Czy Wy też tak macie?
Czy Wy też tak macie?
Cześć,
Ja mam pytanie natury egzystencjalno-psychologiczno-psychiatrycznej.
Uważam, że moje życie w sumie to mi się podoba. Ale zawsze są "ale"...
Od zawsze wiedziałam, że jestem lesbijką, nawet zanim potrafiłam to poprawnie nazwać. Miałam wewnętrzne problemy z tym związane, ponieważ nie wiedziałam, co się ze mną dzieje. Gdy poszłam do gimnazjum zyskałam przyjaciółkę. Super się dogadywałyśmy, nie miałam nikogo takiego w swoim życiu. Po pół roku, w czasie ferii zimowych, postanowiłam się jej zwierzyć że swojego ówczesnego sekretu. Przyjęła to dobrze, a ja cieszyłam się, że się ode mnie nie odwróciła - ciężko mi było okropnie, miałam tylko 13 lat, małe miasteczko powiatowe, internet był w powijakach. Zaakceptowała mnie taką, jaką byłam. A ja byłam zadowolona, że nadal jesteśmy przyjaciółkami (i tylko tyle, chciałam jej jako przyjaciółki, a nie dziewczyny).
Krótko po feriach poszłam do niej na noc. Robiłyśmy to co dwa tygodnie, raz u niej, raz u mnie. Filmy, chipsy, gry z moim rodzeństwem. Nasi rodzice znali się, czasem na mieście jak się spotkali to rozmawiali. Tym razem jej mama miała w pracy nockę - bywało tak, sama ją wychowywała, więc robiła, co mogła.
Przyjaciółka w trakcie filmu zaproponowała zabawę. Powiedziała, że będzie fajnie. I nagle zaczęła się do mnie najzwyczajniej w świecie dobierać. Mnie momentalnie sparaliżowalo, nie byłam w stanie nic zrobić. Nie miałam żadnych doświadczeń seksualnych w tym wieku, i ona ponoć też nie. Zatkało mnie do tego stopnia, że posłusznie wykonywałam jej polecenia i dałam się wykorzystać. Na początku nie bardzo wiedziałam co się stało, dlatego zgodziłam się na kolejne mocowanie. Znowu u niej. Bo jej mama znowu miała nockę, i ja miałam być z nią, żeby ona nie była sama. Tym razem powiedziałam STOP. A ona zagroziła, że jeśli nie będę jej zaspokajać seksualnie, to wszystkim powie, że się na nią rzuciłam i chciałam zgwałcić. Wystraszyłam się, więc spełniam jej groźbę. I spełniałam prawie pół roku.
Tuż przed końcem 1 klasy gimnazjum nie wytrzymałam. Akurat było święto Bożego Ciała, z rodziną byliśmy u dziadków, ale na popołudnie wróciliśmy do swojego miasta. Moja przyjaciółka chciała się spotkać, a dodatkowo miała uczestniczyć w spotkaniu wspólna koleżanka z klasy, więc się zgodziłam. I w pewnym momencie nie wytrzymałam tego wewnętrznego napięcia, poszłam do łazienki i chciałam się powiesić na klamce. Przyjaciółka i koleżanka zauważyły, że długo mnie nie ma, więc zaczęły mnie szukać. Zrobiło się zamieszanie, koleżanka poszła do domu, przyjaciółka zadzwoniła na policję, a ja uciekam. Lecz niedaleko, bo patrol zaraz mnie znalazł. Później szybko pogotowie, szpital w miasteczku, i szpital psychiatryczny w mieście wojewódzkim.
W szpitalu przeszłam terapię, od początku czerwca do końca lipca. Dopytywali mnie, co mną kierowało. A ja tak się bałam im powiedzieć prawdę. Więc powiedziałam, że nie dogaduję się z rodzicami w domu. Uwierzyli.
Po wakacjach nastała 2 klasa gimnazjum. Byłam sparaliżowana na samą myśl spotkania się z moją przyjaciółką. Nadal się kumplowałyśmy... Ale rzadko spotykałyśmy się po szkole. One chyba trochę się bała, że w szpitalu mogłam powiedzieć prawdę. Przez rok siedziałam w jednej ławce z nią. Aż nagle znalazła się dla mnie furtka do wolności - ona nie zdała do następnej klasy.
