JESIEŃ ALBO CZTERY PORY ROKU

Hyazinthus
Najdawniej, bardziej niż dawno temu, w spiżowej, monstrualnej, posłusznej zimorodkom puszczy na północy, pod zwęglonym niebem, mieszkała dama o zwielokrotniającym się imieniu Htebsil. Była to pani czarująca, tkająca czas
rytmem jedynym swych pieszczotliwych dłoni, ze wzrokiem fatalnego raniącego bożyszcza, podbródkiem i czołem wszetecznej młodej ognistej bogini, obnażająca krzyk światła pędzącą żwawością gładkiego ciała i pulsujących
rytmem winobrania jędrnych piersi.

Htebsil miała w posiadaniu cztery czarne, bełkoczące niezrozumiałym językiem, rumaki, które każdego wieczoru padały przed nią na kolana. Piękna, dumna kobieta nie była szczęśliwa, a jej poczucie rozkoszy było bardzo umiarkowane. Praktycznie nie znała jej smaku i dławiącej potęgi poza odmętem wieczornych upadłych pęcin jej własnych koni.

Pewnego śmiesznego, rdzawego wieczoru w bramie zamku Htebsil zjawiła się bardzo młoda, smukła, piękna kobieta. Zmęczona, pokłoniła się królewskiej władczej postaci Htebsil, która, oczarowana i ciekawa, zaprowadziła
nieznajomą wprost do swej ogromnej sypialni. W środku nocy, głosem bynajmniej nie zaspanym, kobieta poprosiła o cztery mosiężne podkowy, cztery płomienne świece, cztery najpiękniejsze w królestwie kobiety i cztery kartki
białego papieru oraz nóż. Gdy przyniesiono jej wszystko, czego zażądała, Htebsil opuściła sypialnię, a tajemniczy gość zamknął drzwi z łoskotem swą małą, delikatną, śpieszącą gdzieś dłonią. Cały następny dzień pozostały zamknięte. Przed zapadnięciem zmroku wyszły zza nich nagie, zupełnie pijane kobiety. Zataczały się po wszystkich pustych salach do samego świtu. Htebsil kazała w końcu wrzucić je do morza. Po chwili dosiadła czterech koni i zniknęła. Wróciła następnej nocy. Drzwi jej sypialni wciąż były zamknięte.

Nieznajoma otworzyła je i wyszła, gdy zaczynało świtać. Nikt jej nie szukał, nawet Htebsil drzemiąca w kwiecistym gorącym ogrodzie, zmęczona wspomnieniami swej ostatniej nocy.

Nikt też nie zwrócił uwagi, że cztery rumaki podążyły w ślad za kobietą.Wróciła, gdy zapadała ciemność, a zaraz potem nadbiegły zwierzęta: spocone, brudne, z przekrwionymi ślepiami. Htebsil, gdy tylko ujrzała powracającą,
natychmiast wręczyła jej kielich czerwonego wina, który ta opróżniła z rozkoszą ( jej usta drgnęły czerwieniejącym uśmiechem, kształtnym niemym zaproszeniem, gdy piła). Zniknęła w sypialni Htebsil chwilę później w całkowitym milczeniu.

Nie opuszczała jej przez kilka dni. Spoza zamkniętych dni wydobywały się ciche, łkające dźwięki, delikatne słowa, jakby szemrane zaklęcia, których nikt nie był w stanie zrozumieć. Nawet Htebsil.

Nadeszła jesień. Zakurzyły się i zwęziły drogi ciężkiego królestwa Htebsil. Nikt nie wiedział, co robi nieznajoma. A ona milczała i patrzyła wciąż na piękną Htebsil.

Htebsil nie zrozumiała.

