KONFESJA
Aleksandra
Nieobliczalna, zaskakująca i niecodzienna damo. Ohydna i piękna. Inteligentna i głupia, krzykliwa i potulna. Moja sprzeczności...
Wypowiadaj moje imię o północy. Wylewaj każdego ranka kubek kawy na moją twarz. Wybudzaj ze snu wyimaginowanym krzykiem, konwersacją ze swoją egzystencją; muśnięciem Twego tęczowego szala... Dawaj mi na śniadanie to, czego nie znoszę i to, co uwielbiam. Mów, mów... Wypowiadaj słowa, których boję się usłyszeć i te, które czule obejmują mój umysł. Patrz mi w oczy nie zaglądając w nie, bo mnie to zawstydza... Wychodź na bardzo długo i wracaj prędko. Ja będę na ciebie czekać aż do swojego samobójstwa. Będę kupować ci to, co już posiadasz, aby zapewnić samą siebie, że dobrze cię znam. Będę dzwonić i pisać, abyś miała tego dość i zabroniła mi to robić. Abym płakała i tęskniła, a Ty... odezwiesz się ze słowami pocieszenia na ustach. Opowiadaj mi o filmach, które już mi się znudziły, sprawdzaj co sekundę moje uczucie, wprowadzając stopniowo każdą cząstkę mnie w chory obłęd, każąc wymiotować byt, zamieniając go w niesamowicie skomplikowaną księgę. Nie zdradzaj mi, co teraz robisz, o czym myślisz - pozwól mi zgadywać i nawet, jeśli się pomylę mówić - "Masz rację". Pieść moje ego tak, abym zaczęła płakać nad swoją doskonałością, obrażaj tak długo, aż sięgnę po żyletkę i zostanie mi po tym znamię... Przytulaj mnie mocno, kiedy krwawi moje ciało. Oddawaj mi zakrwawione ubrania, abym mogła pokazać całemu światu, że jesteś blisko. Gódź się na moje paradoksy, nawet, jeśli miałyby cię jeszcze bardziej zharmonizować, czego nie będziesz chciała z miłości. Maluj mi usta czarnym lakierem, by ludzie pytali, dlaczego takie są. Ucz mnie, co znaczy słowo "prosty", bo nie wiem... Podawaj mi chusteczki higieniczne, kiedy śmieję się i śmiej się razem ze mną, kiedy płaczę. Zabierz mi cień do powiek i zakrwawiony nóż, a potem potnij go. Napisz mi na ciele dedykację "dla kobiety, której nienawidzę" i czytaj mi w kółko to samo... To samo... To samo... Nie dotrzymuj swoich obietnic, żebym mogła wierzyć w kłamstwo. Twoje kłamstwo, którego nie ma...
Ten kwiat już nie urośnie. Bo wyrwałaś liść z łodygi. Ja tego chciałam. Spal ten rozkaz. Zapal świeczkę na moim grobie. Bo chociaż żyję, to mnie nie ma. Uciekaj w panice, kiedy wykrzyczymy twoje imię... Ja i mój byt. Rozbij szklany sufit mojego umysłu, który jest już pyłem wśród drzew brązowego lasu. Bądź tam, kiedy przyjdę, ale znikaj, abym cię nie poczuła. Potem wróć i posłuchaj konfesji mojej duszy, którą odzyskałam, ale zgubiłam. I wiedz, ze mam dla ciebie ogrom niekończącej się miłości...
Data publikacji w portalu: 2006-01-21
« poprzednie opowiadanie
następne opowiadanie »