Dziwna pogoda

Joisan
Dziwna pogoda, deszcz pada i słońce świeci. Słucham Cassandry (tej drugiej płyty) i myślę, jak cudownie by było, tańczyć teraz z Tobą w tym słodkim deszczu. Mokre, przytulone do siebie i krople deszczu spływające po twarzach złączonych w delikatnym pocałunku. Tańczyłybyśmy w rytmie naszych serc, nie dochodziłby głos z zewnątrz, nie zwracałybyśmy uwagi na mijających nas ludzi, liczyłybyśmy się tylko Ty i ja.
Przestało padać, niebo pokryło się chmurami o nieokreślonych kształtach. Przesuwają się z wolna w stronę morza. Zastanawiam się, czy i Ty patrzysz teraz w niebo. Szkoda, że nie siedzimy na plaży, wtulone w swe gorące ciała, podziwiając piękno Bałtyku. Popijając Martini z lodem, szepcząc czułe słowa. Jest tak cudownie. Czerwone niebo, urzekający zachód słońca, my...
Czy jestem romantyczką? Zdaje się, że tak. Wszystko, czego pragnę to być z Tobą, blisko Ciebie. "Kochanie, mów mi częściej o miłości, bo chce wiedzieć, że jest."

Chmury wyglądały jak drzewa. Byłam na spacerze nad morzem. Przechadzałam się tymi samymi ścieżkami, co my razem, gdy robiłyśmy zdjęcia.

Nie wiem, co się dziś ze mną dzieje. Od samego rana miałam kiepski humor, wszystko mnie drażniło. Pogoda jeszcze mi dorzuciła swoja porcję, robiąc ze mnie istotę niezdolną do czegokolwiek. Twój równie kiepski nastrój... i czara się przepełnia. Już nie potrafię być spokojna, nie potrafię przestać myśleć, zastanawiać się, co się stało, dlaczego masz doła od wczoraj, dlaczego, dlaczego... i nie ma odpowiedzi. To jest w tym wszystkim najgorsze, ten brak odpowiedzi, moja niewiedza. Tori wprowadza mnie w zadumę. Błędny wzrok wlepiony w ekran telefonu, i nic. Ty już dziś nie odpiszesz. Chyba?! Znów ciężka noc przede mną. Niepewność jutra. Nie chcę o tym myśleć. Może lepiej nie myśleć, co przyniesie jutro, zamknąć oczy i wyrzucić wszystkie myśli z głowy. Chciałabym być teraz sama w domu, nalać sobie szklaneczkę alkoholu, jedną, drugą, może się upić, zapalić świecę i patrzeć jak wolno spływa wosk. Co się ze mną dzieje, Pat? Trudna jestem.
Na ścianie wisi mój Dali. Czyż nie był geniuszem?
Ta muzyka odbiera mi energię, wszystko krzyczy we mnie, gdy ona śpiewa, serce samo się wyrywa. Ktoś mi kiedyś powiedział, że niedobrze jest wylewać emocje w chwili ich odczuwania, na papier. Jednak dla mnie to sposób na stworzenie czegoś unikalnego, nie, nie, źle się wyraziłam. Chciałam powiedzieć, że idealny moment na pokazanie się takim, jakim się jest. Przeczytasz to wszystko niedługo. Nie wiem, jak zareagujesz. Otwieram tu siebie całą. Czy chcesz mnie taką?
Czy to takie dziwne, że gdy wstaję rano, myślę o Tobie, i gdy jestem w pracy, tak ciężko nie uciekać myślami do Ciebie, i gdy wracam do domu ścieżką przez łąkę, jestem myślami przy Tobie. Zasypiając, zawsze zasypiam z Tobą.
(...) Boże, znowu czeka mnie wizyta u lekarza, mierzyłam ciśnienie, nie jest dobre. Nawet puls mam do "dupy". Znowu marudzę, co? Znowu robię z siebie cierpiętnicę. To cała ja. Pokazać, jakaż to "biedna" jestem. Dość!