3 klasa minęła spokojnie, miałyśmy coraz mniej kontaktu, aż zimą się urwał. Byłam wolna i szczęśliwa. Chyba w kwietniu, albo w maju, przed egzaminami gimnazjalnymi, ktoś po szkole rozwiesił kartki z moimi karytakurami i wyzwiskami. To była ona. Końcówka roku przez to była ciężka, pierwszy raz nie ukończyłam klasy z czerwonym paskiem, rodzice byli mną zawiedzieni. W wakacje na mój telefon wydzwaniała matka mojej przyjaciółki i wyzywała mnie od homo, lesb, popaprańców. A ja nadal bałam się przed kimkolwiek chociażby wygadać.
W liceum odnowiłam kontakt z koleżanką z gimnazjum, byłyśmy jak bardzo dobre koleżanki, ale nie przyjaciółki. Ujawniłam się przed nią, i wszystko było okej. Świat się nie zawalił, dalej się kręcił, a mi nikt nic złego nie zrobił.
W liceum poznałam swoją pierwszą dziewczynę. Przed maturą postanowołyśmy ujawnić się przed naszymi rodzicami. Jej poszło dobrze, natomiast mi bardzo źle. Dostałam wybór - albo ona, albo ja. Wybrałam ją. Jej rodzice zalatwili nam pracę za granicą, zarobiłyśmy trochę na studia. I się przeprowadziłyśmy do miasta wojewódzkiego na południu Polski. Studiowałyśmy, mieszkałyśmy razem w kawalerce, bez innych osób. Miałyśmy oszczędności, stypendia, miałyśmy siebie. W międzyczasie moi rodzice odnowili kontakt - dziś się dogadujemy, w sumie nawet bardzo dobrze. Ale mamy temat tabu, jakim jest moja orientacja. Zakazany temat dla całej rodziny.
Pod koniec studiów licencjackich dziewczyna że mną zerwała, bo życie z dziewczyną w Polsce jest ciężkie. Z chłopakiem byłoby jej łatwiej.
Studia skończyłam, znalazłam pracę w zawodzie - pracuję w urzędzie, więc nie wiadomo jakich pieniędzy nie zarabiam, ale wystarcza mi na życie i jestem z tego zadowolona.
Poszłam na studia doktoranckie. Po roku miałam podbić indeks u promotora - a było dwa dni po marszu równości w 2017, w którym uczestniczyłam. Promotor powiedział, że nie podpisze, ponieważ nie chcę mieć doktorantki-lesbijki. Dziekan wydziału nie chciał się w sprawę wtrącać, a rektor stwierdził, że jak promotor nie złożył podpisu, to najwyraźniej miał powód. Złożyłam rezygnację że studiów.
Te wszystkie wydarzenia skłoniły mnie do udania się na terapię z prawdziwego zdarzenia - psychiatra, leki, psycholog. I rok temu doszłam do siebie, było okej.
Zwiazałam się z kimś. Poszłam krok dalej w swoim życiu i oświadczyłam się jej. Przyjęła moje oświadczyny. Ale coś się nie układało, ciągłe kłótnie o brak porozumienia. Myślę, że to przez różnicę wieku 20 lat. Wiem, że to bardzo dużo. Ale tylko z nią byłam w stanie dogadać się jak z nikim innym. I nagle różowe okulary pospadały nam z nosów, kłótnie, przerzucanie winą doprowadziły do tego, że 1.5 roczny związek się skończył.
Doszłam do siebie, uporządkowałam swoje sprawy, poważny krok naprzód - kupiłam mieszkanie. Poważny wiek 25+ wewnętrznie mnie zdopingował do ustatkowania.
I nagle jestem tu, za parę dni kończę 27 lat, a od miesiąca mam myśli samobójcze. Jak zasypiam, to marzę o sznurze zaciskającym się na mojej szyi.
I chcę sobie wmówić, że wszystkie problemy mam przerobione, że to nie moja wina, że ona mnie wykorzystywała. Nie moja wina, że ona wolała mężczyzn. Nie moja wina, że nie chciałam być z kimś, kto mnie zmusza do seksu.
Żyję, robię to, co lubię: lubię swoją pracę w zawodzie, pochłaniam książki, biegam, regularnie odwiedzam kino, raz na jakiś czas teatr czy filharmonia. Uważam, że jestem szczęśliwa.
I nagle nastaje wieczór, leżę w łóżku, światła zgaszone, a do mojej głowy dobija się myśl o sznurze...
Czy ktoś ma podobnie? Że żyje mu się okej, ale pewna mała część siebie mąci w głowie?
Ja mam pytanie natury egzystencjalno-psychologiczno-psychiatrycznej.
