Maria Peszek nie jest lesbą...

[ramion_janion]

Dowiedziałam się właśnie, że Maria Peszek nie jest lesbą! W tej swojej nowej twórczości leciała tą tematyką okołolesbijską przecież ostro, szczególnie w piosence Virunga i w Jebię to wszystko. Nawet by mnie to tak chyba nie zdenerwowało, gdyby ta muzyka była jeszcze dobra, ale nie jest! I nie dość, że nie jest, to jeszcze puszczają ją na każdym marszu równości. Nie mogę.

Nienawidziłam, kiedy puszczali ją na marszach, bo ja szczerze lubię sobie powywijać i nie pasuje mi, że między Born This Way Gagi a YMCA leci to goryle LGBT! LGBT! Człowiek musi wtedy przestać podskakiwać i pokręcić 4 minuty głową (ta piosenka nie powinna trwać aż 4 minut), bo głupio wywijać do słów "Jestem różowym trójkątem". Ale wiecie co? Znosiłam to. Stwierdziłam, że dobra, dla mnie ta piosenka jest strasznie toporna, nie podoba mi się, ale jest ekspresją prawdziwej lesby/laski bi i pewnie do kogoś tu trafi.

A teraz się dowiaduję, że powiedziała o swojej orientacji:
"Nie wydaje mi się, ale nie wykluczam tego (...) Wszyscy jesteśmy tak naprawdę biseksualni."

I uno -- nie cierpię, kiedy ludzie mówią, że wszyscy jesteśmy tak naprawdę biseksualni. Dla mnie to jest niesmaczne -- zjawisko gwałtu korekcyjnego wynika częściowo z takiej właśnie mentalności, z przeświadczenia, że nie ma bata, że komuś mogą po prostu nie podobać się mężczyźni. Secundo? Denerwuje mnie, że nie będąc lesbą, wypowiada się w imieniu LGBT. Ja wiem, że to ma być jakiś wyraz solidarności, że ją od lesb wyzywano, wszystko rozumiem. Ale jak się piszę wers "chciałabym się kochać z tobą, ale nie mogę" to wypadałoby być chociaż trochę lesbą albo chociaż dodać, nie wiem, "bo nie odczuwam pociągu seksualnego do kobieeeet". To umieszczanie siebie w roli prześladowanej mniejszości jest dla mnie takie... głupie, bo dla prawdziwych lesb to nie jest mityczna rola, z której możemy wyjść, a niezbywalna właściwość życia.

Obiektywnie za bardzo się tym zdenerwowałam, ale też obiektywnie za często puszczano mi tę nieznośną "Virungę".