Kolejny dzień. Miałam dziś serdecznie dość pracy, mojego brata, jego żony, dzieciaków, hałasu, szczekania psa, pogody, wszystkiego. Do domu szłam bardzo powoli, rozmyślałam o Tobie. Tak, ten urlop dobrze mi zrobi. Oderwę się od tej cholernej rzeczywistości. Będziesz tylko Ty i ja. Moja matka dziś wróciła. Oczywiście, na dzień dobry zasypała mnie stekiem pytań, o to, co słychać, co robiłam, jak w pracy itp. itd. Nie lubię tego. Ona zawsze patrzy na mnie w taki sposób, jakby zawsze widziała we mnie zło. Tak to odczuwam. Z ironicznym uśmiechem zadaje pytania, na które sama odpowiedziałaby, gdyby chciała. No i oczywiście wykład, że źle sprawdziłam pociąg, że nie poszłam do kościoła. Zawsze ma o coś pretensje. Nawet nie wiesz, jak ja się duszę w tym domu.

Sobota, wsiadam w kolejkę do Gdyni, wysiadam na głównym. Potem jadę busem do Władysławowa, do Ciebie. Wkraczam w inny wymiar, w inny świat. Czuję się zupełnie inaczej, przepełnia mnie radość, radość, że zobaczę Ciebie. Idę Morską, dochodzę do Twojego miejsca pracy. Już z oddali widzę, jak stoisz przy piwie, podnosisz głowę, spoglądasz w moją stronę i uśmiechasz się. Zawsze tak samo uroczo jak owego wieczoru, gdy się poznałyśmy. Pamiętasz?

Pojechałam, Ty nie miałaś humoru, co natychmiast przeszło na mnie. Więc, siedziałyśmy obie jak na skazaniu. Mnie oczywiście zatkało i nie potrafiłam wymówić słowa, a Ty chciałaś, żebym mówiła, cokolwiek. Nie mogłam. Poszłam na przystanek PKS, czekałam 40 minut na jakikolwiek transport. O, zgrozo! W Gdyni wsiadłam w pociąg do Elbląga, wysiadłam w Sopocie, by wsiąść z zwykłą SKM-kę. Było ciemno, wracałam szybkim krokiem do domu, nie oglądając się za siebie. Ten wyjazd był kompletnym niewypałem. Wróciłam do domu z niesmakiem w ustach po wypitym piwie z sokiem. Po co ja piję! Matka dziwnie na mnie patrzyła cały wieczór.

Popłynęłyśmy razem w rejs do Karlskrony. Było cudownie.

