Moi rodzice nie akceptują tego, kim jestem : (
Moi rodzice nie akceptują tego, kim jestem : (
Na początek może się przywitam:
Witam was wszystkie serdecznie jestem nowa i jak mój pseudo wskazuje totalnie zielona
A teraz tak na serio. Mam poważny problem z moją mamą, ona kompletnie mnie nie rozumie. Robi wszystko żeby mnie odzielić od mojej miłości i z każdym dniem czuje większą odraze do niej.
Wszystko zaczęło sie nie całe dwa miesące temu gdy do mojej mamy dotarło że moja przyjaciółka z którą sie spotykam jest dla mnie kimś wiecej.
Gdy pewnego dnia przyszłam do domu z moja dziewczyną ( zapomnialam dodać ze mieszkam z mama) moja matka zrobiła wielką awanture i kazała sie jejwynosić z tego domu. To był cios poniżej pasa, nie spodziewałam sie tego poniej. Najbardziej zabolało mnie to co powiedziała matka do mojego skarba
powiedziala: ty sobie możesz być lesbijką ale moja córka nigdy nie była i nie bdzie taka jak ty
Wyobrazcie sobie co poczuła moja dziewczyna gdy uslyszała te słowa, na samą myśl aż mi sie chce wyć
Najgorsze jest jednak to że od tego czasu cos sie zmienilo w naszym zwiąsku (mowie omnie i mojej dziewczynie) juz nie jest tak samo wiem ze ją to bardzo zabolalo. Lecz gdy ja ptam czy ma do mnie żal mówi mi że nie, że to nie moja wina, że to moja matka ją zraniła.
Długo nie rozmawialam z matką lecz gdy wkońcu przeprowadziłam poważna rozmowe z nią powiedziałam jej ze jesli przez nią strace miłość mojego życia to nie wybacze jaj tego nigdy
Na co ona mi odpowiedziała że ona nigdy tego nie zaakceptuje, że ja nie moge być z kobietą bo co powiedzą ludzie i rodzina.
Ona zrobi wszysko żeby nas rozdzielić i nie rozumie ze robi mi krzywde twierdzi że todla mojego dobra
Ja już poprostu nie mam sił czuje taką złość do niej, dlaczego ona nie potrafi mnie zakceptowac tylko chce żebym żyła taka jak to ona sobie wymażyła i nie ważne czy jestem szczęliwa czy nie.
Co myślicie o tym dziewczyny???
Czy któraś z was miała może podobną sytuacje???
Co mam zrobic , proszę o pomoc
PS: wiem że jest tutaj pare podobnych tematów ale w żadnym z nich nie znalazłam nic co mogła bym zastosować w moim przypadku
przepraszam że sie powtazam
Witam was wszystkie serdecznie jestem nowa i jak mój pseudo wskazuje totalnie zielona
A teraz tak na serio. Mam poważny problem z moją mamą, ona kompletnie mnie nie rozumie. Robi wszystko żeby mnie odzielić od mojej miłości i z każdym dniem czuje większą odraze do niej.
Wszystko zaczęło sie nie całe dwa miesące temu gdy do mojej mamy dotarło że moja przyjaciółka z którą sie spotykam jest dla mnie kimś wiecej.
Gdy pewnego dnia przyszłam do domu z moja dziewczyną ( zapomnialam dodać ze mieszkam z mama) moja matka zrobiła wielką awanture i kazała sie jejwynosić z tego domu. To był cios poniżej pasa, nie spodziewałam sie tego poniej. Najbardziej zabolało mnie to co powiedziała matka do mojego skarba
powiedziala: ty sobie możesz być lesbijką ale moja córka nigdy nie była i nie bdzie taka jak ty
Wyobrazcie sobie co poczuła moja dziewczyna gdy uslyszała te słowa, na samą myśl aż mi sie chce wyć
Najgorsze jest jednak to że od tego czasu cos sie zmienilo w naszym zwiąsku (mowie omnie i mojej dziewczynie) juz nie jest tak samo wiem ze ją to bardzo zabolalo. Lecz gdy ja ptam czy ma do mnie żal mówi mi że nie, że to nie moja wina, że to moja matka ją zraniła.
Długo nie rozmawialam z matką lecz gdy wkońcu przeprowadziłam poważna rozmowe z nią powiedziałam jej ze jesli przez nią strace miłość mojego życia to nie wybacze jaj tego nigdy
Na co ona mi odpowiedziała że ona nigdy tego nie zaakceptuje, że ja nie moge być z kobietą bo co powiedzą ludzie i rodzina.
Ona zrobi wszysko żeby nas rozdzielić i nie rozumie ze robi mi krzywde twierdzi że todla mojego dobra
Ja już poprostu nie mam sił czuje taką złość do niej, dlaczego ona nie potrafi mnie zakceptowac tylko chce żebym żyła taka jak to ona sobie wymażyła i nie ważne czy jestem szczęliwa czy nie.
Co myślicie o tym dziewczyny???
Czy któraś z was miała może podobną sytuacje???
