Zakręt hipokampa - Maciej Miller

Szczególnie szeroki, gdy Matylda kupuje swojej dziewczynie prezent na Gwiazdkę. I wcale nie są to kosmetyki, ani słodycze, ani ciuchy. To po prostu... DZIAŁKA NA KSIĘŻCU. Też chciałabyś dostać taki prezent?
„Zakręt hipokampa” to książka w naszych realiach dosyć odważna, a dla niektórych czytelników może okazać się zbyt trudna. Choć napisana prostym, sympatycznym językiem, traktuje o sprawach, o których Polacy wolą nie wiedzieć.
Jedna z głównych bohaterek, lekarka, musi wyjechać do małego miasteczka, bo koledzy z uniwersyteckiej kliniki dowiedzieli się o jej inności. Trafia do prowincjonalnego szpitala, którego dyrektor opiekuje się w wolnych chwilach miejscowym domem dziecka. Nietrudno się domyślić, na czym polega ta opieka. Lekarka początkowo przymyka oko na pedofilskie wyczyny swego szefa, ale kiedy na oddział trafia mała dziewczynka, sierota przeznaczona do adopcji...
Nie uprzedzajmy wypadków.
Autor bardzo delikatnie, z wyczuciem relacjonuje wydarzenia z domu dziecka. Oglądamy to wszystko oczami młodego lekarza – stażysty, który – wbrew własnej woli – znajduje się nagle w samym centrum wydarzeń. Jedyny prawdziwy mężczyzna w świecie rządzonym przez kobiety.
W scenie finałowej – mojej ulubionej – główna bohaterka bierze sprawy we własne ręce. I choć cudów nie ma i dziewczyny nie dostaną zgody na adoptowanie małej sierotki, to jednak wydźwięk książki jest chyba optymistyczny.
Warto poświęcić kilka wieczornych godzin na „Zakręt hipokampa”!