"Whale Rider" to sen. Sen upleciony z dźwięków. Spokojny, bezpieczny, ciepły... To muzyczne pragnienie otulenia się. Tony niczym woda omywające ciało. Delikatnie muskające rytmem. Usypiające.
"Whale Rider" to podróż. Podróż po świecie skrytym w oddechu nocy... oddechu życia.
"Whale Rider" to przestrzeń. Rozległa, ogromna... tętniąca własnym rytmem.
Lisa Gerrerd. Dwa słowa... a tyle znaczeń. Niedawno pojawiła się nowy album tejże artystki - "Whale Rider". Jest ścieżką dźwiękową do ekranizacji książki autorstwa Witi Ihimaera o tym samym tytule. Dostając tę płytę do rąk nie miałam o tym pojęcia i jakież było me zdziwienie, gdy zamiast rytmicznych, erotyczno - mistycznych tańców otrzymałam spokojną, kojącą i melancholijną paletę dźwięków. Lisa maluje... Słuchając tego albumu odnoszę wrażenie jakby autorka wzięła do rąk muzyczne farby i malowała nimi obrazy. Wielobarwne pejzaże ociekające brzmieniem. Wszystko utrzymane w pastelowej, spokojnej tonacji. A może wzięła do rak akwarele? Wszak nuty w tak płynny sposób zlewają się ze sobą... Ktoś spragniony niesamowitego głosu pani Gerrard próżno szukać go będzie na tym albumie. Jej wokalizy ograniczają się zaledwie do kilku westchnień tudzież półgłosów oraz "tubylczych" inwokacji. A szkoda... wszak głos ma niebanalny! I chyba tylko do tego braku - niewystarczającej partii wokalnej - przyczepić się mogę. Jednak gdy spoglądam na tę płytę jak na soundtrack już się nie mam czego czepiać. Wokalne "prześwity" podgrzewają jeno atmosferę.
Całą muzykę skomponowała Lisa. Za miksowanie odpowiada niejaki pan Simon Bowley zaś masteringiem zajął się Jacek Tuschweski.
Ogólnie rzecz ujmując album zawiera miłą syntezę emocji zatopioną w dźwięku. Płyta dobra... Mnie osobiście urzekła swym ciepłem i spokojem, choć zdaję sobie sprawę, że dla niektórych odbiorców może to być nazbyt senna dawka. Dla mnie jest idealną płytą na przydługie jesienno-zimowe wieczory.
Zajrzyj na prześliczną oficjalną stronę LisyTen artykuł nie ma jeszcze opini. Twoja może być pierwsza!