OBUDZIŁA SIĘ W ŚRODKU NOCY
vene
Obudziła się w środku nocy. Myślała, że to pełnia wyrwała ją z błogiego snu... Myliła się,
Ale żadna pomyłka nie cieszyła jej tak, jak ta, co leżała tamtej nocy obok niej... Leżała i patrzyła... a jej oczy błyszczały, błyszczały jak tafla, niczym niezmąconego jeziora. Bez wątpienia był to nieopisany blask... Blask oczu, których koloru nigdy nie potrafiła opisać, mieniły się różnymi odcieniami zieloności oraz szarości. Szarości, która od pewnego czasu paradoksalnie nie kojarzyła się z przeciętnością. Dziwne... najzieleńsza szarość, była urzeczywistnieniem dziecięcego marzenia o spacerze po tęczy. Ot, taki niespotykany substytut. Nie wytrzymała...
-Co robisz?
-...
-Słyszysz? Czemu nie śpisz?
-Śpię.
-No, przecież widzę, że nie !
-Ależ śpię.
-Jak? Z otwartymi oczami? A to nowość.
-Tak, z otwartymi. A co nie można mi?
-Jak koń...
-Konie symbolizują siłę i wolność.
-Tylko nie parskaj mi w łóżku ! I śpij już...
-Dobrze, już śpię.
Weronika przekręciła się zwinnie na plecy, i dalej spała... z otwartymi oczami.
-No, czemu nie śpisz?
-Możesz przestać do mnie rozmawiać? Wybudzasz mnie ...
-Przecież Ty wcale nie śpisz !
-Śpię... tylko inaczej. Czy wszystko, co inne musi budzić taką dezaprobatę i zdziwienie?
-Oj, przecież wiesz, że nie musi... Po prostu jutro będziesz zmęczona z samego rana...
-Jak mogę wstać zmęczona, gdy całą noc leżałam w spokoju...w ciszy?
-...
-Tak, wyciszam się przy Tobie. Jesteś moją maleńką-wielką oazą.
-Nie lepiej po prostu fizycznie zasnąć ?
-Sen, sen, sen... przecież ja śpię !
-Z otwartymi oczami...
-Powtarzasz się. To i ja się powtórzę. Tak, z otwartymi. Bo jakże mogłabym zamknąć oczy,
gdy jesteś obok? Wystarczy, że podczas mrugania tracę Cię z pola widzenia na ułamki sekund. Patrzę, bo to mi przynosi ukojenie. Tak, jestem egoistką. Ale nie wyprę się przyjemności, tylko dlatego, że uważasz , iż zachowuję się jak koń !
Zaczęła się śmiać w głos... Nie zawstydziły jej te słowa, jakby tylko na nie czekała. Jakby była ich pewna, tak samo jak jest pewna tego spojrzenia...
- Śmiejesz się... i jak mogłabym teraz zatkać uszy? Uwielbiam, gdy to robisz...
- Co? Rechoczę?
- Nie... unosisz swój zadarty podbródek jeszcze wyżej.
- Nie mam zadartego podbródka !
-Masz... uwierz mi, że masz
-Wiesz, że go nie znoszę !
-Aj ! Jestem w niebie. Uwielbiam te Twoje ‘ nie znoszę’. Wyglądasz teraz jak mały głód.
-Wiesz co? Odwracam się, a Ty patrz teraz sobie na moje plecy, i wsłuchuj się w melodię mojego chrapania. Dobranoc !
-Dobranoc głodku, z uniesioną bródką...
Jak zapowiedziała, tak zrobiła, przecież nigdy nie rzuca pustych słów. A Weronika dalej spała z otwartymi oczami... Odpoczywała, czerpała niewypowiedzianą radość z ciszy... Ciszy, którą przerwało zapowiedziane, melodyjne chrapanie. Weronika wsunęła się pod jej część pościeli. Delikatnie odsunęła kosmyk włosów, spadający nieporadnie na oczy. Ten kosmyk ją wtedy urzekł. Wtedy, gdy spotkała ją w kawiarni, siedziała i czytała ‘Mistrza i Małgorzatę’, książkę, z którą jak się później okazało, nie rozstawała się na krok. Kosmyk opadał na oczy nieporadnie, nieporadny kosmyk, który urzekł. Weronika myślała, że to ona ją wybrała, zauważyła, lecz było to złudne myślenie. To ona przychodziła do kawiarni od dłuższego czasu, siadała w tym samym miejscu, zamawiała tę samą cytrynową herbatę, i czytała ten sam rozdział książki... Długo trwało, zanim Weronika ją spostrzegła...Teraz nadrabia każdy dzień lekceważenia...
-Kocham Cię...-wyszeptała jej do ucha, pozostawiając delikatne muśnięcie ust na aksamitnych włosach.
-Słucham...?
-Tak, kocham...Wiem, że nie rozumiesz wielu moich zachowań... Ale zawsze były one skierowane tylko po to, by Cię chronić.
-Przed Tobą? Nie boję się !
-Chcę Ci dać tak wiele... Ale nie potrafię zapewniać.
-To nie zapewniaj.
-Ale kocham...
-Wiem!
-A skąd niby, przecież nigdy Ci tego nie mówiłam.
-Bo ja też śpię z otwartymi oczami, gdy Twoje się troszkę zmęczą...
Data publikacji w portalu: 2009-12-13
« poprzednie opowiadanie
następne opowiadanie »