Uważam, że moje życie w sumie to mi się podoba. Ale zawsze są "ale"...
Od zawsze wiedziałam, że jestem lesbijką, nawet zanim potrafiłam to poprawnie nazwać. Miałam wewnętrzne problemy z tym związane, ponieważ nie wiedziałam, co się ze mną dzieje. Gdy poszłam do gimnazjum zyskałam przyjaciółkę. Super się dogadywałyśmy, nie miałam nikogo takiego w swoim życiu. Po pół roku, w czasie ferii zimowych, postanowiłam się jej zwierzyć że swojego ówczesnego sekretu. Przyjęła to dobrze, a ja cieszyłam się, że się ode mnie nie odwróciła - ciężko mi było okropnie, miałam tylko 13 lat, małe miasteczko powiatowe, internet był w powijakach. Zaakceptowała mnie taką, jaką byłam. A ja byłam zadowolona, że nadal jesteśmy przyjaciółkami (i tylko tyle, chciałam jej jako przyjaciółki, a nie dziewczyny).
Krótko po feriach poszłam do niej na noc. Robiłyśmy to co dwa tygodnie, raz u niej, raz u mnie. Filmy, chipsy, gry z moim rodzeństwem. Nasi rodzice znali się, czasem na mieście jak się spotkali to rozmawiali. Tym razem jej mama miała w pracy nockę - bywało tak, sama ją wychowywała, więc robiła, co mogła.
Przyjaciółka w trakcie filmu zaproponowała zabawę. Powiedziała, że będzie fajnie. I nagle zaczęła się do mnie najzwyczajniej w świecie dobierać. Mnie momentalnie sparaliżowalo, nie byłam w stanie nic zrobić. Nie miałam żadnych doświadczeń seksualnych w tym wieku, i ona ponoć też nie. Zatkało mnie do tego stopnia, że posłusznie wykonywałam jej polecenia i dałam się wykorzystać. Na początku nie bardzo wiedziałam co się stało, dlatego zgodziłam się na kolejne mocowanie. Znowu u niej. Bo jej mama znowu miała nockę, i ja miałam być z nią, żeby ona nie była sama. Tym razem powiedziałam STOP. A ona zagroziła, że jeśli nie będę jej zaspokajać seksualnie, to wszystkim powie, że się na nią rzuciłam i chciałam zgwałcić. Wystraszyłam się, więc spełniam jej groźbę. I spełniałam prawie pół roku.
Tuż przed końcem 1 klasy gimnazjum nie wytrzymałam. Akurat było święto Bożego Ciała, z rodziną byliśmy u dziadków, ale na popołudnie wróciliśmy do swojego miasta. Moja przyjaciółka chciała się spotkać, a dodatkowo miała uczestniczyć w spotkaniu wspólna koleżanka z klasy, więc się zgodziłam. I w pewnym momencie nie wytrzymałam tego wewnętrznego napięcia, poszłam do łazienki i chciałam się powiesić na klamce. Przyjaciółka i koleżanka zauważyły, że długo mnie nie ma, więc zaczęły mnie szukać. Zrobiło się zamieszanie, koleżanka poszła do domu, przyjaciółka zadzwoniła na policję, a ja uciekam. Lecz niedaleko, bo patrol zaraz mnie znalazł. Później szybko pogotowie, szpital w miasteczku, i szpital psychiatryczny w mieście wojewódzkim.
W szpitalu przeszłam terapię, od początku czerwca do końca lipca. Dopytywali mnie, co mną kierowało. A ja tak się bałam im powiedzieć prawdę. Więc powiedziałam, że nie dogaduję się z rodzicami w domu. Uwierzyli.
Po wakacjach nastała 2 klasa gimnazjum. Byłam sparaliżowana na samą myśl spotkania się z moją przyjaciółką. Nadal się kumplowałyśmy... Ale rzadko spotykałyśmy się po szkole. One chyba trochę się bała, że w szpitalu mogłam powiedzieć prawdę. Przez rok siedziałam w jednej ławce z nią. Aż nagle znalazła się dla mnie furtka do wolności - ona nie zdała do następnej klasy.
3 klasa minęła spokojnie, miałyśmy coraz mniej kontaktu, aż zimą się urwał. Byłam wolna i szczęśliwa. Chyba w kwietniu, albo w maju, przed egzaminami gimnazjalnymi, ktoś po szkole rozwiesił kartki z moimi karytakurami i wyzwiskami. To była ona. Końcówka roku przez to była ciężka, pierwszy raz nie ukończyłam klasy z czerwonym paskiem, rodzice byli mną zawiedzieni. W wakacje na mój telefon wydzwaniała matka mojej przyjaciółki i wyzywała mnie od homo, lesb, popaprańców. A ja nadal bałam się przed kimkolwiek chociażby wygadać.
