Droga do domu

De_Monik www.les.piekielko.pl
(z cyklu "Listy do Niej")

A Pani wciąż ze mną. Dniem i nocą.

I dzień dzisiejszy taki bajkowo-nierealny.

Droga ze szkoły do domu – krok po kroku wpisana w pamięć.

Mogłabym zamknąć oczy i pozwolić nieść się wspomnieniu.

Mur, na którym zbierałam ślimaki. Najpiękniejszy mur dzieciństwa.

Droga obok domu mojej pierwszej najlepszej koleżanki. W szybach okien bawialni teraz pewnie odbijają się twarze jej dzieci.

I stara stodoła z jej tajemniczymi wrotami. I bardzo, bardzo stare, zardzewiałe koło od wozu, na którym siadaliśmy i opowiadaliśmy sobie “straszne historie”.

I w końcu droga do domu. I to podwórko, z którego pewnego dnia wybiegł pies i ugryzł moją siostrę, i droga wiodąca prosto w pola, i wspomnienie mojego pierwszego psa – Bimbo – ciągnącego mnie do domu, mnie - zupełnie skołowaną i nie mającą pojęcia gdzie jestem.

I dom “Dutka” – piękna kamienica z wieżyczkami i sterczynami. I opowieści o Dudku mamiącym dziewczynki cukierkami i zatroskane twarze matek...

I podwórze dzieci, które zostały oskarżone o wprowadzenie mnie na drogę obłędu, i wreszcie dom Pani Sanakowej i ogród, i Mój Dom.

MÓJ DOM.

Mój Dom. Aż zapiszczałam z radości na jego widok. Stałam jak zaczarowana.

Wpatrywałam się w jego okna, kominy, daszek ganku i schody do ogrodu.

I ta weranda przeszklona w całości...

Najpiękniejszy dom na świecie.

I ogród! I ogród! I ogród!

Spędziłam w nim najpiękniejsze lata mojego życia.

Poranki na schodach werandy. Oczekiwanie na to, by Słońce nagrzało wodę w starej żeliwnej wannie z lwimi łapami zamiast nóg..

Poszukiwania ślimaków, bo musi Pani wiedzieć, że jestem straszną miłośniczką ślimaków – nie zjadam ich, broń Boże! Całe lata traktowałam moje ogrodowe ślimaki, jak dzieci traktują swoje chomiki, rybki, króliki...

I obłoki zbliżające się do mojej twarzy, gdy – najwyżej jak umiałam – bujałam się na huśtawce.

I ta grusza, o której już Pani wie. I poletko truskawek. I rabarbar pod płotem, i fasola,

i groszek...

A z drugiej strony ogród kwiatowy.

Lewkonie. Lwie paszcze. Końskie łby.

I dzika jabłonka, rodząca małe, koślawe owoce.

I wysoki żywopłot od północy z “oknem na świat” w postaci wyciętego metr na metr fragmentu zieleni. Tam, stając na palcach mogłam zobaczyć stary, niebieski wózek dziecięcy, będący podobno kiedyś moim wózkiem.

I mój skrawek ABSOLUTNEJ PRYWATNOŚCI tuż pod schodami, gdzie hodowałam Moje Słoneczniki i z miną znawcy przedmiotu rozstawiałam sztalugi, rozkładałam farbki, pędzle...

I okno w kuchni, przez które pewnego słonecznego przedpołudnia zapukała do mojego maleńkiego świata normalność i kazała mi powiedzieć z nad miseczki z zupą mleczną -

“nie płacz mamusiu, już wszystko będzie dobrze. Już będę zdrowa”.

Mój Dom.

Mój Dom.

Mój Dom.

Zaczarowana chwila. Ulotna i nietrwała niczym bańka mydlana.

Moje oderwane od rzeczywistości trzy lata i s t n i e n i a.

