CIĘŻKO JEST CZEKAĆ
vene
Ciężko jest czekać. Ciężko jest czekać na cokolwiek. Na spełnienie tym bardziej. Spełnienie w miłości, związku, w korelacji z drugim człowiekiem. Czekanie na współżycie niosące ze sobą ładunek nacechowany silnymi emocjami - najtrudniej...
Nie czekałam na Ciebie.
Obudziłam się rano, jak zwykle na gigantycznym kacu, a Ty spałaś na fotelu. Zwinięta w kłębek, wyglądałaś tak uroczo... był to najsłodszy widok o poranku, jaki tylko mogłam sobie wyobrazić. Ale nie powiedziałam Ci tego. Nie przyznałam się, że od pewnego czasu barwa Twojego głosu wybrzmiewa z ust każdej napotkanej dziewczyny... Nie przyznałam się, że blask Twoich oczu oświetla mnie w każdym zakamarku dusznego miasta.
Rozejrzałam się po pokoju. Nie widać było skutków wczorajszej imprezy.
Resztki pamięci nie pozwalają myśleć, iż w takim akurat stanie pozostawiłam mieszkanie. Ewidentnie nie traciłaś czasu, gdy ja spałam upojona alkoholem. Tak, znowu się zalałam w trupa. I to sama. Od pewnego czasu lubię pić tylko w samotności. Unikam spotkań masowych, a przede wszystkim spotkań tylko we dwoje, tylko we dwie... gwoli ścisłości. Unikam wszystkich i wszystkiego, do czego mogłabym się przywiązać, co mogłoby się przywiązać do mnie. Czego bym potem potrzebowała, za czym bym tęskniła i płakała.
Unikam wszystkich, a Ciebie w szczególności. Tyle razy Ci to wykrzyczałam prosto w twarz, to jedyne, co potrafię ostatnio... krzyczeć. A ilu swoich napadów agresji słownej w stosunku do Ciebie mogę nawet nie pamiętać? Ty Jedyna wiesz, Ty wszystko pamiętasz... zawsze. Choć nie mówisz, nie narzekasz. Powiedz, czemu się nigdy nie bronisz? Do cholery! Szmacę Cię na każdym kroku, a Ty nic, a Ty milczysz. Stoisz niewzruszona. Przecież wiem, że cierpisz. Przecież wiem, że Twoje serce wylało hektolitry gorzkich łez.
Tylko kiedy Twoje oczy płaczą? Czy jeszcze potrafią? Czy wysuszyłam i je...?
Przy mnie nigdy nie okazałaś smutku, słabości... jeśli w ogóle można Twoje uczucia rozpatrywać w takich prozaicznych kategoriach. Twoje oczy nigdy nie okazały rozczarowania, a są przy mnie zawsze... Tyle razy ściągałaś mnie z baru i kładłaś półprzytomną do łóżka. Pytam, czemu? Czemu, skoro Cię ciągle odrzucam... Powinnaś wiedzieć, że nie ma nawet cienia nadziei dla Ciebie, dla mnie, dla nas... Życie mnie nauczyło, iż nie ma nadziei dla mnie, na bycie przy kimś, obok kogoś, z kimś... Nie umiem, już nie. Choć z perspektywy czasu myślę, że nigdy nie umiałam być, po prostu być. Bo jak się jest z kimś, to się nie powinno uciekać, nieprawdaż? A ja zawsze chciałam mieć swój półprywatny świat, w którym nie potrzebowałam nikogo oprócz siebie. Tak mi się zawsze wydawało. Ale tak naprawdę wiem, iż gdybym kochała prawdziwie, umiałabym podzielić się wszystkim, co moje, nawet swoją samotnią. Do tej pory nikogo nie wpuszczałam do mojego świata, choć paradoksalnie nigdy nie zamykałam drzwi. Ty pierwsza je w ogóle odnalazłaś i niepozornie się przez nie wdarłaś. Nie wiem nawet, kiedy to miało miejsce i podejrzewam, że Ty również nie zdajesz sobie z tego sprawy. Jaki był Twój sposób? Nie pytałaś, nie wątpiłaś, nie analizowałaś.
Bywałaś, a z biegiem czasu już byłaś...
Nadal patrzę na Ciebie. Przeciągasz się tak niewinnie, tak niezdarnie przecierasz swoje kocie oczy. Odwracam twarz. Nie możesz na mnie teraz spojrzeć. Za bardzo rozpieprzył mnie Twój widok, śpiącej o poranku, skąpanej w morzu wschodzącego słońca. Czuję się tak słaba. Chcę wyszeptać Twoje imię... byś usiadła obok. Złapała moją zimną już dłoń i rozgrzała ją swoim ciepłem. Chcę byś przysunęła moją głowę i przytuliła ją do swej mlecznej piersi.
Twoje piersi...falują ponętnie za każdym razem, gdy idziesz chodnikiem.
Chciałabym w końcu zasnąć na nich. Myślisz, że nie patrzę na Ciebie?
Cały czas... poprzez swoje zamglone oczy, szukam chociaż zarysów Twojego
ciała, Twych idealnych kształtów. Kształtów, które każdy artysta chciałby
mieć za wzór, czy to rzeźba czy płótno... Chciałby, chociażby po to, by przez chwilę zatrzymać Cię w kadrze swojej pracowni. Twoje biodra swoim kołyszącym się ruchem zapraszają każdego napotkanego mężczyznę do tańca, budzą ich zmysły, budzą popęd. Mimo iż nieświadomie... Widzę ich spojrzenia, jak patrzą z pożądaniem na Ciebie, a jak z nienawiścią i pogardą na mnie. Bo przecież Ty cały czas patrzysz na mnie, za mną, przede mną. Czemu nie potrafię? Czemu nie wstanę teraz, nie podejdę ostatkiem sił do Ciebie i nie powiem - zostań...
Przerywasz ciszę - dzień dobry, jak się czujesz? Zrobię Ci herbatę z cytryną.
- Zostaw mnie - mówię... Wstajesz, zakładasz kurtkę i wychodzisz mówiąc
- bułki świeże są na stole, zjedz coś. Będę popołudniu.
Wiem, że wrócisz... nie musisz nawet nic mówić. Zastaniesz mnie pewnie znowu półprzytomną, próbującą stworzyć jakiś artystyczny przekaz. Nic to. Może dziś się nie napiję? Może zjem te pieprzone bułki, jak normalny człowiek? Może się uda...
Kurwa, gdzieś tu była moja tequilla...
Data publikacji w portalu: 2009-10-29
« poprzednie opowiadanie
następne opowiadanie »