W liceum odnowiłam kontakt z koleżanką z gimnazjum, byłyśmy jak bardzo dobre koleżanki, ale nie przyjaciółki. Ujawniłam się przed nią, i wszystko było okej. Świat się nie zawalił, dalej się kręcił, a mi nikt nic złego nie zrobił.
W liceum poznałam swoją pierwszą dziewczynę. Przed maturą postanowołyśmy ujawnić się przed naszymi rodzicami. Jej poszło dobrze, natomiast mi bardzo źle. Dostałam wybór - albo ona, albo ja. Wybrałam ją. Jej rodzice zalatwili nam pracę za granicą, zarobiłyśmy trochę na studia. I się przeprowadziłyśmy do miasta wojewódzkiego na południu Polski. Studiowałyśmy, mieszkałyśmy razem w kawalerce, bez innych osób. Miałyśmy oszczędności, stypendia, miałyśmy siebie. W międzyczasie moi rodzice odnowili kontakt - dziś się dogadujemy, w sumie nawet bardzo dobrze. Ale mamy temat tabu, jakim jest moja orientacja. Zakazany temat dla całej rodziny.
Pod koniec studiów licencjackich dziewczyna że mną zerwała, bo życie z dziewczyną w Polsce jest ciężkie. Z chłopakiem byłoby jej łatwiej.
Studia skończyłam, znalazłam pracę w zawodzie - pracuję w urzędzie, więc nie wiadomo jakich pieniędzy nie zarabiam, ale wystarcza mi na życie i jestem z tego zadowolona.
Poszłam na studia doktoranckie. Po roku miałam podbić indeks u promotora - a było dwa dni po marszu równości w 2017, w którym uczestniczyłam. Promotor powiedział, że nie podpisze, ponieważ nie chcę mieć doktorantki-lesbijki. Dziekan wydziału nie chciał się w sprawę wtrącać, a rektor stwierdził, że jak promotor nie złożył podpisu, to najwyraźniej miał powód. Złożyłam rezygnację że studiów.
Te wszystkie wydarzenia skłoniły mnie do udania się na terapię z prawdziwego zdarzenia - psychiatra, leki, psycholog. I rok temu doszłam do siebie, było okej.
Zwiazałam się z kimś. Poszłam krok dalej w swoim życiu i oświadczyłam się jej. Przyjęła moje oświadczyny. Ale coś się nie układało, ciągłe kłótnie o brak porozumienia. Myślę, że to przez różnicę wieku 20 lat. Wiem, że to bardzo dużo. Ale tylko z nią byłam w stanie dogadać się jak z nikim innym. I nagle różowe okulary pospadały nam z nosów, kłótnie, przerzucanie winą doprowadziły do tego, że 1.5 roczny związek się skończył.
Doszłam do siebie, uporządkowałam swoje sprawy, poważny krok naprzód - kupiłam mieszkanie. Poważny wiek 25+ wewnętrznie mnie zdopingował do ustatkowania.
I nagle jestem tu, za parę dni kończę 27 lat, a od miesiąca mam myśli samobójcze. Jak zasypiam, to marzę o sznurze zaciskającym się na mojej szyi.
I chcę sobie wmówić, że wszystkie problemy mam przerobione, że to nie moja wina, że ona mnie wykorzystywała. Nie moja wina, że ona wolała mężczyzn. Nie moja wina, że nie chciałam być z kimś, kto mnie zmusza do seksu.
Żyję, robię to, co lubię: lubię swoją pracę w zawodzie, pochłaniam książki, biegam, regularnie odwiedzam kino, raz na jakiś czas teatr czy filharmonia. Uważam, że jestem szczęśliwa.
I nagle nastaje wieczór, leżę w łóżku, światła zgaszone, a do mojej głowy dobija się myśl o sznurze...
Czy ktoś ma podobnie? Że żyje mu się okej, ale pewna mała część siebie mąci w głowie?
- awfulme1967
- rozgadana foremka
- Posty: 114
- Rejestracja: 3 lis 2019, o 20:51
Re: Czy Wy też tak macie?
Tak, to nie tylko Twój problem, choć historie różne...
