Post
autor: 6VII1945 » 21 maja 2020, o 16:57
Stwierdziłam, że dorzucę do sterty swoje odczucia dotyczące wyrazu "staruszka". Zacznę od tego, że zgadzam się z przedmówczyniami odnośnie jego pejoratywnego wydźwięku. Dla mnie mówienie o kobietach po 40+, nawet pieszczotliwie i czule "staruszka" jest wręcz protekcjonalne i nieco uwłaszczające, redukujące je i niepotrzebnie skupiające się wyłącznie na wieku (który, jak mówisz, nie ma znaczenia). I jak wspomniały foremki przede mną - chyba nikt nie chce, by mówiono o nim czule przed jakimkolwiek bliższym poznaniem, to wprawia w dyskomfort, anglojęzyczny "cringe". Poza tym to słowo sugeruje jakąś słabość, kruchość i ułomność, a przecież kobiety 40+ są obiektywnie w sile wieku, często niczym nie ograniczone i jeszcze daleko im do osłabienia.
Kolejna sprawa, z własnych doświadczeń z kobietami sporo starszymi od siebie (ja jestem przed 25 i pisząc ten post wycieram mleko spod nosa, często widzę dobrze swoją ułomność i bluszczowatość, wstydzę się ich, ale daję sobie czas i nie wypieram się ich na siłę), wiem, że często panie około trzydziestki (i starsze) bardzo nie lubią wszelkiego rodzaju zdrobnień i spieszczeń, po prostu są podrażnione przez takie słowa. Nie winię ich, sama nie przepadam za takimi wyrazami, nie lubię gdy jakieś słowo nadaje wypowiedzi infantylny ton. Także, by nawiązać kontakt ze starszą i poważną kobietą, najlepiej zacząć od pisania w taki sposób, by różnica wieku nie była w ogóle wyczuwalna. Mówię tylko o kontakcie, przyjaźni, niekoniecznie związku, bo tak jak sugerowały przedmówczynie, ja bym z automatu wycofała się, gdyby interesowała się mną 16 czy 18 latka.
Niemniej jednak, mimo wszystko, przypuszczam, że znajdzie się jakaś 40latka, która jest w takim momencie życia, że potrzebuje młodszej kobiety i w której preferencje się wpasujesz i której będzie miło, słysząc określenie "staruszka". Kwestia znalezienia osoby o podobnej percepcji do Ciebie. Trzymam kciuki.