Uhh.... Dziś po południu czeka mnie wizyta z młodą u weta, będziemy rozmawiać o czymś na uspokojenie/nerwicę dla Lucky (idiotyczne imię dla kota, nadane przez poprzednich właścicieli, niestety reaguje na nie, więc już zmieniać nie będziemy). Widać wyraźnie, że mała przeszła ciężką traumę, wiemy już na pewno, że w poprzednim domu była nieraz bita, potem została porzucona - wiadomo jak to na kota działa. Minął miesiąc a ona nie tylko nadal reaguje na nasze rezydentki jak na zło wcielone, chociaż one chcą ją po prostu obwąchać, ale i zaczęła zdecydowane próby zepchnięcia ich w jak najdalszy kąt mieszkania. Oczywiście miewa nieraz lepsze godziny - potrafi leżeć z nimi bez problemu w jednym pomieszczeniu, jednak nie trwa to zbyt długo, po czym rozpoczyna się rytuał donośnego miauczenia - co ja mówię, wycia jak syrena alarmowa i wyganianie z pokoju. Żeby kuwety i miski z jedzeniem stały w jednym pomieszczeniu nie ma nawet mowy.
Wiem, że dokacanie wymaga czasu, zwłaszcza, że różnica wieku jest spora - 6 lat, ale wolę zadziałać wcześniej obmyślając coś z weterynarzem, niż wykańczać nerwowo młodą, rezydentki i domowników. Zwłaszcza, że nasza "pierworodna" siedzi już praktycznie tylko na antresoli schodząc wyłącznie na jedzenie i do kuwety. Jak to jednak powiedziała miła pani wet: "nie istnieją nieudane dokocenia, są jedynie opiekunowie, którzy nie zrobili wszystkiego co konieczne. Koty nie muszą się polubić, ale powinny się tolerować." Także trzymajcie kciuki dziewczyny, za tolerancję wśród moich kotowatych
PS. Przeszukując internet natknęłam się na niejakie kropelki Bacha. O ile mi wiadomo, weterynarze w większości podchodzą do nich sceptycznie, na zasadzie "pomoże albo i nie pomoże, ale nie zaszkodzi". Wielu kociarzy wychwala je jednak pod niebiosa. No i tu moje pytanie - miacie jakieś doświadczenia z tym ustrojstwem?