Co mam zrobic , proszę o pomoc
PS: wiem że jest tutaj pare podobnych tematów ale w żadnym z nich nie znalazłam nic co mogła bym zastosować w moim przypadku
przepraszam że sie powtazam
Powiedz jeszcze czy jesteś dorosła i czy możesz się sama utrzymać? Bo matka Ci może zabronić kontaktów z Twoją ukochaną jeżeli jesteś na jej utrzymaniu albo jesteś niepełnoletnia, niestety ma nad Tobą władzę. Ale jeśli masz szansę być niezalezna to zawsze możecie z dziewczyną znalezc jakieś wyjście z tej sytuacji tak żebyście mogły być razem. Może matka nie akceptuje tego teraz ale może z biegiem czasu spojrzy na to inaczej. Sama powiedziałaś że to dopiero 2 miesiące odkąd zaczęła się domyślać, jednak dla niej to wciąż świeże i pewnie bardzo to przeżywa. Najlpiej poczekać na rozwój sytuacji, zobaczyc co pokaże czas. I oczywiście szukać wyjścia, jeżeli chcecie być razem to musicie do tego dążyc.
Tak jestem pełnoletnia do nie dawna jeszcze pracowałam. Jednak od miesiąca jestem na etapie poszukiwań nowej pracy ale mam swoje pieniądze i jestem w stanie sie sama utrzymać. Moim marzeniem jest wyprowadzić sie i odizolować od matki wtedy nie będzie miała takiej kontroli nademną i będę mogła życ tak jak ja chcę.
Jednak trochę się boje tego kroku
Jednak trochę się boje tego kroku
- AtomicRobot
- początkująca foremka
- Posty: 13
- Rejestracja: 11 paź 2008, o 02:00
witam
nie zwykłam pisać na forum, lecz ten temat niestety i mnie dotyczy. krew mnie zalewa, że takie rzeczy się dzieją między ludźmi, którzy teoretycznie powinni się akceptować, wspierać i kochać. że tak nie zawsze jest, przekonałam się i ja.
opiszę po krótce sytuację ( z góry przepraszam za ten psychiczny ekshibicjonizm), trochę ku przestrodze, a trochę licząc, że któraś z was przeszła już taki potworny etap i poradzi jak to wykonać.
otóż zakochałam się się w kobiecie, z którą jestem już rok, zakochałam się tak po prostu, nagle i prawdziwie, mając na koncie kilka bardziej lub mniej udanych związków z mężczyznami. nadal mieszkam z rodzicami, choć mam 25 lat (zwyczajnie nie stać mnie póki co na samodzielne życie, chociaż pracuję), więc po krótkim czasie, przez przypadek moja szanowna matka dowiedziała się o moim związku. od tego czasu nie mam życia. moja dziewczyna nie ma wstępu do mojego domu, awantury i krzyki nie mają końca, trwa to już pół roku i nie widać perspektyw na zmiany.
od tego czasu na zmianę widzę : płacz mojej matki, rzucanie przedmiotami, krzyki, szantaże, nękanie psychiczne, a nawet fizyczne (szturchanie, szarpanie itd). w ciągu tego pół roku usłyszałam już wszystko:
"zniszczyłas mi życie, nie jesteś moją córką"
"co powie ojciec jak się dowie, nie mogę mu powiedzieć bo na pewno się powiesi"
"nie mów do mnie tym samym językiem, któym liżesz tą szarą piz.."
"przecież ty nie jesteś lezbą, sama sobie robisz krzywdę, nikt cię nie zechce potem"
"co tak ohydnie wyglądasz, już się upodabniasz do tych śmierdzących lezb?"
"co powie babcia/znajomi, całe miasto już huczy"
"każdy rodzic chce, by jego dziecko było zdrowe, piękne i heteroseksualne" (tak! ;p)
itd itp.
przeszła już kilkukrotnie wszystkie możliwe fazy "klasycznej" reakcji na coming out. od obarczania siebie samej winą, po wciskanie mi, że to wszystko wina mojej autoagresji. od tego, że nigdy nie miałam własnego zdania i zawsze byłam pod złym wpływem po nieustanną wrogość, jad i szykany.
mam depresję, fobię i permanentny strach przed powrotem do domu.muszę się leczyć. dodam, że nie mieszkam w małym mieście, a moja matka jest wykształconą, inteligentną, niewierzącą osobą o teoretycznie szerokich horyzontach. jak widać, to nic nie zmienia.
a ja nie chcę ani nikomu nic udowadniać,ani tłumaczyć, ani zmieniać się na siłę w którąś ze stron. nie czuję się ani lesbijką, ani nie-lesbijką. po prostu kocham akurat kobietę i chcę normalnie, spokojnie i dobrze żyć. próbowałam wielokrotnie rozmawiać, tłumaczyć, robić cokolwiek, bez skutku. zamiast tego przekonałam się, że widocznie lepiej kłamać, jesli czuje się, że można być niezrozumianym, oraz że dla matki najważniejsze jest, co znajduje się między nogami osoby , którą kocham, a nie to, czy jestem szczęśliwa.
pozdrawiam i przepraszam za przydługą wypowiedź.