Chciałam tu opisać nasz wyjazd do Szwecji, ale teraz inne sprawy zaprzątają moja głowę. Nie wiem, od czego zacząć. Nie chcę, by to, co napiszę, zostało odebrane jako moje użalanie się nad sobą. Nie chcę się już użalać. Mam tego dosyć, żyję z dnia na dzień, czerpiąc z życia to, co mi przynosi każdego dnia. Nie jestem usatysfakcjonowana moim dotychczasowym życiem. Tyle porażek za mną, a tak niewiele sukcesów. Chciałabym więcej. Wiele razy zastanawiałam się nad tym, że moje życie do niczego nie prowadzi. Straciłam wszelką wiarę w siebie i nadzieję na coś lepszego.
Życie mnie nie oszczędza. Karmi mnie tym, co najgorsze. Aczkolwiek, mogłoby być gorzej. Nie chciałam Ci tego mówić, i nie powiem teraz. Ale, jest mi bardzo ciężko. Nie mam mieszkania, praca jest taka sobie, szkoły wyższej żadnej, dom, dom to chyba nie jest już ten dom, co kiedyś, rodzice mnie nie kochają, nie rozumieją, nie chcą, ciągłe kłótnie, ciągłe wrzaski. Jestem tu zupełnie sama, zdana tylko na siebie. Nie mogę Ci tego teraz powiedzieć, bo Ty potrzebujesz wsparcia, które ja chcę Ci dać. Nie mogę powiedzieć Ci teraz, że czasem już nie wiem, skąd wziąć siły, by Ci dopomóc, bo ja sama potrzebuje pomocy. Czasem nie wiem, skąd we mnie tyle pozytywnych myśli. Nie mogę Ci teraz pokazać, jak jestem słaba. Potrzebujesz mnie i mojej siły.
Zakochałam się w Tobie, niemal od pierwszego wejrzenia. Przy Tobie odżyłam, przy Tobie zrozumiałam, co to kochać, co to miłość, co to ta ukochana osoba, co to znaczy żyć dla kogoś. Chyba nie zdajesz sobie sprawy, kim dla mnie jesteś. Serce mnie boli, to ból fizyczny. Pewnie w wieku czterdziestu paru lat umrę na zawał serca. Był taki czas, gdy wyrzucali mnie z anglistyki, gdy rodzice dowiedzieli się, że moje skłonności seksualne są zgoła odmienne od tzw. normy, był taki czas, że nie chciałam żyć, miałam dość, nie widziałam sensu dalszego życia, nie widziałam sensu dotychczasowego życia. Ale później doszłam do wniosku, że się nie poddam, że ze mną nie tak łatwo, że nie pozwolę cieszyć się tym, że upadłam i nie mogłam już wstać, że nie było mnie stać na więcej. Łzy cisną mi się do oczu, nie chcę, by ktoś widział, że płaczę. Oni tego nie zrozumieją. Poznałam Ciebie, olśnienie. Na dzień dobry zadałam sobie pytanie: co ona we mnie widzi, czy nie odejdzie z powodu przegranych, w szkole, w życiu rodzinnym, czy nie odejdzie z powodu mego ciężkiego charakteru, co ona we mnie widzi. Jesteś niezwykłą kobietą, pełną charyzmy, radości, uczuć, delikatności, prawdy, szczerości, pełną miłości, bo gdy patrzę w Twe oczy, widzę miłość, nie zauroczenie, nie tylko pożądanie, ale prawdziwe uczucia, te najpiękniejsze i najgłębsze. Chciałabym mieć piękny dom, szybki samochód, sporo pieniędzy na koncie bankowym, ale to tylko marność tego świata, bez miłości, bez tej drugiej osoby jesteśmy niczym, jesteśmy niczym pył na wietrze. Najcenniejsze jest to, co jest w Tobie. Patrycjo, jesteś skarbem, cudem, aniołem, życiem, powietrzem, moją miłością. To dla Ciebie wstaję rano, to dla Ciebie idę do pracy, to dla Ciebie znoszę upokorzenia rodziców, to dla Ciebie oddycham, tylko dla Ciebie.
Leżysz zapewne w swoi łóżku, w Rumi, zapach sandała unosi się w pokoju, jest ciemno, słychać Me'Shell w oddali, widzę to tak, jakbym teraz tam stała. Zasnę dziś z takim obrazem przed oczyma, otulę Twój wizerunek w mym sercu, ucałuję usta Twej duszy.
Mam charakter mego ojca, ale staram się tłumić w sobie to, co złe, to, co mam po nim, te złe cechy, to trudne, wiesz. Nie chcę Cię zranić, nigdy bym sobie nie wybaczyła, gdybym miała być taka jak on i tak traktować ludzi. Nie chcę Cię stracić, nie poddam się, nie tak łatwo, potrafię wiele znieść. Wiem, powiesz pewnie zaraz, że każdy ma swoje granice.
To prawda, ale ja mocno naginam, gdy bardzo mi zależy na kimś, a na Tobie zależy mi najbardziej. Idę spać, zmęczona jestem. Dobranoc.

Teraz mam doła. Ciotka mnie wkopała. Cholera, powinnam bardziej uważać.
Boże, dlaczego ten świat jest tak okrutny?! Czasami mam tego tak dość, mam ochotę wszystko rzucić. Przecież wiedziałam od samego początku, że to nigdy nie będzie łatwe. Sama nie wiem, na co liczyłam. Tak bardzo chciałabym wyprowadzić się z domu i móc zasypiać obok Ciebie, budzić się rano przy Tobie, wracać z pracy do Ciebie, być z Tobą na dobre i na złe. Nie wiem, co teraz będzie się działo. Muszę poczekać na reakcję rodziców. Już za tydzień mam pierwszy zjazd w nowej szkole. Ciekawe, czy w ogóle będą jacyś fajni ludzie? A ja i tak będę całymi dniami myśleć o Tobie, Skarbie.
Jest teraz ósma rano, słucham bardzo dobitnej (muzycznie) piosenki Sarah Brightman i dołuję się obecną sytuacją. Nie wiem, jak ja to wszystko wytrzymam. Muszę wyleźć na prostą ze starymi, tak by zapomnieli o wczorajszym incydencie i żeby wbili sobie do głowy, że jestem z Piotrem. I że nie kłamię! Jakie to życie pojebane. Siedzę teraz i czekam, aż moja ciocia (pieprzona plotkara) wygrzebie się z łóżka, pewnie znowu się przez nią spóźnię do pracy. Fuck! Wkurza mnie teraz niezmiernie jej obecność. Znając życie, powiedziałaby pewnie, że ona nie chciała, ale tak wyszło, bo ona myślała, że poszłam z koleżanką. Nie, nie mam dosyć rozmyślania nad tą sytuacją, trzeba to przeczekać, jakoś.
Muszę kończyć na dziś.