Wie Pani – wtedy, tam, byłam chyba inną istotą. Myślę, że wraz z moim przyjazdem (a miałam wtedy pięć lat) narodziła się zupełnie odrębna istotka. Istota, właściwie. W pełni świadoma, dojrzała, odrębna od wszystkiego, co później nosiłam i co teraz w sobie noszę Tamten okres, tamte trzy lata były jak wypożyczone od kogoś. Jak za luźne ubranie. Jestem przekonana, że wówczas inkarnowała we mnie osoba, która odeszła wraz z moim stamtąd odejściem. Myślę też tak, dlatego że krótko po moim przyjeździe do B -tyni (do 5 roku życia wychowywała mnie moja ukochana Ciocia Jadzia) zachorowałam. Oszalałam. Lekarze zdiagnolizowali to jako załamanie nerwowe spowodowane zmianą otoczenia, a ja zdołałam się wówczas przekonać, że obłęd to nic ponad inne postrzeganie rzeczywistości.

Może, dlatego dzisiaj o wiele łatwiej jest mi dostrzec rzeczy takimi, jakie są naprawdę. Bez wtłaczania ich w ogólnie funkcjonujące normy, ramy, podziałki.

Gdyby nie brak społecznej akceptacji dla wariatów, poleciłabym popadanie w obłęd, jako cudowną, wstrząsową terapię w chorobie, którą określiłabym jako “normatywną izolacją od normalności”

L - wa, 28 czerwca 2002r.

chwila po północy i po ostatnim od Pani SMS-ie.

Noc. Moja ulubiona cześć doby.

Od zawsze układałam swoje życie tak, by nie musieć rezygnować z tych moich tete-a-tete z nocą.

Poczeka Pani chwilkę na mnie? Pobiegnę na dół po czereśnie dla nas.

Spędzimy tę noc ze sobą, czereśniami i piękną, ogromną ćmą, która wyraźnie postanowiła tu ze mną zamieszkać.

Kasia przygotowała mi tutaj prawdziwe małe mieszkanko. Nawet zaczyna je tak nazywać. Mam tu, na górze jej domu pokoik, kuchnię, łazienkę i wszystko, czego mi potrzeba.

Oj, ta Kasia, ta Kasia...

Są czereśnie, jest ćma no i Pani jest...

Niemal czuję tu Panią namacalnie.

Dzisiaj, podczas spaceru po B -tyni., co chwila brałam Pani dłoń w moje dłonie. Przyciągałam do siebie, tak by szeptem opowiadać Pani historie z mojego dzieciństwa...

“...tu Bożenka połamała kiedyś sanki, zjeżdżając z górki i bardzo bała się przyznać do tego mamie...”

“... a ten mostek – taki dziurawy, spróchniały zupełnie, przenosił nas w dorosłość. A w dole Młynka – zupełnie już dzisiaj zarośnięta...”

“...a tam mieszkała dziewczynka, od której to wszystko się zaczęło...”

“... i droga w pola, gdzie zbierałam chabry i kaczeńce..”

I długo stałyśmy przed Moim Domem.

Pozwoliłam, by stojąc za mną, otuliła mnie Pani ramionami. Wsparłam głowę na Pani. Czułam zapach włosów i wpatrywałam się w ogród i stojący 50 metrów dalej dom.

Byłam tak szczęśliwa, że jest Pani tam ze mną, że to Pani właśnie pokazuję moje skarby. Przesypuję minione chwile niczym perły.

A później ruszyłyśmy w dół drogą.

Przeszłyśmy obok “Piątki” – sklepiku, w którym Żenka (Bożena) zemdlała kiedyś, stojąc w kolejce po świąteczne karpie.

I pokazałam Pani miejsce, gdzie kiedyś zimą wpadłyśmy do rzeki.

Poprosiłam, by nikomu Pani o tym nie mówiła – zwłaszcza mamie.