Zimą dostała list... "Stojąc na śniegu, czekając na ciebie, jestem tak daleko. Zrobiłaś, co chciałam, Htebsil. Nigdy nie szukałam; przyszłam tu przypadkiem i natrafiłam na ciebie. Nie trzymałam twojej dłoni, nie pokazałam, co czułam. Htebsil, boję się, że kłamiesz. Dlatego śpię sama wtwojej sypialni. Nie uśmiechasz się. Zawsze przychodzisz inna niż jesteś. Ja też muszę być tylko dziwną nieznajomą. Twoje źrenice zmywają mnie inaczej. A ja tłumaczę łzy oczernionymi słowami, rzucona na kolana przed twoim łożem.
Zrobiłaś, co chciałam, Htebsil. Kocham cię".

Htebsil zajmowała się czymś innym.

Nadeszła wiosna. Nie słyszano jej kroków, nie słyszano jej głosu.

- Więc musisz już iść?

- Tak, madame. Zostawiam ci skrzypce.

- Jak trumnę.

- Kto z nas odważy się żyć wiecznie... Przyjdę do ciebie, madame. Wpuść mnie, błagam. Chcę zobaczyć tę, którą kocham.

- Wiosna właśnie umiera... Wejdź.

- Gdzie jesteś, madame?!

- Wejdź!

- Madame?

- Wejdź.

- Madame!

- Teraz zrozumiałam. Wszystko.

- Weź to, madame.

- Jestem szczęśliwa.

- Jesteś...

- Nie przerywaj mi! To nie miała być trumna.

- Te skrzypce?

- Cztery pory roku...

- Nie wiem.

- Zapomnij o mnie.

Niebo zakrztusiło się swoją ostrą niebieskością i postarzało przez ostatnie dwa lata. Nieznajomą znaleziono w sypialni pośród ognia, papieru i krwi.

Jeżeli wyciągnęłaś dłoń i nikt nie uwierzył twoim czystym oczom, uciekaj do kraju, gdzie bzy nie zakwitły tej wiosny. Idź przed siebie i patrz w górę.
Nie próbuj po raz drugi wyciągać rąk do człowieka. Z zaciśniętą pięścią zbudzisz się jesienią w żółtej nienawiści snów nieodgadnionych. Będziesz szukała jej bladych ramion, wzburzonych warg czerwieniejących. Bedziesz żebrała, płakała, szantażowała. W jej wspomnieniach zostało niewiele; jakiś cierń zasupłany pomyłką, może zwykła pogarda, wyuzdana, zwyczajna jak ty.
Poznaj mity wolności, nietrwałość ludzkiej twarzy, zniekształconą miłość, ironię zrozumienia, wypłowiałe słowa. Niech twoja maska nie spadnie za wcześnie.

Jeżeli wyciągnęłaś dłoń i nikt nie przystanął, idź, żeby znaleźć niebieski
sen o przeszłości, której nie doceniłaś. Przeszłości zamkniętej w jej dłoni.
Data publikacji w portalu: 2009-03-23
« poprzednie opowiadanie następne opowiadanie »

Witaj, Zaloguj się

Artykuły zoologiczne na Ceneo

KONTAKT

Wyślij swój tekst! - napisz do Namaste
podpisz swoja pracę nickiem lub imieniem
(jeśli chcesz: nazwiskiem), jeśli chcesz napisz swój e-mail, podamy go w podpisie.

NASZA TWÓRCZOŚĆ

Jest jak delikatny kwiat. Każda jej forma zawiera ślady głębokich wzruszeń i emocji, przenosi pamięć o czasie minionym, chroni od zapomnienia chwile.

Tutaj jest miejsce dla Ciebie. Jeśli pisałaś, piszesz lub pisać zamierzasz, nie chowaj efektów swojego natchnienia do szuflady, podziel się nimi.

Tu nikt nie ocenia, nie krytykuje. Możesz przysyłać teksty podpisane imieniem bądź pseudonimem, o dowolnej tematyce i formie. Może to dobre miejsce na debiut i nie tylko.

Zdecyduj się.
To właśnie od Ciebie będzie zależał kształt tej strony. Zapraszam do jej współtworzenia.

Namaste

© KOBIETY KOBIETOM 2001-2024