Zimno mi, może to choroba, nie wiem. Ciężki był ten dzień dla mnie. Serce daje znać o sobie, im więcej nerwów, tym gorzej się czuję. Nie wiem, do czego to doprowadzi, ale chyba do niczego dobrego. Słucham Sade i myślę o tym, by iść spać. Czytałam właśnie maile, które do mnie pisałaś. Jesteś wspaniała, wiesz.

Wróciłam z nowej szkoły. Dużo zajęć, dużo nauki. Zmęczona jestem, a tak naprawdę jestem na skraju wyczerpania psychicznego. Tak bardzo chce mi się płakać. Ojciec znowu zrobił mi wykład o tym, czy ja w ogóle skończę tę szkołę i ile to pieniędzy i czasu, i że po tych trzech latach to gówno będzie z tego zarządzania przedsiębiorstwem. Nie chcę Ciebie obarczać bagażem moich problemów. Jest mi zimno i bardzo źle. Dlaczego życie tak źle nas traktuje? Co zrobiłyśmy źle, by tak nas karać? Ciebie czeka trudna rozmowa z mamą, przeze mnie możesz mieć straszne kłopoty. Nie możesz znaleźć pracy, szkoła też nie ta, którą byś chciała. Martwię się o Ciebie, o nas... o siebie nie mam już sił. Nie mogę Ci poświęcić tyle czasu, ile bym chciała. Praca, szkoła, rodzina. A ja już nie wiem, jak mam żyć. Odechciewa mi się. Ty chcesz odejść, a to tak nade mną teraz wisi. Z każdym dniem czuję, że coraz mniej czasu nam zostaje. Nie umiem okazywać uczuć, nie umiem rozmawiać, jestem beznadziejną kandydatką na żonę. Muszę z Tobą poważnie porozmawiać.
A tak właściwie, nie wiem czy mi się uda.
Chciałabym z Tobą zamieszkać, wracać z pracy do Twych ramion, zasypiać każdej nocy u Twego boku i budzić się rano przy Tobie, robić Ci śniadanie do łóżka i sprzątać za Tobą, prasować, robić Ci masaż, kochać się z Tobą, brać wspólną kąpiel, płakać, gdy będzie źle, śmiać się, gdy będzie dobrze, szaleć na dyskotece, zatańczyć przed Tobą, całować Twe oczy, usta, nosek, szyję, włosy, piersi, całe ciało, poczuć Cię tak jak nikogo innego, czuć Twoje ciało na moim. Ucieknijmy stąd i nie wracajmy nigdy więcej.... źle mi, mam drgawki, to chyba rzeczywiście choroba, już nie wytrzymam psychicznie,... przepraszam Cię, ale piszę to, co czuję i jak się czuję w tej chwili; a że kiepsko ze mną to inna sprawa. Nie potrafię żyć bez Ciebie. Ten rejs do Szwecji był dla mnie posmakiem tego, czego pragnę w życiu, a pragnę wspólnego życia z Tobą. Nie ma tu nikogo, kto by mnie przytulił, pocieszył, kto by mi choć powiedział, że wszystko będzie dobrze, ja chyba już nie wierzę. Niech USA wypowie w końcu wojnę i niech świat zniknie z powierzchni, niech wszyscy się wybiją i będzie spokój. Mam już dość tego świata pełnego przemocy, nienawiści, zła, zawiści, nietolerancji, obłudy i śmierci. Dość cierpienia. Mam już dość cierpienia. Dlaczego, gdy znalazłam kobietę mego życia muszę płacić podwójna karę za to, że jestem szczęśliwa? Za co? Nie mogę.