Biegłam jakiś czas za Wami. Teraz zawracam. Popatrze kto pobiegnie za mną
Re: Czy Wy też tak macie?
pyska400, koniecznie zwróć się o pomoc. Potrzebujesz terapii. My tak nie mamy a ty musisz o siebie zawalczyć. Piszesz, że dwa lata temu przeszłaś terapię, psychiatra, leki. Tego samego potrzebujesz teraz. Napisz do mnie lub spróbuj odnowić kontakty z terapeutą. Trzymaj się.
- awfulme1967
- rozgadana foremka
- Posty: 114
- Rejestracja: 3 lis 2019, o 20:51
Re: Czy Wy też tak macie?
A to się akurat zgadza - terapia potrzebna koniecznie, samemu się tego nie pokona.marinnaWR pisze: ↑6 lis 2019, o 21:42pyska400, koniecznie zwróć się o pomoc. Potrzebujesz terapii. My tak nie mamy a ty musisz o siebie zawalczyć. Piszesz, że dwa lata temu przeszłaś terapię, psychiatra, leki. Tego samego potrzebujesz teraz. Napisz do mnie lub spróbuj odnowić kontakty z terapeutą. Trzymaj się.
Biegłam jakiś czas za Wami. Teraz zawracam. Popatrze kto pobiegnie za mną
-
- rozgadana foremka
- Posty: 146
- Rejestracja: 18 paź 2019, o 20:33
Re: Czy Wy też tak macie?
Czasem tak jest, że z jednej strony w życiu codziennym odczuwa się przyjemności, ale jednocześnie jakaś inna część doświadczeń powoduje myśli samobójcze.
Zaslugujesz na miłość, na udany związek, na wszystko co dobre. Pozwól sobie pomóc - idź na terapię, poszukaj wsparcia.
Zaslugujesz na miłość, na udany związek, na wszystko co dobre. Pozwól sobie pomóc - idź na terapię, poszukaj wsparcia.
Re: Czy Wy też tak macie?
Zapisałam się ponownie na terapię, zaczynam we wtorek.
"cieszę się", o ile można tak powiedzieć, że nie jestem sama z takimi myślami.
Dzięki za dobre słowo.
"cieszę się", o ile można tak powiedzieć, że nie jestem sama z takimi myślami.
Dzięki za dobre słowo.
- awfulme1967
- rozgadana foremka
- Posty: 114
- Rejestracja: 3 lis 2019, o 20:51
Re: Czy Wy też tak macie?
Tak trzymaj mała
Biegłam jakiś czas za Wami. Teraz zawracam. Popatrze kto pobiegnie za mną
- awfulme1967
- rozgadana foremka
- Posty: 114
- Rejestracja: 3 lis 2019, o 20:51
Re: Czy Wy też tak macie?
Zrezygnowałaś ostatecznie z myśli o doktoracie? Z powodu jednej wszy od razu rezygnować??pyska400 pisze: ↑31 paź 2019, o 15:38Poszłam na studia doktoranckie. Po roku miałam podbić indeks u promotora - a było dwa dni po marszu równości w 2017, w którym uczestniczyłam. Promotor powiedział, że nie podpisze, ponieważ nie chcę mieć doktorantki-lesbijki. Dziekan wydziału nie chciał się w sprawę wtrącać, a rektor stwierdził, że jak promotor nie złożył podpisu, to najwyraźniej miał powód. Złożyłam rezygnację że studiów.
Poza tym reforma była, sporo zmian, wielu starych pryków poszło na zieloną trawkę, na Uczelni teraz wybory, nowe władze będą, a na szkołach doktorskich wreszcie płacą. Kto powiedział że nie znajdziesz normalnego promotora? Rozważ temat.
Biegłam jakiś czas za Wami. Teraz zawracam. Popatrze kto pobiegnie za mną
Re: Czy Wy też tak macie?
Gdybym wykłócała się z promotorem i ostatecznie zaliczył mi semestr, to by jego koledzy po fachu mogliby mnie uwalić: na otwarciu przewodu, na zamknięciu przewodu, na obronie. Nie chciałam ryzykować, bo czasem taka walka nie jest po prostu warta.
