NIEESTETYCZNY MOTYW MIŁOSNY

Villete
Gdybym teraz powiedziała, żeby zaczęła mnie pieprzyć - wiem, nic by nie zrobiła. Gdybym kazała jej wyjść - ani by drgnęła. Gdybym powiedziała, że mam inną, że interesuje mnie tylko seks z nią, dla mnie jest niczym - pewnie zaszkliłyby jej się oczy. Gdybym ją uderzyła - nadal nie przestawałaby patrzeć się na mnie tym błagalnym wzrokiem. Jakbym co najmniej była bogiem, podejrzewam, że trzask po twarzy przyjęłaby z uśmiechem na twarzy i poprosiła o jeszcze. Nie lubię jej już, więc nie dam jej satysfakcji dotknięcia mnie.
Siedzi w kącie, och, Jezusie, jakie to żałosne! Krztuszę się tym niezdrowym powietrzem, otwieram na oścież okno i płucom daje się truć tym obrzydliwym papierosem. Jej papierosem, a ona pali tylko miętowe. Nienawidzę miętowych papierosów. Są jak wymiociny, zasycha mi od nich poza tym w ustach i jest mi niedobrze (dlatego wymiociny). Lubię miętowy, bo to biało-zielony smak i zapach. Papieros obrzydliwy, ale to mi daje przewagę nad nią, że mogę z jej torby wyciągnąć paczkę mentolowych.
Wydmuchałam, wyrzygałam dym. Kątem oka patrzę, ona dalej ten błagalny wzrok. Tak sobie myślę, czego ona by teraz chciała? Myśli, że wsadzę jej dłoń za majtki, w których już będzie tak mokro, aż mnie cofnie w gardle? Ale lubiłam, jak całowała mnie na miętowo po tych swoich eleganckich papierosach.
Dopiero teraz zdałam sobie sprawę, że już jest rano, wczesne bardzo. Szaro za oknem i zimno, a ja mam tylko różową gumkę we włosach, którą niedbale związałam włosy. Nie miałam czasu ubrać się, gdy ona wpadła o trzeciej. Już od trzeciej mnie błaga i patrzy na mnie tym okropnym wzrokiem, pobitego, zaszczutego szczeniaka. I tym bardziej pewnie drażni ją fakt mojej złości, pewności siebie... Cóż, najbardziej pewnie nagości. Teraz jakiś mężczyzna przystanął i czuję jego wzrok na moich piersiach, jest jakieś pięć metrów niżej niż ja, naga, na tym cholernym parapecie, z nogą siną od zimna. Celnie trafiłam niedopalonym papierosem chyba w kurtkę. Zatrzasnęłam okno i spojrzałam na nią. Nie jestem maszyną, mimo że niektórzy tak sądzą. Więc zlitowałam się i stanęłam nad nią, klęczącą. Szarpnęłam ją za brodę, która była teraz gdzieś na poziomie mojego uda. Albo i wyżej. Chciałam zapytać, czego chce, ale wiedziałam, że jest zbyt przerażona, by mi cokolwiek powiedzieć.
Pogłaskałam ją po policzku - mnie samą to przeraziło. Dostałam napływu ludzkich uczuć, zrobiło mi się jej szkoda. I siebie szkoda - że tak mogłam pomyśleć.
Otworzyła usta, zamknęła, otworzyła.
- Znowu się puszczasz? - Powiedziała to z takim strachem, oczekuje teraz pewnie, kiedy poczuje moją piekącą rękę na twarzy. A ja z uśmiechem patrzyłam na nią.
- Masz każdego za nic, prawda?
Bardzo mądra dziewczynka chciałoby się powiedzieć. Ale ciężko tak mówić, kiedy ja jestem umazana farbą i siedzę w średniej szkole, a ona już kończy studia. Powinna być inteligenta, gorsza ode mnie, pewnie myślała, że to ona sobie mnie wykorzysta. Nie tutaj, droga pani. Nie dziś. W tym mieszkaniu śmierdzi zgniłym psem. To sąsiad pewnie zdechł razem ze swoim zwierzem w drzwiach obok. I krwią śmierdzi. Współlokatorka ma okres, a żadnej z nas nie chce się od dwóch miesięcy wyrzucić tych worków, z tamponami i nie tylko. Są porozstawiane te worki wszędzie. W niektórych już pewnie są te białe wijące się larwy. Jak będzie znowu chciała wyrzucić moje płyty z jazzem przez okno, to wyrzucę jej te robaki na prześcieradło - z nadzieją, że gdy znowu będzie się onanizować, to wejdą w nią i ją zjedzą.
Jestem okrutna, tak, dzisiejszego dnia bardzo. Nie lubię mojej współlokatorki, dawnej kochanki, sąsiada, jego psa. Robaczki za to bardzo polubiłam. Chyba więc nie jestem aż taką straszną, taką z kamienia. Chyba nie jestem, och, to będzie zabawne:
- Chyba nie uważasz mnie za cyborga? To zawsze było mało romantyczne, gdy tak o mnie mówiłaś, kochana.
