ZMROK
Celice
- Kochasz mnie?
- Kocham Cię. Śpijmy już ok.? Jutro praca.
Chwilę mnie nie będzie, ok.? Muszę. Tak jest - muszę. Ale wrócę, nawet nie zauważysz, kochanie, że nie ma mnie tu.
Niekiedy, siedząc w autobusie, człowiek siedzi. Nawet nie myśli, tylko siedzi. Ja siedziałam, tak sobie, tego dnia, tego autobusu, tego czasu.
I Ona pojawiła się, a wraz z Nią wiatr. I zwrócił moją twarz, dlaczego? Dla Jej pięknych nóg i pośladków, opiętych pożądliwym wzrokiem tłumu? Dla ust pełnych, karminowych, które wyssały oddech niejednej urzeczonej Afrodycie? Dla oczu? Jej oczy skuły mnie w bezruchu. Zgubiłam się w tym siedzeniu. Nie byłam przygotowana, kierowca nie był przygotowany. Ludzie... Nikt nie jest przygotowany na miłość.
- Mogę?
- Oczywiście - głupi uśmiech mój. Najgłupszy, czuję.
- Przepraszam, na którym przystanku mam wysiąść, żeby trafić na Prawo?
- Na trzecim. Tak... Potem przez ulicę, prosto i... oto nasz piękny budynek Prawa.
Co było dalej?
Wysiadam, nareszcie. I mam ją przed oczami.
Prosto.
Wcale nie spóźniona, kompletnie rozbita, rozkojarzona trafiłam na wykład. O, na mój...
Należało coś powiedzieć. Koniec.
- Dzień dobry, pani Małgorzato! Zapraszam do mnie na kawę, mamy gościa.
Dlaczego to takie oczywiste, że Ona też tam jest?
- Dzień do... o, my już dziś miałyśmy przyjemność zamienić parę słów...
- W autobusie, panie rektorze. Spotkałam panią...
- Justynę
- W autobusie. Tak... Miło mi, mam na imię Małgorzata, Małgosia... Gosia.
Boże, iskrzy. Nie może.
Piękne słowa, nie ubiorą pięknej kobiety. Morze słów, Ona jedna. Kiedy walczysz z miłością, jest to najpiękniejszy jej czas. Walczysz z pożądaniem i chcesz spalić się ze zmierzchem niespełnionej fantazji snutej dzień cały i po zmroku. Noc...
- Oprowadzisz mnie po Warszawie? Proszę. Nie teraz, choć jak chcesz...
- Nie ma sprawy, tylko zadzwonię do mojej... Muszę zadzwonić.
Obiad. Kawa. Spacer, długi spacer.
Zmrok.
- Wspólna praca zbliża.
- Jak widać. Ach, trafisz stąd do domu? Może odprowadzić Cię na autobus?
Lato. Piękne. Moja Zosia w sukience - tej najpiękniejszej, kremowej. Mam ochotę na lody z bitą śmietaną. Lody spinają skórę, bita śmietana odkrywa piersi, a usta...
- Gosia!
- Justyna... Witaj.
- Tak... Zosiu poznaj Justynę, to koleżanka z pracy. Opowiadałam.
- Zofia - piękne imię.
- Wracasz z pracy?
- Właśnie miałam dzwonić. Mam problem. Mogę liczyć na Ciebie wieczorem?
- Oczywiście. Będę.
Leży na dywanie. Jej długie nogi i nagie pośladki opięte moim pożądaniem. Jej usta zabierają oddech. A oczy skuwają każdy ruch.
Autobus.
Podnosi biodra. Czeka na mnie.
Moje plecy. Boli. Słodko...
Bita śmietana traci smak.
Wysiadam.
- Kochanie, wróciłam. Kocham Cię, wiesz?
Najśmielsze myśli przychodzą o zmroku. Kiedy nie patrzysz, nie słyszysz. Kiedy śpisz.
Walcząc o miłość z miłością-pożądaniem nie znamy zakończenia. Dlatego myślimy scenariusze najgorętsze, bo pomogą - zobaczyć, poczuć i odrzucić.
Wracam do Ciebie. I chcę wracać z tych nierealnych kartek scenariusza zdrady.
Data publikacji w portalu: 2006-03-26
« poprzednie opowiadanie
następne opowiadanie »