nie zwykłam pisać na forum, lecz ten temat niestety i mnie dotyczy. krew mnie zalewa, że takie rzeczy się dzieją między ludźmi, którzy teoretycznie powinni się akceptować, wspierać i kochać. że tak nie zawsze jest, przekonałam się i ja.
opiszę po krótce sytuację ( z góry przepraszam za ten psychiczny ekshibicjonizm), trochę ku przestrodze, a trochę licząc, że któraś z was przeszła już taki potworny etap i poradzi jak to wykonać.
otóż zakochałam się się w kobiecie, z którą jestem już rok, zakochałam się tak po prostu, nagle i prawdziwie, mając na koncie kilka bardziej lub mniej udanych związków z mężczyznami. nadal mieszkam z rodzicami, choć mam 25 lat (zwyczajnie nie stać mnie póki co na samodzielne życie, chociaż pracuję), więc po krótkim czasie, przez przypadek moja szanowna matka dowiedziała się o moim związku. od tego czasu nie mam życia. moja dziewczyna nie ma wstępu do mojego domu, awantury i krzyki nie mają końca, trwa to już pół roku i nie widać perspektyw na zmiany.
od tego czasu na zmianę widzę : płacz mojej matki, rzucanie przedmiotami, krzyki, szantaże, nękanie psychiczne, a nawet fizyczne (szturchanie, szarpanie itd). w ciągu tego pół roku usłyszałam już wszystko:
"zniszczyłas mi życie, nie jesteś moją córką"
"co powie ojciec jak się dowie, nie mogę mu powiedzieć bo na pewno się powiesi"
"nie mów do mnie tym samym językiem, któym liżesz tą szarą piz.."
"przecież ty nie jesteś lezbą, sama sobie robisz krzywdę, nikt cię nie zechce potem"
"co tak ohydnie wyglądasz, już się upodabniasz do tych śmierdzących lezb?"
"co powie babcia/znajomi, całe miasto już huczy"
"każdy rodzic chce, by jego dziecko było zdrowe, piękne i heteroseksualne" (tak! ;p)
itd itp.
przeszła już kilkukrotnie wszystkie możliwe fazy "klasycznej" reakcji na coming out. od obarczania siebie samej winą, po wciskanie mi, że to wszystko wina mojej autoagresji. od tego, że nigdy nie miałam własnego zdania i zawsze byłam pod złym wpływem po nieustanną wrogość, jad i szykany.
mam depresję, fobię i permanentny strach przed powrotem do domu.muszę się leczyć. dodam, że nie mieszkam w małym mieście, a moja matka jest wykształconą, inteligentną, niewierzącą osobą o teoretycznie szerokich horyzontach. jak widać, to nic nie zmienia.
a ja nie chcę ani nikomu nic udowadniać,ani tłumaczyć, ani zmieniać się na siłę w którąś ze stron. nie czuję się ani lesbijką, ani nie-lesbijką. po prostu kocham akurat kobietę i chcę normalnie, spokojnie i dobrze żyć. próbowałam wielokrotnie rozmawiać, tłumaczyć, robić cokolwiek, bez skutku. zamiast tego przekonałam się, że widocznie lepiej kłamać, jesli czuje się, że można być niezrozumianym, oraz że dla matki najważniejsze jest, co znajduje się między nogami osoby , którą kocham, a nie to, czy jestem szczęśliwa.
pozdrawiam i przepraszam za przydługą wypowiedź.
- AtomicRobot
- początkująca foremka
- Posty: 13
- Rejestracja: 11 paź 2008, o 02:00
oczywiście, że dla chcącego nic trudnego. wyprowadzić się jest stosunkowo łatwo, lecz najgorsze w tym wszystkim to, ze jest to decyzja alo-albo. albo tracę rodzinę, albo żyję po swojemu. a to nie jest ani sprawiedliwe, ani dobre na dłuższą metę. zależy mi, aby nie odcinać się totalnie od rodziny, bo przecież nie ma powodów, czuję się zaszczuta i trudno mi zrobić jakikolwiek ruch. to wszystko zakrawa na absurd.chciałabym wyprowadzić się jakoś polubownie, z względną akceptacją i wsparciem matki, trudno mi pogodzić sięz tym, że będzie mnie do końca życia nienawidzieć, tylko dlatego, że nie okazałam się taka, jak by ona sobie życzyła.
Może jeśli się wyprowadzisz, po jakimś czasie, mama stwierdzi, że lepiej żebyś była w kontakcie nawet będąc w związku z kobietą, niż żebyś nie była wcale? Bo w tej chwili, jeśli jest tak jak piszesz, to wpędza cię do psychiatryka. Od takiego zachowania chyba warto się odciąć.AtomicRobot pisze:zależy mi, aby nie odcinać się totalnie od rodziny, bo przecież nie ma powodów, czuję się zaszczuta i trudno mi zrobić jakikolwiek ruch. to wszystko zakrawa na absurd.chciałabym wyprowadzić się jakoś polubownie, z względną akceptacją i wsparciem matki, trudno mi pogodzić sięz tym, że będzie mnie do końca życia nienawidzieć, tylko dlatego, że nie okazałam się taka, jak by ona sobie życzyła.
