We Francji wrze. Najpierw na "Życiu Adeli" nie zostawiła suchej nitki Julie Maroh, autorka komiksu "Le bleu est une couleur chaude" ("Niebieski to ciepły kolor"), na podstawie którego nakręcono film. Sceny erotyczne między dwiema bohaterkami nazwała "nieprawdziwymi, nieprzekonującymi i pornograficznymi".
27-letnia autorka umieściła na swoim blogu potępiający wpis: "Tego właśnie brakowało na planie: lesbijek. Reżyser i jego gwiazdy są hetero, więc nie mają pojęcia o świecie, który przedstawiają na ekranie. I przez to powstał obraz sztuczny, brutalny i zimny, a pseudo lesbijski seks stał się zwykłym porno".
Kontrowersje wokół scen seksu zdyskwalifikują film?
Po tych słowach rozgorzała dyskusja w mediach. Reżysera oskarżono o przesadne idealizowanie żeńskiej nagości i brak umiaru w pokazywaniu kobiecego ciała. Zarzucono mu, że heteroseksualny mężczyzna nie jest w stanie wiarygodnie pokazać seksu dwóch kobiet, dlatego stworzył wścibski film hołdujący męskim fantazjom o lesbijkach. "Ten film mówi bardziej o fantazjach Abdellatifa Kechiche'a, niż o czymkolwiek innym" - zawyrokowała recenzentka "New York Timesa".
Kechiche broni się: - Chciałem pokazać nie tylko pełną pasji miłość, ale i kobiece piękno. Szukaliśmy najlepszego światła, najlepszych ustawień kamery, żeby wydobyć z bohaterek taką wartość, by były czymś na kształt rzeźb, czy obrazów.
- Są tu tylko pozytywne wartości i miłość, a nie przemoc czy narkotyki. Nie rozumiem więc skąd to oburzenie - dodał producent Vincent Maraval z firmy Wild Bunch. I zasugerował, że Maroh rozpętała konflikt, by zemścić się za to, że reżyser nie zaprosił jej do współtworzenia filmu. Dał też do zrozumienia, że może to tylko zaszkodzić "Życiu Adeli" w walce o Oscara.
Zaloguj się
Nie masz jeszcze konta? Zarejestruj się!