TYLKO TYLE I AŻ TYLE

De_Monik
(czyli kolejna historia o niedoskonałej miłości)

Lubię patrzeć na jej drobne dłonie opierające się o czerwień wielowiekowych murów. Róż paznokci tak nieporadnie odcina się na tle wieków. Lubię jej powiększone dyskusją źrenice. Słowa wysypują się z jej ust w niejasnym zapamiętaniu. Chce tyle powiedzieć, tyle naraz zmieścić treści. Lubię ją namawiać, by zmieniła z dawna ustalone plany. Wypatruję niepokoju w oczach, zawahania ciała, walki tego, co właściwe z tym, co nęci. Lubię nawet tą walkę przegrywać. Bawi mnie patrzenie na jej dziewiczą niezłomność i ramiona chylące się do grzechu. Lubię stawać tuż za nią i odsuwać się, gdy niepewnie balansuje ciałem. Lubię zgadywanie jej kolejnego kroku. I lubię mylić ich drogę. Sycę się jej niedoświadczeniem przeplecionym z pewnością tego, co słuszne. Pociąga mnie jej zapadanie się w nieznanych mi światach. Tam za nią podążam. Tam widzę ją silną, pewną, niezłomną. Widzę jej spokój, podczas gdy ja kulę strach w sobie. W jej świecie jestem ślepym dzieckiem. Podaję obie dłonie, by dać się prowadzić. Zadziwiająco niepewna, przesadnie posłuszna zatapiam się niej, jak w sobie. Tunele jej myśli. Zagrzebuję się w niezrozumiałych dla mnie trójwymiarowościach. Nienazwane impresje. Wstrząs, katharsis, męka. Grzęznę. Lubię jej niezgodę na moje statystyczne rzeczy widzenie, gdy prowadzona w dyskusji rozbijam się o rafy stadnej bezmyślności

Lubię to wyczekiwanie i pewność, że nic się nie wydarzy. Stan zawieszenia. Wielorakość ciszy. Lubię plany od niedzieli do niedzieli. Zasypuję dni pomysłami. Lubię jej cofanie się o każdy mój krok naprzód. Lubię, gdy jest i jej nie ma. Zażyłość wolna od złożoności. Przepowiednia ziemi niczyjej. Kurz na setkach książek, małe okienka odarte ze światła, kroki na skrzypiącej podłodze. Niemal nie patrzę, jak odgrzebuje dziesiątki zapisanych dawno słów. Kusi, lecz nie wyciągam ręki. Jeszcze nie czas. Jeszcze nie to miejsce. Strzępy pamięci zapiszę na odwrocie pocztowej kartki. Słyszę, jak za plecami domyka się kolejne koło mojej przeszłości. Cicho, nie unosząc nawet ze sobą drobin kurzu. Odchodzi po krętych, skrzypiących pod stopami schodach. Wtedy dopiero sięgam po jej rękę. Ciężkie drzwi otwierają się na nową, moją już tylko ulicę. Tu mur, plakaty na murze, zaułek z wyżłobionym brukiem, niskie schodki do odkrytej na nowo kawiarni. Nad głową kołyszą się lekko, hojne dziś w światłocienie ciepłe promienie, słońce i niebo. Niebo i słońce. Słońce i niebo. Jestem. Przepuszczam ją przodem. Jestem.

Lubię jej cichą obecność. Życzenia dobrych snów i ponaglanie do dnia rozpoczęcia. Lubię. Po prostu lubię - tylko tyle. I aż tyle.
Data publikacji w portalu: 2006-03-07
« poprzednie opowiadanie następne opowiadanie »

Witaj, Zaloguj się

KONTAKT

Wyślij swój tekst! - napisz do Namaste
podpisz swoja pracę nickiem lub imieniem
(jeśli chcesz: nazwiskiem), jeśli chcesz napisz swój e-mail, podamy go w podpisie.

NASZA TWÓRCZOŚĆ

Jest jak delikatny kwiat. Każda jej forma zawiera ślady głębokich wzruszeń i emocji, przenosi pamięć o czasie minionym, chroni od zapomnienia chwile.

Tutaj jest miejsce dla Ciebie. Jeśli pisałaś, piszesz lub pisać zamierzasz, nie chowaj efektów swojego natchnienia do szuflady, podziel się nimi.

Tu nikt nie ocenia, nie krytykuje. Możesz przysyłać teksty podpisane imieniem bądź pseudonimem, o dowolnej tematyce i formie. Może to dobre miejsce na debiut i nie tylko.

Zdecyduj się.
To właśnie od Ciebie będzie zależał kształt tej strony. Zapraszam do jej współtworzenia.

Namaste

© KOBIETY KOBIETOM 2001-2024