Wpis pierwotny skonfiskowany.
Niezgodność z ACTA.
Niezgodność z ACTA.
- AtomicRobot
- początkująca foremka
- Posty: 13
- Rejestracja: 11 paź 2008, o 02:00
póki co zbieram kasę i siły na wyprowadzkę. też bez sensu byle gdzie i byle jak, bo to niczego nie zmieni. nie chcę "uciekać". chcę żyć po prostu po swojemu, bo niedługo minie 30stka, potem 40 stka a ja nadal będę mieszkać z potworną mamusią, z którą bedziemy sie traktować niczym zbędny mebel w domu. wiem, że wyprowadzka da mi ulgę (czas najwyższy!); chodzi mi jednak też o to, aby jakoś naprawić te złe stosunki z matką. czy jest na to jakiś sposób, oprócz zwyczajnego "dania sobie czasu"? pomimo tego, że zawiodłam się na własnej matce bardziej niż kiedykolwiek na kimkolwiek, jest moją matką. myślę, że stosunki w stylu " dzwonimy do siebie raz na miesiąc i pytamy zdawkowo jak leci" to nei jest najlepsa sytuacja, jaka powinna istnieć w rodzinie. czy ja może jestem zbyt naiwna? da się to zmienić, jak uważacie?
jakaś terapia rodzinna, rozmowy, nie wiem, cokolwiek...być może już za dużo się stało, żeby to wszystko jakoś poukładać, i jedyne co można zrobić, to ustąpić sobie z pola widzenia.
..
jakaś terapia rodzinna, rozmowy, nie wiem, cokolwiek...być może już za dużo się stało, żeby to wszystko jakoś poukładać, i jedyne co można zrobić, to ustąpić sobie z pola widzenia.
..
-
- początkująca foremka
- Posty: 29
- Rejestracja: 16 wrz 2008, o 02:00
- Lokalizacja: Kraków
Wiecie co, może zabrzmi to nieco zbyt odważnie jak na to forum, ale ja osobiście wychodzę z założenia, że rodzina to towar mocno przeraklomowany i faktycznie najlepiej wychodzi sie z nim na zdjeciu. Takie historie związane z akceptacją wychodzą nie tylko w przypadku homoseksualizmu, ale też: partnera płci przeciwnej w jakiś sposób niestandardowego (np. dużo starszego), wiary, wyboru studiów, uprawianego sportu, sposobu ubierania się w wypadku przeszło trzydziestolatka czy nawet dzielnicy, w której chciałby mieszkać - tych wszystkich "przypadków" nie podaję z głowy, to krótki przegląd rodzinnych problemów moich i moich znajomych. Wierzcie, we wszytskich "wypadkach" rodzice (głównie jednak matki) deklarują równie ogromna miłość co troskę o swoje dziecko. Wydaje mi się więc, że tą bezwarunkową miłość rodzicelską należy traktować jako swoisty trop kulturowy - wszyscy to znają, ale nikt nie widział - i nie należy się za bardzo przejmować tym, co się słyszy.
Z miłością jest jak z gruszką - wszyscy ją widzieli, ale niech ktoś spróbuje opisać jej kształt. - A.S.
Zgadzam się z tobą "symbelmynesis" rodzice zawsze chcą decydować o naszym życiu. Jednak trochę trudno jest zrozumieć że nie potrafią nas zaakceptować takimi jakimi jesteśmy. Mówi się że rodzice kochają bezwarunkowo ale jaka to miłość jeśli rzucają kłody pod nogi i nie pozwalają nam żyć tak jak my tego chcemy, kochać kogo chcemy. Ważne jest tylko to aby być szczęśliwym. Czyż nie ???
Chyba mam za mały móżdzek, bo nie potrafie tego pojąć
Chyba mam za mały móżdzek, bo nie potrafie tego pojąć
Niejednokrotnie problemem rodziców jest traktowanie dziecka jak własność, czy to ma coś wspólnego z miłością, moim zdaniem nie, jeśli to z miłością własną. Z waszych historii wynika że tą miłością mamy Wasze wplątały Was w zależność psychiczną, która nie pozwala się Wam od nich uwolnić. Potrzeba bycia akceptowaną przez matkę jest potrzebą miłości. Jeśli nie czujecie sie dość kochane będziecie o to zabiegały jak o chleb i wodę. A tak naprawdę źródłem miłości gdy ma się 22 czy 25 lat nie powinna być już mamusia, tak naprawdę nie ma możliwości żeby była. I choćbyście na uszach stanęły zawsze znajdzie się przestrzeń w której nie będziecie dość dobre dość pasujące dość mamusiowe, bo mamuś Waszych problem tkwi nie tyle w Was co w nich samych, one siebie nie akceptują i nie kochają dlatego swoich dzieci pokochać mądrze i zaakceptować bez względu na preferencje nie potrafią.
DZIEWCZYNY jesteście dorosłe, mamy już swoją rolę spełniły, nie Wasza to rola spełniać oczekiwania i potrzebny mam ale zacząć swoje samodzielne dorosłe życie:)!