I opowiedziałam Pani o jeżach przynoszonych do domu przez ojca, i o tym jak tupały, biegając nocą po werandzie.

Aż wreszcie usiadłyśmy na kamiennym mostku i przyznałam się Pani, że wcale a wcale nie chcę stąd odchodzić.

Nie wiem czy te miejsca to początek czy koniec mojej drogi...

Teraz jestem tu z Panią.

Jemy czereśnie i przyglądamy się zygzakom na skrzydłach naszej nocnej przyjaciółki – ćmy.

Być może położę się za chwilę do łóżka. Może ułożę się tak, by móc bawić się Pani włosami (Lubi Pani, gdy ktoś dotyka jej włosów?). Może zapytam: “ a co Pani myśli – zważywszy na Pani zainteresowania fizyką – o biblijnym określeniu człowieka: drgającą cząstką światła?”

A może opowiem Pani anegdotę z mojego życia, o tym, jaką minę miała moja polonistka, gdy recytowałam wiersz zaczynający się od słów:

“Tyle lat jesteśmy razem Miła,

Ale wybacz, tak jak trzeba chyba nie jest

Skoro wciąż musimy siebie przekonywać

Że ty dla mnie, a dla Ciebie ja istnieję.

Przecież nie mam żadnej innej poza tobą

I mieć nie chcę. Tyś jest wieczna i jedyna.

Naszym sercom, tak jak słowom zagroziła

Niedokrwistość, zniechęcenie i rutyna...”

I rosnący niepokój na twarzy tej niezbyt niestety mądrej kobiety, gdy wpatrzona w oczy, śpiącej w tej chwili na dole Kasi, mówiłam o miłości, wytrwałości i niemożności rozstania,

bo... “przecież nie możemy rozstać się trzasnąwszy drzwiami.

Moja dobra, moja miła,

Moja..

.

- Polsko”

I może będziemy śmiały się z ludzkiego lęku przed ośmieszeniem się. Przed śmiesznością.

A może.., a może.., a może poczytam Ci na głos? Chciałabyś?

I przerzucając kolejną stronę powiem “spójrz – nasza przyjaciółka ćma zasnęła... ale już nie sama”. Wtedy Ty uniesiesz się na łokciach i zobaczysz, że do przeciwległej ściany niczym atramentowe obrazy przylgnęły dwa identyczne motyle.

I wtedy zapewne nie oprę się pokusie muśnięcia ustami Twoich opadających na ramiona włosów.

Przymknę oczy i pozwolę, by ich zapach otworzył mnie dla Ciebie.

Pozwolę, by zakradł się i rozgościł we mnie głód Twojej bliskości.

Chciałaby Pani, by tak właśnie się stało?
dobranoc Kochanie
Data publikacji w portalu: 2003-07-29
« poprzednie opowiadanie następne opowiadanie »

Witaj, Zaloguj się

KONTAKT

Wyślij swój tekst! - napisz do Namaste
podpisz swoja pracę nickiem lub imieniem
(jeśli chcesz: nazwiskiem), jeśli chcesz napisz swój e-mail, podamy go w podpisie.

NASZA TWÓRCZOŚĆ

Jest jak delikatny kwiat. Każda jej forma zawiera ślady głębokich wzruszeń i emocji, przenosi pamięć o czasie minionym, chroni od zapomnienia chwile.

Tutaj jest miejsce dla Ciebie. Jeśli pisałaś, piszesz lub pisać zamierzasz, nie chowaj efektów swojego natchnienia do szuflady, podziel się nimi.

Tu nikt nie ocenia, nie krytykuje. Możesz przysyłać teksty podpisane imieniem bądź pseudonimem, o dowolnej tematyce i formie. Może to dobre miejsce na debiut i nie tylko.

Zdecyduj się.
To właśnie od Ciebie będzie zależał kształt tej strony. Zapraszam do jej współtworzenia.

Namaste

© KOBIETY KOBIETOM 2001-2025