OGRÓD BIAŁO-CZARNYCH RÓŻ cz. 1 i 2
Alvea
Wstęp
Moja dusza - jak każdego - ma dwie strony lustra.
Jedna romantyczna - Biała Królowa...
Chce kochać... Jest skromna... Szczera, choć trudno jej się otworzyć...
Odbicie Czarnej Królowej jest inne...
Ona pragnie nienawidzić... Przestać kochać to, co zostało pokochane przez Białą...
Ich kłótnie i spory przyprawiają ciało i duszę o płacz i chęć śmierci. Ucieczka od bólu i uczuć jest niemożliwa. I to jest największym fatum - przekleństwem. Z drugiej jednak strony, gdyby nie było uczuć - miłości ani też bólu... Czymże byłoby to życie jak nie jedną wielką martwą plamą?
Kiedy nie wiadomo już nic... Zostaje się samemu i nie chce się już od życia niczego i nikogo... Jest źle... I wydawałoby się, że gorzej już być nie może... Wszystko rozdziera się od środka i nie widać już nigdzie nadziei na nic. Wszędzie jest tylko bezsens, smutek i żadnych radości.
Wtedy pojawia się trzecia polowa....
Ta trzecia polową jest Przeznaczenie...
Ona... Ta, która jest gdzieś tam... Czeka... Kocha zanim mnie pozna czy spotka.
Meren Re. Kochana, choć jeszcze nieznana mi Jej twarz ani prawdziwe imię... Będziesz zawsze... Do śmierci. Jesteś przy mnie, choć cię nie znam... Druga polowa pomarańczy, której wciąż tak trudno odnaleźć.... Przeznaczenie...Szczęście... Niedowierzanie... Szaleństwo... Pożądanie...
Prawdziwa Miłość?
Ogród
Dwie Królowe...
czarna magia...
przeplata się...
z białą...
w czarno-białej sukni...
kroczy sama.....
posród szarych dni....
posród czarnych korytarzy serca....
pełnych czerwonej krwi....
biała królowa....
trzyma za dłoń czarną...
są jednym....
czarne lustro pożądania...
zabawy...
białe lustro romantyzmu...
poważności...
jednak oba serca...
zdolne kochać tak...
tak mocno jak zakorzenione...
stare drzewa....
lasu elfów....
choć każda kocha....
na swój sposób....
ale prawdziwie.
I. Biała
Przemierzam ciemne nieoświetlone korytarze... Kłuje mnie coś... Z lewej strony... Tuż przy piersi... Nie dotknę dłonią... Wiem... Tam będzie krew... Nie... Ja nie chce czuć nic... Moim Przeznaczeniem jest samotność... Codziennie coraz bardziej pragnę być kamieniem... Tak... Czarna Królowo... Przeraża mnie to, ale czasem coraz bardziej wierzę w to, że masz racje.
Czasem nocą siedzę na ciemnym balkonie... Nie docierają tam promienie księżyca... Nie chce sama widzieć tych iskier łez... Wolę płakać nie w pełni świadomie... Trzymając Salema zastanawiam się... Jakaż to czarna siła kazała mi Cię pokochać, choć trochę... dlaczego każe mi za tobą tęsknić?
Nie... Nie przychodź do mnie... Nigdy już nie zaufam ludziom...
Elfy... Elfy nigdy nie zaufają... Tak, wiem... Ty nigdy nie byłaś w pełni ludzka... Czytałaś w myślach... Miałaś w sobie cos z wiedźmy... Czarodziejki... Nie takiej złej... Mimo iż kochasz czarne suknie... Pamiętam Twoje włosy... Tylko ty nienawidziłaś ich koloru... Ja zawsze mówiłam ci, że są piękne...
Jakieś światło na korytarzu... To ty? Meren Re? Wiem... Jesteś duchem... Nie znam nawet twojej twarzy... Twego imienia... Dajesz tylko nadzieję, że gdzieś tam jesteś... Czekasz... Że istniejesz... Jesteś teraz powietrzną materią o sylwetce kobiety... Nie masz jej twarzy... To nie ona jest przeznaczona?
Nie odpowiadasz nic... Jak zawsze... Pozostawiasz coś w grymasie małego uśmiechu... Czasem obejmiesz kota... Jakby czułym wzrokiem spojrzysz... I znikasz... Jak zjawa ze snu... A serce zaczyna Cię wkrótce po tym szukać... Nigdy nie odnajduje.
Znów zostaje sama... Z tym bólem... Chęcią śmierci...
Ty żyjesz gdzieś tam... Pomyślałam... Jak ci tam jest?
Mam nadzieję, że nie płaczesz... Nie boli cię tak jak mnie... Czarna Królowa pragnie uczynić serce kamieniem... Czasem coraz bardziej przyznaję jej rację....