Powodzenia życzę:)
DZIEWCZYNY jesteście dorosłe, mamy już swoją rolę spełniły, nie Wasza to rola spełniać oczekiwania i potrzebny mam ale zacząć swoje samodzielne dorosłe życie:)!
Powodzenia życzę:)
Z tą rodziną to niestety prawda. Mnie z powodu mojego homoseksualizmu nie spotkało od nikogo tyle przykrości, ile ze strony mojej matki. Siedem lat straciłam na ratowanie relacji z nią, próbowałam wszystkiego - począwszy od szczerości poprzez kłamstwa aż po przemilczanie. I efekt tego jest taki, że obie się tym zmęczyłyśmy psychicznie, matka się mnie wyrzekła i od kilku miesięcy nie mamy kontaktu, co z jednej strony jest przykre, ale z drugiej wreszcie jestem spokojna i sama kieruję moim życiem. Gdybym mogła cofnąć czas, to byłabym bardziej stanowcza, konsekwentna i nie zmarnowałabym kilku lat i paru związków na cackanie się z matką. Ona mnie nie oszczędzała.
- AtomicRobot
- początkująca foremka
- Posty: 13
- Rejestracja: 11 paź 2008, o 02:00
to jest z jednej strony potwornie smutne co piszecie, ale podświadomie też czuję, że żadne ratowanie nic nie da. matek się nie zmieni, zwłaszcza tych, które od zawsze były zaborcze, złośliwe i pozbawione empatii. moze faktycznie jedynym wyjściem jest zagryźć zęby, powiedzieć sobie: trudno, po prostu jest to jedna z osób która się traci raz na zawsze i iść dalej, po swojemu. inaczej to już tylko postępujący absurd, w rodzaju tego, że człowiek musi się na klatce ubierać w to, co sam wybrał, żeby uniknąć niemiłych komentarzy. ...
-
- początkująca foremka
- Posty: 29
- Rejestracja: 16 wrz 2008, o 02:00
- Lokalizacja: Kraków
Nie sposób się nie zgodzić z Tobą, Hobbeshob i spora większość to wie, ja także. Mimo to, to trochę takie przykre, że przez tysiąclecia relacje z dziecko rodzic są obarczane aż takimi mitami i ich konsekwencjami.
Z miłością jest jak z gruszką - wszyscy ją widzieli, ale niech ktoś spróbuje opisać jej kształt. - A.S.
Tak to przykre, ale wiecie co ja sądze że, to jest kwestia różnic pokoleńowych. Te stare wapniaki maja wbite w głowe że rodzina to kobieta i mężczyzna i nie przyjmuja innej opcji do wiadomości. Troche mi ich żal. Wiecie co ostatnio moja matka powiedziała żeeee..........
wysle mnie na terapie ona sądzi że jestem "inna" bo tylko ona mnie wychowywała, ojciec nas zostawił jak ja byłam mała. Ja wybóchłam śmiechem i powiedziałam jej ze sama powinna się leczyć.
Naszczęście jestem już dorosła i ona na żadną terapie nie może mnie wysłać bez mojej zgody. CO ZA ULGA
wysle mnie na terapie ona sądzi że jestem "inna" bo tylko ona mnie wychowywała, ojciec nas zostawił jak ja byłam mała. Ja wybóchłam śmiechem i powiedziałam jej ze sama powinna się leczyć.
Naszczęście jestem już dorosła i ona na żadną terapie nie może mnie wysłać bez mojej zgody. CO ZA ULGA
Symbelmynesis - 100% racji, a jesli to możliwe - nawet więcej
Mówi Ci takie rzeczy (a wyobrażam sobie, że to, co zacytowałas na forum, to tylko ułamek tego, co masz w realu...), a Ty zastanawiasz się, co zrobić, żeby Cię kochała i akceptowała? Przecież ona tak po prostu myśli, to nie są słowa, które przypadkkiem jej się wymknęły... "Poszturchuje" Cię? Chyba wyłącznie dlatego nie posuwa się dalej, że jestes od niej silniejsza. To jakiś chory rodzaj więzi. Ale to nie Ty chorujesz...
Jesli jednak się usamodzielnisz (nawet za cenę wyprowadzki dokądkolwiek, niemal w ciemno, nie martw się, to się udaje, choć za wygodne, ani tym bardziej sprawiedliwe - nie jest), przynajmniej będziesz miała spokój z trucizną, którą wtłacza ci się w mózg.
To nie Ty masz zmieniać, ale Twoja matka, a czy da się to zrobić - czas pokaże. Z doświadczenia wiem, że pewne sprawy sa niezmienne, ale też i to, że odcięcie się, chocby symboliczne, od toksycznej matki jest bardzo oczyszczające.
I co z tego, że jest Twoją matką? I co z tego, że to Twoja rodzina??pomimo tego, że zawiodłam się na własnej matce bardziej niż kiedykolwiek na kimkolwiek, jest moją matką. myślę, że stosunki w stylu " dzwonimy do siebie raz na miesiąc i pytamy zdawkowo jak leci" to nei jest najlepsa sytuacja, jaka powinna istnieć w rodzinie. czy ja może jestem zbyt naiwna? da się to zmienić, jak uważacie?