Szczyt szczytów, przeraża mnie jej nieugiętość w tym kuleniu się na podłodze przede mną, ten szczeniacki wyraz twarzy. Jest larwą, nie gorszą od larw w moich foliowych workach na śmieci, bardzo nisko upadła. Bo ja za każdym razem śmieję się w głos słysząc, jaka to miłość jest piękna. Jaka niezwyciężona, że uskrzydla, że wszystko przetrwa. Tę, co tu modli się do moich nagich stóp, na pewno miłość wynagrodzi po stokroć. Z pewnością miłość jej daje siły. Według mnie to uczucie, które u niej pobudziłam, wywołało tylko strach, drżenie rąk i warg. I te mokre policzki, oddech nierówny. Najgorsze są te proszące, co ja mówię, błagające oczy! To jest dno, niżej upaść nie można. Według mojego rozumowania: ja jestem potwór, ona służebnica, ona jest wierna i oddana, a ja mogę wskazującym palcem wydłubać jej oko, ona nie poczuje. Przy wigilijnej kolacji, bez oka, jej rodzina, która nie będzie mogła na nią patrzeć i znajomi, którzy nie zaproszą jej nigdzie na noc sylwestrową. Przy bożonarodzeniowym stole ta Larwa, którą depczę, będzie mogła modlić się za mnie. Pójdzie do księdza-pedofila wyspowiadać mu się z tego, jak ostry seks lubi, a także poprosi, żeby Bóg świecił nad mą duszą. Żebym zaczęła czuć, żeby ten na górze był dla mnie miłosierny i dobry. Żeby pomógł mi. Rozkoszna jest.
Założyłam jakiś brudny top, co leżał na krześle. Miał zalany czerwonym winem napis. Rozpuściłam włosy i zaczęłam od nowa je związywać, równie niedbale, co wtedy. Chciałam spojrzeć na nią znowu z wyższością - to dawało tyle przyjemności. Jednak popatrzyłam jak na słodkie dziecko, krew jej spływała strużką z nosa, do ust. Ona ma bardzo słodką krew. Wyciągnęłam z jej torby paczkę chusteczek, wyciągnęłam jedną i kucnęłam przed nią. To było okropne z mojej strony, złapałam ją kurczowo za szyję i musnęłam jej górną wargę zlizując krew. Odsunęłam się, oberwałam chusteczkę i uformowałam mały korek, który upchałam w jej prawe nozdrze. Z szuflady wyciągnęłam luzem leżącą niebieską pigułkę, wsadziłam jej do ust. Potem między wargi wsadziłam szyjkę butelki z wodą. Ściągnęłam jej kurtkę, buty i spodnie. Poprowadziłam do swojego łóżka, było brudne, pełne starych okruszków, pobrudzone prześcieradło, nawet nie wiedziałam, nie spałam w nim jakieś dwa miesiące. Przykryłam ją i wyszłam do kuchni. Wyciągnęłam swojego papierosa i zaczęłam niezdarnie zakładać jakieś majtki wyciągnięte z szuflady. To było przykre dla mnie stwierdzić, że nie jestem złą dziewuchą, a potworem. To już takie dobitne, prawda? Resztki gliny w moich włosach, co ja ze sobą robię od tylu miesięcy? Wzięłam czerwonego markera i wywijaną czcionką, od której wychodziły kwiaty, aż po sam sufit latały motyle, na szafkach kuchennych wypisałam deklaracje, że jestem potworem. Z tego też względu idę do sklepu po bułki. Masturbantka z okresem i moja słodka, krwawiąca kochanka pewnie będą głodne. Może zgniły sąsiad ze zgniłym psem również? Pachnie mi bzem, tym majowym, fioletowym.
Data publikacji w portalu: 2006-04-11
« poprzednie opowiadanie następne opowiadanie »

Witaj, Zaloguj się

Artykuły zoologiczne na Ceneo

KONTAKT

Wyślij swój tekst! - napisz do Namaste
podpisz swoja pracę nickiem lub imieniem
(jeśli chcesz: nazwiskiem), jeśli chcesz napisz swój e-mail, podamy go w podpisie.

NASZA TWÓRCZOŚĆ

Jest jak delikatny kwiat. Każda jej forma zawiera ślady głębokich wzruszeń i emocji, przenosi pamięć o czasie minionym, chroni od zapomnienia chwile.

Tutaj jest miejsce dla Ciebie. Jeśli pisałaś, piszesz lub pisać zamierzasz, nie chowaj efektów swojego natchnienia do szuflady, podziel się nimi.

Tu nikt nie ocenia, nie krytykuje. Możesz przysyłać teksty podpisane imieniem bądź pseudonimem, o dowolnej tematyce i formie. Może to dobre miejsce na debiut i nie tylko.

Zdecyduj się.
To właśnie od Ciebie będzie zależał kształt tej strony. Zapraszam do jej współtworzenia.

Namaste

© KOBIETY KOBIETOM 2001-2024