- Chcesz ją nadal kochać? Nie znasz jej nawet. A co będzie, jeśli ona powie, że nie jesteś jej Meren Re? Co wtedy? Znów będziesz cierpieć? Tak jak po Tej przeklętej Ludzkiej...
- Nie mów tak o niej....
- Bo co? Bo ją kochasz tak? Nie pamiętasz jej? Ona była twoim czarnym odbiciem. Była taka jak ja. Nie chciała cierpieć, chciała być kamieniem. Choć, jak to mówisz ty romantyczka, cierpienie kształci duszę... Tak. Kształci na kształt róży. Róży, która ma kolce. Z każdym dniem będą większe, aż nie zaufasz nikomu.
- Wiesz, że jej nie ufam... Nigdy nie zaufam już ludziom...
- Ale pokochałaś... Słyszę ten łomot serca... Nieszczęsna. Pokochałaś istny kamień… Okładany lodem, żeby nikt nie mógł się tam dostać... Pamiętasz? Pas ton, Je suis libre...
- Przestań. Nie cytuj.
- Jednak cię to boli. I ty mówisz, że kochałaś... Nie... Jesteś słaba... Nie potrafisz tak łatwo rzucić w niepamięć. Chyba w ogóle nie potrafisz....
- Co proponujesz? Mam pytać czy wróci? Wiesz, że jej nie potrafię zaufać znowu... Chciałam, żeby była Meren Re...
- Nie była nią... Dałaś róże.... Pierścionek nawet... Jak dla mnie to za wcześnie było, ale jak sobie uważasz... Ale widzisz. Zostałaś sama. Jak to ona powiedziała? Nie potrafię po tamtej? Królowej Harpii?
- Gówno nie Królowej. To ścierwo... To nawet uczuć nie posiada, tylko pożądanie. Chęć posiadania. Nic więcej...
- Jednak masz w sobie jakąś złość na nią... Nie znasz jej przecież. Nie wiesz czy jest faktycznie taka zła i podła, jak mówi ten parszywy Anioł czy też Czarna Dama....
- Nazwijmy ją Pikowa… Dama Pikowa, w końcu to pech.
- To nie był twój pech. Tylko jej. Zmuszała się widać. Nie uwierzę w słowa, że ona jej już nie kocha. Jest pewnie tak omamiona jak ten parszywy Anioł...
- Ufałam jej słowom...
- Słowa. Nic więcej. Nawet palcem cię nie dotknęła. Nic. Zachowywała się z pozoru... normalnie. Tak naprawdę...
- Nie powtarzaj mi tego po raz setny. Idź już.
- Tak wiem... Z kimkolwiek będzie, jest sama swoja i wolna.
- Dla niej każda będzie atakiem na wolność... Jakoś dziwne, że ja nigdy takiego uczucia nie miałam...
- Może jesteś moim przeciwnym odbiciem, ale wiem jedno... Byłaś szczera wobec siebie cały czas... wobec niej też.
- Jesteś przeciwieństwem i mówisz to, mimo iż najchętniej byś mnie zabiła?
- Nieważne... Jesteś częścią, bez której nie będę istnieć... A ona... Meren Re... Zapewne..
- Nawet nie wiem czy Przeznaczenie przeznaczyło jakąś dla mnie. Może ta zjawa to złudna nadzieja?
- Może. Ale... Ja nie chcę kochać nikogo... Wiesz o tym. Nikogo. Nigdy.
Czarna Królowa odeszła... Poszła do swej komnaty... Odprowadziłam ją wzrokiem... Jak zwykle spowita w nagości... Dionizyjska... Obfita w złote ozdoby... Czarne przezroczyste szale... Najchętniej rzuciłaby się w Nicość i nie przejmowała niczym.... A słowo kocham byłoby dla niej normalna regułką.... Nie boli cię nic.... Chcesz to we mnie przezwyciężyć....
- Nie płacz już tam... Lepiej nakarm naszego czarnego kota.... Usypiasz go milczeniem, ale nie możesz go nim karmić... Dobranoc.
II. Czarna
Położyłaś się w końcu... Skulona... Na policzkach zaschnięte łzy... Płakałaś... Co ten parszywy Anioł ci znów nagadał? Ech... Pewnie to, co zawsze... Głupia paplanina, która i tak nic poza ranieniem ciebie nie daje....
- Nie mów mi tego, rozumiesz? Nie chce tego słyszeć!!!
- Spytałaś... Powiedziałam prawdę... Miałam cię okłamać?
- Nie wiem... Zamilcz, nie mów już nic...
- Mogę odejść i już nigdy się do ciebie nie odezwać...
