CZTERY PORY ZNAJOMOŚCI

De_Monik
Rozlewasz się we mnie złotym blaskiem tamtego lata. Wypełniasz gwarem ulicy.
Minuty gęste od wyczekiwania i godziny bawiące się z nami w chowanego. Wciąż było mi ciebie mało.
Poranek przeciągany na naszą stronę, kuszony wciąż jeszcze rozgrzanymi snem ciałami. Podjazdowa wojna z przeciekającym przez palce czasem. Zawsze tak niespiesznie szykowałaś się do pracy. Czy robisz tak nadal?
Ubrania pieszczone rozkochaną dłonią i znikające pod tym dotykiem ostatnie ślady jakiegoś innego, zapomnianego już na poły dnia. Wspólnie popijana poranna kawa - ty - myślami już przy codziennych zajęciach i ja celebrująca ostatnie minuty twojej przy mnie obecności. I jeszcze tylko cień twoich kroków na szarej wykładzinie korytarza, kapryśne skrzypienie windy, trzaśnięcie drzwi w holu i ja z twarzą przywartą do szyby lub wychylona niebezpiecznie głęboko nad dachami kamienic. Tak bardzo chciałam wykraść przyszłości chociaż jeszcze kilka sekund z tobą.
A później te nieskończenie długie kilometry odmierzane z coraz mniejszym trudem powstrzymywanymi łzami.

Jesień - smutnie przeczuwająca bliskie rozstanie. Niepokój w opuszkach palców i melancholia zawisła na końcach rzęs. Chwila za krótka, aby nabrać wystarczająco dużo powietrza w płuca i by bez żalu poddać się tej odległości między nami. Pamiętam deszcz zmieszany z przekonaniem czającego się tuż za rogiem oddaleniem.
I jeszcze te zupełnie zaczarowane dwa dni w nieznanym nam świecie. Bajkowa sceneria rozpisana na pięciolinii rosyjskich romantyków. Widziałaś dziadka do orzechów zaklętego w korze wielkiego dębu?
Baśniowe kopuły przycupniętych w brzezinach kapliczek i szaro-błękitna nitka oddzielająca od siebie dwa kraje. Powiedz, czy patrząc na tamten drugi brzeg, widziałaś innego boga ? Inne jego ślady?
Wspomnienie wyzłocone ramami prawosławnych ikon i odbita w źrenicach oczu wiara, nadzieja i... spokój.
A później ten drobiazg darowany nam przez kapryśny czas. Ostatnie promienie nisko kładącego się pod stopy słońca. I znów gwar ulicy, lecz jak dalece inny od tamtego tak miękko pochłaniającego brzmienie naszych roztańczonych zachwytem kroków.
Jesień w jednej chwili zamknięta w dłoniach obejmujących puchar grzanego wina i zaduma raz za razem wypłaszana twoim głośnym śmiechem.

I ten czas tak rozchwiany w swym postanowieniu, tak lękliwie zerkający w niedaleką zwiastującą rozstanie przyszłość. Ten wycofujący się na bezpieczne strategicznie pozycje. I ten nieżałujący jednak niczego.
Płatki śniegu topniejące na zmierzających się z niebem twarzach, malowane solą zygzaki na nogawkach wciąż mokrych spodni. I ten mącący bicie serca zachwyt: duch domu niosącego wciąż nie przebrzmiałe do końca historie. Niepewne kroki dziecka na szerokich, drewnianych schodach, pojedyncze dźwięki fortepianu w salonie od strony otulonego śnieżnymi czapami ogrodu i te, zaciekawione naszą obecnością, spojrzenia zaklętych w portretach domowników. Pamiętasz młodą kobietę z pokoju na piętrze? Jej twarz jakby skrywała bolesną tajemnicę. Czy ojciec-portrecista już wtedy rozpoznał tlący się w niej smutek i błękitnym pociągnięciem pędzla postawił diagnozę - wysychający potok ostatnich sekwencji istnienia?
A później te dni wypełnione kpiącymi z naszych starań, lichymi wynikami ciężkiej pracy. Twoje mieszające się ze sobą zwątpienie, irytacja i rozbawienie i moje dziecinne zacięcie, by odkupić grzech egoizmu i należycie spełnić złożoną ci obietnicę. Nieszczęsny wybieg, by wytłumaczyć moją w twoim życiu obecność, by oszukać dawno wyznaczone granice obejmującej nas obie czasoprzestrzeni.
Wiem, śmiejesz się dzisiaj z tego. Śmiałaś się już wówczas... i rozczulałaś, gdy wieczorem półprzytomna ze zmęczenia w kilka sekund zasypiałam na twoim ramieniu.

I jeszcze tylko tamta wiosna, znacząca topniejącym śniegiem drogę do naszych kolejnych słów. Tamto nas wzajemne odkrywanie. Listy unoszone pod słońce w nadziei odkrycia w nich odbitych twarzy, odnalezienia ukrytych myśli, odrysowanych sylwetek. Ciebie. Mnie. Nas. I to zmęczone starością drzewo oddzielające "send" od "wyślij", jak granica światów. Połowa drogi między tamtą mną, a tamtą tobą.
I to nagle skute lodem wspomnienie pierwszej telefonicznej rozmowy. Zachłystujące się nowością kroki w inne światy. Dawno wygasły pod kuchnią ogień, kot śpiący na moich kolanach i twój głos nadrabiający żartem i śmiechem czającą się za załamaniami dźwięków nieśmiałość. I ta ciekawość z każdym dniem coraz dalej odsuwająca nas od granicy bezimienności. Granicy, od której nigdy nie miałyśmy się oddalić.


Posłowie
wokół zapach butwiejących liści i blask świec na pomnikach umarłych..
Jesień - kolejna jesień naszej znajomości... Na jak długo?
Data publikacji w portalu: 2005-11-25
« poprzednie opowiadanie następne opowiadanie »

Witaj, Zaloguj się

KONTAKT

Wyślij swój tekst! - napisz do Namaste
podpisz swoja pracę nickiem lub imieniem
(jeśli chcesz: nazwiskiem), jeśli chcesz napisz swój e-mail, podamy go w podpisie.

NASZA TWÓRCZOŚĆ

Jest jak delikatny kwiat. Każda jej forma zawiera ślady głębokich wzruszeń i emocji, przenosi pamięć o czasie minionym, chroni od zapomnienia chwile.

Tutaj jest miejsce dla Ciebie. Jeśli pisałaś, piszesz lub pisać zamierzasz, nie chowaj efektów swojego natchnienia do szuflady, podziel się nimi.

Tu nikt nie ocenia, nie krytykuje. Możesz przysyłać teksty podpisane imieniem bądź pseudonimem, o dowolnej tematyce i formie. Może to dobre miejsce na debiut i nie tylko.

Zdecyduj się.
To właśnie od Ciebie będzie zależał kształt tej strony. Zapraszam do jej współtworzenia.

Namaste

© KOBIETY KOBIETOM 2001-2023