Mówi Ci takie rzeczy (a wyobrażam sobie, że to, co zacytowałas na forum, to tylko ułamek tego, co masz w realu...), a Ty zastanawiasz się, co zrobić, żeby Cię kochała i akceptowała? Przecież ona tak po prostu myśli, to nie są słowa, które przypadkkiem jej się wymknęły... "Poszturchuje" Cię? Chyba wyłącznie dlatego nie posuwa się dalej, że jestes od niej silniejsza. To jakiś chory rodzaj więzi. Ale to nie Ty chorujesz...
Jesli jednak się usamodzielnisz (nawet za cenę wyprowadzki dokądkolwiek, niemal w ciemno, nie martw się, to się udaje, choć za wygodne, ani tym bardziej sprawiedliwe - nie jest), przynajmniej będziesz miała spokój z trucizną, którą wtłacza ci się w mózg.
To nie Ty masz zmieniać, ale Twoja matka, a czy da się to zrobić - czas pokaże. Z doświadczenia wiem, że pewne sprawy sa niezmienne, ale też i to, że odcięcie się, chocby symboliczne, od toksycznej matki jest bardzo oczyszczające.
- AtomicRobot
- początkująca foremka
- Posty: 13
- Rejestracja: 11 paź 2008, o 02:00
: - masz rację. najpotworniejsza jest jednak ta świadomość narastającego absurdu, te ciągłe pytania "czy to się naprawdę dzieje?" " czy to faktycznie jest moja matka?"
stosunkowo łatwo jest uciec, wynieść się, o wiele trudniej uciec psychicznie, po wielu latach wzajemnych szantaży emocjonalnych ( a w tym moja matka jest mistrzynią) i obarczania winą. w obecnej sytuacji, co bym nie zrobiła, i tak będzie źle. i śmieszno i straszno się robi, gdy pomyślę, że to wszystko rozdmuchała moja matka, zrobiła (świadomie lub nie) ze zwykłego faktu Wielką Rodzinną Tragedię, z każdym dniem coraz bardziej nie do przejścia.
i tak, macie rację, że przecież nie zmuszę jej, żeby mnie kochała bezwarunkowo, tak jak i ona nie zmusi mnie, żebym była jak ona...
pozdrawiam.
stosunkowo łatwo jest uciec, wynieść się, o wiele trudniej uciec psychicznie, po wielu latach wzajemnych szantaży emocjonalnych ( a w tym moja matka jest mistrzynią) i obarczania winą. w obecnej sytuacji, co bym nie zrobiła, i tak będzie źle. i śmieszno i straszno się robi, gdy pomyślę, że to wszystko rozdmuchała moja matka, zrobiła (świadomie lub nie) ze zwykłego faktu Wielką Rodzinną Tragedię, z każdym dniem coraz bardziej nie do przejścia.
i tak, macie rację, że przecież nie zmuszę jej, żeby mnie kochała bezwarunkowo, tak jak i ona nie zmusi mnie, żebym była jak ona...
pozdrawiam.
jako jeszce jedna "doswiadczona" - potwierdzam: pisze: Z doświadczenia wiem, że pewne sprawy sa niezmienne, ale też i to, że odcięcie się, chocby symboliczne, od toksycznej matki jest bardzo oczyszczające.
toksyczna matka moze doprowadzic do niezlych zaburzen emocjonalnych.
i w tej "toksycznosci" nie chodzi nawet o nadmierna troske lub jej brak, lecz o instrumentalny stosunek do wlasnego dziecka.
najlepsza recepta- odciac sie , nie dac sie wciagnac w emocjonalne szantaze.
ZAMIENIE KONTO Z POŁOWY 2004 NA KONTO Z OPROCENTOWANIEM 80%
wiem, ze to nie moja sprawa, ale tak wlasnie funkcjonuja toksyczne matki.AtomicRobot pisze: w obecnej sytuacji, co bym nie zrobiła, i tak będzie źle. i śmieszno i straszno się robi, gdy pomyślę, że to wszystko rozdmuchała moja matka, zrobiła (świadomie lub nie) ze zwykłego faktu Wielką Rodzinną Tragedię, z każdym dniem coraz bardziej nie do przejścia.
traktuja swe dzieci jak lustra w ktorych maja sie odbijac ich oczekiwania i emocjonalne potrzeby.
im szybciej sobie to uswiadomisz, tym latwiej bedzie Ci sie od tego wszystkiego uwolnic.
ZAMIENIE KONTO Z POŁOWY 2004 NA KONTO Z OPROCENTOWANIEM 80%
Tak sobie czytam Wasze wypowiedzi na temat akceptacji przez rodzicow i powiem szczerze ze mi rece opadają a to dlatego ze sama zamierzam powiedziec o sobie,glownie mamie,ale teraz po tych "rewelacjach"jakos odeszla mi ochota
Chcialam to zrobic dla swietego spokoju i unikniecia pytan o moje prywatne zycie...komfortem dla mnie jest fakt ze sama sie utrzymuje i nie mieszkam z rodzicami ale boje sie ze jesli dojdzie do takiej rozmowy nie bede miala nawet gdzie wrocic na urlop bo obecnie mieszkam w UK..