- Nie o to chodzi... Nie kocham cię jak kobietę, z która się dzieli życie... Może jak siostrę... Może nawet mniej… Nie chcę się zakochać... A tego się boję...
- Co jest w tym złego?
- Wszystko.
- Nieważne... Podjęłaś decyzję za mnie... Przemyślałaś coś i sama stwierdziłaś, że nie, nie mówiąc mi nawet, że cokolwiek rozważałaś...
- Przykro mi...
- No, co ja mam zrobić? Wytnę sobie serce? Mam się zabić...
- Tego nie zrobisz... Masz Elfy...
- I co mi z nich? I tak Elglow się nimi zajmuje... Wydaje rozkazy...
- Twój brat?
- Nie zmieniaj tematu...
- A Czarna Dama? Nie kochałaś jej? Jak ty ją potraktowałaś?
- Jak to jak? Kochałam i nadal trochę kocham... Ale nie ma jej... Milczy... Jak zawsze zresztą. Wiesz przecież... Szczerze ją pokochałam... Inaczej niż ciebie, ale także. Ona była lodem... Kamieniem... Była.
- Ja ciebie nie kocham, więc skończ z tym.
Wtedy stanęłaś na barierce... Popatrzyłaś na dół... Na wodospad... Na tę przerażającą ciemność… Było ci wszystko jedno... Ona i tak nie podała ci dłoni! Nic! Cynicznie powiedziała, abyś nie szantażowała jej psychicznie! Co za pomysłowość! Ironiczny byt. Gadała o jakimś wmawianiu sobie! I poszła. Z obrażoną miną na twarzy... Nie wybaczyłabyś mi tego określenia... Ale jak dziecko... Dosłownie jak dziecko! Co ona uważa? Ze wybierasz, kogo kochasz!? Przecież to absurdalne... Gada o wmawianiu... Nawet nie próbuje się wczuć w twoja sytuację, tylko walnie to swoje „przykro mi” i idzie w cholerę jak zawsze... Tak wiem, jestem kamieniem... Ale widzę uczucia... Widzę, co się dzieje... Niestety.
Nie wiem czy ona ucieka, czy tez faktycznie woli kogoś tam... Nie wiem... Wiem, że ty zapewne masz teraz ją albo Damę Pikową we snach... Damę Pikową... Tęsknisz za nią... Prawda? Tak, była piękna... Nawet ja jako twoja Czarna Połowa przywykłam do niej... Lubiłam na nią patrzeć... Nie, tylko mnie nie oskarżaj o jakieś niecne myśli... W jej filigranowej postaci było jakieś piękno... Takie milczące.
Nie mówiłam Ci... Biała... Dostajesz wieści od Tamtej, Nieujrzanej. Znów pisze ci te puste słowa o tęsknocie i miłości, kiedy nawet na własne oczy cię nie widziała... Mówi znów o jakiś obietnicach... Wyrzuciłam je. Wiem. Nie ufasz jej. Ona nigdy nie przybędzie w te strony....
No cóż... Moja droga, Biała... Obawiam się, że do końca wieczności pozostaniesz ze mną... Swoją czarną stroną... Sama. No... uwzględnijmy chociaż kota... Które to będzie jego życie? Ech... Nieważne... Kochasz czarne koty... Tak, wiem... One przypominają ci Damę Pikową.... Kochasz ją nadal, prawda? Tak romantycznie i cicho...
Gdyby tylko dala ci jeszcze szansę... Gdyby mogła sprawić, że jej znów zaufasz.... Bogowie.... Ty byś znów zaczęła rozkwitać...
Zostawiłam Białą śpiącą z kotem... Leżał jej cichutko na piersiach... Okryłam ciepłym kocem... Tak wiem... Mimo iż jestem skałą.... Musze się nią opiekować... W końcu to połowa mnie... Tylko proszę.... Jutro już nie płacz.... Jak ten Anioł znów czegoś zechce... Milcz. Nie odzywaj się do niej. Niech idzie sobie z tymi wszystkimi omamionymi uczuciami do tamtej... Wbiła sobie w umysł, że może.... Phi! Już ja widzę, jak tamta patrzy na takie chodzące nic! Normalnie mnie atak śmiechu bierze... Wybacz mi mą nieczułość... Ależ to jest... Wiesz... W moim słownictwie ona funkcjonuje jako ścierwo... Bo jakże inaczej nazwać, kiedy jawnie na własnych oczach się kogoś dźga nożem udając, że się tego nie widzi! Zabiłabym Ja... Gdybym tylko mogła.
Jutro pójdziemy na spacer, prawda?
c.d.n.
Data publikacji w portalu: 2007-02-05
« poprzednie opowiadanie
następne opowiadanie »