Jest mi dziś wyjątkowo źle. Choć w pracy było całkiem dobrze, bo znów się coś dzieje, dzwonią telefony i są klienci; to i tak byłam nieszczęśliwa. Ty nie dałaś znaku życia, wiem, może akurat nie mogłaś. Najgorsze było pod koniec pracy. Ojciec zmieszał mnie z błotem, zrobił mi awanturę i nawrzeszczał na mnie, tak, że aż płakać mi się chciało. Wyzwał mnie od gówniar i żebym uważała, bo on jeszcze mi może... i nie dokończył, co może mi zrobić. Furiat! Wiem, niby się mówi, że ojca i matkę ma się tylko jednego, ale... ja nie wytrzymuje psychicznie, to mnie wykańcza, ciągłe kłótnie i wrzaski, ciągłe awantury. Ktoś mógłby powiedzieć, ciesz się, że nie pije i nie bije. Tortura psychiczna też jest straszna. Ta ciągła presja i pretensje, że studiuję kolejny raz (nie jestem orłem, nie wyszło mi kilka razy), że wciąż jestem na ich garnuszku, że jeszcze nie mam męża. A ja najchętniej zapytałabym ich, po co mnie spłodzili i czy oni w ogóle mnie kochają, bo ja tego nie czuję. Wydaje mi się, że jestem dla nich ciężarem, że tylko czekają kiedy ja się wyprowadzę. Ja zresztą też na to czekam. Szukam lepszej pracy, żeby móc się usamodzielnić i wyprowadzić z domu, z domu, w którym czuję się obca. Stałam się słabsza, łatwiej się załamuję, zawężają się granice mojej wytrzymałości, coraz trudniej mi stawić czoła światu. Jedyne, co mnie trzyma przy życiu to miłość, miłość do cudownej kobiety i jej miłość do mnie. Wiem, marudzę znowu, ale nie mam dziś z kim porozmawiać, a muszę to z siebie wyrzucić. Muszę to z siebie wyrzucić, bo inaczej oszaleję.


Powinnam dalej ćwiczyć matmę, ale nie mam siły i ochoty. Postanowiłam trochę popisać. Ty jesteś chora i leżysz w łóżku. Planowałyśmy sobotni wieczór i noc spędzić wspólnie, same, tylko Ty i ja; ale tak to jest, jak się coś planuje i bardzo by się tego chciało, to nie wychodzi. Cholera. Nie jestem na Ciebie zła, bo i o co? Przecież to nie Twoja wina, że się rozchorowałaś i że mama zakazała Ci gdziekolwiek wyjść. Równie dobrze to ja mogłam znaleźć się w takiej sytuacji. Życie płata nam brzydkie figle! Bądźmy dobrej myśli, może się jednak jakoś zobaczymy w ten weekend. Bardzo bym chciała, bo tak strasznie tęsknię do Ciebie, jestem ciągle jakaś nieswoja, krążę czasem po pokoju i nie wiem, co ze sobą zrobić, puste łóżko, pusty pokój. Tak bardzo chciałabym spędzać z Tobą każdą noc i dzień; zamieszkać z Tobą...zamyśliłam się i myślami popłynęłam do chwil, gdy się całujemy... tak cudownie całujesz, masz tak delikatne, subtelne usta.

I znowu zaczynam od pogody. Potwornie dziś leje i strasznie zimno się zrobiło. Humor mi się za bardzo nie poprawił. Jestem zamyślona, zasłuchana w psychodeliczną muzykę. Miałam w pracy okropnie nudny dzień. Za często wysyłałam Ci sygnały, Tobie nie chciało się odpowiadać, a ja czułam się podle i żałośnie. Znów dopadły mnie myśli, czarne myśli. Jestem tchórzem, wiesz. Wyraźnie widzę, że jestem bardzo podobna do ojca. Potrafię tylko dużo gadać, głośno krzyczeć, a tak naprawdę w głębi duszy jestem tchórzem, który nie ma odwagi powiedzieć: "ja", "moje życie", "moje szczęście". Mam ochotę krzyczeć!
Ochłonęłam, uspokoiłam się.

