Jednak, gdy poznaję nowe osoby już wieku dorosłym, a jestem na II roku studiów, trudno jest mi wejść w bliższe relacje z innymi młodymi kobietami, kiedy one są hetero. Odnoszę wrażenie, że nie do końca się rozumiemy, mimo, że mamy zbliżone, często stereotypowo "kobiece" zainteresowania. Nie czuję z nimi zrozumienia, wydaje mi się wręcz, że mimo wielu podobieństw w naszej kobiecości, orientacja bardzo nas polaryzuje. Czasem brakuje mi w moim otoczeniu kogoś, z kim będę mogła poczuć jedność kulturową, porozmawiać na tematy związane ze środowiskiem lesbijskim, ikonicznymi filmami, muzyką... Zastanawiam się, czy nie mam zbyt wygórowanych ambicji, jeśli o to chodzi, ale jak oglądam "The L Word", to strasznie zazdroszczę im tego "community"... Takiego poczucia wspólnotowości. Czy obecnie lesbijki nie czują już podstawowej więzi między sobą, opartej na samym współdzieleniu przeżyć i dumy z tego, że po prostu są lesbijkami?
Kocham tę saficzną cząstkę siebie i chciałabym poznać kiedyś kogoś w swoim życiu, dla kogo jest to równie ważne. Niestety, jak obserwuję najbliższe otoczenie, nikogo takiego nie widzę... oczywiście oprócz mojej ukochanej.

Jakie są wasze przemyślenia na ten temat?