zajefajne
to taki mój styl... generalnie ani nie piję, ani nie palę. Ale jak mam mega doła lub odwrotnie - czuję, że wygrałam z materią (co zdarza się raz, dwa razy do roku) to chętnie odpalę fajkę i wypiję jakiegoś porządnego mocnego drinka... tylko kapelusza mi brakuje
Na co dzień zdarza mi się tylko lampka winka, co często skutkuje tym, że jakby moja G nie dopijała od czasu do czasu otwartych butelek, z których upiłam 1-2 lampki na przeciągu 1-2 tygodni, to wszystko można by było do zlewu od razu transportować.
Jak jest ciepło to piwo z sokiem. Na koncertach martini+lód+cytryna. Czasem jakiś drink jak mamy gości, ale to sporadyczne przypadki... Choć mam w domu chyba większość ogólnodostępnych rodzajów mocnych alkoholi, likierów, nalewek itd. Ale służą one chyba głównie do ozdoby.
Mam wrażenie, że to kwestia tego, że niemal nie da się mnie upić (wg opinii znajomych z dawnych lat i rodziny jestem trzeźwa po 1l czystej wódki) , więc racjonalnie podchodząc do sprawy: po co przesadzać, skoro nawet "odlotu" po tym nie ma?