Myślałam o innej uczelni, mojej macierzystej, nawet wstępnie rozmawiałam z potencjalnym promotorem i robiłam research publikacji... Ale po nieudanym wcześniejszym doktoracie zapisałam się do szkoły policealnej dwuletniej, i mnie nauka pochłonęła tak bardzo, że nie udało się już załapać na stare zasady, a teraz są nowe... Ale nie ma tego złego, jestem technikiem rachunkowości, chociaż tyle
Myślałam o innej uczelni, mojej macierzystej, nawet wstępnie rozmawiałam z potencjalnym promotorem i robiłam research publikacji... Ale po nieudanym wcześniejszym doktoracie zapisałam się do szkoły policealnej dwuletniej, i mnie nauka pochłonęła tak bardzo, że nie udało się już załapać na stare zasady, a teraz są nowe... Ale nie ma tego złego, jestem technikiem rachunkowości, chociaż tyle

- awfulme1967
- rozgadana foremka
- Posty: 114
- Rejestracja: 3 lis 2019, o 20:51
Re: Czy Wy też tak macie?
pyska400 pisze: ↑17 lis 2019, o 19:19Gdybym wykłócała się z promotorem i ostatecznie zaliczył mi semestr, to by jego koledzy po fachu mogliby mnie uwalić: na otwarciu przewodu, na zamknięciu przewodu, na obronie. Nie chciałam ryzykować, bo czasem taka walka nie jest po prostu warta.
Myślałam o innej uczelni, mojej macierzystej, nawet wstępnie rozmawiałam z potencjalnym promotorem i robiłam research publikacji... Ale po nieudanym wcześniejszym doktoracie zapisałam się do szkoły policealnej dwuletniej, i mnie nauka pochłonęła tak bardzo, że nie udało się już załapać na stare zasady, a teraz są nowe... Ale nie ma tego złego, jestem technikiem rachunkowości, chociaż tyle![]()
Drogie dziecko nowe zasady są o niebo korzystniejsze dla doktorantów. Znam takie osoby co specjalnie opóźniły o rok żeby iść według nowych zasad. Ja tam Cię kuszę sprawdź...
Biegłam jakiś czas za Wami. Teraz zawracam. Popatrze kto pobiegnie za mną
Re: Czy Wy też tak macie?
Sprawdzę, może akurat złapię się na nowy rok akademicki 
Chociaż chciałam załapać się na doktorat wdrozeniowy wg nowych zasad - nawet byłam po wstępnej rekrutacji. Niestety nie zatrudnili mnie ze względu na moje miejsce pracy - ktoś na poziomie ministerialnym ustalił, że w jego resorcie nie będzie podkradania pracowników między urzędami.
Może teraz zmienią ministra, są duże szanse

Chociaż chciałam załapać się na doktorat wdrozeniowy wg nowych zasad - nawet byłam po wstępnej rekrutacji. Niestety nie zatrudnili mnie ze względu na moje miejsce pracy - ktoś na poziomie ministerialnym ustalił, że w jego resorcie nie będzie podkradania pracowników między urzędami.
Może teraz zmienią ministra, są duże szanse

Re: Czy Wy też tak macie?
A co to za zasady, jeśli można zapytać, z lenistwa wrodzonego?awfulme1967 pisze: ↑17 lis 2019, o 19:25pyska400 pisze: ↑17 lis 2019, o 19:19Gdybym wykłócała się z promotorem i ostatecznie zaliczył mi semestr, to by jego koledzy po fachu mogliby mnie uwalić: na otwarciu przewodu, na zamknięciu przewodu, na obronie. Nie chciałam ryzykować, bo czasem taka walka nie jest po prostu warta.
Myślałam o innej uczelni, mojej macierzystej, nawet wstępnie rozmawiałam z potencjalnym promotorem i robiłam research publikacji... Ale po nieudanym wcześniejszym doktoracie zapisałam się do szkoły policealnej dwuletniej, i mnie nauka pochłonęła tak bardzo, że nie udało się już załapać na stare zasady, a teraz są nowe... Ale nie ma tego złego, jestem technikiem rachunkowości, chociaż tyle![]()
Drogie dziecko nowe zasady są o niebo korzystniejsze dla doktorantów. Znam takie osoby co specjalnie opóźniły o rok żeby iść według nowych zasad. Ja tam Cię kuszę sprawdź...
Robienie doktoratu w Pl może być (nierzadko) mordęgą. Zdarza się również, że to z powodu doktoratów ludzie lądują na terapiach.
Może lepiej niech Autorka wpierwej poradzi sobie ze sznurami w głowie.
Pyska, na kobietach świat się nie kończy. Nie warto.poświęcać czas i zawracać sobie głowę kimś z awanturą w tle. Nie wolno zmuszać się "dla dobra" do czegokolwiek w takiej relacji!