Wróciłam do domu, cała i zdrowa. Nie martw się. Nie będę przepraszać. Nie mam zamiaru, bo znowu powiesz, że przepraszam. Nie, nie czuje się winna. Miałam chandrę i tyle, przykro mi, że przy Twoich znajomych. Tak wyszło. Myślałam, że będziemy same. Nie powiedziałaś, że się umówiłaś ze znajomymi. Poczułam się głupio i drugoplanowo. Nie wiem, czy mnie rozumiesz. Tak, zostawisz mnie, wyjedziesz za granicę. Jedź, póki masz szansę, jedź i nie oglądaj się za siebie, tam pewnie czeka Cię lepsze życie. Chcę w to wierzyć.
Wiesz, wyłączyłam telefon, jak weszłam do domu. Wiem, potraktowałam Cię bardzo źle na stacji SKM. Taka jestem. Jak mi jest źle, odgrywam się na wszystkich. Tak, teraz przeproszę, bo nie powinnam była tak postąpić. Jestem wstrętna. Ale nic mnie nie usprawiedliwia, zrobiłam to celowo. Papierosa też zapaliłam celowo, to chyba już wiesz. Jestem lekko na fazie, ale to nic. Jestem żałosna, a Ty mówisz, że jestem kimś. Kim? No, kim? Mówisz: "oszalałam, że Cię spotkałam" Wiesz, jestem skryta, zamknięta w sobie. Nie wyprę się tego, że Cię kocham, nie potrafiłabym temu zaprzeczyć, bo Cię kocham, jak wariatka, mocno, w głębi. Jestem wstrętna, nie widzisz? Jestem egoistką, nie widzisz? Boże, Pat, to nie tak. Ja nie chcę, żebyś wyjechała, nie chcę, byś mnie zostawiła. Nie potrafię bez Ciebie żyć. Powiedziałam, a tak właściwie napisałaś w SMS'ie, że myślisz o mnie bardzo poważnie.
Ja tak samo myślę o Tobie, uwierz mi, proszę. Jestem wcięta, mam dość, nie mogę już pisać, nie jestem w stanie.

Przeczytałam to wszystko do początku. Nic, prócz marudzenia, narzekania, i ciągłego niezadowolenia. Hmmm...rozmawiałyśmy dziś u Ciebie w pracy. Wróciłam do domu i nic. Ta rozmowa dała mi wiele do myślenia, nie ukrywam. Zrobiłam postanowienie: żyć pozytywnie, koniec ze smutactwem, ciągłym obwinianiem się, ciągłym przepraszaniem i strachem przed tym, że może jutro odejdziesz. Wiesz, Tori jest zajebista! Cholera, spoglądam wstecz i wiesz, co widzę?! - świat pełen lęku, żółci, nienawiści, braku samoakceptacji. Wiesz co, jestem szczęśliwa. I nie powiem Ci, że będzie dobrze, ze mną, z nami. Nie wiem. Nie wiem, co będzie, zobaczymy. Jak to ludzie mówią: "pożyjemy, zobaczymy". To nieprawda, że jestem taka i owaka...bla, bla, bla po prostu jestem sobą i tyle. Jak się komuś nie podoba, to niech sobie idzie do diabła. Nie potrzebuję błagać na kolanach o czyjeś względy. Są ludzie, którzy mnie znają i cenią (nie, nie chwalę się wcale) dziękuję im za to.
To już ostatnie zdania. Tym razem już niedługo to przeczytasz. Zasugeruję rozpoczęcie od końca, od ostatniego akapitu. Potem od początku. Kończę to, dlatego, że mam dość klepania; chcę z Tobą rozmawiać. Życie tak szybko ucieka...
Data publikacji w portalu: 2003-07-29
« poprzednie opowiadanie następne opowiadanie »

Witaj, Zaloguj się

Artykuły zoologiczne na Ceneo

KONTAKT

Wyślij swój tekst! - napisz do Namaste
podpisz swoja pracę nickiem lub imieniem
(jeśli chcesz: nazwiskiem), jeśli chcesz napisz swój e-mail, podamy go w podpisie.

NASZA TWÓRCZOŚĆ

Jest jak delikatny kwiat. Każda jej forma zawiera ślady głębokich wzruszeń i emocji, przenosi pamięć o czasie minionym, chroni od zapomnienia chwile.

Tutaj jest miejsce dla Ciebie. Jeśli pisałaś, piszesz lub pisać zamierzasz, nie chowaj efektów swojego natchnienia do szuflady, podziel się nimi.

Tu nikt nie ocenia, nie krytykuje. Możesz przysyłać teksty podpisane imieniem bądź pseudonimem, o dowolnej tematyce i formie. Może to dobre miejsce na debiut i nie tylko.

Zdecyduj się.
To właśnie od Ciebie będzie zależał kształt tej strony. Zapraszam do jej współtworzenia.

Namaste

© KOBIETY KOBIETOM 2001-2024