justsomebody10 pisze:A jeśli ktoś już wspomniał o feministach, to spotkałam się wielokrotnie w sieci z poglądem, że nie ma prawdziwych feministów, bo 1) prawdziwy mężczyzna nie może popierać feminizmu, a jeśli popiera, to znaczy, że nie jest prawdziwym mężczyzną, 2) najprawdopodobniej udaje feministę, bo wybrał sobie strategię podrywu i zaliczania kobiet "na pro-kobiecego, popierającego równouprawnienie", bo takie zachowanie ułatwia dostęp do grupy kobiet łatwiej (zdaniem tak twierdzących) dostępnych pod względem seksualnym. Poglądy te są forsowane przez wielu mężczyzn i padają na podatny grunt.
To komiczne, że ci ludzie nie rozumieją, że ideą feminizmu jest także równouprawnienie mężczyzn. Mężczyzna może być słaby. Może płakać (psychicznie zresztą mężczyźni są znacznie słabsi niż kobiety, duży współczynnik samobójstw, pewnie właśnie dlatego, że nie wolno im okazać słabości). Kobieta może mieć ochotę na seks. Mężczyzna może nie mieć ochoty na seks. Kobieta może mieć ochotę robić karierę. Mężczyzna może mieć ochotę spełniać się w domu "przy garach". Kobieta może być niekobieca. Mężczyzna może lubić lekki makijaż, dbać o siebie. Mężczyzna może być tą czulszą, delikatniejszą stroną związku.
Jest to zdjęcie z pleców mężczyzny całego tego patriarchalnego barachła, które każe mu zawsze być silnym, zawsze "męskim", zawsze w pogotowiu. Niektórzy nazywają to kastrowaniem facetów.
A ilu chłopców było tępionych w szkole, bo nie lubili skoków przez kozła, nie umieli grać w gałę? I nieważne, że mogą mieć inne umiejętności, pięknie śpiewać, pisać wiersze, czy też po prostu być strasznie dobrymi empatycznymi ludźmi - to strasznie niemęskie, kobiece, pedalskie.
Większość chłopaków, których znam, jest niemęska, jest wrażliwa, część nie ma pojęcia o sporcie, nie zaliczają lasek jak leci, interesują się kulturą i sztuką. Jeśli mają dziewczyny, potrafią jednak ich bronić, troszczą się o nie, tak jak one troszczą się o nich. Niektórzy świetnie gotują lub robią świetne nalewki

. I wiecie, są przywiązani do swojej rodziny. Takie to wszystko niemęskie, że aż zostali feministami. Oczywiście tylko dlatego, że są "słabi". Mój przyjaciel powtarza, ze gorsza od atmosfery "kurnika" (czyli kobiet nawijających o chłopcach, szminkach i w ogóle) jest tylko atmosfera "męskiej szatni" (czyli dupy, bryki, futbol, bijatyki). I wie co mówi.
Wiec feminizm jest dla wszystkich. A skrajnymi postaciami nie warto się przejmować. Nie być feministką oznacza godzić się, że miejsce kobiety jest u boku - i pod władzą - mężczyzny. I że to nie ona decyduje o swoim ciele i o sobie. U lesbijki takie podejście dziwi mnie szczególnie, bo chyba żadna z nas nie widzi się u boku mężczyzny. To powinien być tylko i wyłącznie nasz wybór.