Dobrze, że wszystko się skończyło nim wpakowałaś się w głębszy układ, wyzywanie i ciągłe wyrzuty.. Skup się na sobie. Zapisz na konie, łýżwy albo szydełkowanie. I nie słuchaj głupich myśli.
Powodzenia na terapii!
Przed Tobą jeszcze tysiące historii i wydarzeń. Zadbaj o nie


Lubię kiedy kobieta...
- awfulme1967
- rozgadana foremka
- Posty: 114
- Rejestracja: 3 lis 2019, o 20:51
Re: Czy Wy też tak macie?
No racja, nie wszystko naraz. Teraz są ważniejsze rzeczy. Ale jak dojdzie do siebie można się zastanowić czy jeszcze chce i czy warto.ImaSumak pisze: ↑17 lis 2019, o 20:29A co to za zasady, jeśli można zapytać, z lenistwa wrodzonego?awfulme1967 pisze: ↑17 lis 2019, o 19:25pyska400 pisze: ↑17 lis 2019, o 19:19Gdybym wykłócała się z promotorem i ostatecznie zaliczył mi semestr, to by jego koledzy po fachu mogliby mnie uwalić: na otwarciu przewodu, na zamknięciu przewodu, na obronie. Nie chciałam ryzykować, bo czasem taka walka nie jest po prostu warta.
Myślałam o innej uczelni, mojej macierzystej, nawet wstępnie rozmawiałam z potencjalnym promotorem i robiłam research publikacji... Ale po nieudanym wcześniejszym doktoracie zapisałam się do szkoły policealnej dwuletniej, i mnie nauka pochłonęła tak bardzo, że nie udało się już załapać na stare zasady, a teraz są nowe... Ale nie ma tego złego, jestem technikiem rachunkowości, chociaż tyle![]()
Drogie dziecko nowe zasady są o niebo korzystniejsze dla doktorantów. Znam takie osoby co specjalnie opóźniły o rok żeby iść według nowych zasad. Ja tam Cię kuszę sprawdź...
Robienie doktoratu w Pl może być (nierzadko) mordęgą. Zdarza się również, że to z powodu doktoratów ludzie lądują na terapiach.
Może lepiej niech Autorka wpierwej poradzi sobie ze sznurami w głowie.
Pyska, na kobietach świat się nie kończy. Nie warto.poświęcać czas i zawracać sobie głowę kimś z awanturą w tle. Nie wolno zmuszać się "dla dobra" do czegokolwiek w takiej relacji!
Dobrze, że wszystko się skończyło nim wpakowałaś się w głębszy układ, wyzywanie i ciągłe wyrzuty.. Skup się na sobie. Zapisz na konie, łýżwy albo szydełkowanie. I nie słuchaj głupich myśli.
Powodzenia na terapii!
Przed Tobą jeszcze tysiące historii i wydarzeń. Zadbaj o nie![]()
![]()
Tu są różnice między tym co było a jest:
https://konstytucjadlanauki.gov.pl/kszt ... ne-pytania
Biegłam jakiś czas za Wami. Teraz zawracam. Popatrze kto pobiegnie za mną
Re: Czy Wy też tak macie?
Wg wcześniejszych zasad można było być na studiach doktoranckich(tak, jak ja): przedmioty do zaliczenia, przedmioty do prowadzenia ze studentami jako obowiàzkowa praktyka, do tego oczywiście pisanie rozprawy doktorskiej. Stypendia naukowe/jakościowe dla nielicznych.
Była również możliwość uzyskania tytułu doktora jako pracownik uczelni - dostaje się pół etatu, nawet na zlecenie, realizuje program ze studentami, za to nie trzeba przerabiać materiału jak na studiach doktoranckich. I można było pisać rozprawę i się bronić bez dodatkowych kosztów.
W chwili obecnej doktorat wdrozeniowy w skrócie wygląda tak: firma/instytut, mające cokolwiek wspólnego z nauką, gdzie kierownikiem jest osoba mająca co najmniej tytuł chyba dr hab. - można zacząć doktorat wwdrozeniowy - w wyniku którego należałoby poprawić/usprawnic w jakiś sposób działające przedsiębiorstwo i nauke w ogóle. Plusem jest brak obowiązku prowadzenia zajęć ze studentami i odbywania zajęć jak na studiach.
Była również możliwość uzyskania tytułu doktora jako pracownik uczelni - dostaje się pół etatu, nawet na zlecenie, realizuje program ze studentami, za to nie trzeba przerabiać materiału jak na studiach doktoranckich. I można było pisać rozprawę i się bronić bez dodatkowych kosztów.