Tak naprawde do podjecia takiej decyzji sklonila mnie akceptacja rodziny mojej dziewczyny bo ja zaakceptowali i nie utrudniaja niczego a co wazne nie robia z tego problemu,mimo ze napewno nie bylo im latwo sie z tym pogodzic bo na to z pewnoscia potrzeba duzo czasu,ale jak widac nie kazdy rodzic reaguje tak samo a szkoda bo przeciez nie kocha sie za cos tylko mimo wszystko i tak nie wiele trzeba zeby wszytkim bylo latwo i wszyscy byli szczesliwi...
Pozdrowienia
Chcialam to zrobic dla swietego spokoju i unikniecia pytan o moje prywatne zycie...komfortem dla mnie jest fakt ze sama sie utrzymuje i nie mieszkam z rodzicami ale boje sie ze jesli dojdzie do takiej rozmowy nie bede miala nawet gdzie wrocic na urlop bo obecnie mieszkam w UK..
Tak naprawde do podjecia takiej decyzji sklonila mnie akceptacja rodziny mojej dziewczyny bo ja zaakceptowali i nie utrudniaja niczego a co wazne nie robia z tego problemu,mimo ze napewno nie bylo im latwo sie z tym pogodzic bo na to z pewnoscia potrzeba duzo czasu,ale jak widac nie kazdy rodzic reaguje tak samo a szkoda bo przeciez nie kocha sie za cos tylko mimo wszystko i tak nie wiele trzeba zeby wszytkim bylo latwo i wszyscy byli szczesliwi...
Pozdrowienia
- shadowland
- super forma
- Posty: 1824
- Rejestracja: 1 maja 2005, o 00:00
moja rada- wyprowadz sie, odczekaj chwile a potem sprobuj nawizac kontakt z matka jeszcze raz ale rowniez na Twoich warunkach- tzn. nie obrazamy sie, szanujemy sie wzajemnie, jesli jakies kwestie sa dla niej za trudne- nie trzeba ich poruszac, moze potrzeba jej czasu na oswojenie sie z ta sytuacjaAtomicRobot pisze:: - masz rację. najpotworniejsza jest jednak ta świadomość narastającego absurdu, te ciągłe pytania "czy to się naprawdę dzieje?" " czy to faktycznie jest moja matka?"
stosunkowo łatwo jest uciec, wynieść się, o wiele trudniej uciec psychicznie, po wielu latach wzajemnych szantaży emocjonalnych ( a w tym moja matka jest mistrzynią) i obarczania winą. w obecnej sytuacji, co bym nie zrobiła, i tak będzie źle. i śmieszno i straszno się robi, gdy pomyślę, że to wszystko rozdmuchała moja matka, zrobiła (świadomie lub nie) ze zwykłego faktu Wielką Rodzinną Tragedię, z każdym dniem coraz bardziej nie do przejścia.
i tak, macie rację, że przecież nie zmuszę jej, żeby mnie kochała bezwarunkowo, tak jak i ona nie zmusi mnie, żebym była jak ona...
pozdrawiam.
jesli mimo wszystko dalej bedzie Cie atakowac- znow przerwij kontakt
i tak do skutku- inne rady nie mam
"Niezłe zaburzenia emocjonalne" to eufemizm. Taka "mamusia" potrafi ci zniszczyć życie po prostu, o zdrowiu psychicznym nie wspominając.lambda pisze:jako jeszce jedna "doswiadczona" - potwierdzam: pisze: Z doświadczenia wiem, że pewne sprawy sa niezmienne, ale też i to, że odcięcie się, chocby symboliczne, od toksycznej matki jest bardzo oczyszczające.
toksyczna matka moze doprowadzic do niezlych zaburzen emocjonalnych.
i w tej "toksycznosci" nie chodzi nawet o nadmierna troske lub jej brak, lecz o instrumentalny stosunek do wlasnego dziecka.
najlepsza recepta- odciac sie , nie dac sie wciagnac w emocjonalne szantaze.
Uciekaj dziewczyno jak najszybciej od trucizny, pomyśl, że pokój wynajęty gdzieś "na mieście" kosztuje max około 600,-zł, a jedna wizyta u porządnego psycho+leki to najmniej 150,- A na jednej się nie skończy.
Zastanawiające chyba najbardziej (a to kolejna realcja les-córki samotnej/osamotnionej matki, którą słyszę), że wszystkie te matki, na co dzień "święte" i "porządne", "czyste anielice" rzec by można, najbardziej pochłonięte i wstrząśnięte są seksualnym charakterem naszej relacji z inną kobietą, a to, co mówią do nas, jest najobrzydliwsze w tej właśnie sferze (brudna lezba, lizanie itp. itd.)...
Odnoszę wrażenie że najbardziej krzyczą, pomstują, lamentują, obrażają i burzą się Ci którzy coś mają na sumieniu, choćby myśli zdawkowe ale jednak niepokojące dla nich, a krzyczą jakby chcieli te myśli zagłuszyć.
