrodyzjak, o którym wspominała cycolina, nie bierze się głównie z jej poglądów?
Ja tylko pytam, że by nie było. Bo serio nie rozumiem.
*to także moje naiwne przekonanie, że w związki nie wchodzi się dla "no to zobaczymy, ile ze sobą wytrzymamy", ale "to ta jedna jedyna do końca".