W chwili obecnej doktorat wdrozeniowy w skrócie wygląda tak: firma/instytut, mające cokolwiek wspólnego z nauką, gdzie kierownikiem jest osoba mająca co najmniej tytuł chyba dr hab. - można zacząć doktorat wwdrozeniowy - w wyniku którego należałoby poprawić/usprawnic w jakiś sposób działające przedsiębiorstwo i nauke w ogóle. Plusem jest brak obowiązku prowadzenia zajęć ze studentami i odbywania zajęć jak na studiach.
- awfulme1967
- rozgadana foremka
- Posty: 114
- Rejestracja: 3 lis 2019, o 20:51
Re: Czy Wy też tak macie?
Co u Ciebie pyska400 jak dajesz rade. Rozpoczęłaś terapie?
Biegłam jakiś czas za Wami. Teraz zawracam. Popatrze kto pobiegnie za mną
Re: Czy Wy też tak macie?
Jestem po pierwszej wizycie u psychiatry i psychologa. Dostałam w aptece leki, na sen i antydepresanty - te same, co wcześniej. Poszłam do tych samych specjalistów, więc nie muszę od nowa się z nimi zapoznawać i oswajać.
Ale się boję o to, co będzie. Dawno takiej beznadziejności nie czułam w sobie. Boję się, co mi do głowy może strzelić. Dlatego staram się mieć jak najmniej czasu na myślenie - grafik zawalony od świtu do nocy.
Ale się boję o to, co będzie. Dawno takiej beznadziejności nie czułam w sobie. Boję się, co mi do głowy może strzelić. Dlatego staram się mieć jak najmniej czasu na myślenie - grafik zawalony od świtu do nocy.
- awfulme1967
- rozgadana foremka
- Posty: 114
- Rejestracja: 3 lis 2019, o 20:51
Re: Czy Wy też tak macie?
Nie bój się. Będzie dobrze. Jakby co wbijaj na priv. Trzymam kciuki mała.
Biegłam jakiś czas za Wami. Teraz zawracam. Popatrze kto pobiegnie za mną
Re: Czy Wy też tak macie?
wspaniale, właśnie tędy droga
i zobacz jak wiele dziewczyn tutaj chętnie ciebie wesprze i pomoże. Nie zapominaj o nas. Niestety akurat listopad nie jest ogólnie jakiś pozytywny, ale za to te kolory w parkach są przepiękne, liście błyszczą kolorami tak różnorodnymi, że tło wspaniałe i do fotek i do myśli




- awfulme1967
- rozgadana foremka
- Posty: 114
- Rejestracja: 3 lis 2019, o 20:51
Re: Czy Wy też tak macie?
Hey mała. Jak żyjesz? Już w pionie? Co nowego?
Biegłam jakiś czas za Wami. Teraz zawracam. Popatrze kto pobiegnie za mną
Re: Czy Wy też tak macie?
Jeszcze kawałek do pionu... Staram się przeżyć jakoś. Bez większego entuzjazmu 

Re: Czy Wy też tak macie?
Chciałam powiedzieć, że niedługo weekend i jakie masz plany. A to na razie poniedziałek
Ale może coś planujesz ? Lub zaplanujesz ? Poza pracą, którą lubisz, to jak spędzasz czas wolny ?
A jak terapia ? Nie znam się, ale żeby mieć efekty, to musi być spełnionych kilka warunków, np nie każdy terapeuta nadaje się dla każdego, rodzaj terapii też ma znaczenie

Ale może coś planujesz ? Lub zaplanujesz ? Poza pracą, którą lubisz, to jak spędzasz czas wolny ?
A jak terapia ? Nie znam się, ale żeby mieć efekty, to musi być spełnionych kilka warunków, np nie każdy terapeuta nadaje się dla każdego, rodzaj terapii też ma znaczenie
Re: Czy Wy też tak macie?
Poszłam do tego samego psychologa, co wcześniej, więc to nie jest raczej kwestia niedopasowania. Po prostu u mnie to zawsze długo trwa.
Nie mam wielkich planów, ostatnio tylko pochłaniam książki.
Może wyjście do ludzi by pomogło, ale szczerze nawet nie mam to ochoty.
Nie mam wielkich planów, ostatnio tylko pochłaniam książki.
Może wyjście do ludzi by pomogło, ale szczerze nawet nie mam to ochoty.