Często są to osoby które nie żyją w zgodzie ze sobą ale twarz zachowują i norm się trzymają choćby za cenę szczęścia i zdrowia. Idealny to materiał na manipulanta który potrafi tylko w poczucie winy własne dzieci wpędzać, odreagowywać na nich swoje frustracje i lęki, zarażać nienawiścią i zmuszać do chorej lojalności i podporządkowania, które tak naprawdę nie bardzo wiadomo czemu służyć mają.
Mam nadzieje ze autorki tego wątku uwolnią się od tej zależności i spojrzą na siebie z innej perspektywy.
Często są to osoby które nie żyją w zgodzie ze sobą ale twarz zachowują i norm się trzymają choćby za cenę szczęścia i zdrowia. Idealny to materiał na manipulanta który potrafi tylko w poczucie winy własne dzieci wpędzać, odreagowywać na nich swoje frustracje i lęki, zarażać nienawiścią i zmuszać do chorej lojalności i podporządkowania, które tak naprawdę nie bardzo wiadomo czemu służyć mają.
Mam nadzieje ze autorki tego wątku uwolnią się od tej zależności i spojrzą na siebie z innej perspektywy.
-
- początkująca foremka
- Posty: 29
- Rejestracja: 16 wrz 2008, o 02:00
- Lokalizacja: Kraków
Ta... najczęściej lęk przed "obcym" wypływa przecież ze strachu, że ten obcy jest i w nas...
A co do relacji rodzinnych, to wydaje mi się właśnie, że najbardziej obciążony jest typ matka - dziecko, bo przecież społecznie nie mieści się w jakichkolwiek normach, aby to nie była miłość bezwarunkowa (tyle ludowych mądrości w stylu Matkę ma się tylko jedną czy Każda matka swoje dzieci kocha...) A przecież to jakimi jesteśmy ludźmi rzutuje na to, jakimi jesteśmy rodzicami i dziećmi, nie tylko np. partnerami, mówić krótko, wartość, jaką stanowimy ma wpływ na to, w jaki sposób pełnimy daną funkcję. I nie chodzi tu już obiektywną ocenę tych wartości, tylko o ich kompatybilność.
A miłość bezwarunkowa przecież nie istnieje, ba, istnieć nie może i sądzę, że większość po refleksji zgodzi się, że to nawet dobrze, że nie istnieje.
A co do relacji rodzinnych, to wydaje mi się właśnie, że najbardziej obciążony jest typ matka - dziecko, bo przecież społecznie nie mieści się w jakichkolwiek normach, aby to nie była miłość bezwarunkowa (tyle ludowych mądrości w stylu Matkę ma się tylko jedną czy Każda matka swoje dzieci kocha...) A przecież to jakimi jesteśmy ludźmi rzutuje na to, jakimi jesteśmy rodzicami i dziećmi, nie tylko np. partnerami, mówić krótko, wartość, jaką stanowimy ma wpływ na to, w jaki sposób pełnimy daną funkcję. I nie chodzi tu już obiektywną ocenę tych wartości, tylko o ich kompatybilność.
A miłość bezwarunkowa przecież nie istnieje, ba, istnieć nie może i sądzę, że większość po refleksji zgodzi się, że to nawet dobrze, że nie istnieje.
Z miłością jest jak z gruszką - wszyscy ją widzieli, ale niech ktoś spróbuje opisać jej kształt. - A.S.
- AtomicRobot
- początkująca foremka
- Posty: 13
- Rejestracja: 11 paź 2008, o 02:00
: pisze:
jako jeszce jedna "doswiadczona" - potwierdzam
Zastanawiające chyba najbardziej (a to kolejna realcja les-córki samotnej/osamotnionej matki, którą słyszę), że wszystkie te matki, na co dzień "święte" i "porządne", "czyste anielice" rzec by można, najbardziej pochłonięte i wstrząśnięte są seksualnym charakterem naszej relacji z inną kobietą, a to, co mówią do nas, jest najobrzydliwsze w tej właśnie sferze (brudna lezba, lizanie itp. itd.)...
więc właśnie..mnie to też najbardziej zdziwiło. matka, która nigdy ani mnie specjalnie nie uświadamiała w sprawach seksu, ani też nigdy nie była czuła, nie przytulała mnie, nie mówiła jak bardzo mnie kocha, generalnie zimna i sucha, teraz nagle czuje się urażona najbardziej tym, co mogę robić, gdy ona nie patrzy. ze łzami w oczach chlipie jakie to potworne i obrzydliwe, że jej córka jest dotykana przez jakąś lezbę. powiedzcie mi- o co w tym chodzi? czemu śmie w ogóle ingerować w mojąsferę intymną, odzierać ją , wulgaryzować, wyśmiewać? to boli najbardziej. z drugiej strony, czego się spodziewać innego, gdy byłam w "normalnym" związku, też słyszałam teksty pokroju " i co, już cię przeleciał?"
smutne. nikomu nie życzę.
czas się wynieść i nie oglądać za siebie.